[showads ad=rek3]
SŁOWEM WSTĘPU
Co można powiedzieć o telefonie, który na wolnym rynku kosztuje 400zł? Jakie pierwsze wrażenie przynosi budżetowa słuchawka? Zazwyczaj kończy się na wysoko uniesionych brwiach, które oznaczają tylko jedno – mam dość – wolno działający system, słabiutkie podzespoły i ogólnie jedna wielka tragedia. Tak było, aż do momentu, kiedy ten mały smartfon nie znalazł się w mojej dłoni. Nie będę ukrywał i wprost nie mogę się doczekać, kiedy przeczytacie tą recenzję, ponieważ ten telefon jest naprawdę świetny! Dostaje mnóstwo pytań od znajomych, jaki smartfon kupić? Wielu z nich nie potrzebuje wielkich wypasów i często przedział cenowy jaki podają oscyluje w granicach 300-500zł. Nie jest łatwo w gruncie rzeczy polecić coś co będzie tanie, a równocześnie dobre. Dzisiaj odpowiedź jest tylko jedna – Motorola Moto E!
WYGLĄD
Jak na budżetowy telefon, Moto E wypada się całkiem nieźle. Nie jest on ani brzydki, ani nie zachwyca swoim wyglądem. To solidnie wykonane urządzenie, które w tej klasie prezentuje naprawdę wysoki poziom. A przynajmniej taki, który mnie zadowala, ponieważ nie czuć tutaj tandety czarnego plastiku. Stylistycznie model ten nawiązuje do całej rodziny smartfonów Motoroli z serii X i G i czerpie od nich całymi garściami, choć oczywiście różni się od innych. Pojawiają się za to wspólne elementy, które będą podobać się użytkownikom.
Kupując Moto E, otrzymacie malutkie, zgrabne pudełko, które przywodzi na myśl wszystkie telefony, wrzucone w marketach do koszyka z promocyjną ceną, sprzedawanych niemalże na wagę. To trochę mylne wrażenie, ponieważ Motorola postarała się, pomimo skromnej zawartości opakowania. Oczywiście oprócz naszego bohatera, znajdziecie tam trochę makulatury w postaci instrukcji obsługi, skróconej wersji “na start” oraz kabel USB. Nie ma tutaj ładowarki, dzięki której podłączycie telefon do zwykłego gniazdka. W to niestety trzeba zaopatrzyć się samemu, choć z pewnością wielu użytkowników ładuje swoje smartfony właśnie przez USB. To niewątpliwie element odchudzenia zestawu i obniżenia maksymalnie jego ceny, tak więc ten zabieg akurat stawiam na plus. Motorola nie tylko tutaj zresztą decyduje się na taki krok, w innych modelach również brakuje takiej ładowarki.
Tak wygląda zawartość, a jak prezentuje się sam telefon? Jest to dość zwarta bryła o wymiarach 124,8×64,8×12,3mm. Jak widać jest to dość gruby, ale jednocześnie zgrabny telefon, który swobodnie mieści się w jednej ręce. To oczywiście z automatu podnosi komfort przy codziennym korzystaniu, choć 142 g to całkiem sporo jak na tak małe urządzenie. Zdecydowanie większy model Moto G (jego recenzja TUTAJ) drugiej generacji jest nieznacznie cięższy. Mi to jednak nie przeszkadzało, a wpasowując się idealnie do ręki, telefon był bardzo wygodny w użytkowaniu.
Przyglądamy się zatem Motoroli Moto E od frontu i widzimy 4,3 calowy ekran, który okala całkiem smukła ramka. Szczególnie po bokach. Na dole znajduje się głośnik, schowany pod srebrną, nie do końca pasującą do całości maskownicą. Na górze taki sam element przysłania drug głośnik, wykorzystywany przy rozmowach. Wbrew pozorom, nie są to głośniczki stereofoniczne. Przy słuchaniu bez słuchawek, dźwięk wydobywa się tylko z tego dolnego. O jakości porozmawiamy sobie później, a tymczasem spoglądamy na prawą krawędź.
