SŁOWEM WSTĘPU
Jeden z najlepszych smartfonów ze średniej półki, jaki pojawił się w ostatnich tygodniach na rynku! Doskonale wpisuje się w to, co niesie ze sobą rewelacyjna Moto G5s, z tą różnicą, że wszystko (lub prawie wszystko), jest tutaj – w Moto G5s Plus – większe. W przeważającej części nie mam na co w tym smartfonie narzekać, chociaż bez kozery przyznaję, że w moim prywatnym rankingu pod kątem ergonomii – zwycięża wariant mniejszy. Ale to są bardzo subiektywne odczucia, które dla Ciebie wcale nie muszą mieć znaczenia.
Najbardziej kluczowe jest tutaj jednak to, że za relatywnie małe pieniądze (1300zł brutto), dostaniesz produkt, który bardzo mocno romansuje z półką wyższą, aniżeli ta, w której się finalnie znalazł. Jest więc sporo dobrego tutaj, ale niestety pojawiają się też wady, które – jak na moje oko – mieć tutaj miejsca nie powinny. I chociaż Moto G5s Plus jest niemal bliźniaczym smartfonem do Moto G5s, to jednak ostrzyć na nią powinni sobie zęby Ci i Te z Was, którzy/które poszukujecie wydajniejszej jednostki, z większym apetytem na zdjęcia, bowiem MG5s Plus obsługuje dwa aparaty i dysponuje dedykowanym doń software’m. Niemniej i tutaj jest sporo niedosytu…
WZORNICTWO I WYKONANIE MOTOROLI MOTO G5s PLUS
Cała seria tegorocznych smartfonów z tej serii, mniej lub bardziej, kontynuuje wzornictwo zaczerpnięte z flagowych Moto Z, zatem dostajemy przyjemne dziedzictwo wizualne, mimo wszystko dość skromne, ale nie wybijające się drastycznie na tle bezramkowców, dzięki czemu nadal Moto wyglądają bardzo nowocześnie i przyjemnie dla oka. Widać to również po szlifach i frezach poprowadzonych wzdłuż głównych krawędzi, szczególnie na froncie, jak i na tyle przy ramce. Rewelacyjnie prezentuje się to szczególnie w wariancie kolorystycznym Fine Gold.
Co kluczowe – Moto G5s Plus (tak, jak i mniejsza Moto G5s) – wykonana jest w całości z jednego bloku aluminium. Chłód stali miesza się tutaj wyraźnie z gabarytami i wagą, które są znaczniejsze niż w mniejszym wariancie, co również odczuwa się pod kątem ergonomii. Mniejsza Moto G5s przypadła mi bardziej do gustu pod kątem obsługi jedną dłonią, ale dzięki delikatnie zakrzywionym na krawędziach pleckom i model G5s Plus świetnie leży w ręce. Na tyle zresztą jest charakterystyczne wgłębienie z literą M, gdzie intuicyjnie opiera się palec w czasie rozmów telefonicznych, a już całkowicie wyraźnie odcina się od całego wzornictwa gruby pierścień aparatu, który wystaje ponad obudowę.
Gabarytowo czuć, że Moto G5s Plus to konkretny sprzęt. Jej wymiary to – wysokość: 153.5mm, szerokość: 76.2mm, grubość: 8.0mm, a z aparatem – 9.5mm, przy wadze 168g. Fajnie, że na froncie znalazł się przyjemny, owalny czytnik linii papilarnych, który również pozwala na pełną nawigację po systemie, a więc nie tylko służy do odblokowywania telefonu. Producent zerwał tym samym z brzydkimi wariantami tego autentykatora, które zbierały tłuste plamy gł. przy swoich krawędziach, co fatalnie rzutowało na cały front.
