SŁOWEM WSTĘPU
Naprawdę już dawno nie miałem sprzętu, który byłby moim ulubionym produktem nie tylko przez okres testów, ale i po nich ;). Tak się składa, że Philips PicoPix 3614 stał się takim urządzeniem, z którym pod żadnym pozorem nie mogłem się rozstać. Mały, lekki i do tego całkowicie niemal niezależny od kabli. Czy może być coś lepszego wśród mobilnego sprzętu, jak projektor, który można schować do kieszeni i zabrać na dowolne spotkanie? Pewnie tak ;), ale PPX 3614 to spore wyzwanie dla innych, podobnych rozwiązań (choć kilka kolców ta róża też ma).
WZORNICTWO I WYGLĄD
Jeśli czytałeś/-aś moją recenzję projektora Philips PicoPix 3410, to szybko zauważysz, że obecny model, czyli 3614 nie różni się pod względem wyglądu zanadto. To samo wzornictwo, ale kilka nowości się pojawiło. Po pierwsze testowany obecnie model był w kolorze czarnym. Poprzedni miał tą zaletę, że dzięki bieli pochłaniał palcowanie, którego nie da się uniknąć przy przenośnym sprzęcie. Tutaj błyszcząca powierzchnia łapała nie tylko odciski palców, ale też drobne ryski i pyłki kurzu – niestety widoczne również na zdjęciach w tej recenzji. Wiem – to drobiazgi, ale lubię kiedy u mnie pod tym względem również wszystko gra. Co z tego, że na rynku jest wiele modeli PicoPix, skoro gdziekolwiek się z nim nie pojawiałem, tam wzbudzał zainteresowanie. I właśnie w takich sytuacjach, kiedy prezentowałem jego możliwości, defekty w stylu tłustych odcisków psuły cały klimat.
Sam projekt urządzenia nie jest nad wyraz innowacyjny, ale dość nowoczesny. Spokojny styl oszczędnej góry, został w PicoPix 3614 zakłócony umieszczoną na sporej powierzchni płytką dotykową. Całość przełamują perforacje wokół każdego z boków i na spodzie, a przez owe otwory szybko wydostaje się ciepło, kiedy projektor już pracuje. Praktyczne i ładne zarazem. Sam gładzik jest nieco wpuszczony w obudowę i dość dobrze się po nim nawiguje, ale kursor pływa opornie. Nie jest to jakiś wielki problem, w końcu daje się sensownie obsługiwać projektor bez konieczności używania do tego pilota, chociaż sam najchętniej w tym celu korzystałem z dedykowanej aplikacji na Androida, zatem to mój Nexus 6 realizował się w tym zadaniu najlepiej :). Przypomnę jednak tutaj, że możliwe jest (o czym informuje sam Philips) korzystanie z długopisu przy pracy z płytką, niemniej należy unikać ostrych przedmiotów, by jej nie uszkodzić.
Dobrze natomiast, że na skrajnych krawędziach wzdłuż prawego i dolnego boku płytki dotykowej producent zastosował funkcję przewijania stron lub też menu w pozycjach poziomej i pionowej, jak ma to miejsce w touchpadach w notebookach. Poza tym widać też charakterystyczne dla systemu Android symbole – od lewej Home, Menu i Powrotu. Praca z płytką przebiega więc dość intuicyjnie i prosto. Powyżej gładzika jest podłużna linia błękitnego światła, które wydobywa się ze szczeliny, kiedy urządzenie pracuje.
Jeszcze wyżej znalazła się rolka regulująca ostrość obrazu. Pamiętaj, że aby udało się ją odpowiednio ustawić, projektor musi znajdować się co najmniej pół metra od ściany i maksymalnie 5 metrów od niej. Poniżej lub powyżej tych odległości, wyregulowanie ostrości będzie niemożliwe.
[showads ad=rek3]
Najwięcej dzieje się na tylnej ściance. Od prawej strony Philips umieścił wyjście audio 3,5 mm. Śmiało można tam wpiąć zewnętrze głośniki komputerowe albo słuchawki. Jeśli posiadasz odpowiednią przejściówkę, to słuchawki może podłączyć więcej osób. Kiedy się to sprawdza? W sytuacji, gdy obok w pokoju śpi dziecko i nie chcesz go w czasie seansu filmowego obudzić. Korzystałem, bardzo praktyczne rozwiązanie :).