Goszczą tutaj dwa prosto wyglądające przyciski, które pojawiają się w każdym urządzeniu. Włączanie/wyłączanie smartfona oraz regulacja głośności. Działają one dość toporonie, pisząc szczerze – wręcz ciężko. Trzeba naprawdę użyć sporo siły, by wykonały przeznaczone dla siebie akcje. Nie wiem czy to dlatego, że Moto E miałem w testach jako pierwszy, prosto z pudełka. Być może elementy te z czasem wyrabiają się, aczkolwiek nie przeszkadza to tak bardzo, ponieważ choć, działają niezbyt płynnie, to uwagę należy zwrócić, że nic tutaj “nie lata”, nie jest luźne. Pamiętajmy, że do czynienia mamy z budżetową słuchawką, a zdarzało mi się już w historii testów, że flagowe urządzenia posiadały niezbyt dobrze spasowane elementy. Lewego boku nie opisuję, ponieważ nie ma co przedstawiać – jest wolny od wszelkich dodatków.
Należy jeszcze dodać, że ten model nie posiada przedniego aparatu. Nie doświadczymy zatem zdjęć typu selfie oraz rozmów video, w których będziemy widoczni. Szkoda – myślę, że na chociażby 2-Mpx kamerkę znalazłoby się miejsce, nie podnosząc znacząco kosztów samego telefonu. Jest za to dioda powiadomień i to z kolei miły akcent.
Na dole mamy wejście na ładowarkę, a na górze na słuchawki – port minijack.
W tym miejscu bryła jest delikatnie ścięta, co nadaje pewnej dynamiki i sprawia, że nie jest ona toporna w odbiorze.
Plecki, są do bólu proste. Znajdują się tutaj dwie rzeczy. Oczko aparatu oraz logo producenta. Tylna klapka – co warto zauważyć – jest zdejmowalna i można założyć inną. Motorola dostarcza różne kolory plecków, dzięki czemu możemy ożywić nasz egzemplarz. Mój był w kolorze czarnym i muszę przyznać, że prezentował się bardzo fajnie. Materiał, z którego wykonana jest klapka nie jest tanim plastikiem, a przynajmniej nie sprawia takiego wrażenia. Zaryzykuję i dodam, że przy tej Motoroli nie zauważyłem, by klapka nadmiernie się brudziła i łapała palcowanie.
Motorola udowodniła, że można zaprojektować prosty, ale przyjemny w odbiorze telefon, który nie musi kosztować majątku. Jakość materiałów jest zadowalająca. Nie wieje tandetą, nic nie trzeszczy. Całość jest ze sobą dobrze spasowana.
EKRAN
Moto E została wyposażona w 4,3-calowy wyświetlacz o rozdzielczości 960×540 px. Przy tej wielkości daje nam to całkiem przyjemne 256 pikseli na cal. W porównaniu z takim rywalem, jak chociażby testowana przeze mnie Sony Xperia E1, wypada to na korzyść Motoroli. Przyznam szczerze, że bałem się trochę pierwszego kontaktu z wyświetlaczem, ponieważ w budżetowych słuchawkach element ten bardzo często kuleje. Słabe, a wręcz tragiczne kąty widzenia, kiepska reakcja na dotyk. Ale muszę powiedzieć, że Moto E daje radę! Oczywiście to nie jakość flagowca, ale wyświetlacz spokojnie dorównuje niektórym braciom ze średniej półki.
Kąty widzenia stoją na dobrym poziomie, choć załamanie obrazu pojawia się dość szybko, ale nie jest tak widoczne, jak w testowanej i wspomnianej przeze mnie Sony Xperi E1. Nie ma się z drugiej strony co oszukiwać. Kąty nie powalają, jednak cały czas trzeba mieć na uwadze, że rozmawiamy o smartfonie za 400zł, tak więc, jak na tą klasę sprzętu jest dobrze, powiedziałbym nawet, że bardzo dobrze. Nie zaobserwowałem tutaj również charakterystycznego dla kiepskich wyświetlaczy efektu “negatywu”.
Nie spotkałem się również z problemami jakie napotkał Przemek w swojej recenzji HTC Desire 510. W Moto E, przy odchyleniu ekranu, ten również delikatnie się przyciemniał, ale nie było to na tyle odczuwalne, by specjalnie narzekać. Osobiście spodziewałem się czegoś gorszego.
Ekran jest jasny i nie miałem problemów z odczytywaniem informacji na zewnątrz przy naturalnym świetle. O słoneczne dni ciężko o tej porze roku, ale czasami nawet w pochmurne nie jest łatwo z obsługą wyświetlacza. W przypadku Motoroli Moto E nie doświadczycie takich problemów. Wszystko widać naprawdę wyraźnie. O dziwo nie przeszkadzała mi stosunkowo niska rozdzielczość. Na co dzień przyzwyczajony jestem mimo wszystko do innych parametrów ekranu, ale po raz kolejny nie otrzymałem silnego ciosu w żołądek. Zamiast tego towarzyszyło mi przyjemne zaskoczenie. Motorola Moto E, jak widać, sprawia miłe niespodzianki, a to jak się okazuje jeszcze nie koniec :).
