SŁOWEM WSTĘPU
Czekałem na tego smartwatcha. Bardzo! I Samsung udowadnia nim, że nosi spodnie. Bardzo mi się to podoba, bowiem jest to takie urządzenie, z którym naprawdę szybko przychodzi się oswoić. Ale najważniejsze jest tutaj to, że wreszcie otrzymujemy produkt całkowicie samowystarczalny. Jest to zdecydowanie największa przewaga nad innymi tego typu rozwiązaniami – z prostej przyczyny – do działania nie potrzebuje smartfona, chociaż… tak naprawdę bez niego nie da się obejść. Jest jednak progres, ale moim zdaniem to nie ten kierunek. Bo Gear S to wciąż produkt pomiędzy!
[showads ad=rek3]
WZORNICTWO I WYGLĄD
Samsung Gear S wygląda świetnie. Całkowicie wyróżnia się na tle konkurencji od innych firm. Jest bardzo nowoczesny, do tego duży, ale nie za wielki, świetnie wykonany i zarazem odważny. Na froncie jest 2-calowy ekran, zakrzywiony, a zatem cała konstrukcja wykonana jest w takim układzie. Dzięki temu lepiej przylega do nadgarstka i ja akurat miałem pierwsze skojarzenie z bransoletką.
Gear S oczywiście nią nie jest, ale jego szerokość, zlewająca się z równie pokaźnym paskiem sprawia, że smartwatch ten wygląda solidnie i konkretnie, kiedy już go włożymy. Pod ekranem znalazł się fizyczny, rozpoznawalny przycisk strony domowej. Po jego prawej stronie jest czujnik UV analizujący intensywność promieni słonecznych, a po lewej czujnik oświetlenia.
Sam wyświetlacz jest prostokątny, z dość szerokimi ramkami, a ta najwyraźniejsza, plastikowa w kolorze srebrnym, biegnie wokół całej koperty. Wygląda to dość ładnie, chociaż przyznam, że szybko łapie różne odciski i tłuste zabrudzenia oraz ryski, które biorą się nie wiadomo skąd. Fajnie, gdyby w przyszłości pojawiło się tam prawdziwe aluminium.
Na spodzie mamy za to złącze stacji dokującej, czujnik tętna oraz slot na kartę nano-SIM. W prawym górnym narożniku jest głośnik, a w lewym dolnym mikrofon. I muszę przyznać, że prowadzenie rozmów nawet nie wypada najgorzej, aczkolwiek jeśli naprawdę zwiększymy poziom głośności, to na skórze czuć delikatne mrowienie, które potrafi być z czasem dość uciążliwe.
Pasek jest plastikowo-gumowy (?), ale wykonany z dobrego elastycznego, ale zarazem dobrze przylegającego tworzywa. Niestety zbiera łatwo drobne pyłki i brud, zwłaszcza od wewnętrznej strony i przetarcie palcem nie zawsze potrafi usunąć wszystkie skazy. Zapinka jest stalowa i dokładnie tak samo zaprojektowana, jak miało to miejsce we wcześniejszych Gearach. Patent dobry, sprawdzony, wygodny i pewny. Zegarek dobrze układa się i trzyma nadgarstka, nie jestem w stanie niczego mu zarzucić.
Oczywiście możemy Geara S wypiąć z pasków i schować do kieszeni, jeśli będą tego wymagały jakieś okoliczności. Niemniej rozwiązanie dobre o tyle, że można go osadzić w innym pasku jeśli ten się zużyje lub zechcemy wybrać kolejną wersję kolorystyczną. Samsung jednak w instrukcji przestrzega przed takim demontażem.
Ostatnią istotną informacją jest ta dotycząca docka, który jest podłączany od dołu do dedykowanego złącza i stosuje się go do ładowania lub przerzucania plików pomiędzy Gearem S, a komputerem. Oczywiście poprzez kabel micro-USB. I przyznam, że chciałem już trochę na to ponarzekać, jakby po prostu nie można było ładować smartwatchy bezpośrednio, bez konieczności podłączania stacji dokujących, ale tutaj spotkała mnie miła niespodzianka, bowiem ten dock wyposażony jest w dodatkową baterię, która jest w stanie naładować zegarek do 50 proc. od zera. W krytycznych sytuacjach – jak znalazł!
Geara S nosi się niezwykle wygodnie. Jego używanie jest bardzo przyjemne, urządzenie jest nieco większe niż inne smartwatche, zatem potrafi przykuwać uwagę, ale raczej jako ładny element ozdobny niż inteligentny zegarek. Poza tym podoba mi się jego nowoczesny wygląd, zakrzywienia i idąca za nimi dynamika. Bo z jednej strony jest futurystycznie, ale nie ma też tutaj przesady. Dzięki rozmiarom dobrze też korzysta się z prezentowanych na ekranie treści, poza tym odkryłem na nowo swype dzięki Gearowi S ;)
[showads ad=rek2]
Zresztą z tą branzoletkową opcją – o której wspominałem na początku – jest coś na rzeczy. Samsung zawiązał bowiem współpracę z firmą modową Diesel Black Gold, która przygotowała swoje wariacje na temat Geara S. Oto i one:
I tutaj jeszcze jedna wariacja na ten sam temat (konkretnie mam na myśli tą z kolcami):
EKRAN
Samsung wie, jak to się robi i Gear S jest tego kolejnym doskonałym przykładem. Jestem zasadniczo zakochany w AMOLED-ach, więc trudno ze mną polemizować ;P, ale prawda jest też taka, że te ekrany naprawdę świetnie sprawdzają się w zegarkach. Są energooszczędne, mają genialną kolorystykę, a w tym modelu dostaliśmy jeszcze wersję z zakrzywionym wyświetlaczem. Czego chcieć więcej? A są to ważne aspekty. Bo jeśli idzie o czytelność prezentowanych treści, to nie potrafię sobie tutaj wyobrazić niczego innego.
