SŁOWEM WSTĘPU
O tych słuchawkach Michał Brożyński wspomniał mi przy okazji oddawania ostatniego sprzętu po testach. Moja ciekawość została wtedy rozpalona. Pamiętam doskonale te słowa: „dostaniemy słuchawki gamingowe do testów za kilka dni i chcę żebyś się tym zajął”. Sprawdziłem na stronie producenta, cóż to za cacko osiądzie na mych uszach i nakręciłem się jeszcze bardziej. Kiedy dostałem telefon z informacją, że paczka już jest i to pokaźnych rozmiarów, nie byłem chyba na to przygotowany, bo po pierwszym ujrzeniu faktycznej wielkości, wyrwało mi się, co prawda w myślach, adekwatne do wymiarów paczki – duże łaaał. I okazało się, że nie na wyrost, bowiem producent upakował oprócz samego headsetu, wiele fajnych dodatków.
ZAWARTOŚĆ PUDEŁKA
Muszę przyznać, że choć mniej więcej wiedziałem, co znajduje się w zestawie, to sam proces odpakowywania dostarczył mi radości i od razu można było zauważyć, że Kingston wie, jak rozpieścić nabywców, bo już opakowanie i odkrywanie krok po kroku zawartości, utwierdziło mnie w przekonaniu, że mam doświadczyć sprzętu naprawdę wysokiej klasy. Po ściągnięciu jednej, okrągłej taśmy klejącej, zakrywającej wejście do środka, okazało się, że czeka tam jeszcze jedno, zrobione z twardszego kartonu, gustowne czarne pudełko z logiem HyperX. Po podniesieniu wieka, kolejna niespodzianka – całą wewnętrzną stronę pokrywa tłoczona notatka w kolorze złotym, w której dostajemy m.in. podziękowania za wybór właśnie tych słuchawek, wraz z odręcznym podpisem menagera generalnego HyperX. Miły akcent, nie powiem i mile mnie połechtała taka dbałość o klienta.
Szybko odrzuciłem cienką bibułkę i otrzymałem kolejny przykład – tym razem dbałości o nasze bezpieczeństwo – tabela szkodliwych pierwiastków chemicznych, wraz z zaznaczeniem, które z nich zostały użyte do wytworzenia poszczególnych komponentów oraz czy są w ilościach przekraczających normy. Ciekawym napiszę, że jedynym powyżej limitu jest ołów i użyto go w kablach oraz mikrofonie, więc raczej się nie pochorujecie :), choć konkretnych wartości nie podano.
Po ściągnięciu gąbki zestaw ukazał się w całej krasie. Oczywiście główną część wkładki, również wykonanej z gąbki, zajmują same słuchawki. Drugą rzeczą, która rzuciła się w oczy jest sporych rozmiarów wspomniane wcześniej logo na prostokątnym kawałku kartonu, które jak się okazało – nie jest zwykłym wypychaczem – pod nim znajdziemy bowiem etui. Przyznam, że w domu chętnie z niego korzystałem częściowo, by ochronić kartony przed kotem, częściowo, bo bardzo ładnie się prezentuje i zabezpiecza nasz sprzęt. Dodatkowo – posiada kieszonkę, do której wsadzicie wszystkie potrzebne przejściówki.
A tych jest całkiem sporo i muszę powiedzieć, że producent zrobił chyba wszystko, byśmy mogli się cieszyć dźwiękiem w każdych możliwych warunkach. Jeśli dla kogoś metr kabla to za mało, a nie oszukujmy się – przy korzystaniu z komputera/laptopa, to może być mało (wiem, bo sam jestem posiadaczem Koss Porta Pro z 1,20 m kablem, który ciągle mnie hamuje, gdy coś chcę zrobić poza kompem), mamy do dyspozycji dwumetrowy przedłużacz i to już naprawdę się fajnie sprawdza.
Ponadto, znalazło się również miejsce dla przejściówki rozdzielającej sygnał i dzięki temu, można bez problemu mieć dźwięk stereo na urządzeniach mobilnych. Po prostu dwie wtyczki jack zamienia w jedną i gotowe, choć również bez tego, powinno działać na większości urządzeń. Dodatkowo, można też podpiąć metrowy kabel z modułem sterującym.