Muszę przyznać, że ekran jako całość broni się bardzo dobrze, nawet biorąc pod uwagę odwzorowanie kolorów. Palec śmiga po wyświetlaczu aż miło, a wspomnę, że chroni go Gorilla Glass 3. Nie musimy się martwić o zarysowania, choć te z czasem z pewnością się pojawią.
WYDAJNOŚĆ
Spójrzmy pod maskę budżetowego smartfona Motoroli i zobaczmy, co napędza go do działania. Sercem jest Snapdragon 200, który rozkręca dwa rdzenie do 1,2 GHz każdy. Do tego dochodzi układ graficzny Adreno 302, 1 GB pamięci RAM i mamy całkiem fajny zestaw. Warto to podkreślić, ponieważ ten telefon nie obija się i na prawdę chce mu się wydajnie pracować!
Jasne jest, że to nie Ferrari w świecie smartfonów, nie mamy tutaj do czynienia z powalającą konfiguracją, ale za to w zupełności wystarczającą do przyjemnej i bezkolizyjnej pracy. System działa praktycznie bez zająknięcia, tak więc nie doświadczycie raczej żadnych lagów (przynajmniej na początku). Podczas mojego testowania, telefon ani razu się nie zawiesił, nie musiałem go restartować, kombinować i pisząc trochę żartem: marudzić pod nosem, by działał szybciej.
Podpięcie skrzynek pocztowych, porozrzucanie ikonek i widżetów po kilku pulpitach, wiecznie pootwierane aplikacje – nawet pod moją ciężką ręką, Moto E sprawowała się bardzo dobrze. Biorąc pod uwagę konfigurację, nie mam na co narzekać. Przy urządzeniu kosztującym 400zł naprawdę nie mogę powiedzieć ani jednego złego słowa, ponieważ nie można wymagać więcej od tej półki sprzętowej.
Często jest tak, że konsumenci spodziewają się cudów od smartfona w tym przedziale, po czym kończy się to brutalnym zderzeniem z rzeczywistością. Szczególnie po kilku tygodniach użytkowania, kiedy zdążymy zaśmiecić już telefon. Taka sytuacja z pewnością nie ominie Moto E, ale podczas moich testów nie zaobserwowałem rażących spadków wydajności.
Oczywiście zdarzają się sytuacje, gdy np. podczas ściągania większych plików z Google Play, telefon musiał pomyśleć sekundę dłużej, by wykonać inną czynność. Wielozadaniowość nie jest mocną stroną żadnego z budżetowców, Moto E wypada na tym tle bardzo dobrze, co z pewnością każdy z potencjalnych nabywców doceni. Ja przynajmniej byłem zadowolony. Nie męczyłem się z tym telefonem, co zdarzyło mi się np. przy Xperii E1.
Dopełniając specyfikację techniczną, trzeba wiedzieć, że do dyspozycji otrzymujemy 4 GB pamięci wewnętrznej, która niestety do dużych nie należy, szczególnie że część zajmuje system. Rozwiązaniem jest tutaj możliwość rozszerzenia jej o kartę microSD (max 32GB).
SYSTEM, APLIKACJE I MULTIMEDIA
Tak jak wspomniałem przed chwilą, Moto E nie posiada dużej pamięci wewnętrznej, jednak osłodą jest tutaj Android w wersji 4.4.4. W momencie, gdy po raz pierwszy uruchomiłem telefon, widniał jeszcze numerek 4.4.2 lecz, gdy tylko połączyłem się z Internetem, w pasku powiadomień pojawiła się się informacja o aktualizacji. Ta przebiegła szybko i bezboleśnie, zresztą ostatnie poprawki do KitKata nie ważyły dużo, tak więc cały proces zakończył się sukcesem.
Bardzo dobra informacja jest też taka, że wraz z Moto E użytkownicy otrzymują czystą wersję Androida, zarezerwowaną dotychczas dla “nexusowców”. Wiąże się z tym z pewnością o wiele lepsza praca niż z ewentualną producencką nakładką. Bardzo dobrze, że Motorola nie wpadła na pomysł, by wyposażać w takową ten telefon. Zresztą to nie wyjątek, kilka modeli tego producenta również działa na czystym robociku. Co to daje nie muszę chyba tłumaczyć.
