SŁOWEM WSTĘPU
Nie ukrywam, że tak samo jak Przemka, tak też moja radość z przybycia do redakcji drugiej edycji słuchawek Kingstona – była ogromna. Uwielbiam, gdy dźwięk docierający do moich uszu jest wysokiej jakości i niewątpliwie, ten model taką jakość potrafi dostarczyć. Testy poprzedniego przebiegły bardzo udanie i każdy kto miał na głowie biały model HyperX musiał oddać, że to solidny i dopracowany sprzęt. W tej chwili po premierze „dwójek” zastanawiam się, czy warto wydawać po raz kolejny około 400zł? Czy różnice pomiędzy modelami są aż tak znaczące? Tego dowiedzie się z mojej recenzji.
WYGLĄD/ERGONOMIA
Podobnie jak w przypadku pierwszej edycji, producent już od początku robi na użytkowniku ogromne wrażenie. Jeszcze przed jakimkolwiek odsłuchem jesteśmy dopieszczeni fenomenalnym opakowaniem. Nie da się ukryć, że gra wstępna stoi tutaj na najwyższym poziomie. Poziom utrzymany jest z ubiegłego roku i co prawda nie różni się zbytnio od tegorocznego. W tym przypadku to zaleta, w końcu nie zmienia się czegoś co jest dobre. Poza tym opakowanie naprawdę wywiera wrażenie, które skłania do myśli: „WOW – postarali się”! Trzeba przyznać, że pod tym kątem Kingston pozamiatał.
Jak widać na załączonych zdjęciach tym razem dominują dwa kolory – czarny i czerwony. Na pudełku mamy wielki napis HyperX, a po ściągnięciu górnej pokrywy, naszym oczom ukazują się słuchawki oraz dodatkowy osprzęt. Wszystko osadzone w miękkiej i bezpiecznej piance, ładnie spakowane – aż szkoda wyciągać ;).
Zacznę od słuchawek, bo te wyglądają KO-ZA-CKO! Zmiana barw wypadła tutaj zdecydowanie korzystniej, aniżeli w pierwszej edycji. I choć lubię biały kolor, to w przypadku gamingowych słuchawek niekoniecznie wyglądało to dobrze. W moim odczuciu – pierwsze – w porównaniu z drugą edycją – prezentują się po prostu słabo. Sami zresztą możecie ocenić czy się ze mną zgadzacie lecz wszystkie osoby, które widziały obydwa zestawy bez wahania stawiały na czerń i czerwień.
To trochę dziwne, ponieważ obydwie pary słuchawek pod kątem konstrukcyjnym i wyglądu są praktycznie takie same – niewątpliwie do bardzo dobry przykład na to, jak kolor produktu może zmienić jego postrzeganie. Jeśli jakimś cudem taka kolorystyka mimo wszystko nie odpowiada, Kingston sprzedaje jeszcze drugą wersję – stalowoszarą, która prezentuje się równie wybornie.
Tak jak pisałem, obydwa modele wyglądają identycznie. Widać tutaj pieczołowicie wykończone szczegóły, w czym zdecydowanie przoduje pałąk. Przemek Krawczyk w swojej recenzji stwierdził, że nie rzuca się on w oczy, jednak moim zdaniem to najlepiej zaprojektowana część słuchawek. Sztuczna skóra, wraz ze świetnymi obszyciami, wygląda elegancko i nowocześnie.
Do tego dochodzą metalowe mocowania, na których zawieszone są nauszniki. Czerwień i delikatny szlif sprawia, że w połączeniu z innymi elementami od razu widać, że mamy na głowie świetny sprzęt.
Co prawda nie należę do osób, które muszą oświadczać całemu światu co noszę w kieszeni, albo tak jak w tym przypadku – na głowie, ale trzeba przyznać, że HyperX Cloud II zachowują bardzo dobry balans pomiędzy elegancją a nowoczesnością. Nie rzucają się w oczy, a mimo to przykuwają uwagę. Całość prezentuje się solidnie i została naprawdę świetnie zaprojektowania. Moim zdaniem, nie ma tu żadnego elementu zrobionego w pośpiechu. To zdecydowanie jedne z najlepiej wyglądających zestawów słuchawkowych jakie widziałem.
