Firma analityczna Counterpoint Research przedstawiła w swoim najnowszym raporcie własne, niezależne badanie, z którego wynika, kto zajmuje pierwsze trzy miejsca w globalnej sprzedaży smartfonów. Kogo kochają użytkownicy, a kogo jeszcze za mało, ale już na tyle, że przeciska się do lidera. W pewnym sensie niespodzianki nie ma. Czy ktoś może wątpić w to, że rozgrywka toczy się pomiędzy Apple, a Samsungiem? Ale myślę, że to nie to jest istotne kto ma dzisiaj większego, bo dopiero wyniki finansowe wszystkich spółek za trzeci kwartał pokażą, kto tak naprawdę tym rankingiem rządzi.
[showads ad=rek3]
Ale jeśli ktoś lubi się podkręcić, dla tego Counterpoint Research przygotował swoje zestawienie. I tutaj jedynka to Samsung z 21 proc., dwójka – Apple z 14 proc. oraz trzecia pozycja to… Huawei z 9 proc. udziałem w rynku! Byłem przekonany, że na ostatniej pozycji znajdę rosnące lawinowo LG lub też Lenovo. Chińczycy są przecież już formalnie właścicielami Motoroli, która w portfolio ma niesamowicie udaną serię Moto G. Pod względem wykonania trzecia seria jest chyba najsłabsza ze wszystkich poprzednich, ale już to co lata wewnątrz, to zupełnie inna bajka. No i Motki te cieszą się sporym wzięciem, Lenovo też nie jest maleńkim graczem, więc zdziwienie moje tylko się spotęgowało.
Z drugiej strony, kiedy pomyślę o ostatniej ofensywie Huawei z jego smartfonami z nowej linii Honor, to zaczynam rozumieć, że to ona musi napędzać mu nowych klientów. Nie sposób nie wspomnieć tutaj też o świetnym flagowcu Huawei – P8, który tylko z pozoru nie jest urządzeniem kompromisowym, jednak w ogólnym rozrachunku wypada w większości zadań świetnie (jego recenzja lada moment na 90sekund.pl).
Zwróciłem jednak uwagę na ten raport, bo tak naprawdę czołówka nie powinna się z jego rezultatów cieszyć. Niesamowicie prężny, bo już na czwartej pozycji, jest Xiaomi. Niby ma tylko 5 procent w skali globu, ale przypomnij sobie tylko, że zasięg tej firmy to głównie lokalny rynek azjatycki, z bodaj dziesięcioma krajami w ogóle na świecie, gdzie oficjalnie sprzedawane są smartfony Xiaomi. Kurczę, niesamowity impet! Można bowiem czytać o kolejnych rekordach w rozchodzeniu się co rusz to nowych telefonów tej firmy – ba, można się nawet tym znudzić – ale w szerszym kontekście jasno widać, jak strasznie dominująca idzie razem z nią siła.
[showads ad=rek1]
Bo przecież Xiaomi to nie tylko smartfony. W ich portfolio znajdziesz powerbanki, inteligentne opaski, słuchawki muzyczne, tablet Mi Pad oraz… zestawy ultrataniej telewizji smart. To wszystko sprawia, że producent ten jest w stanie zagrozić niejednemu graczowi. OK, umówmy się – słuchawki czy powerbanki, to nie musi być i pewnie nigdy nie będzie jakiś wielki biznes, ale z telewizorami nie byłbym już taki pewien. Mając smartfony, tablety i TV Xiaomi jest w stanie osiągnąć bardzo wiele. I kto wie, czy właśnie będąc mocnym w tych trzech aspektach nie zdecyduje się uderzyć na Zachód.
Dzisiaj ograniczają ich opłaty licencyjne za wykorzystywane patenty (ponoć, bo nie do końca wiem, jakie naruszają?), za które w Chinach nie muszą płacić i zasadniczo mogą robić co chcą. Poza tym świat nie czeka na Xiaomi z otwartymi rękami, więc potrzebują czegoś naprawdę mocnego, żeby stanąć na nogi chociażby w Europie. Powodzenie Moto G, smartfonów Honor, czy Meizu to tak naprawdę balansowanie na krawędzi opłacalności. Xiaomi jest tego świadome, a przecież robi się coraz tłoczniej. Sam nie jestem wielkim amatorem tej firmy. Patrzę z podziwem, jak rośnie, ale coraz bardziej drażni mnie podkradanie pomysłów wzorniczych konkurencji i wręcz zżynanie wyglądu np. z iPada. Ale jak widać, wyrzutów sumienia nie mają. Wciąż biją po oczach mocnymi premierami, na które nawet nie stać Lenovo, Huawei czy ZTE. Wiodący procesor Qualcomma, 3 GB dwukanałowej pamięci RAM, do tego świetny ekran i pojemna bateria w cenie poniżej 1000zł, to nawet nie rzadkość na rynku. To, jak na Chiny – ewenement!
[showads ad=rek3]
Counterpoint Research przedstawia więc ciekawy raport, który ekscytuje z daleka, bo gdy przyjrzeć mu się z bliska, emocją z goła inne. Z perspektywy zasięgu i możliwości wcale nie musi być tak, że zestawieniem długo będzie rządził Samsung. Zresztą nawet nie wiem, czy jest sens – już podsumowując – skupiać się nad tymi kwestiami, bo w mojej opinii warto, gdyby producentom zależało po prostu na dostarczaniu fajnych produktów. Rozwiązań, które nie pozwalają im spać po nocach, i które mogą realnie wpływać nie tylko na sposób, w jaki korzystamy z urządzeń komputerowych i elektroniki użytkowej, ale również na to, w którym kierunku zmierza Historia. Wiem, trochę górnolotnie to brzmi, ale ten rok przyniósł sporo smartfonowych zawodów. Wszyscy mocno tuptają w miejscu i myślą, że jak założą kapelusz, to będą wyżsi od konkurencji…
Każdy interes musi się jednak opłacać, więc fajnie, gdyby udało się znaleźć ożywczy środek dla innowacji i zarobku, tak aby Historia była łaskawa również pod względem dochodowym. Dzisiaj gołym okiem widać, że można sprzedawać najwięcej smartfonów na świecie, ale bez solidnej marży nic nie będzie trwało wiecznie. Wiodące smartfony Samsunga są dzisiaj w takiej sytuacji, w jakiej do tej pory były budżetowce i słabej klasy średniaki – ich ceny leciały krótko po premierze na łeb na szyję. Ostoją prestiżu i solidnego zarobku były linie premium. Ale jedynemu, któremu udaje się utrzymać sążniste marże nawet w rok po premierze, jest tylko Apple i seria jego iPhone’ów. Samsung za to coraz śmielej odświeża portfolio, więc jego prominentny Galaxy S6 Edge nie jest już tak powabny, jak S6 Edge Plus. To może Note? Niby tak, ale względem czwórki, piątka wyróżnia się kosmetyką w nakładce i wykonaniem bazującym na tegorocznym flagowcu, czyli przysłowiowe – masło maślane.
[showads ad=rek2]
Nie mam pojęcia co zrobi Samsung, żeby na nowo zachwycić świat, ruszyć wyobraźnię i odmienić swój los, ale niepokoi mnie, że więcej tu szamotania się ze samym sobą, aniżeli poruszających nowości. Czuć niedosyt? Jak cholera!
[showads ad=rek3]
Źródło: Counterpoint Research