Tym, którzy dotychczas nie mieli okazji sprawdzać “ogołoconego” ze wszelkich nakładek systemowych Androida, mogę tylko wspomnieć, że to najlepsze co mogło spotkać Moto E. Nie dość, że w pakiecie otrzymacie wciąż stosunkowo młody system z perspektywami na Lollipopa, to nie jest on zamulony przez zbędne aplikacje i dodatki producenta. Swoją drogą, który budżetowy smartfon może pomarzyć o Lollipopie? Myślę, że nie każdy, o ile są gdzieś takie rozwiązania?
Kij ma jednak zazwyczaj dwa końce. A to oznacza, że być może są wśród Was osoby, które wolałyby bardziej wyposażone urządzenie pod względem softu. Takie rewelacje oferuje np. Samsung, dzięki czemu nie jesteście skazani na szukanie swoich apek w Sklepie Play. Niemniej przy tej klasie urządzenia, stockowy Android to naprawdę dobry pomysł.
Co otrzymujemy wraz z beznakładkowym KitKatem? W standardzie oczywiście zestaw aplikacji od Google, z których polecam korzystać, ponieważ sprawdzają się one naprawdę rewelacyjnie. Sam mam zainstalowane praktycznie wszystkie i cały czas wykorzystuje je w mojej pracy czy rozrywce. Dla początkujących użytkowników, dla których pierwszy kontakt ze smartfonem odbędzie się właśnie za pośrednictwem Moto E, polecam zainstalowanie i zaktualizowanie sobie takie apki, jak poczta Gmail, Keep – notatki, Kalendarz, YouTube – tego nie trzeba tłumaczyć myślę :P, przeglądarka internetowa Chrome, Chmura Drive oraz Gry Play. Te ostatnie przydadzą się szczególnie, gdy będziemy chcieli pograć na smartfonie.
Dla starych wyjadaczy to aplikacje, które znane są od podszewki. Dla mniej doświadczonych czytelników – którym głównie dedykuję ten tekst – wyjaśniam, że posiadanie tych rozwiązań, to krok w niezwykły świat Zielonego Robocika. Warto zacząć od wysokiego C, by poczuć rzeczywiście moc “batonika”.
Jak działa KitKat? Bardzo, bardzo przyjemnie i bez zbędnych zawieszek. Ja z przyzwyczajenia zainstalowałem napisaną przez programistów Google nakładkę Launcher Google Now, która upodabnia trochę “batonika” do Lollipopa, a ta nieznacznie spowalnia system. Nie jest to na tyle uciążliwe, by narzekać, ale jeśli ktoś nie chce bawić się z tym, KitKat w swojej najczystszej postaci również będzie działać rewelacyjnie. To co zaś widać na screenach to system bez Launchera.
Tak jak wspominałem, Motorola Moto E posiada 4 GB pamięci wewnętrznej, tak więc nie poszalejemy zbytnio z aplikacjami, ale zaopatrzeni w karę pamięci, możemy już trochę podziałać. Taka karta nie jest droga, tak więc polecam się w nią wyposażyć, ponieważ zasoby telefonu z pewnością szybko się zapełnią.
W związku z czystym Androidem nie doświadczymy tutaj praktycznie w ogóle autorskich aplikacji Motoroli. Jest jedna, która może się przydać, gdy jesteśmy zajęci lub śpimy, a nie chcemy by nam ktoś przeszkadzał. Wystarczy ustawić odpowiednio telefon, by ten automatycznie sam przełączał się w odpowiedni tryb, a nikt nie będzie nękał nas niepotrzebnymi wiadomościami lub telefonami. Mała rzecz a cieszy, nie musimy pamiętać by wyciszać telefon, Moto E zrobi to za nas dzięki apce Assist.
Na ekranie 4,3-calowym, komfort oglądania filmów nie jest być może duży, ale do oglądania YouTube myślę, że nie jest taki zły. Spokojnie można odtwarzać filmy, które znajdują się w zasobach serwisu, choć przy najwyższych rozdzielczościach, trzeba niestety trochę poczekać, aż filmik się wczyta. Nie pomaga tutaj szybki Internet, po prostu smartfon sam musi przetworzyć obraz.
Jeśli chodzi o dźwięk, to ten jest zadowalający. Moto E gra zaskakująco głośno i muszę przyznać, że w całkiem dobrej jakości. Przy maksymalnej głośności i bardzo niskich tonach potrafi trochę zacharczeć, ale pamiętajmy cały czas, że mamy do czynienia z budżetową słuchawką. Jakość dźwięku na słuchawkach również stoi na dobrym poziomie. Mniej wymagający fani brzmienia będą zadowoleni, a w połączeniu z dobrymi słuchawkami, w przyjemny sposób spędzimy czas wraz z Moto E.
