SŁOWEM WSTĘPU
Odnoszę wrażenie, jakby Philips PicoPix PPX4835 był wyłącznie jakimś wypadkiem przy pracy, nad którym lepiej zawiesić zasłonę milczenia. Coś, jakby nieudana książka wybitnego pisarza, albo feralny model udanej serii samochodów, przez pryzmat którego nie ma powodu, do robienia całej linii złej prasy. Tak samo, jak jedna książka nie powinna przekreślać całej twórczości autora, tak też jeden nieudany projektor nie powinien być powodem do podejrzliwości względem całej reszty kompaktowych PPX od Philipsa.
Ale muszę być też uczciwy wobec Ciebie Czytelniczko i Czytelniku. A skoro Philips taki projektor sprzedaje – i to za ciężkie pieniądze (blisko 2k PLN, a nawet więcej) – warto abyś wiedział(a) na co się decydujesz.
WZORNICTWO I WYGLĄD
Philips znalazł dla siebie idealne wzorniczo rozwiązanie, szlifowane pod całą serię projektorów z rodziny PicoPix. Wyglądają one właściwie identycznie, wykonane są z tego samego, połyskującego tworzywa sztucznego, a wersja biała ma tę zaletę nad czarną, że lepiej pochłania palcowanie. Reszta jest z grubsza taka sama, poza nieco inaczej liftingowaną linią obudowy, czy rozłożoną perforacją. No i oczywiście – zależnie od wariantu – każdy projektor z serii posiada inny zestaw portów.
Najważniejszą cechą pozytywną tego wzornictwa jest takie zaprojektowanie PPX4835, że możesz go wszędzie ze sobą zabrać, bo jest lekki (348g), kompaktowy (chociaż trochę większy od np. PPX3410 – 115x115x32mm) i ma wytrzymałą baterię, z którą przez kilka godzin, w gronie rodziny lub znajomych spędzisz czas na przeglądaniu fotek lub oglądaniu filmów. Mały, akuratny, mieści się do kieszeni marynarki (bez pokrowca oczywiście, który jest w zestawie, za co plusik). Niby idealnie prawda?
SPECYFIKACJA I WYDAJNOŚĆ
Gdybym nie miał wcześniej do czynienia z modelami PicoPix PPX3410 lub PPX3614, to pewnie nie byłbym tak krytyczny wobec recenzowanego tutaj PPX4835, niestety jednak – cierpi on na kilka poważnych deficytów i trudno mi je – szczerze pisząc – zrozumieć. Szczególnie, że wspomniane wcześniej modele, były w nie mniej więcej wyposażone (zależnie od wariantu), a to oznacza, że ktoś musiał zdawać sobie sprawę, że pozbawia ten produkt solidnych atutów.
GRZECH PIERWSZY PPX483 – WYPOSAŻENIE
Tak się składa, że przy projektorze za te pieniądze nie może być absolutnie mowy o tym, aby dać klientowi zaledwie kilka portów. Dosłownie kilka. Bo PicoPix 4835 posiada:
- mini-HDMI zgodne ze standardem HDCP,
- wyjście audio typu jack 3.5mm,
- gniazdo prądu stałego dla zasilacza,
- port USB z funkcją przenośnego zasilacza.
Cóż, dla kontrastu zacytuję fragment własnej recenzji, kosztującego poniżej 1500zł brutto, modelu PPX3410:
(…) Otrzymujemy więc HDMI z HDCP w jednym, wejście VGA, YPbPr – czyli standard komponentu do przesyłu obrazu, dziś zastępowany cyfrowymi rozwiązaniami, a także podobny CVBS oraz wejście audio. (…)
Oczywiście są też: wyjście audio typu jack 3,5mm, do którego podłączycie słuchawki albo zewnętrzne głośniki, mini-USB, klasyczne USB i czytnik kart pamięci typu SD, SDHC, SDXC. Wewnątrz znajduje się wspomniana wcześniej bateria o pojemności 1800 mAh, którą można ładować albo poprzez gniazdo prądu stałego używając dedykowanej ładowarki, albo też dzięki portowi mini-USB.
Za kwotę powyżej 1600zł brutto możesz nabyć też ciekawszą wersję PPX3614, Żeby nie być gołosłownym, również zacytuję samego siebie z recenzji tegoż wariantu projektora:
(…) jest złącze HDMI. (…) Obok jest slot na karty pamięci, który obsługuje kilka popularnych formatów, jak SD, SDHC, SDXC, MMC. Dzięki temu nie będziesz mieć problemu, aby pokazać rodzinie zrobione zdjęcia w czasie urlopu (…).