Poza kamerką frontową, głośnikiem, jak i czujnikami światła i zbliżeniowym, jest też u góry nad wyświetlaczem dioda doświetlająca LED, która pozwala na wykonywanie nocnych selfie. Fajny pomysł, znacznie lepszy niż opcja ekranowa, która też swego czasu w smartfonach z serii Moto była obecna. Na szycie znalazło się miejsce dla gniazda jack 3,5mm, a na dole na bardzo ładną maskownicę głośnika multimedialnego, z wyraźnie wydrążonymi i frezowanymi otworami. Szkoda chyba tylko jednego – że nie ma USB typu C, tylko jeszcze poprzedni, wychodzący z użycia standard. O ile w tańszej Moto G5s można było tłumaczyć to kompromisami, tak tutaj – przy znacznie nobliwszej Moto G5s Plus, czuć z tego powodu spory niedosyt.
Finalnie – pod kątem własności ergonomicznych wygrywała u mnie mniejsza Moto, ale wariant z Plusem w nazwie, jest bardziej majestatyczny gabarytowo. Wzorniczo obydwa urządzenia oceniam bardzo dobrze!
WYŚWIETLACZ W MOTOROLI MOTO G5s PLUS
Jest tutaj dokładnie taki sam panel, jaki znalazł się w Moto G5s, ale z jedną różnicą – z uwagi na większe rozmiary Moto G5s Plus – jest on też automatycznie szerszy i wyższy. Mamy więc do czynienia z 5,5-calowym ekranem LCD w technologii IPS, który pozwala na zachowanie świetnych kątów widzenia. Zastosowana rozdzielczość to Full HD wynoszące 1920x1080px, która przekłada się na nobliwe 401ppi (punktów na cal), dzięki czemu, obraz jest świetny, szczegółowy, ostry i przyjemny dla oka gł., kiedy przychodzi na Moto G5s Plus czytać dłuższe teksty.
Oczywiście nie mogło tutaj zabraknąć odpowiedniej ochrony. Wyświetlacz nie jest zabezpieczony najnowszym szkłem firmy Corning, ale i tak udanym i sprawdzonym Gorilla Glass 3. Ja po około miesięcznym użytkowaniu nie zarejestrowałem żadnych rys ani innych nieprzyjemnych skaz.
Dodatkowo producent postarał się, aby czerpać jak najlepsze wrażenia z korzystania z ekranu w swoich ostatnich Moto, więc znalazł się i tutaj tryb Ekranu Nocnego, który zmniejsza intensywność światła niebieskiego, na rzecz zdecydowanie cieplejszej kolorystyki. Tak samo, jak miało to miejsce w Moto G5s, tak też w Moto G5s Plus – nie jest on superintensywny. Brakuje też możliwości jego regulacji, natomiast może się uaktywniać i dezaktywować automatycznie – zależnie od potrzeb i warunków charakterystycznych dla danej pory roku.
Ale to nie wszystkie niespodzianki. Jednym z moich ulubionych ficzerów we wszystkich smartfonach Motoroli, jest tryb Wyświetlacza Moto, czyli działającego na bazie wariacji Always-on-Display, która pozwala podglądać na bieżąco, bez konieczności wybudzania telefonu, przegapionych notyfikacji, połączeń, wiadomości.
Co więcej – z tego poziomu można też na nie odpowiadać, usuwać zdarzenia z kalendarza, odpisywać na SMS-y, lajkować posty. W trybie Wyświetlacza Moto ekran pozostaje cały czas wyłączony, ale kiedy poruszy się telefonem, ten w oszczędnej graficznie formie – prezentuje przegapione zdarzenia, zegar, bieżącą datę oraz poziom naładowania telefonu.
HARDWARE I WYDAJNOŚĆ MOTOROLI MOTO G5s PLUS
Dochodzimy do punktu, w którym oprócz gabarytów i wielkości ekranu, jest najwięcej różnic pomiędzy Moto G5s i Moto G5s Plus. Jeśli zastanawiasz się, który wariant wybrać, a największą uwagę przykładasz do hardware, to w recenzowanym tutaj modelu znajdziesz wszystko lepsze, aniżeli w wersji mniejszej. I oczywiście – jeden i drugi smartfon pracują wydajnie, a poszczególne akcje uciekają spod palca, niemniej różnice zaczynają się przy obrabianiu większych zdjęć, wyświetlaniu PDF-ów, czy przy prezentowaniu lepszej szczegółowości w grach.