Mały panel wymaga, aby to co prezentuje, było dla nas w lot uchwytne i nie ma tutaj miejsca na eksperymenty. Samsung wychodzi obronną ręką z tej próby po raz – zresztą – kolejny, bowiem poprzednie edycje Gearów również mogą szczycić się świetnymi wyświetlaczami wykonanymi w tej technologii.
Otrzymujemy zatem Super AMOLED i do dyspozycji pełne 2 cale, z rozdzielczością 360×480 pikseli, co przekłada się na bardzo ładny współczynnik zagęszczenia punktów na cal wynoszący 300 ppi! Oznacza to, że jest to już taki poziom, od którego teoretycznie trudno dostrzec je gołym okiem na wyświetlaczu! W konsekwencji to, co widzimy po prostu wygląda! I to jeszcze jak, chociaż nie jest supergładko!
Czcionki są bardzo czytelne, ikony wyraźne i dobrze widoczne – nawet jeśli nie są największych rozmiarów – a obsługa aplikacji na tyle komfortowa, że chce się z nich korzystać. Samsung naprawdę poszedł o kilka sporych kroków do przodu. Nie mam pojęcia, jak konkurencja będzie chciała pokonać ten ekran, ale to jeden z mocniejszych atutów Geara S.
[showads ad=rek1]
Zasadniczo do dyspozycji były dwie formy podświetlenia. Pierwsza, kiedy podnosiłem zegarek, czujnik światła rozpoznawał, że wyłonił się spod mankietu i podświetlał tarczę pokazując godzinę. I tutaj pojawia się pierwsza wada, która trochę była jednak uciążliwa. Otóż na ekranie można zobaczyć informacje pogodowe, zliczone kroki, datę, stan baterii czy ilość nieodebranych powiadomień. Jeśli z jakichś powodów je przeoczyliśmy, to przy tym pierwszym podświetleniu de facto widoczna jest tylko godzina. Dopiero dotknięcie ekranu w pełni go podświetla i pojawiają się pozostałe informacje. Rozumiem, że przemawiają za tym względy oszczędności baterii, ale jednak po jakimś czasie było dość męczące ciągłe dotykanie wyświetlacza, by tylko sprawdzić, czy coś mnie nie ominęło.
Drugą wadą jest brak wsparcia dla aktywowania ekranu poprzez dotyk. Smartwatche z Android Wear potrafią w ten sposób się wybudzić, jeśli czujniki nie zadziałają jak należy, i zamiast aktywnego ekranu zobaczymy czarną płaszczyznę po podniesieniu nadgarstka do oczu. Oczywiście Samsung pozwala podświetlić ekran poprzez przyciśnięcie fizycznego przycisku, ale mimo wszystko trzeba go szukać. Ekran jest natomiast na tyle duży, że łatwo się go lokalizuje i taka interakcja jest po prostu lepsza. Może marudzę, ale brakowało mi tego, tym bardziej, że w ustawieniach możemy zdefiniować, jaka akcja ma się wydarzyć po dwukrotnym stuknięciu w panel po jego podświetleniu.
Poza tym zarejestrowałem jeszcze trzecią wadę. Ekran nie zawsze reagował na dotyk. Nie wiem, czy to z powodu zakrzywienia wyświetlacza, ale zdarzało się, że musiałem kilkakrotnie wchodzić w interakcję z panelem, zanim udało mi się np. trafić do menu aplikacji. Nie było to jakoś uciążliwe, ale jednak na tyle częste, że trudno mi o tym nie wspomnieć.
WYDAJNOŚĆ
Gear S napędzany jest przez dwurdzeniowy procesor, taktowany zegarem 1 GHz. Na wyposażeniu jest 512 MB RAM, a na system i aplikacje oraz nasze pliki przeznaczono 4 GB pamięci. Można by rzec, że standard, natomiast dalej jest znacznie ciekawiej.
Jakkolwiek smartwatche z Androidem Wear posiadają opcjonalnie i zależnie od konfiguracji niektóre z wymienionych za chwilę rozwiązań, tak Gear S ma je wszystkie w sobie, zatem pod tym względem pozostaje całkowicie bezkonkurencyjny. No i ma się zasadniczo czym pochwalić.