Najlepsze jednak przed nami, ponieważ po założeniu HyperX-ów coś, co od razu przychodzi mi namyśl to ogromny komfort. Słuchawki te nosi się naprawdę z wielką przyjemnością, są bardzo wygodne i co ważne – nawet po dłuższym czasie na głowie nie robią się meczące. Oczywiście nie jest to sprzęt, w którym będziemy biegać, ich przeznaczenie jest zupełnie inne, aczkolwiek muszę przyznać, że nie tylko przyjemnie leżą na głowie, ale co istotne, bardzo stabilnie. Nie uprawiam co prawda headbangingu, ale zdarzało mi się mieć słuchawki, które ześlizgiwały się przy nachylaniu się. Jeśli odpowiednio dopasuje się regulację, to o wygodę nie ma się co martwić.
Dodatkowo jako okularnik, cenię sobie, że po kilku godzinach słuchania muzyki czy grania, nie odczuwałem bólu małżowin. Nauszniki HyperX-ów są wystarczająco duże i pokrywają całe uszy, skutecznie je zakrywając – w sumie równie dobrze nadawałyby się jako nauszniki na zimę ;). A już tak zupełnie poważnie, to choć z pozoru wydaje się to mało istotnym szczegółem, to nie ma nic gorszego aniżeli wbijające się w głowę oprawki od okularów. Miałem kiedyś takie słuchawki i wiem o czym piszę. Przyjemność z odsłuchu spada momentalnie do zera i w pewnym momencie ma się dość. W przypadku HyperX niczego takiego nie doświadczyłem.
Drugim najważniejszym elementem zestawu jest moduł USB służący do sterowania audio, a dodatkowo posiada wbudowaną kartą dźwiękową DSP. Podłączamy go do zestawu za pomocą wtyczki minijack z jednej, a z drugiej strony zaś do komputera wpinamy całość poprzez USB. Sam moduł, obudowany plastikiem nie robi wizualnie żadnego wrażenia. Może poza podświetlonym napisem HyperX. Poza tym przyznam szczerze, że w ogóle mi się ten element nie podoba. Zastosowane tworzywo sztuczne zdecydowanie tutaj nie pasuje.
I już nawet nieistotny jest wygląd. Rozwiązanie to bardziej przypomina tutaj pilot z trzema przyciskami. Dwa z nich powiązane są z regulacją głośności – główną oraz mikrofonu. Trzeci odpowiedzialny jest za uruchomienie trybu 7.1. Niestety cała trójka, ma ciężki i długi skok. Szczególnie odczuwa się to przy przyciskach głośności. Dodatkowo ciężko dobrze ustawić głośność przy pomocy tego modułu. Lepiej zrobić to poprzez apkę poprzez którą słuchamy muzyki lub np. w samej grze. I
Głośność nie zmienia się równymi przeskokami, co szczególnie ma miejsce w najcichszych partiach, później jest już OK, ale nie zmienia to faktu, że przy tej klasie sprzętu nie spodziewałem się takich sytuacji.
O samej karcie będę pisał jeszcze za chwilę, zanim jednak o niej, dwa słowa na temat długości kabli. To element, w którym ciężko każdemu dogodzić. Komuś może nie przeszkadzają walające się po kątach kable, ja natomiast szczerze tego nie znoszę i tak np. po podłączeniu całego zestawu – słuchawki + karta – otrzymuję długość, która w moich warunkach domowych zupełnie się nie przydaje, ale nie oznacza to jednak, że ktoś inny nie będzie z tego faktu zadowolony. Nie mogę tego uznać za wadę, ale przydałby się prosty „zawijacz” kabla, który by go skrócił, dzięki temu każdy mógłby dostosować jego długość pod siebie.
Z kolei bez modułu USB z kartą dźwiękową, kiedy podłączymy same słuchawki np. do tabletu, czy smartfona to okazuje się, że 1,2 metra kabla to trochę za mało. Należę do wysokich osób, i gdybym trzymał telefon w kieszeni spodni, a słuchawki na głowie, to od razu pojawiłby się dyskomfort. Niestety w tym momencie musiałbym mocno uważać, żeby nie ciągnąć kabla. Inna rzecz – bardzo prozaiczna – część osób chodzących po mieście trzyma kabel od słuchawek na wierzchu, to z pewnością nie krępuje ruchów przy ewentualnym wyciąganiu telefonu z kieszeni. Ja z kolei mam inne przyzwyczajenie i całe okablowanie chowam pod bluzą, czy kurtką. Wtedy wyciągnięcie telefonu przy krótkim kablu jest już problemem.