Przyczyna jest bardzo prosta – Moto G5s Plus posiada na swoim pokładzie ośmiordzeniowego Snapdragona 625, który pracuje z częstotliwością 2GHz. Przeskok względem Snapa 430 z zegarem 1,4GHz – w mniejszej Moto G5s – jest więc znaczący!
Moto G5S Plus | |
Wymiary | Wysokość: 153.5 mm Szerokość: 76.2 mm Grubość: 8.0 – 9.5mm (z aparatem) Waga: 168g |
Oprogramowanie | Androidb7.1, Nougat |
Procesor i grafika | 8-rdzeniowy Qualcomm Snapdragon 625 2.0 GHz, układ graficzny Adreno 506 650 MHz |
Wyświetlacz | 5.5 cala, IPS LCD, Full HD, 1080p, 401 ppi, Corning Gorilla Glass 3 |
Pamięć dla użytkownika | 32 GB Możliwość powiększenia do 128 GB za pomocą karty microSD (brak w zestawie) |
Pamięć RAM | 3 GB |
Bateria | 3000 mAh, do 24 godzin w cyklu mieszanym |
Ładowanie | Ładowarka TurboPower w zestawie (do 6 godzin działania po 15 minutach ładowania) |
Tylna kamera | Podwójny aparat 13 MP z oprogramowaniem do ustawienia ostrości, przysłona f/2.0, podwójna różnokolorowa, doświetlająca dioda LED, 8x zoom cyfrowy (do zdjęć), aktywny wizjer (rozpoznawanie QR kodów i kodów kreskowych) |
Przednia kamera | 8 MP, szerokokątny obiektyw, przysłona f/2.0, dioda LED |
Wideo | 4K Ultra HD, 30 klatek/s |
Głośniki | Głośnik, 2 mikrofony |
Wodoodporność | Hydrofobowa nanopowłoka (odporność na zachlapania, nie zanurzenia!) |
Karta SIM | nano-SIM dual- SIM |
Łączność | MicroUSB, słuchawkowe 3.5mm |
Bluetooth | Bluetooth 4.2 |
Wi-Fi | 802.11 a/b/g/n (2.4 i 5 GHz) |
NFC | Tak |
Autoryzacja | Czytnik linii papilarnych |
Kolor | Lunar Gray lub Fine Gold |
Niestety – zasmucę wszystkie te osoby, które liczyły, że niedociągnięcie z Moto G5s nie występuje również i tutaj… Otóż występuje i jest to moim zdaniem najpoważniejsze niedopatrzenie. Moto G5s Plus także nie posiada czujnika magnetycznego, przez co nie nadaje się do nawigacji. Oczywiście Mapy działają bez problemów, ale samo nawigowanie jest bardzo niewygodne, gdyż smartfon “nie orientuje się”, w którą stronę właśnie skręciłeś/-aś, więc nie prowadzi Cię komfortowo po trasie. Mapa sama się nie obraca i np. jazda samochodem w obcym mieście, w nie daj Boże godzinach szczytu, to istny dramat w takich warunkach.
I chociaż może się wydawać, że nie jest to jakiś wielki i znaczący brak, to nadmienię, że Moto G5s Plus wyposażona została w całą masę kluczowych czujników. Aplikacje monitorujące ich pracę naliczały aż 39 sensorów. To więcej niż w niejednym flagowcu, a co dopiero w segmencie sprzętowym za około 1300zł – bo na taką kwotę Moto G5s Plus jest przecież wyceniana. Nie potrafię tego braku zrozumieć(?), a że sam musiałem kilka razy z nawigacji korzystać, w tym w Warszawie po zmroku (jestem z Poznania), na własnej skórze odczułem, że są rozwiązania, z których rezygnować się po prostu nie powinno.