Najnowszy smartwatch Samsunga otrzymał moduł WiFi (pracujący w standardzie 802.11 b/g/n), GPS, Bluetooth 4.1, czujnik światła, pulsometr, krokomierz, przyspieszeniomierz, kompas, barometr i czujnik promieniowania UV! Sporo, prawda? Jak wyposażenie dobrej klasy smartfona! A przecież to nie wszystko, bowiem wisienką na torcie jest oczywiście gniazdo kart nano-SIM, zatem jeśli tylko taka Wasza wola, bez problemu uczynicie z niego samowystarczalny produkt, który nie potrzebuje do pracy smartfona!
Oczywiście możecie być pewni, że wszystko działało tutaj wyśmienicie! Smartwatch był szybki, dobrze reagował na moje dotykowe komendy, a otwieranie, zamykanie aplikacji, przełączanie się pomiędzy nimi itp. odbywało się szybko i bardzo zadowalająco, nawet, jak Gear S obciążony był sporą ilością danych.
Miałem jednak kilka sytuacji awaryjnych, a po kolejnej smartwatch Samsunga uległ… zamrożeniu. Dostęp miałem tylko do ekranu głównego, z poziomu którego nie byłem w stanie wykonać żadnej akcji. Co jakiś czas tylko przesuwała się tykająca wskazówka sekundnika. Wyłączenie i ponowne uruchomienie nic nie pomagało. Zmuszony byłem w końcu przywrócić smartwatch do ustawień fabrycznych. Po wielu próbach udało się to zrobić szczęśliwie z poziomu zegarka, ale nie mam pojęcia dlaczego tak się działo. Możliwe, że mój model posiadał jakąś ukrytą wadę?
Miałem też trochę kłopotów z zasięgiem połączenia Bluetooth. Poprzednie Geary jakoś lepiej sobie radziły z topografią mojego 50-metrowego mieszkania, więc odłożenie smartfona zbyt daleko od Geara S skutkowało wielokrotnie zrywaniem połączenia. Raz po raz połączenie przerywało się samoistnie, kiedy zegarek sparowany był z Note’m 4. Po kilku dniach przesiadłem się na Samsunga Galaxy S4 zoom, i z tym modelem do końca testów nie odnotowałem żadnych kłopotów na tym poziomie. Poza tymi sytuacjami wszystko sprawowało się naprawdę bardzo dobrze, ale trochę zawodu z tych powodów przeżyłem.
[showads ad=rek1]
SYSTEM, APLIKACJE I MULTIMEDIA
Smartwatch Samsunga – Gear S – pracuje pod kontrolą systemu Tizen. Jest to autorskie oprogramowanie producenta i w praktyce sprawuje się bardzo przyzwoicie. Widać, że południowokoreański koncern nie odpuszcza i próbuje – pomimo posiadanego w ofercie Samsunga Gear Live z Androidem Wear – cały czas przetrzeć swój szlak w oferowaniu platformy dla technologii ubieralnych.
KILKA UWAG O PLATFORMIE
I muszę przyznać, że z Tizenem mam jednak problem. A zwłaszcza w tej odsłonie. Jest ładny, przejrzysty, całkiem nieźle pomyślany pod kątem gestów, ale… czułem się, jak bym miał w dużej mierze do czynienia z jakąś hybrydą smartfona i smartwatcha, a nie skończoną wersją inteligentnego zegarka. Trochę żałuję, że nie miałem jeszcze okazji sprawdzić w akcji Androida Wear, który z tego, co już mogłem zauważyć na YoutTube i podczas czytania różnych recenzji jest w dużej mierze systemem do zarządzania głosowego. Tizen też się w to wpisuje z S Voice – asystentka od Samsunga działa super, chociaż szybko zorientujecie się, że dość powierzchownie. O ile daje się uruchomić wiele aplikacji poprzez wydawanie komend, to już wewnątrz nich S Voice nie działa, więc i tak musimy używać dotyku.
Chyba najbardziej podobała mi się interpretacja Androida w pierwszym Galaxy Gearze. Wygląd, jak i funkcjonalność – były niezwykle dobrze opracowane, a interfejs opierał się na dużych ikonach, dzięki czemu dobrze się po nim nawigowało. Tizen w wydaniu dla Geara S trochę przytłacza. O ile w smartfonach tak wiele opcji do zdefiniowania i ustawienia ma sens, o tyle w smartwatchu oczekiwałbym większej prostoty. Przebicie się przez wszystkie pozycje w Ustawieniach, to nie lada wyzwanie, a na końcu i tak nie pamiętamy, gdzie daną funkcję włączyliśmy i jak do niej wrócić. Mi osobiście sprawiało to trochę trudności. Bo wolałem iść na łatwiznę zostawiając temat, niż eksperymentować i dochodzić swego.
Osobiście uważam, że najlepszym wzorem, z którego Samsung mógłby skopiować pomysł na funkcjonowanie Tizena, jest aplikacja do biegania Nike Plus, którą w Gearze S znajdziemy. Jest ona bardzo czytelna, jednolicie kolorowa, wyświetla proste komunikaty na ekranie, a do tego interakcja z nią jest płynna, intuicyjna, czuć lekkość tego rozwiązania. Rozumiem, że system operacyjny, a aplikacja to trochę dwa różne światy, ale wydaje mi się mimo wszystko, że jednak coś trzeba z tym zrobić. Zmienić sposób myślenia, bo może kluczem do tego, jak tą platformę ugryźć jest zdanie sobie sprawy, że my – odbiorcy – wcale nie potrzebujemy wiedzieć, że tutaj działa jakiś system operacyjny.
