Od co najmniej dziesięciu minut zastanawiam się, jak zacząć ten wpis, żeby tylko nie wyjść na hejtera, ani tym bardziej na cynika, który szczerzy kły, kiedy innemu dzieje się krzywda. Z firmą Vertu nic, ale to absolutnie nic mnie nie łączy. Nawet nie pamiętam (i nie pamięta też wyszukiwarka na blogu), czy w historii 90sek.pl coś o niej napisaliśmy? Natomiast dokładnie pamiętam, że na każde nowości od Vertu patrzyłem z pobłażaniem… Dzisiaj, kiedy czytam o jego upadku słyszę, jak jakaś część mnie oddycha z ulgą. Szczerze? No to będzie szczerze!
Otóż smartfony Vertu nigdy, ale to przenigdy mi się nie podobały. Zawsze uważałem je za ohydne. Choćby nie wiem ile diamentów w nie włożyli i jak bardzo oblali złotem, tak też nie zmieniało to jednego – że chemii i seksu było w tych produktach, jak na lekarstwo, a przede wszystkim zero walorów użytkowych. Korporację założyła Nokia w 1998 roku i sprzedała ją pod koniec 2012 roku prywatnemu kapitałowi ze Szwecji – EQT. Od tamtego czasu była odsprzedawana jeszcze dwa razy, w końcu trafiając w ręce Chińczyków, a w marcu bieżącego roku Vertu przejął turecki nabywca. Widać więc, że od pewnego czasu nie bardzo wiodło się przedsiębiorstwu, chociaż może to dziwić, bowiem wg Wikipedii miało przed końcem 2013 roku około 350 tys. klientów.
Może i zabrzmi to absurdalnie, ale tracenie nabywców w takim tempie uzasadniam właśnie względami estetycznymi. Tym bardziej zastanawiam się, kto miał w sobie tyle odwagi, aby pomimo kłopotów akceptować tak paskudne projekty na przestrzeni kolejnych miesięcy? Więcej nawet! Kto miał w sobie tak okrutny brak wyobraźni, aby wydawać na te smartfony ciężkie pieniądze? Jeśli coś jest ekskluzywne, to nie znaczy, że ma być brzydkie. A na przestrzeni lat nie spotkałem ani jednego mobilnego wcielenia Vertu, które wywołałoby chociaż drobną iskrę entuzjazmu po mojej stronie (lub też sobie tego nie potrafię dziś przypomnieć, ale w takim razie na jedno wychodzi…). A takie właśnie odnosiłem wrażenie, że każdy telefon od Vertu był przerostem formy nad treścią. Diamenty bowiem nie poprawią szybkości, nie wpłyną na efektywniejszą gospodarkę energią, nie poprawią wyświetlacza, nie zwiększają bezpieczeństwa danych, nie wyostrzają zdjęć…
Może jest tak, że są #LudzieKtórzyMuszą? OK – kto bogatemu zabroni? Jak widać, przez prawie 20 lat były warunki do tego, aby ten biznes jakoś się kręcił. Wciąż jednak nie potrafię zrozumieć, kto to kupował – oraz – po co? W odpowiedzi słyszę już za plecami: Tak, tak – zostań bogaczem, to zrozumiesz ;). Nie – nie oto chodzi. iPhone nie jest oblany dwudziestoczterokaratowym złotem, a jednak rozpala wyobraźnię na długo przed premierą, a po niej trwa taki szturm na sklepy, o jakim marzą nie tylko konkurencyjni producenci smartfonów. Wątpię też, by winę za upadek Vertu ponosił kiepski marketing, skoro jedną z firm partnerskich jest/były Bentley i Ferrari. Nie ma więc mowy o przypadkach lub przeszacowaniu możliwości.
BBC rozmawiając z jednym z analityków (Ianem Foggiem z IHS Technology) napisał, że ten zdiagnozował taką, a nie inną sytuację Vertu, ponieważ na rynku coraz lepiej radzą sobie inni producenci smartfonów, którzy mają w swoim portfolio bardzo dobrej klasy urządzenia. I widzę w tym sporo racji. Wystarczy, że wspomnę ostatnią kolaborację Huawei i Porsche, czy chociażby z Leicą. Poza tym dłużny nie pozostaje Samsung, który zawsze przygotowuje eleganckie akcesoria do swoich produktów ze Svarovskim. Istnieje też spory rynek podobnych rozwiązań do iPhone’ów. Kto więc miałby zawracać sobie głowę jakimś wizualnie ciążącym i tłustym od świecidełek Vertu?
W sumie najbardziej żal tych 200 pracowników, którzy teraz zostaną bez pracy, bo skoro firma przez lata tworzyła ręcznie tak wyrafinowane produkty, to oznacza jedno – zatrudniała prawdziwych rzemieślników. Szkoda jednak, że zabrakło w jej szeregach kogoś pokroju Philippe Starcka, kto pociągnąłby smartfony Vertu w kierunku pięknego i użytkowego wzornictwa przemysłowego…