W każdym razie cała reszta wypada tutaj bardzo, bardzo dobrze. Smartfon jest wydajny, oferuje świetną, na dobrym poziomie pracę, sporo miejsca na własne pliki plus slot z kartami microSD, a do tego występuje z hybrydową tacką, na której – jeśli zrezygnuje się z karty pamięci – można umieścić drugą kartę SIM. Poza tym genialnie działa superczuły i niezwykle szybki czytnik linii papilarnych, który pozwala na obsługę Moto G5s Plus z wykorzystaniem tylko jego, a wówczas do dyspozycji dostajesz pełne 5,5 cala ekranu. Za funkcję powrotu odpowiada tutaj gest przesunięcia palcem po czytniku w lewo, a za ostatnie aplikacje ten sam ruch, tyle że w prawo.
Prosto, jasno, czytelnie, skutecznie!
SYSTEM, APLIKACJE, MULTIMEDIA W MOTOROLI MOTO G5s PLUS
Poprawki bezpieczeństwa z 1 czerwca 2017 roku, na pokładzie Android 7.1.1 Nougat, czyli taki obraz na dzień publikacji tej recenzji, maluje się na pokładzie Moto G5s Plus. Tak – to wciąż bardzo aktualny smartfon, chociaż czekam już z wytęsknieniem na update z nowymi łatkami odpowiedzialnymi za bezpieczeństwo nieco przebierając palcami… Mamy drugą połowę listopada 2017 roku, kiedy piszę te słowa, więc nie trudno policzyć, że od czerwca już trochę czasu upłynęło…
AKTUALIZACJA
Jak donosi jeden z Czytelników – Linek Park – recenzowany tutaj smartfon w dn. 24 listopada 2017r. otrzymał najnowsze łatki bezpieczeństwa z 1 października 2017r. Dziękuję serdecznie za informację!
Ale tak naprawdę to tylko techniczna uwaga, chociaż są Czytelnicy, którym na tymże bezpieczeństwie bardzo zależy. Ja sam nie ukrywam, że też wolałbym świeże poprawki widzieć możliwe regularnie, bo z nich przecież seria Moto słynie. W każdym razie – poza tym drobnym pstryczkiem w nos – przyznać muszę dokładnie to samo, co napisałem przy mniejszej Moto G5s. Otóż – Moto G5s Plus również zrywa asfalt! System jest przepięknie zoptymalizowany i chociaż na wielu konkurencyjnych platformach pracuje równie efektywnie z podobnym hardware, to jednak płynność niemal nieskazitelnego Androida jest nieporównywalna z żadną nakładką. No chyba, że z równie czystym iOS-em od Apple :P.
Motorola dodaje od siebie zaledwie kilka dodatków, ale poza nimi system wygląda dokładnie tak samo, jakim zaprojektował go Google. Jest więc wysuwany app drawer (menu z aplikacjami) z dołu ekranu, po lewej od ekranu głównego dostęp do asystenta Google Now/Google Assistant, podstawowy układ z sekcjami w Ustawieniach, bez problemu można włączyć Kalibrator Systemu (chociażby po to, aby zaznaczyć opcję pokazywania procentowego użycia baterii) etc.
Natomiast Motorola dodaje od siebie Radio FM, świetnie napisaną Pomoc oraz rozszerzoną obsługę gestami, dzięki którym Moto G5s Plus staje się niesamowicie użytecznym smartfonem. Ot chociażby gest potrząśnięcia telefonem spowoduje włączenie latarki, dwukrotny ruch nadgarstkiem uruchomi aparat i pozwoli w ten sam sposób przełączać się pomiędzy kamerką frontową oraz tylną. Podniesienie Moto G5s Plus wyłącza głos dzwoniącego telefonu, a odwrócenie ekranem do dołu włącza (chociaż nie jest to sygnalizowane żadną ikoną) tryb Nie przeszkadzać, więc chociaż wszystkie notyfikacje, powiadomienia i przypomnienia oraz wiadomości i połączenia do Ciebie dojdą, to jednak nie będą Ci przeszkadzać np. w pełnej skupienia pracy.