Zatrzymam się przy nim na chwilę. Ten również służy do podpięcia słuchawek do smartfona, ew. tabletu, jeśli ktoś lubi. Znalazł się na nim przycisk odbierania rozmowy/włączania/wyłączania odtwarzacza muzyki, suwak do wyciszania mikrofonu oraz pokrętło głośności. Przyznam, że działa to dobrze, zauważyłem co prawda lekkie opóźnienie między przyciśnięciem, a reakcją smartfona, ale nie jest to żadna wada, podejrzewam, że sygnał ma po prostu pewną drogę do przebycia. Ważne, że zawsze się sprawdza.
Rzecz, do której mógłbym się przyczepić, jednak tego nie zrobię, bowiem nie wpływa to na korzystanie z niego, to jakość wykonania przekładająca się na wygląd. Mam wrażenie, że ten kawałek taniego plastiku robiła zupełnie inna ekipa, bo przecież same słuchawki prezentują się świetnie, o czym szerzej w dalszej części tekstu, a i inne dodatki wykonane są całkiem nieźle. Szkoda też, że zabrakło przycisków dalej/wstecz do przewijania utworów, bowiem wtedy w ogóle nie musiałbym wyciągać smartfona z kieszeni.
Jeśli komuś jeszcze mało, a zupełnie przypadkiem lubi lub musi często podróżować samolotem – znajdzie się również i taka wtyczka, która będzie pasować do gniazdek w stalowych ptakach. Oczywiście z wszystkich tych kabli i przejściówek możemy sobie stworzyć własną konfigurację, odpowiadającą naszym potrzebom. Przykładowo do standardowej długości dodajemy moduł sterujący i na końcu rozdzielacz sygnału. I tak dalej, i tak dalej, możliwości i długości na jakie możemy się podłączyć jest wystarczająco wiele.
Osobny akapit poświęcę jeszcze na rzecz ostatnią – zapasowe poduszki. A żeby było piękniej – są one wykonane z zupełnie innego materiału, niż sztuczna skóra, która okala nauszniki, gdy pierwszy raz wyciągamy słuchawki z pudełka. Te welurowe poduszki, bo o nich mowa, mimo że są alternatywne, szybko stały się moimi ulubionymi. Dlaczego? Bo tak naprawdę, za niewiele mniejsze wyciszenie otoczenia uzyskałem o wiele lepszy komfort użytkowania. W skórce: bardzo szybko się „grzałem”, dodatkowo odczuwalny był większy nacisk na głowę. W tych drugich czułem się o wiele lepiej i słuchawki stały się dla mnie przezroczyste, a koncentrowałem się nie na nich, jako fizycznym obiekcie, a dźwięku, który słodził me uszy.
Jak sami widzicie, poświęciłem całkiem spory kawałek tekstu, by opisać wszystkie elementy składowe zestawu. Jest to zdecydowany plus HyperX Cloud White Edition i naprawdę poczułem, że jestem w dobrych rękach i przeżyjemy razem wiele wspaniałych chwil.
WYGLĄD
Przyznam, że do tego fragmentu trochę się zbierałem, bo wygląd zawsze opisuje trzymając dany przedmiot, obracając go i patrząc z każdej możliwej strony. W tym wypadku oznaczało to, że muszę zdjąć słuchawki z głowy, co zrobiłem naprawdę niechętnie. No dobra. Miejmy to już za sobą, bym mógł wrócić do mięska.
Gdy dowiedziałem się, że model, który dostanę, jest nazwany White Edition, trochę (ale niedużo) było mi szkoda, że nie będzie po prostu czarny. No ale to już moje preferencje kolorystyczne, a poza tym na ten aspekt w przypadku słuchawek zwracam małą uwagę. Tym przyjemniejszą niespodziankę otrzymałem, gdy okazało się, że tego białego koloru nie jest wcale aż tak dużo – jedynie po zewnętrznej stronie nauszników, w dwóch elementach łączących pałąk oraz delikatne sznurowanie na tymże. Przyznam, że całość robi dzięki temu naprawdę pozytywne wrażenie i wręcz jest ciekawsza, niż gdyby była wykonana jedynie w czerni.
