iPhone 5C – to ewidentny dowód na to, że Apple w zeszłym roku przestraszył się konkurencji. Teraz pojawiają się wieści, że firma chce zrezygnować z jego dalszej dystrybucji, ale ja nie jestem pewien czy to słuszne posunięcie. Nawet w sytuacji, jeśli rzeczywiście urządzenie nie jest najbardziej chwytliwym na rynku.
Apple był pod silną presją branży. Wciąż w portfolio firmy brakowało nowego produktu, a amerykański gigant jest przecież przede wszystkim dystrybutorem flagowych urządzeń, półki premium – creme de la creme – jeśli chodzi o sprzęt, który tak został wypozycjonowany i taki ma status, chociaż niekoniecznie hardware musi to pieczętować, czego dobrym przykładem jest najnowszy iPhone 6 i jego popularność. A to oznacza, że z jakichś przyczyn Apple decydując się na iPhone 5C postąpił, jak postąpił.
Nie wskazywała na żadne problemy dynamika sprzedaży wówczas aktualnych iPhone’ów. Nie było też w tym jakichś desperackich ruchów wynikających z presji finansowej. Dziś tacy gracze, jak HTC ratują się przede wszystkim dzięki średniej i niskiej półce. Od Apple widmo takich działań jest daleko, daleko. Pozostaje więc trop ekspansywny – Apple chciał stworzyć produkt tańszy, który będzie obiecywał jakość Apple na rynkach rozwijających się, gdzie ze zrozumiałych względów klasyczny iPhone nie zdobędzie szybko nowych odbiorców, których zwyczajnie na niego nie będzie stać. Ale tańsza wersja to już coś. Tyle, że ta jest dostępna na rynkach rozwiniętych… a nie odwrotnie.
Ponadto sam iPhone 5C nie jest wcale tańszym rozwiązaniem. Ba – nie jest nawet budżetowym czy ze średniej półki! iPhone 5C to prawdziwa lokomotywa, która wydajnością nie ustępuje niczym nawet najnowszym modelom iPhone’ów (przynajmniej nie gołym okiem). Wykonanie? Na najwyższym poziomie. Praca? Wzorcowa. Aktualizacje? Ależ bardzo proszę! Ale mimo wszystko coś jest w tym modelu, że przeglądając oferty sprzedaży na jednym z serwisów aukcyjnych doszedłem do wniosku, że coś tu jest nie tak…
I wiem, że tym punktem zwarcia jest wygląd. Po pierwsze i zarazem – przede wszystkim – iPhone 5C ma body wykonane z poliwęglanu, kolorowego, intensywnego, pulsującego, porywającego. I bardzo cenię sobie ten materiał z uwagi na właściwości wytrzymałościowe, dobrą prezencję, a także przyjemność płynącą z dotyku takiego tworzywa. Tyle tylko, że w projekcie tej edycji znajduję za dużo wzorniczych pomysłów zaciągniętych z wielobarwnych i wytwarzanych w podobnym stylu – Lumii. I jakoś produkty Nokii (a dziś już Microsoftu) w takim wydaniu podobają mi się bardziej, są niezwykle spójne i fajnie wykończone, dzięki czemu zachęcają jako całość, a charakterystyczny design kontynuowany jest również w tańszych odsłonach tych telefonów. iPhone 5C jest więc taką Lumią z logiem Apple. Tak, go dzisiaj widzę.
Moim największym błedem było wbicie sobie do głowy, że skoro tak wygląda nowy smartfon giganta z Cupertino i jest pozycjonowany obok flagowego iPhone’a 5S, to przecież musi być budżetowiec. A tak wcale nie jest. Polska cena za model 16 GB to 2499 zł w dniu premiery. Dziś na rodzimej stronie Apple do dostania za 1699 zł, ale z pamięcią 8 GB, bez możliwości wyboru innej opcji. I ta obecna cena już bardziej pasuje do tego produktu, chociaż mogę Wam zagwarantować, że jego wydajność stoi na najlepszym z możliwych poziomów. Poza tym pozycję tego urządzenia wyznacza też jego miejsce w szeregu na aukcjach, a tam 16 GB wersja kosztuje niespełna 1200 zł – i to nowa!
Kiedy dzisiaj patrzę na dwa śliczne iPhone’y 6 oraz rzucam okiem na poprzednie „piątki”, to model 5C wygląda przy nich, jak ubogi krewny, chociaż jednak ciężko mu coś zarzucić, tyle że to stylistycznie nie ta bajka. Kontrast jest dojmujący – jak dla mnie przynajmniej. W związku z tym ma on wszelkie predyspozycje, aby faktycznie trafić na rynki rozwijające się i rzeczywiście tam namieszać, pod warunkiem oczywiście, że Apple zejdzie jeszcze z ceną. Może korporacja chce tak naprawdę wycofać je z rynków zachodnich? Nie mam pojęcia, ale wiem dzisiaj jedno – wizerunkowo w moim odbiorze kiepsko ten smartfon wygląda jako jeden z produktów w portfolio Apple. I myślę, że jest wielu fanów marki, którzy chętnie by o nim zapomnieli ;) Może nawet sam producent, stąd takie plotki…?
Źródło: ubergizmo