Kilka słów o grach. Skoro zalecam ten telefon najbardziej młodszym i początkującym użytkownikom smartfonów, to Ci z pewnością będą zastanawiali się, jak ich telefon sprawdzi się w tego typu multimediach? Cóż, trzeba brać pod uwagę, że nie ma tutaj najwydajniejszego procesora. Może się zdarzyć tak, że niektóre gry niestety nie będą dostępne lecz te, które sprawdzałem, funkcjonowały całkiem nieźle. Widać co prawda, że płynność działania jest niższa niż w lepszych słuchawkach, ale grać się da i to jest najważniejsze. Zawsze jednak zostają mniej wymagające pozycje, a w sklepie Google Play jest ich mnóstwo, tak więc każdy znajdzie coś dla siebie.
APARAT
Niestety nie mam tutaj zbyt wiele dobrego do napisania. To zdecydowanie najsłabszy element tego bardzo dobrego smartfona. Serce boli, gdy nie można wykonać dobrego zdjęcia, a Motorola chyba za mocno podeszła do tematu odchudzania ze wszystkiego co się da. Jestem w stanie przełknąć brak przedniej kamerki, chociaż w takich okolicznościach na popularne selfie nie ma co liczyć.
Mogę również przymknąć oko na brak lampy błyskowej. I w zasadzie nawet bym o niej nie wspominał, ale patrząc na to wszystko pod kątem braku autofocusa, zaczyna się robić delikatny niesmak. I choć matryca ma 5 Mpx, a zdjęcia wykonamy w przyzwoitej rozdzielczości 2592×1944 px, to brak możliwości wyostrzenia poszczególnych elementów w kadrze jest czasami przeszkodą nie do przejścia.
To ogranicza nas do robienia zdjęć obiektów znacznie oddalonych od aparatu i dlatego Moto E najlepiej będzie sprawdzać się w zdjęciach krajobrazów. I będzie to skutecznie robić tylko przy tego typu fotkach. Do dyspozycji mamy jeszcze czterokrotny zoom cyfrowy, z którego… nie polecam korzystać, ponieważ strasznie deformuje kadry. Ich jakość diametralnie spada i zwyczajnie nie będzie atrakcyjna. Zresztą z założenia jestem przeciwnikiem cyfrowych zoomów.
Ładnie zaprojektowano menu aparatu. Jest bardzo przejrzyste, okraszone niewielką ilością funkcji, ale za to w moim odczuciu tych najważniejszych. Zrobimy tutaj panoramę, pstrykniemy fotkę w trybie HDR, tak więc można spróbować swoich sił w tego typu opcjach. Jest jeden minus jednak, który dość szybko ukazał się podczas testów. W momencie, gdy mamy włączony aparat, przesuwając np. po linii horyzontu, bądź szukając po prostu dobrego kadru, zauważymy przycinanie się obrazu widzianego na ekranie. Brakuje tutaj płynności i uwidacznia się to szczególnie w pomieszczeniach, gdzie dominuje sztuczne światło.
Jeśli chodzi o jakość to tę do oceny pozostawiam Wam. Każdy sam musi odpowiedzieć sobie na pytanie, jakich zdjęć oczekuje po budżetowym telefonie? Moim zdaniem nie jest źle, ale absolutnie nie mogę pogodzić się z brakiem autofocusa, który niestety może popsuć zabawę amatoromnawet podstawowej fotografii. W końcu aparat to jedna z najciekawszych i najważniejszych funkcji smartfona, z której korzystają wszyscy i niezwykle często.
Gdy jednak podejdziemy do tego z dystansem i myślą, że Moto E to idealny telefon na start, to gwarantuję Wam drodzy czytelnicy, że Motorola Moto E zadowoli Was pod każdym względem. Nawet w tym najsłabszym obszarze, jakim jest fotografia.
Więcej zdjęć i w oryginalnej rozdzielczości na naszym koncie FLICKR
BATERIA I TEMPERATURA
Motorola Moto E wyposażona została w ogniwo o pojemności 1980 mAh. Czy do to dużo? Na pierwszy rzut oka nie, ale musimy wziąć od uwagę, że do czynienia mamy ze stosunkowo niską rozdzielczością – i jak na obecne czasy – z mniejszą przekątną ekranu. Procesor również podejrzewam, nie jest specjalnie prądożerny, tak więc bateria w założeniu powinna wystarczyć na cały dzień. I tak rzeczywiście jest.