Zaczynając od samej góry, mamy pałąk wykonany ze sztucznej skóry, z naszytym logiem HyperX. Przyznam, że nie rzuca się ono w oczy i tak naprawdę zwróciłem na niego uwagę dopiero w momencie, gdy piszę te słowa, czyli mniej więcej po ponad tygodniu użytkowania. I szczerze mówiąc – podoba mi się takie podejście, ponieważ nie lubię „świecić” markami. Pałąk wykończony jest, tak jak wspomniałem wcześniej, białymi nićmi. Dla niektórych zapewne nie jest to najładniejszy design świata, mnie jednak przypadł do gustu i sądzę, że dodaje nieco urozmaicenia.
Co ważne, samo wykonanie dobrze wpływa na komfort podczas użytkowania. Sztuczna skóra w połączeniu z, prawdopodobnie, gąbką pod nią powoduje, że odczucia są bardzo przyjemne, a wręcz niemal nie czuć, że coś mamy na głowie.
Ponadto, pałąk charakteryzuje się całkiem niezłą wytrzymałością i dzięki regulacji udało mi się bez problemu założyć słuchawki na pudełko, w którym do mnie dotarły. Skoro już przy różnych rozmiarach jesteśmy – myślę, że Kingston HyperX White Edition nadają się na każdy typ głowy. Ja sam mam nieraz problemy z wieloma modelami, ponieważ zazwyczaj są one po prostu za duże i nic się nie da już z tym zrobić. Te prezentowane z pewnością zmieszczą się na małą, jak i tę większą głowę.
Idąc w dół, po obu stronach mamy białe, kilkucentymetrowe prostokąty, które łączą pałąk z całą resztą. Na nich też, po wewnętrznej stronie mamy oznaczenia L/R, które są wyraźne, więc nie będzie problemów z założeniem słuchawek w odpowiednią stronę. Dalej mamy solidną, aluminiową obudowę, która nie tylko wygląda bardzo fajnie, ale faktycznie jest wytrzymała i oczywiście umożliwia regulację dostosowania kąta nachylenia do własnej głowy. Dzięki temu wszystko przylega perfekcyjnie i trzyma się pewnie. No tu może jeden mały zarzut, choć przeszkadzać on będzie pewnie mniej niż 1% odbiorców – przy słuchaniu dynamicznej muzy i mocnym machaniu głową, czuć że się nieco przesuwają, ale nigdy na szczęście nie spadły w ten sposób. Jeśli więc z muzyką obcujecie w normalny sposób, w ogóle tego nie zauważycie.
Przechodzimy teraz do creme de la creme. Muszle głośników są bardzo duże, gwarantując niezłe wytłumienie dźwięków (do 20dBa). Mamy tu do czynienia z 53mm przetwornikiem, co oferuje spore możliwości, o czym przeczytacie szerzej niżej. Po zewnętrznych stronach w obu mamy logo HyperX, tu jedynie jako litery HX, co mi bardzo odpowiada, a przy okazji prezentuje się nieźle. Przewód wychodzi tylko z lewego głośnika, co muszę zaznaczyć na plus. Dodatkowo, pod zaślepką znajdziemy też wejście na mikrofon. To dobrze, że w przypadku, gdy chcecie skorzystać ze słuchawek poza domem, można go odczepić i zakryć pozostałą lukę.
Same kable i wtyczki też zasługują na pochwałę. Oprócz bowiem niektórych przejściówek, przewody są ukryte pod sznurkiem, co powinno na dłuższą metę dać im niezłą wytrzymałość, a przy okazji wygląda to znacznie lepiej niż pokrycie gumowe. Co się tyczy samych jacków – w takim zestawie nie mogło zabraknąć pozłacanych końcówek i tyczy się to również dodatkowych elementów zestawu. Jedno mnie tylko martwi i wzbudza pewne obawy – to miejsce gdzie wykańczają się niemal wszystkie słuchawki czyli moment, w którym kabel zgina się i przechodzi we wtyczkę. Guma co prawda jest wykonana w tym miejscu solidnie i mi przez dwa tygodnie odsłuchów nic się tam nie stało, ale wiadomo, że ten moment przychodzi znacznie później. W każdym razie – jeśli gdzieś miałyby się zepsuć, to głównie tutaj. Najlepiej po prostu ich nie wyginać za bardzo i powinno być ok.