Dwa ostatnie otwory, to miejsce dla portu USB, dzięki któremu podłączysz PicoPix 3614 do komputera i przerzucisz nań filmy, muzykę, zdjęcia i teledyski, a także np. pliki dokumentów Office, czy prezentację przygotowaną na prelekcję, którą masz wygłosić. Ten drugi otwór to oczywiście wejście dla złącza zasilania. (…)
(…) na lewej ściance znalazło się miejsce na gniazdo USB, do którego da się podłączyć myszkę, klawiaturę, pendrive z dowolnymi plikami, a także tuner DVB-T. Jak sam/-a widzisz – PicoPix 3614 to naprawdę bogato wyposażone urządzenie, ale przecież to jeszcze nie wszystkie odkryte zakamarki.
Nie chcę przynudzać, ale specjalnie dodaję te informacje, aby wyraźny był kontrast pomiędzy recenzowanym tutaj modelem PicoPix 4835. Co więcej – wersja 3614 ma dodatkowo wbudowane WiFi, płytkę dotykową (w sensie gładzik, taki jak w notebooku) oraz system operacyjny Android. Obydwa starsze projektory posiadają też łączność poprzez podczerwień, a 3614 możesz sterować też przy użyciu smartfona pobierając aplikację ze Sklepu Google Play.
W recenzowanym tutaj produkcie tego wszystkiego po prostu brakuje…
GRZECH DRUGI PPX4835 – ANTY-MOBILNOŚĆ
Jaki jest największy problem z PicoPix 4835, że skoro starsze projektory z serii są lepiej wyposażone niż on, to pozwalają na wykonanie większej ilości zadań. Bo ten projektor potrafi jedynie wyświetlać obraz. I nic więcej. Naprawdę. Z perspektywy osoby, która doznała wszelkich dobrodziejstw od 3410 oraz 3614 widzę, jak na dłoni, że po prostu ten produkt nie pomaga, a komplikuje życie.
Dwa wcześniejsze projektory posiadały swoje systemy operacyjne, które pozwalały na ich zdalną obsługę. Teraz wyobraź sobie sytuację, że ustawiłe(a)ś sprzęt i chcesz wyregulować jasność lub kontrast. Nie, nie zrobisz tego na smartfonie lub z pomocą pilota, bo tego drugiego po prostu nie ma (no tak, bo po cholerę…?), a ten pierwszy nie łączy się w żaden sposób z PPX4835. Do pasji doprowadzało mnie ciągłe ponowne ustawianie nakręconego na mini statyw z miękkimi nóżkami recenzowanego tu sprzętu. Przyciski są umieszczone na górnej płaszczyźnie, chodzą topornie i ciężko, a to sprawia, że czasami wstaje się z fotela kilkukrotnie, aby poprawnie ustawić obraz.
Po drugie – nie dograsz nic do pamięci urządzenia. Zatem zapomnij, że zabierzesz ze sobą je jako przenośny odtwarzacz multimedialny, na który możesz dodać zdjęcia z rodzinnej imprezy lub filmy, czy też teledyski na wieczorną imprezę ze znajomymi. No porażka. Tym bardziej, że zarówno PPX3410, jak i PPX3614 posiadają takie możliwości – przy czym ten drugi również umożliwia instalację aplikacji, oglądanie YouTube, czy przeglądanie Internetu, a nawet edycję dokumentów Word czy Excel!
Natomiast bohater niniejszego wpisu, czyli Philips PicoPix 4835, nie potrafi nawet rozpoznać podłączonego pendrive’a, żeby odczytać z niego pliki. No bezsens totalny! Nie twierdzę, że każdy projektor powinien takie rzeczy robić, ale na miłość boską, to jest sprzęt mobilny… podobno mobilny, a więc możesz go wszędzie ze sobą zabrać, a on ma Ci pozwolić na szybką, efektywną pracę lub rozrywkę. Bo tak przynajmniej robią jego poprzednicy. PPX4835 połączysz z komputerem lub podłączysz do niego Chromebita, zobaczysz na ścianie lub planszy obraz z systemu, obejrzysz film, który puścisz z komputera, czy włączysz prezentację. Ale bez komputera ten produkt jest całkowicie nieprzydatny. Właściwie można go zostawić w domu, no chyba że chcesz korzystać z niego, jako z pojemnego powerbanku.
