Noszę się z tym tekstem od dłuższego czasu. Wiem, że wypowiadać mogę się wyłącznie za siebie i za to, co prezentujemy na 90sekund.pl oraz na MojChromebook.pl, toteż spróbuję ugryźć to maksymalnie zrozumiale i przedstawić racje, które za moim tokiem myślenia przemawiają, a przy okazji postaram się nikogo nie urazić. Tym bardziej, że zaczynam od mocnej tezy – UWAGA – dzisiaj nie jestem w stanie zaufać niemal żadnej osobie recenzującej lub polecającej jakiekolwiek produkty w ramach własnej platformy blogowej. Jestem w stanie zaufać wyłącznie sobie!
Piszę te słowa nieco niepewnie, bo w końcu obracam się w branży, w której mam wielu znajomych i łączą mnie z jednymi cieplejsze, a z innymi chłodniejsze relacje, a taki wpis na pewno nie pozwoli ich ocieplić. Tak – czuję się, jak bym wkładał kij w mrowisko, ale czuję też, że trzeba to w końcu wyartykułować, bo robi to coraz więcej Czytelników w przeróżnych komentarzach. Do dzieła więc!
- tech blogerzy są znudzeni swoją robotą i przestali tworzyć treści ciekawe;
- tech blogerzy to hobbyści, a nie profesjonaliści. Kolekcjonuj wybiórczą wiedzę i uważają się za znawców;
- tech blogerzy noszą dupsko wyżej niż głowę, więc nie można ich skrytykować, bo Cię zbanują;
- tech blogerzy wiedzą lepiej, a jak nie wiedzą, to… milczą…
- …tak – tech blogerzy milczą w komentarzach, nie moderują rozmów, pozwalają na nawalanki personalne, pasuje im, że najeżdżają na siebie fanboje – w końcu są kliki i jest ruch, a reklamodawca to uwielbia… :/;
- tech blogerzy nastawiają się na premiery i materiały podsuwane im pod nos, za to całkowicie wyłączają krytyczne myślenie i nie mają pomysłu na to, czego oczekują od nowych technologii. Oh – wait – już wiem! Oczekują tego, żeby ich zaskoczyły i pojawił się efekt WOW! Bez tego to kicha i tylko iPhone jest zajefajny.
OK – wypunktowanie z głowy, to czas na małe rozwinięcie. Dlaczego nie ufam innym osobom z branży? Bo odkąd do niej sam wszedłem, widzę doskonale, jak bardzo to środowisko jest wypalone i nieproduktywne oraz… zblazowane… To dość odważne stwierdzenie, ale popularność wynika tam gł. z zasięgu, nie z jakości… No właśnie, bo jakość zarzuca się na rzecz ilości. Do tego dochodzi to, jak boleśnie niekompletne są recenzje. I nie chodzi mi o to, że bloger ma żonglować technologicznymi terminami, ale o to, że nawet jeśli zabrał się za jakiś produkt, to całkowicie nie potrafi go ugryźć od tej strony, wg której został dany sprzęt pomyślany.
Przykład? Kto dzisiaj opisuje aplikacje wchodzące w skład kolejnych Xperii, smartfonów LG lub Samsungów? Kto w ogóle z testerów z nich korzysta? Kto wyjaśnia ludziom z czym mają do czynienia tuż po rozpakowaniu produktu? Kto przygląda się inteligentnym funkcjom w praktyce? Otóż zaledwie garstka, albo garstka z garstki.
Jedynym człowiekiem, który robił to do perfekcji był/jest Mieszko Zagańczyk, który do niedawna prowadził kapitalny pod tym względem blog Bezprzyciskow.pl (obecnie w redakcji Mobility). Piszę to bez cienia kozery – to najwybitniejszy ekspert od technologii w Polsce, a szczególnie od wyciągania z recenzowanego produktu dosłownie samego miodu. Jego opinie są/były tak kompletne, że wiedziałem od razu, że mogę mu śmiało zaufać i z jego rekomendacji coś kupić.
Obecnie w technologiach mamy sporo hobbystów. Tak – hobbystów. Ludzi, którzy interesują się tematem, czytają to i tamto, coś wiedzą, z jakichś rozwiązań korzystają, kolekcjonują wycinek wiedzy z jakiegoś zakresu i… nagle, kiedy zaczynają pisać – stają się ekspertami. Otrzymują smartfona do testów i są osikani ze szczęścia. Tacy ludzie zrobią karierę jedynie w newsroomie, bo nie mają pojęcia o technologiach i jedynie czekają, aż im ktoś na tacy poda gotową informację. Zero refleksji.
Sam jestem przerażony skalą informacji prasowych, które trafiają na niektóre tech strony, prosto z maili wysłanych przez PR-owców i marketingowców poszczególnych marek. Brak własnego komentarza, żadnej opinii, absolutnie żadnych wątpliwości – byle tylko być szybszym, pierwszym, naj! Ludzie! Od takich tekstów są działy prasowe na stronach producentów, a nie kreujące się na niezależne blogi opinii – serwisy!
Do tego dochodzi kiepska wiarygodność niektórych platform, biorąca się z licznych kampanii reklamowych. Osobiście jestem ich zwolennikiem i sam takie na 90sekund.pl prowadzę – bez tego nie dałoby się wyżyć. Ale Czytelnicy i Czytelniczki zaczynają mieć do takich treści straszną awersję. Wszyscy przyzwyczaili się, że cokolwiek w Internecie, MUSI iść za darmochę, bo inaczej to sami sprzedajni pismacy. Wścieka mnie to bardzo, ale też – kiedy widzę czasami całkowicie bezkrytyczne i pełne uwielbienia teksty u innych, to zgrzytam zębami. Przecież nikt nie jest idiotą!
Oczywiście, że wiele produktów jest naprawdę świetnych i bronią się same, a jeśli nie same, to recenzent jest w stanie wycisnąć ze sprzętu ostatnie soki i ewentualnie potwierdzić wielką klasę smartfonu, tabletu, smartwatcha, czy jeszcze czegoś innego. Niemniej wielu autorów zwyczajnie odpuszcza sobie komentarze, gdzie nie wchodzi w polemikę w obronie własnego tekstu. Fanbojstwo obrzuca się kontrargumentami, a do tego najczęściej są to osoby, które nawet nie spojrzą na ten sprzęt w sklepie, bo noszą w kieszeni Jabłko, P9, LG czy cokolwiek innego i są tak zakochani w ulubionej marce, że dopóki Xiaomi za 800zł nie zaoferuje im tego samego, to nadal będą biadolić, jaka to beznadziejna recenzja.
Ja sam zdaję sobie sprawę, że nie wszędzie jestem w stanie na 90sekund.pl i MojChromebook.pl osiągnąć maksimum swoich założeń. Też pękam pod naporem różnych presji – w końcu mam też normalne, analogowe i rodzinne życie. Ale rezerwa, z którą ludzie odnoszą się również u mnie do niektórych materiałów sprawia, że czuję potrzebę zrobienia z tym czegoś. Bo zależy mi na wiarygodności i autentyczności. I naprawdę do każdego tworzonego tekstu wkładam całe serce i tego samego wymagam od ludzi, którzy ze mną współpracują. Paskudny wtedy potrafię być, ale inaczej nie będzie szczytu.