Po powyższym opisie zauważyliście na pewno, że HyperX podszedł do zadania profesjonalnie i zaoferował nam pięknie wyglądający zestaw. Czy również tak kolorowo jest w przypadku odsłuchu? Zapraszam dalej.
ODSŁUCH
Przechodzimy właśnie do tego, co jest najważniejsze w przypadku słuchawek, czyli jak one grają? Po moich wcześniejszych ochach i achach chyba możecie się domyślić, że zaraz napiszę – rewelacyjnie! Gdybym miał określić ogólny rodzaj dźwięku jaki otrzymujemy, nazwałbym go po prostu agresywnym. To nie są ciepłe brzmienia w kapciach przy skwierczącym kominku. Wszelkie odgłosy to wojna, co mnie osobiście odpowiadało, choć po kilku/nastu godzinach słuchania z potencjometrem rozkręconym na full, ma się po prostu tego dość, ale to chyba normalne, że po dłuższym czasie atakowania głośnymi dźwiękami mózg mówi – daj mi cholera wreszcie święty spokój! Jak to powiedział Cypher w pierwszym Matrixie – zapnij pasy Dorotko i pożegnaj się z Kansas.
Pierwsze co zrobiłem po założeniu Kingston HyperX Cloud to odpalenie na YouTube TEGO linka, zamknąłem oczy i przeniosłem się na niecałe 10 minut do krainy dźwięku przestrzennego. Największe wrażenie zrobiła na mnie wizyta u wirtualnego fryzjera i pokazała mi, jak słuchawki stereo mogą radzić sobie z umiejscowieniem dźwięku.
Kingston HyperX Cloud White Edition postanowiłem przesłuchać na wielu rozmaitych urządzeniach. I tak, na liście znalazły się 3 laptopy, o różnych konfiguracjach, z czego jeden to gamingowy Asus G56JR, telewizor, smartfon, a nawet podłączenie do zewnętrznych głośników, które mają wyjście słuchawkowe.
Tutaj zaczynają się schody, bo na każdym z nich potrafią brzmieć inaczej, ale to tak naprawdę nie ich wina, a raczej samego poziomu wyjściowego. I tak na przykład po podłączeniu bezpośrednio do TV Samsunga dostałem po głowie bardzo dużą ilością wysokich tonów. A skoro już przy nich jesteśmy – to jest w zasadzie mój główny zarzut, który powtarzał się na większości konfiguracji. Naprawdę duża ilość wysokich tonów, w skrajnych przypadkach takich, które po prostu bolą.
Przez to wszystko basy są wycofane i żeby wykręcić maksimum z zestawu, warto się zaopatrzyć w dobrą kartę dźwiękową lub podłączyć pod wzmacniacz i z jego poziomu wyregulować poszczególne częstotliwości. Generalnie – bez equalizera nie podchodzić. W związku z tym, że niestety na każdym z laptopów miałem do dyspozycji jedynie zintegrowaną kartę dźwiękową Realteka, sprawiało to, że słuchanie muzyki na YouTube czy Spotify, bez możliwości szczegółowej regulacji, nie było aż tak przyjemne jak być mogło.
Natomiast już po odpaleniu Winampa z pluginem Jammix (który swoją drogą serdecznie polecam), siła dźwięku po prostu mnie zdmuchnęła! Dudniące basy, wyraźne partie wokalne, ostre brzmienie gitar, słowem wszystko było czyste, klarowne i jednocześnie potężne. I to niezależnie od gatunku muzyki – metal, muzyka elektroniczna, nawet gdzieś tam przez odtwarzacz przeturlał się hip-hop i 8-bitów. I za każdym razem było to przeżycie wspaniałe, pełne pozytywnych emocji i odczuć słuchowych.
Jeżeli chodzi o oglądanie filmów, tu również spisały się na medal. W scenach akcji, wybuchów, strzałów, naprawdę pokazują pazury, z kolei podczas wszelkich rozmów między bohaterami głos jest wyraźny. Podobała mi się szczególnie scena wyścigu, z pierwszego epizodu Gwiezdnych Wojen. Tak, ja wiem, że nie jest to ta najlepsza, no ale same zmagania Anakina na torze, to zdecydowanie jeden z jaśniejszych punktów. Już sam moment grzania silników jest zrealizowany świetnie i pozwala się wczuć. Ponadto odgłosy dobiegają z każdej strony i co najważniejsze – nie zlewają się w jedną całość. Brzmienie jest selektywne i słychać dokładnie każdy element.