Takie podejście do projektowania platformy jest cały czas osadzone w obecnym myśleniu o technologiach mobilnych, a nie ubieralnych, które wg mnie muszę się z nami integrować, stawać częścią dobrze dobranej garderoby, biżuterii i podkreślać szyk, przenosić dalej nasze sposoby funkcjonowania, nasz charakter. Brakuje mi tutaj spoiwa emocjonalnego. Widzę tylko program.
Ale nie chcę, by pozostało powszechne wrażenie, że coś jest nie tak. Być może siedzę w tych tematach za głęboko i mam już swoje wyobrażenia, jak chciałbym, aby to działało. Tizen więc w obecnej odsłonie bardziej stworzony jest pod myślenie związane z obecnymi tabletami czy smartfonami, a nie smartwatchami. Ten system mógłby dla mnie mieć o połowę mniej rozwiązań, ale niech one będą lepiej zintegrowane z moim systemem funkcjonowania na poziomie komunikacji.
APLIKACJE
Ale, ale… ;) Mimo wszystko jest tu sporo ciekawych rozwiązań i tak naprawdę jest już na czym popracować! Wszelkie zarzuty, które pojawiły się w mojej głowie przy ograniczeniach związanych z np. Gearem 2, tutaj zdecydowanie znikają. Oto, jakie możliwości otwiera przed Wami Gear S.
Nawigowanie po menu i gesty
Poruszanie się po menu Geara S jest niezwykle intuicyjne i proste. Odbywa się w układzie krzyżowym. Oczywiście pulpit główny to ten, który widzimy za każdym razem po włączeniu zegarka, podświetleniu ekranu lub przyciśnięciu przycisku Ekranu startowego. Przeciągając palcem z góry na dół pojawi się ściągana belka, na której widoczne są takie informacje, jak stan połączenia z daną siecią, siła zasięgu, regulacja głośności oraz sterowanie jasnością.
Przesuwając z Ekranu startowego palec od prawej krawędzi do lewej trafimy do poziomej listy kolejnych aplikacji/widgetów zdefiniowanych przez Samsunga systemowo, wśród których są apka z newsami, do sterowania muzyką, widget pogodowy, z podręcznymi kontaktami czy S Health pokazujący stan naszych wyników. Szkoda, że póki co nie można tam dodać zainstalowanych aplikacji z zewnętrznych źródeł.
Jeśli natomiast przesuniemy palcem w drugą stronę, czyli z Ekranu startowego od lewej do prawej krawędzi, wówczas Waszym oczom ukaże się Centrum Powiadomień z listą akcji, które zostały przekazane do Geara S. Żeby wyświetlić szczegóły wystarczy tapnąć w odpowiednią pozycję. Można też poruszać się pomiędzy nimi przesuwając kolejno palcem w kierunkach prawo/lewo. Jeśli wiadomość powiadomienia (np. treść wiadomości ze społecznościówki Google Plus) jest dłuższa da się przewinąć ekran, ale za długich informacji w całości nie da się wyświetlić. Możemy ewentualnie wyświetlić treść na smartfonie. Ale na SMS już będziemy w stanie odpowiedzieć poprzez wybór albo zdefiniowanego szablonu albo przechodząc za pomocą jednego dotknięcia do pełnej edycji.
Przeciągnięcie z Ekranu startowego palcem z dołu do góry, przenosi do menu ze wszystkimi aplikacjami i opcjami do ustawienia. Od samej góry dostępne jest pole, po dotknięciu którego, zobaczymy ostatnio uruchomione aplikacje. Jak dla mnie wygląda to dość słabo na tak małym ekranie, wszystko jest za bardzo zminiaturyzowane.
Listę w menu, ułożoną z aplikacji rozmieszczonych w dwóch kolumnach można oczywiście wygodnie rolować góra-dół, ale jeśli trochę ich poinstalujecie, to znalezienie właściwej będzie trochę upierdliwe. W pewnym sensie sprawę rozwiązuje możliwość własnego ułożenia ikon, wystarczy dłużej przytrzymać na interesującej na palec, ale i tak momentami się gubiłem. Mimo, że jest czytelnie, kolorowo i dość ładnie, to jednak ekran jest wciąż za mały, przez co czułem się, jakby ktoś zmuszał mnie do nadludzkiego wysiłku operowania na schematach znanych ze smartfonów, a do tego na tak niewielkiej powierzchni. Niestety myślenie interfejsem znanym z telefonów pokutuje tutaj na każdym kroku :/
Przytrzymując dłużej palec na środku Ekranu startowego pojawi się opcja personalizacji tego widoku. Z wszystkich akcji wychodzi się poprzez każdorazowe przeciągnięcie palcem po ekranie z góry na dół. Jak zabrniemy zbyt głęboko w ustawienia, to potem musimy się trochę namachać, aby wrócić na pulpit. Można też zaprogramować, jaka ma nastąpić akcja lub włączyć się aplikacja, z której często korzystamy, kiedy dwukrotnie stukniemy palcem w aktywny ekran.