Następnie jest złącze HDMI. Warto odnotować, że Philips dostarcza kabel razem z PicoPix 3614, zatem jeden dodatkowy zakup masz z głowy. Obok jest slot na karty pamięci, który obsługuje kilka popularnych formatów, jak SD, SDHC, SDXC, MMC. Dzięki temu nie będziesz mieć problemu, aby pokazać rodzinie zrobione zdjęcia w czasie urlopu, wystarczy wyjąć kartę z aparatu lub smartfona (tutaj jednak będzie potrzebny adapter) i gotowe! Można zaczynać wspólne zachwyty nad opalenizną i pogodą, która Ci towarzyszyła (lub nie – w Polsce różnie bywa ;) ).
Dwa ostatnie otwory, to miejsce dla portu USB, dzięki któremu podłączysz PicoPix 3614 do komputera i przerzucisz nań filmy, muzykę, zdjęcia i teledyski, a także np. pliki dokumentów Office, czy prezentację przygotowaną na prelekcję, którą masz wygłosić. Ten drugi otwór to oczywiście wejście dla złącza zasilania.
Prawa ścianka to z kolei gniazdo A/V odtwarzacza, włącznik/wyłącznik z kolorową diodą, która informuje o tym, czy projektor pracuje oraz jaki jest stan ładowanej baterii, a ponad nim jest otwór resetowania PicoPix, gdyby ten się zawiesił, co mi się nie zdarzyło, aczkolwiek miały miejsce sytuacje lekkiego lagowania. Na skraju prawego boku i tyłu, w górnym narożniku jest odbiornik podczerwieni, przydatny kiedy używasz pilota. Co ciekawe na lewej ściance znalazło się miejsce na gniazdo USB, do którego da się podłączyć myszkę, klawiaturę, pendrive z dowolnymi plikami, a także tuner DVB-T. Jak sam/-a widzisz – PicoPix 3614 to naprawdę bogato wyposażone urządzenie, ale przecież to jeszcze nie wszystkie odkryte zakamarki.
Na spodzie znalazł się gwint na wkręcenie statywu, z czego osobiście korzystałem, powyżej niego jest gniazdo podłączeniowe stacji Pico, a poniżej, niemal przy krawędzi – złącze stacji Pico, której niestety nie ma w zestawie, a ta wyposażona jest w dodatkową baterię, głośnik oraz wejścia DVB-T i antenowe. Sprytne, prawda?
Coś jeszcze? No tak! – na froncie jest oczywiście obiektyw projektora. Przyznasz, że zestaw – pomimo, że maleńki, to jednak bogaty w liczne ciekawe rozwiązania, które będą przydatne zależnie od okoliczności. To jednak, co sprawiło, że rozmiłowałem się w tym projektorze znajduje się w środku!
SPECYFIKACJA I WYDAJNOŚĆ
I tak, Philips PicoPix 3614 to niemal całkowicie samowystarczalny projektor. Jego genialną zaletą jest fakt, że producent wyposażył do w łączność WiFi, dzięki której wszystkie kable możesz schować do szuflady. Bezprzewodowo połączysz się też z DLNA. Nie dość, że sprzęt ten posiada wbudowaną baterię, to jeszcze może łączyć się bezpośrednio z Internetem! Daje to zupełnie nowe możliwości i opcje zastosowania projektora, który zwykle kojarzy się z nudnymi prezentacjami w korporacyjnych salkach szkoleniowych. Nie moi drodzy – nie tym razem!
Trochę szkoda, że potencjał ten nie został lepiej wykorzystany, bowiem WiFi pracuje w standardzie IEEE 802.11 b/g/n, przez co łączność momentami z moimi WiFi nie była dobrej jakości, ale jeśli router był dość blisko, to wszystko grało, jak należy. W każdym razie korzystałem z WiFi bardzo dużo i świetnie sprawdzało się w puszczaniu materiałów wideo z YouTube, oczywiście po zachowaniu odpowiedniej odległości od nadajnika.
Philips PicoPix 3614 to jednak nie sama bezprzewodowa łączność. Jego parametry techniczne są bardziej złożone i zasadniczo najistotniejsze jest pewnie dla Ciebie, jak wypada jego użyteczność związana z wyświetlanymi treściami? Muszę przyznać, że jest z tym nieźle, chociaż można mieć wątpliwości, kiedy czyta się specyfikację. Zastosowana rozdzielczość obrazu to zaledwie 854×480 pikseli… Wiem, współcześnie wygląda to jak żart, ale w praktyce nie jest tak źle. Przyczepiłbym się może do jasności, która dopiero w ciemności daje właściwe efekty, ale też po testach PPX 3614 stało się dla mnie jasne, że to głównie narzędzie do domowych projekcji filmowych.