GRZECH TRZECI PPX4836 – OBRAZ
Niestety, ale to, czym mógłby się Philips PicoPix 4835 pochwalić, również leży. Możliwe też, że była to przypadłość recenzowanego sampla, na co również biorę poprawkę, ale żadne poprawianie ustawień nie przynosiło skutku. Otóż obraz był w miarę ostry wyłącznie mniej więcej po środku. Góra i dół wyraźnie się rozmywały, aż po swoje skrajne krawędzie. Sprawdzałem to przybliżając i oddalając projektor od ściany i za każdym razem było to widoczne, tyle że przy bliższych odległościach wszystko stawało się czytelniejsze niż przy dalszych, ale wynikało to z faktu, że pomniejszało się całe środowisko.
Nie było jednak tak, że przesadzałem z odległością, skoro z PPX3410 i PPX3614 korzystałem bliźniaczo podobnie. Jest to o tyle zagadkowe, że producent zapewnia w swoich materiałach, że projektor należy stosować w odległości od ekranu lub ściany wynoszącej co najmniej od pół metra do pięciu metrów, a moje testy obejmowały odległość najwyżej trzech metrów. Sądzę, że po prostu rozdzielczość HD nie dawała sobie rady.
Nie zmienia to faktu, że o ile dało się w miarę oglądać filmy lub inne jakieś multimedialne materiały, o tyle praca z systemem zainstalowanym w pamięci ROM nie należała już do najciekawszych, a właściwie w ogóle się nie udawała. Po prostu nic nie było widać. Pisanie tekstów odpadało, praca z ikonami, małymi wskaźnikami – katastrofa.
Zwracam na to uwagę, bo podczas testów Chromebita od Asusa starałem się sprawdzić możliwości jednego i drugiego sprzętu, tyle że projektor miał mi służyć wyłącznie, jako zwykły przekaźnik obrazu. Od biedy dało się z tym coś zrobić, ale wiem już, że docelowo (np. kupując Chromebita) na takie rozwiązanie odważyłbym się wyłącznie z innym PPX Philipsa.
Zasadniczo nie ma się też czym podniecać pod kątem specyfikacyjnym, bo o ile w teorii nie wygląda to źle, to jednak nie w produkcie, który kosztuje 2000zł brutto i więcej. W tańszych PPX są to wartości do przyjęcia, bo i zastosowanie jest inne, a mobilność to mobilność – rządzi się własnymi prawami i całkowicie różnymi warunkami.
- Technologia wyświetlania: DLP SmartEngine,
- Format obrazu: 16:9,
- Rozdzielczość: 1280×720 pikseli,
- Współczynnik kontrastu: 100 000:1,
- Jasność: maks. 350 lumenów,
- Źródło światła: RGB LED,
- Poziom hałasu: < 28 dBA,
- Odległość od ekranu: 50-500 cm (20-197 cali),
- Długość przekątnej ekranu: 38-381cm (15-150 cali),
- Korekcja koloru ściany: niebieski, zielony, różowy, biały, żółty.
W sumie najciekawiej wypadała wyłącznie korekcja koloru ściany. Rzeczywiście projektor potrafił właściwie adaptować prezentowany obraz, co też niwelowało w małym stopniu pretensjonalność rozmyć, no ale mimo wszystko trudno było z nimi walczyć… Poza tym nie powalała też jasność, zatem sensowne efekty widoczne były na ścianie dopiero po zmroku lub dobrze zaciemnionym pomieszczeniu.
BATERIA – TEMPERATURA – GŁOŚNOŚĆ
Z ogniwem o pojemności 5200mAh, Philips PicoPix 4835 daje świetnie radę. Oglądanie filmu bez ładowarki to jakieś 2,5-3h. Oczywiście wszystko zależy od tego, jaki tryb pracy wybierzesz, ale z racji tego, że również nieźle sprawdza się ten ekonomiczny, toteż wiele rzeczy, szczególnie tych bez fajerwerków naprawdę można ogarnąć na takich nastawach i cieszyć się zarazem długą pracą.
Plusem, i to nawet niezłym, jest funkcja ładowania z portu USB podłączonych peryferiów, chociaż finalnie nie pozbawiona wad. I tak, można uruchomić PPX4835 w trybie stand-by, kiedy uruchamia się wyłącznie na takim poziomie, aby możliwe było ładowanie, a cały projektor jest wygaszony. Odpowiednia kontrolka na boku informuje kolorystycznie, jaki jest stan akumulatora. Rozwiązanie to byłoby nawet całkiem w porządku, gdyby nie jedna rzecz…
Ja mam całe przenośne biuro w swoim plecaku. Noszę tam albo Chromebooka, albo Surface Pro 3 (lub ultrabooka, którego akurat testuję). Niejednokrotnie są to dwa urządzenia na raz, do tego trzy smartfony, powerbank, bezprzewodowy Internet, przejściówki do Surface, bo tam jest tylko jeden port USB i trzeba sobie jakoś radzić. Do tego dochodzą dwie pary słuchawek – jedne douszne, drugie nauszne od Sony, więc konkretne oraz kilka ładowarek plus stacje dokujące do smartwatchy, no i myszka. Sporadycznie ładowarka do notebooka. Do tej kolekcji dochodzi często aparat Canona oraz związane z nim akcesoria, a ostatecznie i tak jest jeszcze luzem kilka paluchów plus jeden lub dwa dyski przenośne.