Personalizacja
Do wyboru mamy naprawdę wiele wyglądów ekranu głównego z odpowiednimi modyfikacjami. Dzięki nim możemy nasz smartwatch uczynić bardziej klasycznym lub nowoczesnym. Wszystko zależy od tego jaki mamy nastrój lub w co się właśnie ubraliśmy. I muszę przyznać, że jest to naprawdę fanie zaprojektowane. Oprócz palety wyglądu ekranu zdefiniujemy, czy chcemy na nim widzieć powiadomienia, stan baterii, przebyte kroki czy pogodę oraz w którym miejscu mają się znajdować na widocznym cyferblacie. Tak, jest to przygotowane bardzo fajnie, a do tego łatwo można wszystko zmienić. Wystarczy przytrzymać palec na ekranie, by pojawiły się opcje ustawień.
Gear S emituje też dźwięki lub wibracje, kiedy przychodzą powiadomienia lub ktoś akurat dzwoni. Osobiście wolałem mieć je zawsze wyciszone, chociaż nie narzucały mi się, kiedy miałem je włączone. Jeśli mamy kartę SIM w zegarku, to po zerwaniu połączenia WiFi urządzenie przełączy się na Internet dostępny w ramach naszego pakietu danych od operatora komórkowego.
Wprowadzanie tekstu
Jedna z moich ulubionych funkcji w Gearze S, to możliwość pisania po wirtualnej klawiaturze. Jeszcze niedawno miałem możliwość sprawdzić, jak się to sprawuje na Gearze 2, instalując zewnętrzną aplikację. W efekcie było dość kiepsko, bo o ile mogłem odpowiedzieć na otrzymany SMS, to już sporządzić nowej wiadomości do innego kontaktu nie bardzo (funkcja była, nie chciało działać). Poza tym stukanie w maleńkie przyciski było wręcz frustrujące, nawet przy próbie wprowadzenia prostego komunikatu. W Gearze S jest znacznie, znacznie lepiej…
…ale – samo pisanie, również polegające na wstukiwaniu to katorga. W Gearze 2 i Gearze S wynika to z tego, że po prostu 1,63-cala, czy 2-cale to wciąż za małe powierzchnie, by połowy widoku nie przysłaniać sobie palcem w trakcie interakcji, najczęściej dużym z natury kciukiem, o kontrolowaniu znaków, które wprowadzamy już nie wspominam.
Odkryłem za to na nowo wprowadzanie tekstu metodą typu swype! Tak, jak używam jej wyjątkowo często na dużych ekranach, tak tutaj – przy skrajnie małych – sprawdza się równie skutecznie! Napisanie nawet długiej wiadomości SMS nie nastręcza absolutnie żadnych trudności. Bardzo wygodnie w ten sposób wprowadza się treści postów w Twitterze czy Facebooku.
Oczywiście pamiętajcie, że to nie jest tak proste i przyjemne, jak praca ze zwykłym wyświetlaczem, ale naprawdę dzięki swype ta czynność jest banalnie prosta. Na plus zaliczam też dobrą interpretację mojego dotyku, kiedy chciałem ustawić kursor przy jakiejś literówce.
Sport i zdrowie
Tutaj jest miejsce oczywiście dla S Health oraz aplikacji od Nike – Runing. Może najpierw ta pierwsza. Jest ona świetnie zintegrowana z wersją smartfonową, zatem wszystko ładnie się synchronizuje z naszym telefonem. Dzięki wielu zaawansowanym podzespołom zmierzy nam puls, ilość stawianych kroków, a także siłę natężenia promieniowania UV. I wszystko z naszego nadgarstka. Lista jest czytelna, można rzutem oka sprawdzić, na jakim jesteśmy etapie w ciągu dnia z naszymi krokami, a kiedy zrealizujemy określony cel, zostaniemy o tym odpowiednio poinformowani. Co ciekawe, Gear S monitoruje także nasz ruch, zatem jeśli zasiedzimy się w biurze, to i w tych okolicznościach zawibruje informując, że powinniśmy trochę rozprostować dla zdrowia kości ;)
Znacznie bardziej podobała mi się propozycja Nike’a. Jest wzorcowo zaprojektowana i uważam, że powinien podobnie wyglądać cały system Tizen na smartwatche (lub przynajmniej w dużej swojej części). Dominuje intensywna kolorystyka (bliska memu sercu ;) ), do tego graficznie wszystko jest bardzo czytelne i oparte o jasne obrazy. Mistrzowsko opracowano krótkie, rzeczowe teksty, które jasno i jednoznacznie się z nami komunikują.