Bo w rzeczywistości sam korzystałem z niego najczęściej właśnie w tym celu. Zdarza się, że jestem zapraszany jako prelegent na konferencje około technologiczne. Teoretycznie nie muszę zabierać wówczas swojego sprzętu, ale lubię go mieć. Kiedy zatem przygotowuję prezentację, to jednak nie mogę sobie pozwolić z takim projektorem na komfort zawarcia na danym slajdzie większej ilości mniejszych detali. Gdybym musiał z PPX 3614 awaryjnie korzystać, okazałoby się, że prezentowane informacje są po prostu nieczytelne. I to nawet w odległości od ściany wynoszącej około 3 metry.
Sytuacja zmienia się, kiedy do akcji wkracza ruchomy obraz. Wówczas nie widać ziarna, a całość jest jakby naturalnie wygładzona. Nie pomyśl, że rozmazana – oj co to, to nie! Obraz jest zadziwiająco czysty, litery w postaci napisów do filmów bardzo czytelne, i gdybym nie musiał przełączyć się na pulpit komputera, to nie zauważyłbym zupełnie rozpikselizowania. Nie da się więc pograć, ani popracować z PicoPix 3614 zamiast monitora (no chyba, że ustawisz go bardzo blisko ściany). Natomiast kapitalnie sprawdzi się przy długich jesiennych i zimowych seansach, a także na imprezie ze znajomymi. Ustawiona playlista na YouTube może lecieć z teledyskami rzucona na wolną ścianę, a Wasze grono będziesz się świetnie przy tym bawić.
Myślę, że to dobry moment, aby wrzucić tabelkę z najistotniejszymi kwestiami technicznymi, które już na pierwszy rzut oka sporo powiedzą Ci o tym produkcie:
Specyfikacja techniczna Philips PicoPix 3614 | |
Technologia wyświetlania | DLP |
Źródło światła | RGB LED |
Źródło światła LED wystarcza na ponad | 30 000 godzin |
Jasność w przypadku zasilania sieciowego | do 140 lumenów |
Jasność w przypadku zasilania akumulatorowego | do 70 lumenów |
Rozdzielczość natywna | 854 x 480 pikseli |
Współczynnik kontrastu | 1000:1 |
Długość przekątnej ekranu | 30–305 cm (12–120″) |
Odległość ekranu | 0,5–5,0 m |
Pamięć wewnętrzna | 4 GB |
Wejście audio i wideo | HDMI z mechanizmem HDCP; VGA; komponentowe YPbPr (do 1080i); kompozytowe (CVBS) i audio; |
Wyjście audio | Wyjście audio typu jack 3,5 mm |
Pamięć zewnętrzna | SD/SDHC/SDXC |
Wewnętrzny głośnik 1 W | tak |
Skoro technikalia mamy za sobą, czas przeskoczyć do kolejnego rozdziału, w którym jest równie ciekawie! Bo PicoPix 3614 posiada dwa systemy operacyjne…
SYSTEM, APLIKACJE I MULTIMEDIA
Pierwszy system zarządza menu projektora. Mamy z niego dostęp do praktycznie wszystkich rozwiązań i ustawień, które oferuje urządzenie. Wygląda ono właściwie tak samo, jak w przypadku PicoPix 3410, którego testowałem wcześniej. Natomiast drugim OS-em jest zainstalowany Android. To prawdziwa gratka, aczkolwiek muszę przyznać, że też spora wada samego PicoPix 3614.
Niestety nie jest to najnowsza kompilacja systemu Google. Największym jednak rozczarowaniem okazał się dla mnie fakt, że wersja Androida oznaczona numeracją 2.3.1… Domyślasz się zatem, że cudów edycja ta nie oferuje, a ja zapomniałem już jak ona wygląda. Czułem się, jak bym cofnął się o kilka lat w czasie… Philips poszedł też po bandzie, bo mocno okroił tą edycję. W efekcie jest menu w układzie siatki z aplikacjami, ale zabrakło rzeczy dla mnie oczywistej – czyli dostępu do Sklepu Google Play.
Właściwie mam wrażenie, że Android był potrzebny tutaj tylko po to, aby dało się obsługiwać łączność bezprzewodową. Jest to w pewnym sensie zrozumiałe, gorzej jednak kiedy przychodzi do obsługi. Środowisko jest dość wolne, a np. standardowa przeglądarka zupełnie nie radziła sobie z większością stron internetowych, które chciałem przeglądać. Obecność Sklepu Play dałaby mi dostęp do alternatyw, ale niestety – większa zabawa z poziomu systemu nie jest tutaj dana.