Kiedy więc dorzucałem do tego wszystkiego projektor, to nie kryłem strachu o niego. Pomimo, że był w dedykowanym etui, to jednak bardzo martwiłem się o kondycję lampy. Niby produkt mobilny i można z nim robić wiele, ale po prostu jako powerbank sprawdza się dość karkołomnie. W warunkach domowo-biurowych korzystałem więc z tej funkcji sporadycznie, świadomie odpuszczając sobie gniazdko elektryczne, aby sprawdzić, jak to działa. Ale w terenie już nie. Wolałem używać swoich doraźnych rozwiązań. Tyle w temacie baterii.
Co do temperatury i głośności. Jedno i drugie wypadają dość… przeciętnie. Ale – UWAGA – żaden PicoPix nie należy do najcichszych projektorów i ten również nie wyłamuje się z tego szeregu. Filmy efekciarskie, z dużą ilością akcji, wybuchów i emocji z PPX4835 przejedziesz nawet nie zauważając, jak to się stało, że minęło 90 minut. Ale bardziej kontemplacyjne obrazy lub po prostu spokojne obyczajówki będzie Ci za głową rozwiewał szumiący projektor.
Jasne, temperatura MUSI gdzieś ujść, przecież to naturalne, ale ten szum bywa po prostu męczący. I tak – w trakcie filmu można go jeszcze znieść, czy nawet o nim zapomnieć, ale już w okolicznościach typowo biurowej pracy zaczyna to przeszkadzać. Nie uznaję tego jednak za zbyt wielką wadę. Po prostu – coś za coś. Małe i wygodne, a działające jak duże i niewygodne, musi jakoś poradzić sobie z temperaturą. I tyle.
Oczywiście długie seanse, to od razu wyższa temperatura PPX4835, ale też chcę zaznaczyć, że nie ma aż takiego dramatu. Jest oczywiście gorąco, nie da się ukryć, ale daje się go wziąć po wszystkim do ręki.
PODSUMOWANIE
Philips PicoPix 4835 traktuję, jak wypadek przy pracy producenta. Ze swojej strony rekomendować tego sprzętu nie mogę, bo czułbym się wobec Ciebie nie fair. Po prostu, za dużo wad, których nie rekompensują zalety wynikające z małych gabarytów i opcji powerbankowej.
Zastanawiam się nawet, dla kogo jest to produkt? Komu dedykowany? Bo przecież ma tylko kilka portów, niewiele można z nim połączyć, teoretycznie pozwala na rzutowanie obrazu z urządzeń mobilnych lub komputerów, ale finalnie jego obsługa jest bardzo karkołomna, brakuje systemu operacyjnego poza prostym softem do sterowania, nie ma łączności WiFi lub chociaż najzwyczajniejszej podczerwieni i prostego pilota, żeby za każdym razem nie trzeba było wstawać i pochodzić do PPX4835 w celu ustawienia najmniejszej pierdoły.
Uważam też, że cenowo jest zdecydowanie przestrzelony. Sprawdziłem to w porównywarce oraz w popularnym serwisie aukcyjnym i 2000zł to najniższa kwota, jaką trzeba za niego dzisiaj zapłacić (około połowa maja 2016r.). To strasznie dużo, jak na wydatek tego typu, bo tak jak pisałem wcześniej – ograniczeń jest tak wiele, że codzienna przygoda z PicoPix 4835 bywa frustrująca.
Niemniej – cała seria tych projektorów oraz ich wcześniejsze modele, to naprawdę fajne produkty. Tańsze, zdecydowanie bardziej funkcjonalne i świetnie działające, pozwalające dodatkowo na cholernie dużo zabawy, a jak trzeba to i pracy. Modele PPX3410 oraz PPX3614 jak najbardziej – możesz brać w ciemno. PPX4835 nabywasz na własne ryzyko.
Werdykt 90sekund.pl
-
WYGLĄD
-
MOBILNOŚĆ I FUNKCJONALNOŚĆ
-
BATERIA
-
TEMPERATURA
-
CENA/JAKOŚĆ