Tutaj również wszystko synchronizuje się z naszym wcześniej założonym kontem Nike Plus. Zanim zaczniemy trening jesteśmy w stanie ustawić muzykę, której będziemy słuchać w czasie biegu, łatwo też go spauzujemy, jeżeli nagle będziemy musieli się zatrzymać. Wystarczy dotknięcie ekranu. Trochę jednak szwankował GPS, bowiem nie było możliwe wyświetlenie przemierzonej traso, chociaż taka opcja jest dostępna z poziomu aplikacji. Polecam i to baaardzo gorąco! Byłbym w stanie kupić tego smartwatcha wyłącznie dla tej apki!
Nawigacja – Nokia HERE
To kolejny poważny punkt, przemawiający na korzyść Samsunga Gear S, chociaż i tutaj nie obyło się bez drobnych trudności. Sygnał aplikacja z satelitą ustaliła po krótkiej chwili, ale musiałem przez moment czekać.
Byłem przekonany, że jeśli mam zegarek na nadgarstku, to nie muszę się przejmować ekspozycją urządzenia. Wystarczy jednak, że chowałem dłoń do kieszeni, a już za chwilę nie miałem połączenia. Niestety działo się tak często :(
Natomiast sam pomysł, żeby korzystać z map Nokia HERE i by umieścić je w smartwatchu jest wyśmienity! Poruszanie się po mieście, którego nie znamy to po prostu bajka. Gdyby oczywiście udało się utrzymać lepiej łączność z satelitą, to byłoby jeszcze lepiej. Na bieżąco jesteśmy informowani ile metrów musimy jeszcze przejść oraz, w którym momencie powinniśmy skręcić.
Co jest dodatkowym atutem, podobnie, jak w smartfonie, można z poziomu zegarka Gear S pobrać w aplikacji HERE całą mapę Polski! Robi to świetne wrażenie i wieszczę temu rozwiązaniu sporą, atrakcyjną przyszłość!
Muzyka
Sterowanie muzyką to już znany patent. Albo odsłuchujemy z bezpośrednio z Geara S, albo zarządzamy zbiorami w smartfonie. Chwaliłem to już recenzując Geara 2 oraz Galaxy Geara, zatem i tutaj nie mogę się nad tym rozwiązaniem nie rozwodzić. Ale to tylko jedna strona medalu. Jest jeszcze jedna…
Jak wiecie uwielbiam streaming i pewnie wielu z Was też korzysta ze swoich rozwiązań. Ja siedzę w Deezerze i póki co jeszcze nawet Muzyka Play mnie nie przekonała do siebie. W związku z tym niesamowicie ucieszyłem się, kiedy okazało się, że jest aplikacje Deezera i można dzięki niej sterować odsłuchiwaną ze smartfona muzyką. Nie ma tam nie wiadomo jakich fajerwerków, ot prosty odtwarzacz z regulacją głośności, ale siedząc ze znajomymi przy stole, leżąc z brzuchem do góry po pracy, albo czytając gazetę lub książkę – możemy bez kłopotu, ruszania się, przerywania wykonywania jakiekolwiek czynności, włączyć to co nas interesuje i nie zaprzątać sobie głowy.
Internet
Do tego celu służy oczywiście przeglądarka Opera mini. Nie mogę napisać, aby przeglądanie sieci z nadgarstka było wyjątkowo przyjemne, ale od biedy wystarczy, jeśli nie mamy innego źródła dojścia do Internetu. Przydaje się także, kiedy chcecie nadać twitta lub umieścić post na Facebooku. Strony te się ładują w bardzo, bardzo uproszczonej formie i jakieś podstawy komunikacji można zachować, natomiast naprawdę daleko do jakiegokolwiek komfortu. Żeby wysłać jedno ćwierknięcie można stracić dużo czasu.
Samo przeglądanie też nie jest zbyt atrakcyjne. Czasami miałem wrażenie, że niektóre witryny wyglądają jak Internet z czasów, kiedy pierwsze kroki stawiał WAP. No tak, nie ma się co oszukiwać – fajerwerków tutaj nikt nie powinien oczekiwać, ma być prosto i szybko… tyle, że z tą szybkością jest jakiś problem.
Czy przez WiFi, czy z kartą SIM w środku, przeglądanie stron, a właściwie ich ładowanie trwało koszmarnie długo. Pomimo ładowania wszystkiego w dość uproszczonych formach. Może nie było to minuty, ale czekając od dobrych kilkunastu do kilkudziesięciu sekund, aż pasek z postępem ładowania drgnie chociaż o milimetr potrafi denerwować.
Zdjęcia
Nie ma aparatu, więc nie ma zdjęć ;) No tak, to jasne. Jest za to galeria, do której możemy zajrzeć jeśli… wgramy sami jakieś fotki lub zrobimy zrzuty ekranu. Wykonuje się je w Gearze S poprzez przytrzymanie przycisku Ekranu startowego i jednoczesne przeciągnięcie palcem od lewej krawędzi wyświetlacza do prawej. Szkoda, że nie ma możliwości ich udostępnienia, ale widocznie nie można mieć wszystkiego, przynajmniej na obecnym etapie.