Działa to wszystko rzeczywiście bardzo efektywnie, przyjemnie i – co najważniejsze – nie narzuca się użytkownikowi/użytkowniczce. Wiadomo – warstwa wizualna nie jest za to tak atrakcyjna, jak w Samsungach Galaxy z TouchWizem, czy Honorach z nakładką EMUI, ale nic nie stoi na przeszkodzie, aby zainstalować sobie dowolny launcher ze Sklepu Play. Na ten moment mogę śmiało polecić mój ulubiony w ostatnim czasie, czyli wariant od… Microsoftu, bo wyszedł gigantowi z Redmond wybitnie dobrze: nie przymula telefonu i intuicyjnie się z niego korzysta.
Podsumowując – absolutne minimum funkcjonalno-wizualne, ale za to gwarantujące szybkie działanie telefonu nawet dłuuugo po dacie zakupu Moto G5s Plus. Dodatkowo rewelacyjne funkcje, jak Wyświetlacz Moto (opisany szerzej trochę wyżej), Akcje Gestów Moto, Ekran Nocny – które sprawiają, że trudno nie cieszyć się tak udanym softem. Po fajerwerki nakładkowe można zawsze sięgnąć do Sklepu Play od Google.
APARAT I ZDJĘCIA Z MOTOROLI MOTO G5s PLUS
Odpowiem tak – już dawno nie miałem przy mobilnym aparacie fotograficznym takiej zagwozdki… W rzeczywistości, jeśli chodzi o jakość zdjęć, ich doświetlenie, szczegółowość, odwzorowanie barw itp., jest naprawdę świetnie! Jeśli ktoś pisze inaczej – a są tacy – to znaczy, że nie przetestowali dobrze tego aparatu. I mogę za to położyć głowę! Niemniej zgadzam się, że trochę pułapek Motorola pod kątem fotograficznym na siebie tutaj zastawiła. Od razu podkreślam, że w Moto G5s Plus jest zupełnie inny aparat niż w mniejszej Moto G5s… chociaż tak naprawdę powinienem napisać – aparaty! Tak, to jeden z najważniejszych wyróżników, spośród innych smartfonów w tej półce cenowej. Zasadne jest więc pytanie, czy kluczowy? Moje odczucia są tutaj dość mocno wymieszane, tym bardziej, że kryje się w tym wszystkim pewna niespodzianka…
Po pierwsze Moto G5s Plus jest na tyle młodym smartfonem, że wciąż przychodzą na niego świeże aktualizacje pod kątem fotograficznym, więc myślę, że to nie jest ostatnie słowo Motoroli w tym aspekcie, a i tak jest już na tym poziomie świetnie. Po drugie – co piszę z pewną emfazą już teraz – aplikacja sterująca kamerką jest dość wolna… Wiem, że właściwie jest tak w każdej Moto – bez względu na sklepową wycenę, ale jednak czuć, że na tle konkurencji wypada to kiepsko. Aparat długo się włącza i długo wykonuje zdjęcia, a już najwolniej wychodzi to w trybie HDR i ze zmienna głębią ostrości. To powoduje, że gdzieś na dalszy plan schodzą finalne efekty fotografowania. Będziesz się irytować, że zawiał wiatr i uwieczniana scena jest poruszona, więc musisz powtórzyć ujęcie, ale zapewniam Cię – jeśli wygra u Ciebie cierpliwość – nagrodzony/-na będziesz naprawdę świetnym kadrem!
OK – czas na zaanonsowaną ów niespodziankę…, czyli po trzecie – w Moto G5s Plus zastosowano dokładnie takie same przetworniki od firmy Sony, jakie otrzymał flagowy… LG G6! Tak, to są dokładnie takie same matryce! Zaznaczam jednak, że nie oznacza to wcale, że będą wykonywać identyczne zdjęcia. Dlaczego? Bo kluczowa jest tutaj również optyka, a tak się składa, że Motorola postawiła na przysłonę f/2.0. W normalnych warunkach, to nawet bardzo udane światło, ale w sytuacji, kiedy poszczególne piksele wpuszczają więcej światła.