Jako, że są to słuchawki dla graczy, a ja za takowego się uważam, głównie pod tym kątem je sprawdzałem. Co ciekawe, nawet w tych, w których dźwięk nie zależy od naszego być albo nie być, słychać jak wiele traciłem korzystając z wbudowanych głośników. Przykładem jest moja ostatnio (jakieś ponad pół roku :P) ulubiona karcianka – Hearthstone. Właściwie bez problemu można w nią grać przy wyłączonym dźwięku. A jednak po nałożeniu Kingston Cloud HyperX White Edition (swoją drogą – mogliby skrócić tę nazwę :)) już w samej melodii usłyszałem każdy instrument osobno, a dociąganie kart, stawianie stronników na stole czy rzucanie czarów doskonale komponowało się z warstwą dźwiękową. Jednym słowem – te słuchawki sprawiły, że nawet gdy w grze dźwięk nie jest bardzo potrzebny, chciałem go słyszeć dla własnej przyjemności.
A co z bardziej wymagającymi tytułami? Nie ukrywajmy, tam gdzie jest tempo i refleks, tam musimy wiedzieć skąd czai się zagrożenie, a więc oczywiście najbardziej adekwatnym gatunkiem do sprawdzenia, są wszelkiego rodzaju strzelanki. Ja podczas testów powróciłem do stareńkiego Counter-Strike 1.6, który niedawno pojawił się w nowej odsłonie jako Nexon Zombies (tryby z zombie przemilczę, bo są słabe). Drugą grą z kolei był Battlefield 3, którą uznałem za stosowną do tego rodzaju odsłuchów – rozgrywka do 64 graczy na jednym serwerze, iście hollywoodzkie wybuchy, po prostu akcja non-stop.
Jak wspomniałem wcześniej, nie miałem niestety dostępu do prawdziwych kart dźwiękowych (jako chociażby Xonary od Asusa), więc posiłkowałem się darmowym oprogramowaniem, które polecam, czyli Razer Surround. Zielony, potrójny wąż nie powinien być obcy graczom. Stworzyli oni kawał dobrego kodu, który tworzy wirtualny dźwięk 7.1 na zwykłych słuchawkach stereo. Sprawdzało się to wyśmienicie, i gdyby nie ograniczenia sprzętowe (minimum Win 7, którego postawienie na moim prywatnym laptopie mijało by się z celem), rozważałbym kupno wersji premium.
W każdym razie, podobnie jak w przypadku filmów czy muzyki, tu również byłem pod dużym wrażeniem. Określenie dźwięków w przestrzeni jest jak najbardziej w porządku i w Counter-Strike mogłem bez problemu ocenić odległość i kierunek nadciągających kroków. Ba, doskonale wiedziałem, czy w moją stronę podąża jeden czy więcej graczy. I choć nie podniosło to nagle moich umiejętności, to udawało mi się nieraz zaskoczyć przeciwnika.
Jeżeli chodzi o Battlefielda, to w wojennym harmidrze ciężko było zwracać uwagę na odgłosy kroków, bowiem kto grał, ten wie, że dzieje się tu niezmiernie dużo – ostrzał lotniczy, nadjeżdżające czołgi, po prostu cały arsenał lądowo-powietrzny. Przy okazji okazało się, że jestem jeszcze gorszym graczem, niż w przypadku CS (choć byłem święcie przekonany, że to niemożliwe) i tu nie miałem tyle szczęścia, choć również zdarzyło mi się na słuch załatwić parę osób. Częściej to ja dostawałem kulę, jednak nawet, gdybym zamknął oczy, wiedziałbym doskonale z której strony. No chyba, że od snajpera, których ku mojemu rozżaleniu jest na serwerach masa. Z kolei jeżeli natrafiłem na rozgrywkę z mniejszą liczbą graczy – np. 16., 24. itd. wtedy huki wystrzałów nie były aż tak wszędobylskie i mogłem bez problemu zlokalizować wroga.