S Voice
Asystentka głosowa od Samsunga ma dwa odcienie: pozytywny i negatywny. Oczywiście ten pierwszy, to bajeczna obsługa smartwatcha głosem. Gear S radzi sobie ze wszystkimi komendami bardzo, bardzo dobrze. Wszystko też odbywa się na tyle płynnie, że można by właściwie zapomnieć o konieczności dotykania smartwatcha, gdyby nie drugi aspekt… Po pierwsze szkoda, że nie ma wciąż wsparcia dla języka polskiego, zatem S Voice świetnie współpracuje, ale wyłącznie w języku angielskim. Nie ma z tym problemów, do momentu, aż nie chcecie podyktować np. wiadomości SMS lub zadania do kalendarza. Jest to po prostu niemożliwe, asystentka w ogóle nie rozpozna, co do niej mówimy.
Po drugie możliwości S Voice kończą się tam, gdzie uruchomimy daną aplikację. Oznacza to, że nie siedzi ona już niejako głębiej w systemie i sterowanie poszczególnymi funkcjami wynikającymi z obsługi zewnętrznych apek są właściwie nieobsługiwane. Nie wiem, jak można by to rozwiązać. Sztuka ta pewnie nie jest superprosta, ale sens wszelkiego typu asystentek głosowych właśnie jest taki, że o ile na smartfonie to wciąż gadżet, któremu poświęca się uwagę, o tyle w smartwatchu robi się z tego niezwykle przydatna funkcja, która zmienia sposób interakcji z urządzeniem. Jasne, że nie w każdych okolicznościach i nie wszystko będziemy chcieli dyktować, ale mając zajęte ręce, sprawdza się to bardzo dobrze.
Inne rozwiązania
Gear S umie dużo więcej, ale sporo zależy od developerów. I to niezaprzeczalnie oni dzierżą klucze do popularności systemu i smart zegara. Bo rozwiązań jest oczywiście znacznie więcej.
[showads ad=rek3]
BATERIA I TEMPERATURA
Chyba najbardziej dyskusyjny punkt. Bo Gear S jest bardzo bogato wyposażony, z dość niespotykanym większym ekranem niż nie tylko u konkurencji, ale i największym spośród swoich dotychczasowych smartwatchy. W związku z tym powstaje pytanie, jak bateria o pojemności 300 mAh, czyli takiej samej, jaką znajdziecie w Gearze 2, chociaż pod względem wyposażenia i wielkości to inny smartwatch, ma obsłużyć taki kombajn? I trochę Samsung tutaj przestrzelił. Liczyłam na wydajniejszy akumulator, ale nie mogę napisać, aby działa się tragedia.
1,5 dnia – taki wynik najlepiej charakteryzuje pracę Geara S przy typowym użyciu. Jeśli odłączyłem go od ładowarki o godzinie 07:00, to po 12h zostawało jakieś 45-50 proc., a zatem jeśli wiecie, że późno wrócicie do domu, to spokojnie wytrzyma używany właściwie do rana. Zamyka się wiec w pełnej dobie jego czas pracy (bez przerwy na sen, która generuje dodatkowe pół dnia zabawy). Czy to zły wynik? I tak jestem przyzwyczajony do codziennego, nawet wielokrotnego podłączania do prądu sprzętu, na którym pracuję, zatem rąk bym nie załamywał, no ale zegarek to zegarek. I tak go też traktowałem, zatem zdarzało się, że zapominałem o podładowaniu…
Wtedy ratunkiem okazywał się załączony do zestawu dock, który posiada wbudowane ogniwo, i którego wydajność potrafi naładować baterię w Gearze S do połowy. Nie jest to równe 50 proc. (zależy od poziomu rozładowania), ale mieści się to w deklarowanej przez producenta wydajności. Pomysł fajny, chociaż mimo wszystko sama stacja dokująca drażniła mnie. Jak w żadnym Gearze, tak tutaj bardzo ciężko się ją demontowało i nie potrafiłem też łatwo i szybko jej z zegarkiem zmontować. Może z powodu zakrzywienia zegarka? Nie mam pojęcia, ale było to upierdliwe, bo nie wiedziałem, czy nie napieram ze zbyt dużą siłą i coś za chwilę nie pęknie… Oczywiście żaden czarny scenariusz nie miał miejsca, ale nie podobało mi się to. Na szczęście dock bronił się funkcjonalnością, zatem duży plus za to.
Reasumując – Gear S będąc zawsze podłączonym do smartfona, z włączoną łącznością Bluetooth, sporadycznie WiFi lub z kartą nano-SIM wytrzymywał mniej więcej półtorej doby z przerwą na sen. Jasność wyświetlacza była u mnie przeważnie ustawiona na połowę lub ok. 70-80 proc.
Ciepłota… hmm… Właściwie Gear S pozostawał zimny. Ale dwie okoliczności sprawiały, że się grzał. Po pierwsze, kiedy korzystałem z GPS-u w mapach HERE oraz w sytuacji, kiedy włączona była aplikacja biegowa Nike Running z tego modułu korzystająca. Nie było to uciążliwe, ale odczuwalne. Teraz mamy późną jesień i jest dość chłodno, zatem i tak nie było najgorzej. Ale myśląc o wiośnie lub lecie zastanawiam się nad sytuacjami, kiedy może to być trochę przeszkadzające.