Nie myśl jednak, że jestem jakoś wyjątkowo mocno zawiedziony! Już sam fakt, że można pewne rzeczy zrobić z poziomu Androida daje też sporo opcji. Preinstalowane są więc aplikacje do YouTube, wspomniana przeglądarka, a także zestaw narzędzi – YozoOffice – do otwierania plików Office! Jeśli więc podłączysz do USB klawiaturę, to będziesz mógł używać go do pisania tekstów. Oczywiście nie wyobrażam sobie zbyt wielu sytuacji, kiedy mogłoby to być specjalnie wykorzystywane, może tylko wówczas, kiedy prowadzisz grupowe spotkanie z najbliższymi współpracownikami i na gorąco nanosisz poprawki do jakiegoś materiału, który wspólnie z zespołem przygotowujesz.
Funkcjonalność okrojonego Androida jest rozszerzona o kilka podstawowych funkcjonalności, jak chociażby instalator aplikacji dostarczanych z zewnętrznego źródła, co wydaje się mocno bez sensu, skoro od ręki można było udostępnić Sklep Play i po sprawie. Niemniej jest tutaj także Explorator, który jak sama nazwa wskazuje, służy do przeglądania plików nie tylko w pamięci masowej, ale i podłączanej do projektora w tym również lokalnych, udostępnianych przez WiFi z lokalizacji sieciowych.
Tyle Android. Natomiast standardowe oprogramowanie, to już podstawowe opcje konfiguracyjne, w których można się mocno zatopić, szczególnie kiedy trzeba zaaranżować seans w specyficznych warunkach. I pod tym względem PicoPix 3614 sprawdza się rewelacyjnie! Jest tutaj opcja, dzięki której dostosujesz wyświetlany obraz do koloru ściany, na której będziesz go rzucać. Co więcej – możesz operować różnymi ustawieniami odpowiedzialnymi za kontrast, temperaturę barw, wybierać jeden z predefiniowanych trybów pracy, a także proporcje ekranu (4:3 lub 16:9) oraz czy chcesz oglądać coś na ścianie czy też suficie.
Naprawdę możliwości konfiguracyjnych jest tutaj bardzo dużo. Philips świetnie przemyślał fakt, że to sprzęt przenośny, zatem skazany na pracę w różnych warunkach, więc opcje ustawień muszą być maksymalnie rozszerzone.
BATERIA – TEMPERATURA – GŁOŚNOŚĆ
Może od końca. Głośność projektora PicoPix 3614 jest całkiem niezła. Zastosowany wewnętrzny 1W głośnik nie powala na kolana swoimi możliwościami, ale prawdę pisząc – nie o to w takim sprzęcie chodzi. Niemniej jego jakość nie jest zła i śmiało projektor może posłużyć, jako odtwarzacz MP3 na weekendowym lub wakacyjny wypadzie. Raczej umilający czas grając coś w tle, aniżeli pierwsze skrzypce muzyczne. Niemniej jest głośno i wyraźnie lecz płasko, bez dodatkowych efektów basowych ocieplających dźwięk. Nie przeszkadzało mi to zupełnie.
Temperatura. Tak, tutaj robi się już ciekawie. Odnoszę wrażenie, że PicoPix 3410 grzał się w czasie testów mniej. Ale nie miał on wbudowanego WiFi, zatem jest to zrozumiałe. Natomiast PicoPix 3614 tak czy siak rozgrzewał się potwornie. Po np. dwugodzinnym seansie filmowym, ciężko było go dotknąć. I przy tak mobilnym i przenośnym produkcie jest to moim zdaniem problem. Nie jakiś wielki, bo zastosowanie PicoPix 3614 znajdzie głównie w warunkach domowych lub okazjonalnie biurowych, ale skoro to sprzęt, który można schować – dosłownie – do kieszeni marynarki, to w czasie pracy robi się z w nim zdecydowanie za ciepło, i to w sytuacji, kiedy nie są wszystkie parametry rozkręcone na full.