Jak więc sami widzicie – jestem z tego zestawu niesłychanie zadowolony pod kątem wrażeń słuchowych. Żałuję jednocześnie, że nie jestem w stanie wykrzesać z nich pełni możliwości, a mam wrażenie, że usłyszałem jedynie 80 proc. tego, co mogą zaoferować na konkretnych kartach dźwiękowych, a nie tych zintegrowanych. Ale skoro nawet na nich Kingston HyperX Cloud radzą sobie tak znakomicie, czy trzeba lepszej rekomendacji?
Natrafiłem jeszcze na jedną małą niedogodność, mianowicie słuchanie muzyki ze smartfona. Przyniosłem raz słuchawki do pracy i wzbudziły one całkiem duże zainteresowanie, jednak okazało się, że w niektórych przypadkach dźwięku nie było wcale (Nexus), albo był on cichszy niż w kilkukrotnie tańszych headsetach (Sony Xperia, wybaczcie nie pamiętam konkretnego modelu). Problem, przynajmniej połowicznie, rozwiązywało zastosowanie jednej z przejściówek lub z nich zrezygnowanie. W każdym wypadku było trochę inaczej. Ja na swoim cudownym tworze, ikonie smartfonowego świata ;) Samsungu Galaxy Ace 2 nie miałem z kolei żadnych problemów. Wspólnym elementem było stwierdzenie przez znajomych, że brzmienie wcale ich nie porwało. I szczerze mówiąc się nie dziwię – przy podłączeniu do smartfona nie ma aż takiej różnicy pomiędzy moimi Kossami Porta Pro, a HyperX. Ale jak wspomniałem wcześniej – to słuchawki dla graczy i głównie będziecie z nich korzystać w domu, kiedy podłączone są do laptopa. I tam już nie tylko pokazują pazurki, ale wręcz rozszarpują uszy doznaniami.
Jeszcze kilka słów o mikrofonie. Co prawda nie jestem graczem, który lubi uprzykrzać rozrywkę innym poprzez jego nadużywanie, jednak parę razy zdarzyło mi się z niego skorzystać i jest OK. Przyznam, że na tej kwestii aż tak się nie znam, wychodzę z założenia, że jeśli mnie słychać i to bez szumów – to jak najbardziej w porządku. A przecież z jego pomocą nie będę nagrywał płyty. Choć być może i tu dałoby się coś zrobić. Podobała mi się również możliwość korzystania z mikrofonu podczas rozmów telefonicznych. Wiadomo – podczas przechadzki po mieście raczej będzie on odpięty, jednak w domu lubię, zwłaszcza gdy rozmowa trwa długo, jednocześnie grać i jak najbardziej doceniam takie rozwiązanie. Tylko trzeba uważać, by nie kłaść słuchawek zbyt blisko smartfona, bo osoba po drugiej stronie usłyszy głośne „tytytytyty”, czyli odgłos jakbyście przyłożyli telefon w trakcie połączenia do głośnika.
PODSUMOWANIE
Po dłuższym czasie testów uświadomiłem sobie jedną sprawę – spędzam teraz o wiele więcej czasu z tymi słuchawkami na uszach niż dawniej, z innymi modelami. I to nie z obowiązku napisania recenzji. Nawet nie zobaczyłem, kiedy bezszelestnie wkradły się do mojego życia i sprawiły, że już nie chciałem dłużej słuchać głośników w laptopie. No, może pomijając tych od Asusa G56JR, ale o tym przeczytacie w stosownej recenzji.
W cenie do 400 zł dostajecie zatem świetnie wykonane, zarówno pod względem wizualnym jak i możliwościami słuchawki gamingowe. A nawet nie tylko, ponieważ są one naprawdę uniwersalne, i czy będziecie oglądać filmy, czy słuchać muzyki, na pewno jakość Was zadowoli. Sami gracze docenią zaś odwzorowanie dźwięku w przestrzeni i dodadzą kilka zwycięstw na ich koncie. No nic, to lecę do Battlefielda. Oczywiście tylko ze słuchawkami!
Zdjęcia – Artur Polachowski, którego fotografie możecie zobaczyć na Facebooku oraz 500px
Kingston HyperX Cloud White Edition – Szczegółowa specyfikacja techniczna