A tak się składa, że przetwornik Sony IMX258 – który znalazł tutaj zastosowanie – ma je wielkości 1.12 mikrona, co oznacza, że do największych nie należą i w gorszych warunkach oświetleniowych, kiedy jest szaro i deszczowo za oknem oraz przy sztucznym świetle (np. w pubie), kadry mogą wychodzić mniej doświetlone, z większą ilością szumów i poruszeń oraz z rozmytymi detalami. I o ile foty nocne faktycznie takie bywają, to jednak – Motorola postawiła na właściwego konia! Bo pomimo niezbyt dużych pikseli i małego światła optyki, jest naprawdę nieźle nawet w trudniejszych okolicznościach! Żeby to udowodnić wybrałem 56 zdjęć. Te w tym tekście zostały odpowiednio pomniejszone, bo w sumie ważyły ponad 200MB, ale oryginały znajdziesz pod linkiem odsyłającym do Flickr, gdzie je umieściłem i to tam polecam zaglądać, powiększać i oceniać zdjęcia.
Mankamenty też widać, nie oszukujmy się – w końcu przetwornik Sony pojawił się w 2015 roku. Ale dokładnie widać, jakiej jakości to matryca, skoro potrafi radzić sobie z tak niesprzyjającymi warunkami, jak te panujące w Polsce, kiedy przychodzi jesień, a więc w czasie, kiedy powstaje ta recenzja. W sumie największym problemem jest tutaj nie praca hardware’u, co dość wolno działającą apkę fotograficzną, bo to przez nią ostatecznie bywa różnie z efektami końcowymi pracy aparatu. Nie, nie jest katastrofalnie, bo można do tego przywyknąć i są smartfony, które potrafią jeszcze dłużej włączać aparat i równie długo robić zdjęcia. Zresztą – mimo wszystko – mówimy o telefonie za 1300zł, który ma aparat z flagowego produktu innej firmy, więc jest na co zęby ostrzyć.
Inna sprawa, że sama aplikacja pod kątem zaprojektowania i obsługi też pozostawia wiele do życzenia. O ile w smartfonie poniżej tysiąca złotych można iść na pewne kompromisy, tak tutaj ich za bardzo nie czuję. Drugi aparat odznacza się tą samą ogniskową, co pierwszy, a więc zoom nie jest optyczny, tylko cyfrowy, a to też dość kiepsko rzutuje na kamerkę. Kolejna rzecz, to zastosowany efekt bokeh, czyli rozmycia tła. Niby można go uzyskać właśnie dzięki podwójnej soczewce, ale tutaj pracuje na to oprogramowanie aparatu, gdyż stała ogniskowa nie pozwala z równą ostrością uchwycić tego, co jest w tle. Dlaczego ma to znaczenie?
No właśnie – myślę, że na słowo dopowiedzenia zasługuje też jeszcze jedna kwestia. Otóż drugi główny aparat jest monochromatyczny. Dzięki temu możliwe jest edytowanie wykonanych fotografii w Edytorze Głębi (jej włączenie jest całkowicie nieintuicyjne), gdzie zastosujesz np. efekt czarno-białego ujęcia. Ale oprócz tego, możesz (przynajmniej w teorii), sterować również głębią ostrości. I tu dochodzimy do odpowiedzi na zadane na końcu poprzedniego akapitu pytanie. Przy zdjęciach typu makro, z tą głębią to nie zabawa, bo przy tak bliskim ujęciu, tło i tak siłą rzeczy się rozmywa. Różne ogniskowe pozwoliłyby na faktyczne uzyskanie efektu zmiany ostrości poszczególnych planów.