PODSUMOWANIE
Przyszedł czas na odpowiedzenie na jedno z ważniejszych pytań postawione w tytule: dlaczego nazwałem na potrzeby tej recenzji Geara S solistą grającym na zbyt wielu instrumentach? Otóż smartwatch ten potrafi działać w pojedynkę. Jest więc całkowicie samowystarczalny (stąd solista), ale posiada całą masę funkcji wynikających ze świetnego wyposażenia (kompleksowego), dzięki czemu spokojnie pracuje na wielu frontach jednocześnie. Włożycie w niego kartę SIM i bez problemu zadzwonicie, odbierzecie i wyślecie SMS, przeglądniecie strony WWW w Operze mini. Ale tak naprawdę to wszystko wymaga jeszcze wielu kompromisów…
Bo w zdecydowanej większości przypadków nie możemy wejść w interakcję z powiadomieniami, które wyświetlają się w smartwatchu. Oczywiście przejrzymy je, wyświetlimy na ekranie smartfona, ale już nie odpowiemy z poziomu Geara na pocztę z Gmaila. Nie można też nadać ćwierknięcia na Twitterze. Udostępnienie postu na Facebooku? Póki co zapomnijcie. Sporo się jednak zmienia z perspektywy czasu i nie wykluczone, że szybko powstaną aplikacje, które te braki uzupełnią, ale no właśnie – czy powstaną i kiedy?
Po drugie sam hardware nie jest oszałamiający. WiFi nie należy do najszybszych i przeglądanie stron w Operze mini nie jest wcale komfortowe. Nie wszystkie też się ładują i bardziej przypomina to wszystko raczkujący WAP sprzed lat, niż faktycznie zaawansowane zarządzanie treściami z nadgarstka, chociaż są wyjątki, co widać na zrzutach powyżej.
Niestety moduł GPS też działał różnie, nawet jeśli byłem na zewnątrz, to sygnał potrafił się rwać, a mapy HERE komunikować, że czekają na ponowne złapanie sygnału, przez co musiałem się zatrzymywać i czekać na kolejne wskazówki dojścia do celu. Sama platforma jest więc bardzo obiecująca, możliwości również, ale gdzieś to się jeszcze nie klei, tak żeby w 100-proc. wysiąść na dworcu w obcym mieście i się po nim bez problemów poruszać. Poza tym smartwatch ten lubi też się nieco zgrzać przy tej okazji.
Podkreślić jednak muszę, że pomimo tych zależności Gear S to prawdziwy kombajn. Możliwości personalizacyjne są ogromne! Jego wygląd, budowa, wielkość, bogactwo funkcji dostępnych mimo wszystko właśnie z nadgarstka, bez konieczności martwienia się o zabranie ze sobą smartfona, są niesamowite, a od biedy w awaryjnych sytuacjach nawet z poziomu Opery mini zalogujemy się na Twittera, Gmaila czy Facebooka i udostępnimy jakieś treści, czy wejdziemy w interakcję z tymi udostępnionymi nam.
Czujnik pulsu, promieni UV, krokomierz, agregator newsów, jednak niezależne WiFi, kiedy potrzeba lub opcjonalnie możliwość zainstalowania karty SIM z Internetem, do tego czytelny, wysokiej jakości ekran, dostęp do map, możliwość sterowania multimediami i to nie tylko tymi na smartfonie, czy w Gearze S, ale też tymi z poziomu Deezera to ogromne atuty tego smartwatcha.
Gdybym miał jakiegoś Samsunga, to bym ten zegarek dziś kupił. Ale moim podstawowym smartfonem jest LG Nexus 5, do tego ciągle dostaję do testów różne urządzenia z Androidem innych producentów, zatem w dużej mierze Gear S byłby przeze mnie nie wykorzystany, a tego bym nie chciał. Czekam, aż Samsung bardziej się otworzy… O ile zechce…
Ostatnią wątpliwość mam związaną z systemem, który mimo dobrego pomysłu wciąż lokuje Geara S pomiędzy smartfonem i smartzegarkiem. Funkcjonalność urządzenia mobilnego, połączona z inteligentnym smartwatchem to jeszcze nie to czego oczekuję. Czekam na produkt całościowy, swoją naturą integrujący się z moim sposobem myślenia i życia, realizujący dynamikę codziennych procesów komunikacyjnych, w których biorę udział. Do tego chcę produktu atrakcyjnego wizualnie, z przedziału fashion. Gear S realizuje ten ostatni aspekt, ale tożsamościowo ma problem. Wolę wyrazistsze, technologicznie osobowości.
Gear S jest więc solistą, ale póki co bez duszy. Gra na wielu instrumentach, dostarczając nam wielu opcji, ale nie wszystkie działają jak trzeba. Dużo funkcji, ale warto byłoby to jakoś lepiej ze sobą zintegrować. Atrakcyjny wygląd i wykonanie Gear S już ma. Teraz czas na programistów! Do pracy panie i panowie! Tchnijcie w niego ducha innowacji!
[showads ad=rek3]
****
Pełna specyfikacja Samsunga Gear S
Werdykt 90sekund
-
Wygląd
-
Wydajność
-
Hardware
-
Bateria
-
Cena/Jakość