Podsumowując w świetnie zapakowanym pudełku otrzymujecie rewelacyjne wyposażenie z jeszcze lepiej wyglądającym zestawem słuchawkowym. Długość kabla to rzecz sporna, dla mnie w zależności od układu jest on albo za długi albo za krótki. Wygląd oraz ergonomia to wysoko postawiona poprzeczka, ale minus należy się głównemu dodatkowi czyli zaawansowanemu modułowi sterującemu USB z wbudowaną kartą dźwiękową DSP – zarówno za wygląd i wykonanie.
ODSŁUCH
Uwielbiam świetną jakość dźwięku i kiedy tylko pomyślę, że miałbym pracować na słuchawkach czy głośnikach za “dychę” z supermarketu to mnie trzęsie. Dźwięk musi być z jajem, soczysty, niekoniczne z przytłaczającą ilością basu. To nie tutaj leży tajemnica świetnego brzmienia. Niektórzy jarają się bo wszystko tak dudni, że słuchawki aż same podnoszą się na głowie. Początkowo jest to może i fajne, robi wrażenie, ale po jakimś czasie staje się ogromnie męczące.
Przyznam szczerze, że HyperX już na wstępie nie miały u mnie lekko. Moje domowe nauszne słuchawki Sennheisera to najlepszy zakup, jaki mógłby mi się przytrafić. Nie zapłaciłem za nie fortuny i są tańsze od testowanego modelu prawie cztery razy, ale naprawdę brzmią bosko. Nie jest to tylko moja opinia, tak więc jestem pewien, że konkurent solidny. Dlatego też ciekaw byłem, czy słuchawki Kingstona złoją moje uszy równie skutecznie?
Miałem również okazję porównać tegoroczny model z poprzednią, testowaną przez nas edycją i pod względem samego dźwięku nie zmieniło się praktycznie nic. Jest jedna różnica, która tkwi w samej karcie dźwiękowej, ale o niej za chwilę.
Jako bazę testową do dyspozycji miałem różne urządzenia. Smartfon Samsung Galaxy Note 4, Chromebooka 2 również od tego producenta, iPad mini 2, a także mój komputer stacjonarny, wyposażony w kartę dźwiękową. Niestety bardzo żałuję, że nie miałem pod ręką jakiegoś urządzenia Sony, szczególnie smartfona, ponieważ japoński producent jest mistrzem jakości dźwięku jeśli chodzi o odsłuch na słuchawkach. Chętnie sprawdziłbym HyperX Cloud II na jego sprzęcie.
Jeśli czytaliście recenzję Przemka Krawczyka, to z pewnością zwróciliście uwagę na to, że słuchawki te dawały różny dźwięk przy innych urządzeniach. I w zasadzie nie jest to nic odkrywczego. Właśnie dlatego wymieniłem moją bazę sprzętową, ponieważ na każdym brzmienie delikatnie się różniło, choć często trzeba było mocno się przysłuchać.
Nie zmienia to faktu jednak, że bez względu na to, gdzie korzystałem ze słuchawek, za każdym razem jednak jego jakość była wysoka i przy każdej sytuacji byłem niezwykle usatysfakcjonowany. Nie potrafię Wam jednak napisać, z czego najlepiej mi się słuchało, ponieważ różnice są tak drobne, że przez niektórych będą wręcz niedosłyszalne.
Muszę oddać to, że HyperX nie mają nadmiernego basu, który potęguje mocne pierwsze wrażenie lecz później zwyczajnie przeszkadza. Praktycznie każdy rodzaj muzyki był świetnie odtwarzany, przez co słuchanie nie tylko dźwięków natury (polecam tą setlistę na Spotify, idealna do wyciszenia), poprzez pop i cięższe klimaty. Oczywiście, żadna potrawa nie będzie idealna, gdy jej nie posolimy i nie popieprzymy. Tutaj jest podobnie, dlatego w ruch za każdym razem idzie equalizer, który odpowiednio skonfigurowany dopełnia dzieła.
Na koniec zostawiłem sobie wisienkę na torcie, czyli gry. Nie jestem co prawda wielkim fanem tej rozrywki, aczkolwiek swoje godziny w różne odsłony Battlefielda spędziłem i to zdecydowanie gra, która potrafi mnie wyciągnąć na długie wieczory.
