Nie lubię Tidala. Kilkukrotnie wypowiadałem się na jego temat np. na Twitterze przy dyskusjach na temat „lepszości” jednego streamingu nad innym, ale ten serwis ze wszystkich zdecydowanie nie przypadł mi do gustu. I zastanawiam się, czy przypadkiem moje bolączki nie rzutują w podobny sposób na zachęcenie kolejnych użytkowników do przesiadki na ten właśnie serwis słuchania muzyki z sieci, chociaż widać gołym okiem, że Tidal chwycił falę.
Trzy miliony – tylu subskrybentów ma na dzień dzisiejszy ta usługa, a 1,35 mln osób płaci wyższy abonament za dźwięk lepszej jakości High Fidelity. Biorąc pod uwagę, że jeszcze w czerwcu ubiegłego roku w sumie było 900 tys. abonentów, to trudno nie zauważyć oraz nie winszować sukcesu. Bo drugim istotnym plusem Tidala jest zawartość jego bazy muzycznej, która urosła z 25mln utworów do 40 mln!
Nie mam zielonego pojęcia, czy są w liczbie subskrybentów również klienci naszej rodzimej sieci Play (no ale chyba tak?), w której można mieć Tidala zupełnie za darmo, ale… no właśnie – gdyby Polacy byli w tym zestawieniu ujęci, zasadniczo świadczyło by to bardzo słabo o popularności tego streamingu nad Wisłą, skoro operator posiada w Polsce kilkanaście milionów abonentów…
Dla porównania – po półrocznej działalności Apple Music zgromadził 11 mln subskrybentów, którzy płacą za dostęp do usługi. Po drugiej stronie jest hegemon branży – szwedzki Spotify z blisko 30 mln opłacających abonament słuchaczy. Zdecydowanie – osobiście najbliżej mi – jest Deezer, a Francuzi są obecni w 180 krajach, posiadają w bazie również 40 mln utworów i co miesiąc otrzymują wpływy od 6 mln subskrybentów. I to właśnie na tle Deezera – Tidal wypada zaskakująco dobrze, bo po dziewięciu latach francuski streaming właściwie stoi w miejscu, a w jeden rok działalności serwis rapera Jay-Z zgarnia połowę tego, czym może chwalić się Deezer.
Zasadniczo Tidal miał się wyróżniać innym podejściem do płacenia za muzykę artystom, miał być też im bardziej przyjazny. Stawał w opozycji gł. do Spotify, ponieważ oferował lepsze warunki rozliczeń (a jak wiemy – ze Szwedami twórcy wciąż się ścierają o tantiemy), a także znacznie lepszej jakości brzmienie muzyki, a to uzależnione jest od wysokości konkretnego abonamentu. Oczywiście za lepszą jakość trzeba płacić wyższą subskrypcję. Pojawia się zatem druga przeciwwaga dla Tidala, bo skoro niemal depcze po piętach Deezerowi, to do Spotify jeszcze mu sporo brakuje. Podobnie jest w stosunku do Apple Music.
Ale, jak dla mnie – i nie jest to tylko moja opinia – Tidal jest nie do końca dobrze zrobiony – a przynajmniej tak to wygląda w Polsce. Ostatni raz z Tidala korzystałem pod koniec zeszłego – 2015 – roku, więc po pierwszym kwartale mogło się wiele zmienić, ale jak na tamten czas – aplikacja mobilna była fatalnie napisana, przez co całkowicie nieczytelna i flegmatyczna, a to co mnie ostatecznie od Tidala odrzuciło (nawet w wersji za free), to nieustanne zrywanie się muzyki. Czy słuchałem jej na domowym sprzęcie, czy na najróżniejszych testowanych w redakcji 90sekund smartfonach, czy było to przez LTE, czy też z WiFi – za każdym razem to samo. I tak oto po prostu wróciłem do Deezera, który jest moim ulubionym serwisem tego typu.
Oczywiście nie mam nic osobistego do Tidala, mój stosunek do niego wynika wyłącznie z dotychczasowych doświadczeń, ale skoro wolę płacić Deezerowi, chociaż u swojego operatora mam Tidala za darmo, to chyba o czymś to świadczy… Inna sprawa, że sam przed sobą zdziwiłem się, jak bardzo spodobał mi się Apple Music i przez moment rozważałem nawet jabłkową subskrypcję… Ale póki co jestem z Francuzami.
Źródło: billboard