Zainstalowałem Androida Wear 2.0 na LG Watch Urbane 2nd. Zrobiłem to, bo jest to najnowsza odsłona systemu operacyjnego dla inteligentnych zegarków, które platformie od Google są dedykowane, ale jeszcze nie doczekała się finalnej wersji. Samych watchy naprawdę sporo, a większość miałem okazję przetestować. Znam też Androida Wear od jego pierwszego wydania, mam więc naprawdę realny obraz tego, jak poprawiano jego kolejne wersje. Jakie są moje wrażenia po kilku dniach używania tej platformy? Dość mieszane, chociaż nowy OS bardzo mi się podoba, ALE…
…nie umiem się uwolnić od jednej dręczącej myśli – że Android Wear 2.0 został zaprojektowany na wzór Tizen OS, czyli systemu operacyjnego dla urządzeń mobilnych, który rozwijany jest przez Samsunga. Zmartwiło mnie to oraz ucieszyło. Z jednej strony mam ochotę posądzić Google o brak własnego pomysłu, co dorzuca kolejny ciążący kamień do niezbyt szałowo zdobywających świat smartwatchy, ale z drugiej strony – jeśli południowokoreański gigant wyprzedził tym razem Amerykanów, to dlaczego ci nie mieliby czerpać z lepszych rozwiązań swoich konkurentów?
Nie znam nadzwyczaj dobrze Tizen OS. Bardziej biegły jest w nim Krzysztof Bojarczuk, który z Samsungiem w ogóle ma w ostatnim czasie po drodze. Ale, gdybym miał w ciemno typować kierunek zapożyczeń, to właśnie byłaby to ta platforma. Skąd się to bierze?
Google do tej pory bardziej kładł nacisk na rozwiązania funkcjonalne w Androidzie Wear, aby np. poruszanie nadgarskiem przewijało powiadomienia. Skutkuje to tym, że interfejs wygląda tak koszmarnie jałowo i pretensjonalnie, że trzeba się zastanowić po odpaleniu swojego smartwatcha, czy Google nie próbuje Cię obrazić. OK, trochę ironizuję, ale faktycznie jest tak, że w obecnym wydaniu Android Wear jest po prostu brzydki, toporny w odbiorze i jałowy wizualnie. Jak obraz z wypranymi kolorami. Niemniej – jak wspomniałem przed chwilą – jest to system niesamowicie funkcjonalny, a jego obsługa to przede wszystkim głos i gesty. Niemal zerowe opcje dotykowe (aczkolwiek też dostępne).
Zdecydowanie brakuje polotu Androidowi Wear, który w obecnej formie (czyli wersji 1.5) zwyczajnie może odstraszać potencjalnych klientów. Ale szykowany na początek tego roku w finalnej wersji Android Wear 2.0, to połączenie funkcjonalności głosowo-ruchowej z czytelnym i intuicyjnym interfejsem. Do łask wróciło używanie dedykowanego przycisku (koronki), za pomocą której wchodzi się do menu z aplikacjami. Nagle więc zmienia się sposób interakcji z jedną z bardziej podstawowych akcji. Nie tylko dotyk otrzymuje pierwszeństwo, ale jest to przede wszystkim dotyk analogowy – żadne tapanie w ekran – musisz chwycić za fizyczny przycisk.
Dużo bardziej czytelny jest interfejs. Grafiki nie tyle w pastelowych, co żywych kolorach. Czcionki są grubsze, a obsługa poszczególnych sekcji wygląda, jak nawigowanie pomiędzy kartami Google Now. Jest to świetne rozwiązanie, bo dzięki niemu można np. wygodniej niż dotychczas odczytać maila. Wbrew pozorom dość dobrze – na tak maleńkiej przestrzeni – korzysta się z klawiatury ekranowej. Fajniej i efektowniej porusza się też po liście aplikacji, a przytrzymanie wybranej z nich – dodaje ją do ulubionych w sekcji na samej górze menu, stąd łatwiej uruchamiać te, po które sięga się najczęściej.
Mam jednak problem z Androidem Wear 2.0. Pomimo jego wizualnych zalet, nie potrafię do końca go obsługiwać. Do tej pory karty anonsowały jakieś powiadomienie niejako z ukrycia, wysuwając się nieznacznie z dołu ekranu. Rzut oka i już wiedziałem o co chodzi. Teraz – w tym kartowym układzie – więcej czasu spędzam na czytaniu tego, co mi ten mały ekran prezentuje, aniżeli było do tej pory. Może to kwestia przyzwyczajenia, ale ja tego nie czuję. Pracuję pod taką presją czasu każdego dnia, że nie mam absolutnie najmniejszej ochoty łypać na 1,3-calowy wyświetlacz, by zapoznawać się z treścią podaną w atrakcyjniejszej formie.
Trudno to opisać, jeszcze trudniej przedstawić na zrzutach ekranu, bo smartwatcha po prostu trzeba używać, aby to dobrze odebrać. Niemniej – z ulgą wracam do klasycznej wersji Androida Wear 1.5. I nie chcę byś pomyślał, czy pomyślała, że narzekam, że mi się nie podoba, że kręcę nosem etc. Ale jest w tym wszystkim za mało tej intuicji głosowej łączonej z gestami. Niby to wszystko jest, a jednak nie czuć, by obsługa miała w ten sposób przebiegać.
Co mi się za to supermocno podoba? Dostęp do Sklepu Google Play bezpośrednio ze smartwatcha. I tutaj zmiana jest o tyle istotna, że nagle instaluję więcej apek na zegarek! Zawsze sięgałem po sporo rozwiązań, ale teraz idę bezkompromisowo po całości! Nawet w mikrozakupy. Jest to superwygodne, przejrzyste, intuicyjne i baaardzo przyjemne. W tym względzie działa to po prostu świetnie!
Android Wear 2.0 występuje jeszcze w wersji rozwojowej. Może go pobrać każdy/-a z oficjalnych źródeł Google, ale instalować powinny wyłącznie te osoby, które są świadome faktu, że to nie jest jeszcze skończone oprogramowanie, może mieć liczne wady, kiepską wydajność oraz słabo radzić sobie z optymalizacją pracy. Ale, jako, że Google szykuje już finalną wersję Androida Wear 2.0, który niebawem ma trafić do pierwszych użytkowników, to obecnie dostępny rom jest w naprawdę skończonym wariancie i zakładam, że teraz trwają programistyczne szlify optymalizacyjne. Dla chętnych przygotowałem poradnik krok po kroku, jak zainstalować Androida Wear 2.0.