Sam Edytor Głębi też nie jest nie wiadomo, jak rozbudowany i pozwala zastosować zaledwie… 4 efekty na zdjęciu wykonanym podwójnym aparatem, z czego dwa są w wersji beta… Fajnie, że w jednym z nich można wybrać, która warstwa na zdjęciu ma zachować kolory, a która być czarno-białą. Inny – bardzo kreatywny efekt to opcja zastąpienia tła, poprzez wybór warstwy, którą chcemy złączyć z innym zdjęciem. Niemniej jest tego tutaj zdecydowanie za mało, a progres rozwojowy mało imponujący. Do tego rozmycia często wyglądają, jak… mglista poświata…
Ostatnia przypadłość, na którą choruje (niestety) Moto G5s Plus przy aparacie, to – wg mnie – brak jakiejkolwiek stabilizacji obrazu. Wiem, wiem – smartfon w cenie 1300zł to nie jest majątek i producent ma prawo tutaj podejmować swoje decyzje, ale… no właśnie – jeśli już idziemy w lepszą optykę, to nie do końca możemy zostać na takim poziomie, jakby takowej nie było. Bo jaki jest sens korzystania z jej dobrodziejstw? Innymi słowy – Moto G5s Plus powinna kosztować 1500-1600zł, ale być wyposażoną w czujnik magnetyczny (dla dobra nawigacji) oraz chociażby elektroniczną stabilizację obrazu i obiektywy o różnych ogniskowych, tak żeby naprawdę fajny hardware, nie był pod obstrzałem z powodu tychże niedociągnięć, braków, niedopełnień.
Tak, finalnie sądzę – nawet pomimo naprawdę ładnych zdjęć – że w Motoroli Moto G5s Plus więcej było chęci po stronie projektantów, a mniej realnych możliwości sprawczych, które zapewniłyby temu produktowi fotograficznie prawdziwego motoru napędowego. Bo mimo wszystko wiele ujęć trzeba powtarzać lub po prostu zasadzić się na coś statycznego, gdyż dynamiczniejsze ujęcia, z powodu wolnego softu nigdy nie będą należeć do udanych. Uważam tym samym (z przykrością niestety), że aparat nie należy do najmocniejszych punktów w tym smartfonie, chociaż jak już się z nim oswoi i nad nim zapanuje, to można dochodzić do ciekawych rezultatów. Ale ekstazy nie będzie, chociaż jakościowo możesz być pewien/-na, że przy odrobinie skupienia, uda się uwiecznić wiele pięknych chwil. Musisz mieć jednak świadomość, że jak na ten moment – wciąż wymaga to poświęcenia. No chyba, że programiści jakoś tę kwestię rozwiążą?
WSZYSTKIE ZDJĘCIA W ORYGINALNEJ ROZDZIELCZOŚCI NA NASZYM KONCIE FLICKR
BATERIA I CZAS PRACY MOTOROLI MOTO G5s PLUS
Motorola deklaruje, że czas pracy Moto G5s Plus na jednym ładowaniu, pozwoli na 24h czas działania w trybie mieszanym. Jak na smartfon z baterią o pojemności 3000mAh, ekranem LCD 5,5 cala, rozdzielczością Full HD, ośmiordzeniowym układem obliczeniowym i podwójnym aparatem – to całkiem niezłe szacunki. Jak więc one wypadają w codziennym użytku?
Sądzę, że Motorola niedoszacowała możliwości swojego urządzenia! Otóż moim zdaniem realne jest działanie od półtorej do dwóch dób! Przy moim użytku aż tak kolorowo nie było, ale i tak czas włączonego ekranu (SoT) wykręcałem na poziomie ponad trzech i pół godziny. Raz nawet dobiłem do przeszło pięciu godzin! Fakt, że gł. czytałem i nie korzystałem poza tym tak intensywnie z Moto G5s Plus, ale i tak świadczy to o tym, że jeśli ktoś nie ma tak napiętego terminarza, jak ja, to spokojnie pojedzie te dwa dni na jednym ładowaniu.
Oczywiście i tutaj jest tryb TurboPower, czyli szybkiego ładowania, które do 50 proc. jest bardzo dynamiczne, a później zaczyna zwalniać, co wyraźnie daje się odczuć, gdy poziom naładowania przekroczy 90 proc. Trochę więc to trwa, zanim dobije do setki, ale też cały proces nie jest jakoś szczególnie długi i mimo wszystko – finalnie okazuje się, że można mieć naprawdę wielogodzinny użytek z posiadanego sprzętu. Wystawiam więc baterii w Moto G5s Plus ocenę bardzo dobrą, bo rzeczywiście nie musiałem aż tak martwić się o naładowane ogniwo.
