No cóż walentynki nie są co prawda świętem typowo słowiańskim czy polskim jednak ten nowy zwyczaj dość szybko zadomowił się w naszej kulturze. W końcu czemu nie? Każda okazja do świętowania i okazywania sobie pozytywnych uczuć jest przecież mile widziana a chociaż wszyscy chcielibyśmy pewnie poczuć odrobinę romantycznej atmosfery każdego dnia to taka specjalna okazja która zdarza się co roku 14go lutego też może być przydatnym przypomnieniem o wadzę zarówno wielkich uczuć jak i drobnych gestów służących okazywaniu miłości :).
Jednym z typowych sposobów spędzania walentynek są jak wiemy wycieczki do kina. Atmosfera zaciemnionej kinowej sali oraz klimat filmów wylewających się zwykle tego dnia ze srebrnego ekranu doskonale pasują do okazji. Pewnie wszyscy domyślamy się który z granych dzisiaj w kinach filmów przyciągnie największą publiczność ;-) ja jednak postanowiłem pójść w trochę innym kierunku i zamiast pisać o “50ciu Twarzach Greya” chcę wam przybliżyć kilka filmów o miłości które sam wspominam z największą przyjemnością.
Dla filmu o miłości nie może być chyba lepszego miejsca akcji niż miasto zakochanych zacznijmy więc od “Midnight in Paris”. Ta komedia romantyczna stworzona przez Woodyego Allena opowiada historię Gila i Inez którzy wybierają się na wycieczkę do stolicy Francji. Gil jest młodym pisarzem i bardzo szybko zakochuje się w klimacie miasta a kłopoty z narzeczoną jeszcze bardziej zachęcają go do zwiedzania uliczek i kafejek Paryża w poszukiwaniu natchnienia. Jak zwykle postaram się uniknąć spojlerów :), powiem więc tylko że udaje mu się znaleźć nie tylko wenę ale i dużo więcej. Przyznam że nie jestem największym smakoszem kina Woodego Allena jednak “O Północy w Paryżu” to po prostu przeuroczy obraz mówiący o miłości, konieczności zrozumienia drugiego człowieka ale i nostalgii za przeszłością. Wszystko to pokazane jest bez zbędnych wyjaśnień i natłoku faktów za to w sympatyczny i przyjazny sposób podkreślony przez doskonałą grę aktorską Owena Wilsona i Rachel McAdams. Dla każdego kto planuje być może zacząć zapoznawać się z kinem Woodego Allena polecam tą pozycje jako jedną z pierwszych.
Drugi film który przychodzi mi na myśl to romans zawierający jednak dużo większą ilość scen akcji. “True Romance” bo o nim mowa nakręcony został przez Tonego Scotta jednak scenariusz wyszedł spod ręki Quentina Tarantino i w czasie oglądania nie da się tego nie zauważyć. Głównym bohaterem jest Clarence Worley który razem ze swoją nową żoną Alabamą Whitman oraz walizką pełną, mówiąc delikatnie, nielegalnych substancji wyruszają do Los Angeles aby rozpocząć tam nowe życie. Oczywiście jak zwykle w tego typu przypadkach nic nie idzie zgodnie z planem i przed końcem filmu młodzi bohaterowie będą musieli zmierzyć się z włoską mafią, policją oraz niemoralną śmietanką towarzyską hollywood. “Prawdziwy Romans” to jeden z wcześniejszych przebłysków geniuszu Quentina na dodatek okraszony kreacjami takich aktorów jak: Christian Slater, Patricia Arquette, Val Kilmer, Gary Oldman, Brad Pitt, Christopher Walken, Samuel L. Jackson czy James Gandolfini (… uff). Obsada jest więc doskonała :).
Wartka akcja to z całą pewnością pozytywna cecha dla filmu jednak w przypadku filmów o miłości nie jest to warunek konieczny. Żaden przykład nie udowodni tego lepiej niż “Między Słowami” Sofi Coppoli. Jest to jeden z nielicznych w ostatnich latach typowy romans. Akcja opiera się na uczuciu jakie powstaje między podstarzałym amerykańskim aktorem a młodą mężatką którzy spotykają się w czasie pobytu w Tokyo. Trudno mi skojarzyć inny film który mimo tak wolno i metodycznie budowanej fabuły byłby mi w stanie tak mocno zaimponować. Tutaj również ogromną zasługę należy przypisać duetowi Billa Murraya i Scarlett Johansson. Chemia jaka tworzy się między tą dwójką jest niesamowita (a jak pokazują to przykłady niektórych kinowych nowości nie jest to wcale takie łatwe ;-) ). Zresztą cała ich gra aktorska jest na najwyższym poziomie. Film poza wątkiem miłosnym podejmuje tematy przemijania i poszukiwania swojego miejsca na świecie i z całą pewnością zostawił mnie zamyślonego w fotelu nawet po napisach końcowych.
Bill Murray to przede wszystkim wydawałoby się aktor komediowy i jego wspaniały talent pokazany w “Lost in Translation” (bo taki jest oryginalny tytuł filmu) mógł zadziwić widzów podobnie jak niesamowita kreacja aktorska Jima Carreya w filmie “Zakochany bez Pamięci”. Carray gra tu Joela Barisha który po tym gdy dowiaduje się że jego dziewczyna (w tej roli Kate Winslet) poddała się procedurze usunięcia go ze swojej pamięci postanawia zrobić to samo. Jednak obserwując powolne wymazywanie ukochanej ze swojego życia zaczyna mieć wątpliwości. Jeżeli opis wydaje się trochę dziwny to pewnie dlatego że jest to zdecydowanie najbardziej niezwykły z filmów o których dzisiaj wspominam. Duża część akcji rozgrywa się w umyśle głównego bohatera, w jego wspomnieniach i snach jest więc lekko surrealistycznie ale też bardzo interesująco. Twórcy wzięli na potrzeby filmu kilka pomysłów właściwych w zasadzie dla kina sience fiction i zrobili z nich bardzo dobry użytek pokazując jak bardzo łatwo tracimy czasem z oczu to co jest dla nas najważniejsze. Uczucie straty i walka o odzyskanie miłości pokazane są w “Zakochanym bez Pamięci” po mistrzowsku i myślę że film może wzruszyć i spodobać się każdemu.
Wzruszenia i emocje to faktycznie podstawy walentynkowego kina, najważniejsze jest jednak to aby wspólnie spędzać czas i aby te nowe przeżycia jeszcze bardziej zbliżały nas do siebie. Mógłbym jeszcze długo pisać o kinie i o wielkich romansach z dawnych lat jak Śniadanie u Tiffaniego czy Casablanca jednak myśle że są to filmy znane nam wszystkim a pozatym wieczór zbliża się już wielkimi krokami i czas skierować myśli w stronę moich własnych planów :).
PS. Na koniec apropo kina bardzo starego i romantycznej atmosfery zostawiam was w towarzystwie fragmentu jednego z moich ulubionyh starych musicali “Swing Time”. Fred Astaire, Ginger Rogers i pierwsze wykonanie piosenki “The way you look tonight”.
Foto: cinemaescapist, smariorganics, amazon.co.uk, circlecinema