Przy maksymalnej jasności ekranu, włączonym Internecie i GPS moje korzystanie z Moto E zamykało się spokojnie w całym dniu. W tym czasie korzystałem ze smartfona w sposób normalny. Nie intensywny jak to czasami mam w zwyczaju, ale normalny jak na Kowalskiego przystało. Kilka krótkich rozmów telefonicznych, kilkadziesiąt minut grania, przeglądanie Internetu. Cóż potrzeba więcej? Wg mnie nic, aczkolwiek ze wzlędu na grubość telefonu, myślę, że można było upakować mocniejszą baterię. Wystarczyłoby, że Moto E trzymała by bez zająknięcia dwa dni i telefon wraz ze swoimi zaletami z miejsca stałby się obiektem pożądania.
Motorola udostępnia również tryb oszczędzania baterii, który jest bardzo ale to bardzo okrojony. Nie mamy w nim praktycznie na nic wpływu. Po prostu włączamy go, po czym przy baterii bliskiej wyczerpaniu, telefon obniża wykorzystywanie Internetu. Nie ma ani słowa o zmniejszeniu jasności wyświetlacza, czy throttlingu procesora. Nawiasem mówiąc, ciężko byłoby jeszcze bardziej ograniczać tą jednostkę, więc to akurat wydaje się logiczne.
Tryb oszczędzania energii oczywiście dostarcza nam trochę więcej czasu na poszukiwanie ładowarki i gniazdka. W moim przypadku było to od 1h do 2h dodatkowo. Mogłoby być więcej, ale zawsze lepiej mieć nawet jakąkolwiek rezerwę.
Jeśli chodzi o temperaturę, ta nie daje się w znaki. Ciężko rozkręcić wnętrzności Motoroli do czerwoności, aczkolwiek czasami niewiele wystarcza by odczuć ciepłotę bryły. Wzrost pojawiał się np. przy długich maratonach, aktywności wyświetlacza. Wtedy całe plecki, równomiernie przyjemnie grzały moje dłonie. Na zimę, jak znalazł ;). Na szczęście nie były to skrajne temperatury, tak więc pod tym kątem jest w porządku. Nie ma powodów by czepiać się na siłę.
PODSUMOWANIE
Dawno budżetowy telefon nie sprawił mi takiej radości z korzytania. Wszystkie ochy i achy, które mieliście okazję przeczytać są przefiltrowane przez pryzmat realnych możliwości tego smarfona. Jasnym jest, że nie można wymagać od niego pracy na poziomie Nexusa 6, czy nawet wysokiej klasy średniej półki.
W swojej kategorii wagowej, moim skromnym zdaniem, nie ma lepszego telefonu. Oczywiście Motorola nie uniknęła wad. Na niektóre można przymknąć oko, ale są takie, których nie mogę osobiście wybaczyć (ten nieszczęsny brak autofocusa). Ważąc jednak wszystkie wady i zalety, za stosunkowo małe pieniądze, otrzymujecie solidnie wykonaną, dobrze wyglądającą słuchawkę, której wyciągnięcie z kieszeni nie będzie wiązać się ze wstydem. Praca tego smartfona z pewnością pozytywnie Was zaskoczy mimo, że na papierze, specyfikacja nie powala na kolana.
Jedno jest pewne. Po tych testach, słysząc pytanie – Jaki smartfon za 300-500zł? – wiem, że bez wahania polecę Moto E, ponieważ jest to idealny smartfon na początek przygody ze światem Androida.
Drodzy rodzice. Jeśli chcecie wyposażyć swoje dziecko w smartfona, nie tracąc przy tym dużo gotówki to ten telefon powinien znaleźć się w orbicie Waszych zainteresowań. Ja co prawda mam inne wymagania, ale gdybym miał teraz jakieś 15 lat mniej to marzyłbym o Motoroli Moto E. Gorąco polecam!
[showads ad=rek3]
****
Pełna specyfikacja Motoroli Moto E
Werdykt 90sekund.pl:
Świetny budżetowiec, w jeszcze lepszej cenie! Jak na tej klasy sprzęt, bardzo dobra wydajność i praca. Dobra bateria, kiepski aparat.
-
WYGLĄD
-
WYDAJNOŚĆ
-
HARDWARE
-
BATERIA
-
CENA/JAKOŚĆ