Muszę się Wam przyznać, że z technologii ubieralnych najbardziej interesują mnie te smartwatche, które posiadają najwięcej możliwości i funkcjonalności. Takie wszystkomające. Najlepiej w tym kierunku idzie Samsung, co do tego nie mam wątpliwości. Ewentualnie ekipa z Neptune Pine, ale oni zrobili raczej perfidny smartfon na nadgarstek aniżeli inteligentny zegarek.
Dlaczego o tym napisałem? Otóż targi CES 2015 to doskonała okazja, aby pokazać się z różnym sprzętem i chociaż nie jest to raj dla urządzeń mobilnych, to jednak kilka ubieralnych propozycji się znalazło. W tym kontekście jedną z ciekawszych informacji jest wieść o nawiązaniu przez Metę współpracy z Misfit – firmą, która specjalizuje się w technologiach monitorujących nasz sen i aktywność. Przy tej okazji warto rzucić okiem na to, co Meta ma w swojej ofercie, bo wybierzemy z niej fajnego, bezwzględnie ciekawego wizualnie smartwatcha Meta M1.
Ale…, no właśnie – poza designem, posiada wszystkie te cechy, które zupełnie mnie w inteligentnym zegarku nie ciekawią. Jego możliwości są ograniczone do obsługi Bluetooth 4.0, wyświetlacza Memory LCD z rozdzielczością 128×128 px, charakteryzującego się bardzo niskim poborem energii (jedno ładowanie starcza na 5-7 dni, zależnie od użycia) i jest wodoszczelny. I to wszystko, bo reszta to…
… no właśnie – 6 fizycznych przycisków. Cóż – zdecydowanie wolę 1. Ekran nie jest dotykowy. Ani kolorowy. Za to body wykonane ze stali nierdzewnej Stainless Steel (tu już OK). Reszta to tak naprawdę świetny design modelu Meta M1. Nie ukrywam, że jestem zachwycony czerwonym kolorem, kształtem koperty oraz różnymi wariantami w jakich może wystąpić. To urządzenie naprawdę wygląda świetnie! I również świetnie kosztuje, zaledwie – 149 dol! Po dzisiejszym kursie to kwota ok. 550 zł. Ale dostępny jest też w Europie w cenie 149 EUR, czyli jakieś 100 zł drożej niż w USA (ok. 640 zł)… No ale tak to już jest z drogą Europą…
W każdym razie rzekłbym, że taki smartwatch minimum, który idealnie łączy w sobie klasyczny, elegancki, ale też nowoczesny i drapieżny, konkretny wygląd, z nowymi technologiami, możliwością sprawdzenia kto do nas dzwoni, odczytania wiadomości tekstowych czy sterowania muzyką.
Są jeszcze tańsze warianty smartwatchy firmy Meta, których w ofercie jest naprawdę sporo. I wszystkie wyglądają odjechanie (te powyżej kosztują 129 dol.). Każdy ma w sobie klimat i nastój retro, który łączy się czytelnie z nowoczesnością. Tyle tylko, że cały czas nie czuję takiego produktu. Przez mój nadgarstek przeszło naprawdę wiele smartwatchy. Opaski sportowe również. Obecnie mam smartwatcha z Androidem Wear na pokładzie, ale gdyby można było w pełni funkcjonalnie korzystać z Geara S od Samsunga na Nexusie, to natychmiast wybrałbym ten zegarek.
Bo jestem gotów nawet dwa razy dziennie ładować takie urządzenie (jeśli tego wymagają okoliczności, bo przecież nie jest tak na co dzień) w zamian za genialną integrację ze wszystkimi interesującymi mnie serwisami, powiadomieniami, mapami, możliwość prowadzenia rozmów telefonicznych etc. Tak – za to uwielbiam smartwatche. Androida Wear doceniam np. za możliwość całkowicie bezdotykowej obsługi. Gdyby tylko telefonowanie wyłącznie z poziomu zegarka było możliwe, to naprawdę niewiele bym już potrzebował do szczęścia.
Metą natomiast mogę się zachwycać. Ale jeszcze albo nie dorosłem do tych smartwatchy, albo to po prostu sprzęt nie dla mnie. Zdarza się i tak – jak powiadał Klasyk…