W tym przypadku mogę stwierdzić, że przeniosłem się na wyższy poziom rozrywki, właśnie dzięki dostarczanym dźwiękom. I to dopiero tutaj swoje pełne oblicze w końcu ukazuje dołączona w module USB karta dźwiękowa. Szczególnie, gdy włączymy tryb 7.1. Oczywiście to tylko namiastka tak przestrzennego dźwięku, aczkolwiek w samej grze, odczuwamy to naprawdę bardzo mocno i wyraźnie.
Szczególnie miało to miejsce przy takich prostych – wydawałoby się dźwiękach, jak np. bieg, głos bohatera, czy strzelanie. Efekt przelatującego helikoptera również daje mocne wrażenia lecz doczepiłbym się do mało płynnego przechodzenia dźwięku, szczególnie gdy poruszamy się daną postacią – brakuje w tym regularności. Nie jest to jakoś znacząca wada, ale co ciekawe sytuację poprawiła zmiana trybu dźwięku w samej grze. Wystarczyło przełączyć się z Headset na tryb np. HiFi, albo… 5.1. Wtedy zabawa stawała się jeszcze bardziej ciekawsza. Czy HyperX Cloud II wraz z dołączoną kartą dźwiękową dają przewagę na polu bitwy? Zdecydowanie tak, szczególnie gdy przeciwnik skrada się do Was z nożem. Dobre słuchawki w takich chwilach ratują życie. ;)
Tryb 7.1 bardzo dobrze sprawuje się również w filmach, efekty są naprawdę miłe dla ucha. Najlepiej oczywiście sprawdzają się w tym przypadku wybuchy i efekty specjalne. Oglądanie filmu dokumentalnego mimo wszystko lepiej odsłuchać w tradycyjny sposób, bo 7.1 sprawuje się przede wszystkim w grach i to nie powinno nikogo dziwić, w końcu do zestaw przeznaczony dla graczy.
Na koniec zostawiłem sobie pytanie, które zapewne wcześniej sobie zadaliście. Czy karta dźwiękowa działa pod pierwszą wersją słuchawek? Odpowiedź brzmi – niestety nie. Dlatego też by móc rozkoszować się dźwiękiem 7.1 trzeba niestety kupić osobno cały zestaw. I to zrozumiały krok, inaczej nikt by nie decydował się na zakup drugiej edycji. Dla pocieszenia dodam, że pod Sennheiserami, które również nie omieszkałem testowo podłączyć pod kartę, dźwięk owszem był lecz pilot działał totalnie niestabilnie, dlatego też nie polecam. Zdecydowanie jest to część zestawu, która prawidłowo pracuje tylko pod tym zestawem słuchawek, dlatego odradzałbym jakiekolwiek przymiarki do osobnego zakupu.
PODSUMOWANIE
Wspominałem, że zestaw Kingstona nie będzie miał łatwego życia z moimi Sennheiserami lecz fakt, że dawno tych drugich nie miałem na uszach o czymś świadczy, a jedną z przyczyn jest nie tylko lepszy dźwięk, ale także wygoda i komfort. Tym sposobem za każdym razem czerpię przyjemność, kiedy nakładam na uszy HyperX. To naprawdę dopracowany i przemyślany produkt, choć nie pozbawiony wad w postaci jakości wykonania samej karty dźwiękowej i szczególnie sterowania brzmieniem. Wiele do życzenia pozostawia też długości kabla. Zestaw mimo wszystko z całą pewnością warty swojej ceny i opłaca się zapłacić chociażby za dodatkowy komfort, kartę dźwiękową, a także – co najważniejsze – bardzo dobrą jakość dźwięku. Ze swojej strony gorąco polecam i choć jeśli nie kręci Was tak bardzo dodatek w postaci efektu 7.1 to pierwsza edycja słuchawek również spełni Wasze wymagania.
Werdykt 90sekund.pl:
Bardzo dobra propozycja dla graczy, ale nie tylko. Ci pierwsi jednak z pewnością otrzymają dodatkowy bodziec, który sprawi, że poczują się pewniej w swoich rozgrywkach.
-
WYGLĄD
-
WYKONANIE
-
ERGONOMIA/KOMFORT
-
JAKOŚĆ DŹWIĘKU