PODSUMOWANIE I OPINIA NA TEMAT MOTOROLI MOTO G5s PLUS
No dobrze. Czy przy decydowaniu się na Moto G5s Plus możesz liczyć na taki sam efekt WOW, jak to było/jest przy mniejszej Moto G5s? Nie do końca – niestety. Tam, braki usprawiedliwiała cena. Tutaj, nawet chętnie by się dopłaciło, żeby niedociągnięcia podciągnąć… Niemniej to wciąż bardzo, bardzo udany produkt. Możesz mieć pewność, że Moto G5s Plus będzie genialnie działać, nie przysporzy problemów z przycinkami i lagami, a jeśli takowe się zdarzą, to na pewno nie będą winą systemu czy podzespołów, a niewłaściwej optymalizacji aplikacji firm trzecich.
Wzornictwo sprawia, że śmiało można ulokować ten telefon wśród smartfonów estetycznie pożądanych. Jest Moto G5s Plus precyzyjnie wykonana, do tego nieźle leży w dłoni, a przy przeniesieniu nawigacji systemowej na czytnik linii papilarnych, okazuje się, że dostępna przestrzeń robocza w tym smartfonie wynosi dokładnie tyle, ile przekątna ekranu, czyli pełne 5,5 cala. A skoro przy panelu jesteśmy, to nie sposób nie docenić jego dobrej jakości, świetnych kątów widzenia, przyjemności płynącej z czytania ebooków i e-prasy, a także trybów do pracy w nocy czy zarządzania powiadomieniami bez konieczności odblokowywania całego telefonu.
Tak naprawdę mam dwie uwagi do Motoroli Moto G5s Plus (opisane w tytule, jako ALE-ALE). Pierwsza to oczywiście brak czujnika magnetycznego, co sprawia, że z pewnej części aktywności ten smartfon Cię w jakimś stopniu wykluczy (tak, mam na myśli nawigację samochodową, spacery górskie, jazdę rowerem po nieznanym terenie etc.). Drugi minus daję aparatowi – i to nie za jakość zdjęć, bo ta jest świetna, ale za jego pracę. I chociaż doceniam starania Motoroli, aby podwójna optyka sprawdziła się tutaj, jak najlepiej, to jednak pozostawia naprawdę dużo do życzenia, a możliwości zastosowanych przetworników, są moim zdaniem niespożytkowane.
Czy warto kupić tego smartfona? Zdecydowanie sporo jego zalet przemawia na jego korzyść, bo wylistować wśród plusów muszę tutaj świetną pracę na baterii oraz całkowicie bezproblemowy i w miarę aktualny system Android z obietnicą wsparcia. Ale jeśli rzucisz okiem na aukcje, to okaże się, że zeszłoroczna Moto Z (TU recenzja), która wówczas była flagowcem za 3000zł (a którą okrzyknąłem największą innowacją 2016 roku), jest dziś do nabycia za… 1350-1500zł. I w tej cenie dostajesz sporo lepszych rozwiązań hardware’owych niż w Moto G5s Plus (która nie obsługuje chociażby WiFi 802.11ac), a przy okazji możliwość dokupienia do klasycznej Zetki modułów, które zmienią Twojego teoretycznie typowego smartfona, w mocnego multimedialnego gracza.
W tym kontekście osobiście postawiłbym na Moto Z, do której po prostu warto dołożyć tych kilka złotych. Niemniej – jeśli zależy Ci na podwójnym aparacie i świetnym wzornictwie oraz świeższej platformie, to możesz śmiało celować w Moto G5s Plus. Przy takich wyborach najważniejsze będą jednak Twoje realne potrzeby, i to nimi powinieneś/powinnaś się kierować.