Bateria. Cóż, zamiast obiecanych 2h w trybie standardowym i 1,5h w trybie jasności, dostaniesz finalnie mniej więcej godzinkę zabawy. Ale muszę też podkreślić, że nie jestem pierwszym testerem tego projektora, przeszedł przez kilka redakcji, zatem ma bateria już swoją solidną historię ładowania, a wiem że inne serwisy potrafią nieźle znęcać się nad sprzętem, za który nie muszą płacić. W każdym razie poprzedni PPX 3410 działał dłużej i tego samego oczekiwałem pod PPX 3614. Ładowarkę i dostęp do prądu warto mieć więc zawsze przy sobie.
PODSUMOWANIE
Philips PicoPix 3614 to produkt nie tyle do biura, co do… domu. I najlepiej sprawdza się przy seansach filmowych, teledyskach, przeglądaniu zdjęć i odtwarzaniu multimediów, w stylu muzyki MP3, YouTube etc. Chociaż widać, że ma zakusy na więcej możliwości, to jednak wyklucza go z takiego użycia kilka czynników.
Po pierwsze natywna rozdzielczość jest zbyt niska, aby nadawała się do prezentowania w firmie na pracowniczych zebraniach, szczegółowych tabelek w Excelu. Po drugie jasność lampy nie jest powalająca. O ile nieźle jest w zupełnych ciemnościach, to już w dzień lub późnym popołudniem, kiedy słońce świeci prosto w zasłonięte rolety przepuszczające światło, jest dość słabo. Obraz jest oczywiście widoczny, ale brakuje mu nasycenia i głębi, a to sprawia, że intuicyjnie nie będziesz chcieć po niego wówczas sięgać.
[showads ad=rek1]
Ale poza tym jest bardzo dobrze. Pomimo takiej, a nie innej rozdzielczości, na filmach i przy przeglądaniu zdjęć – obraz prezentuje się naprawdę nieźle, nie widać żadnego ziarna, a litery przy produkcjach z napisami w naszej rodzimej mowie, są czytelne i nie sprawiają najmniejszych problemów w odbiorze.
Minus daję za przegrzewanie się PicoPix 3614 i jego krótki czas pracy na jednym ładowaniu. Plus za to, za wiele możliwości zastosowań, przy licznych wariantach prezentacji obrazu, począwszy od możliwości dostosowania go do specyficznej kolorystyki ścian, a kończąc na tym, czy przyjdzie finalnie oglądać coś na ekranie projekcyjnym, suficie czy innej powierzchni. Zaletą, ale i wadą jest obecność systemu Android. Umożliwia rozszerzyć rozrywkę i pracę, ale jego stara wersja i sporo wewnętrznych ograniczeń przyciętych jeszcze przez Philipsa wykluczają go, jako alternatywę dla klasycznego smartfona czy tabletu z zielonym robotem na pokładzie. Piszę o tym, bo przypominam, że PPX 3614 posiada np. preinstalowany pakiet biurowy, w którym można pracować – i to całkiem wygodnie – podłączając np. zewnętrzną klawiaturę.
Zdecydowanie największym plusem Philips PicoPix 3614 jest jego wyposażenie. Nie dość, że może działać bez kabli, to jeszcze posiada najważniejsze wejścia i wyjścia, dzięki którym podłączymy niemal wszystko do tego urządzenia. Jak na projektor i kojarzące się z nim podstawowe zastosowanie, jest więc bardzo fajnie.
Na koniec pozostaje pytanie, czy warto go kupić? Przejrzałem ceny w sieci, również te na aukcjach. Z tego, co widzę na dzień pisania tej recenzji, zaczynają się one od poziomu ok. 1600zł brutto. I moim zdaniem to trochę za dużo. Gdyby cena realnie spadła o jakieś 300-400 zł, to byłby świetny sprzęt, osiągalny niemal na wyciągnięcie portfela przeciętnego Kowalskiego. Sam będę w najbliższym czasie chciał kupić taki projektor, bo możliwość tworzenia niemal kinowej atmosfery w domu jest bardzo kusząca, i gdyby PicoPix 3614 był tańszy, poważnie brałbym go pod uwagę, ale muszę też myśleć o swojej działalności blogowej, a tutaj potrzebuję bardziej wydajne narzędzie do komfortowych biznesowych prezentacji.
[showads ad=rek3]
****
Pełna specyfikacja techniczna PicoPix 3614
Werdykt 90sekund.pl:
Nie do biura lecz... do domu! Projektor, który zamieni Twoje cztery ściany w małe kino? Tak, to może być tylko Philips PicoPix 3614!
-
Wygląd
-
MOBILNOŚĆ I FUNKCJONALNOŚĆ
-
Bateria
-
Temperatura
-
Cena/Jakość