SŁOWEM WSTĘPU
Dawno już nie miałem takiej sytuacji, że otwieram paczkę z dostarczonym do testów smartfonem, a tam czeka na mnie tak miła niespodzianka. Nie mogę powiedzieć, żebym entuzjastycznie zakrzyknął biorąc LG G Flex do ręki, ale za to wyrwało mi się ciche WOW i przez moment wstrzymałem oddech. Dobrze ten moment zapamiętałem, bo o taki efekt naprawdę trudno na rynku przesyconym nowoczesnymi smartfonami, które nie zachwycają już tak bardzo wzornictwem, jak kiedyś. Natomiast zakrzywione 6 cali od LG to coś, co mnie od razu złapało za serce. Z jednego powodu – do niedawna używałem jeszcze Galaxy Nexusa – który był chyba pierwszym smartfonem na rynku z bananową obudową.
Ale LG G Flex różni zupełnie wszystko od Galaxy Nexusa. A cechą, która wyróżnia go najbardziej, jest elastyczny ekran, który pozwolił projektantom naprawdę zakrzywić ten phablet. Trzymam w dłoni najnowsze dziecko Koreańczyków i uśmiecham się pod nosem. Tak, ma coś w sobie. Coś szczególnego i wyjątkowego. Jaki jest naprawdę? Zapraszam do recenzji!
PRZECZYTAJ NASZE RECENZJE INNYCH SMARTFONÓW LG:
– LG G2
– LG NEXUS 5
– PORÓWNANIE LG NEXUS 5 vs LG G2
WYGLĄD
Trudno nie zacząć od wyglądu samego opakowania, które kryło ten niezwykły phablet. Jest ono czarne, oczywiście prostokątne, widzimy na jego powierzchni nazwę producenta i model urządzenia, a góra jest odpowiednio wyprofilowana, tak by już przy pierwszym spotkaniu pobudzić naszą wyobraźnię, cóż może być w środku? A tam oczywiście nasz bohater – LG G Flex – potężny i masywny, ale niezwykle dobrze leżący w dłoni. Myślę, że ten rozmiar był potrzebny, aby pokazać, jak może wyglądać urządzenie z takim ekranem. Czy mniejsze koncepcje się sprawdzą okaże się pewnie z czasem, ale dziś dobrodziejstw płynących z takich gabarytów jest co nie miara.
Sam phablet jest dość masywny i duży. Nie da się ignorować tego rozmiaru. Przy tym wszystkim jest również gruby, czego nie odczujemy za bardzo z powodu jego wielkości, ale po doświadczeniach z Xperią Z Ultra, czy Samsungiem Galaxy Note 3, wiem że cieńsze tego typu urządzenia wypadają w codziennym użytku lepiej. Nie oznacza to, że tak dużą bryłę obsługuje się źle, ale wyraźnie ją czujemy i nie wszystkim musi to odpowiadać.
Sam front jest dość zgrabny i zachowawczy. Narożniki zaokrąglono, podobnie, jak ścięto ranty, ale wszystko utrzymało charakter obłych kształtów, zatem wizualnie jest bardzo przyjemnie, przyjaźnie i nieagresywnie. Dzięki tym zabiegom dobrze nawiguje się po LG G Flex, kiedy chcemy obsługiwać go jedną dłonią, ale cudów tutaj nie ma i najwygodniej jest użyć do pracy z nim dwóch rąk.
Samo wygięcie całej bryły bardzo mi się podoba. Phablet będąc tak okazałych rozmiarów charakterystycznie wyróżnia się spośród konkurencji. Poza szkłem ochronnym na przodzie, znajdziemy na dole logotyp producenta, a ponad ekranem wąski głośnik. Po lewej stronie, blisko narożnika umieszczono frontową kamerę oraz widoczny czujnik zbliżeniowy, obok którego znalazła się kolorowa dioda informująca o nieodebranych akcjach, jak wiadomości SMS, e-mail, połączenia, powiadomienia z serwisów społecznościowych itp. Dół to umieszczone pod ekranem logo producenta i właściwie to już wszystko.
Na spodzie mamy na środku port microUSB, nieco dalej po prawej stronie na styku przedniej i tylnej klapki maleńki otwór mikrofonu, a tuż obok gniazdo słuchawkowe 3,5mm. Drugi mikrofon znajduje się dokładnie po przeciwległej stronie na szczycie LG G Flex. Ostatnim detalem jest umieszczenie tacki na karty micro SIM na lewej krawędzi phabletu, która właściwie nachodzi delikatnie na tylną klapkę, a ta bogata jest już w znacznie więcej elementów.
Po pierwsze na pleckach urządzenia jest oko aparatu fotograficznego. Po jego prawej stronie znajduje się doświetlająca dioda LED, a po lewej stronie port podczerwieni, bowiem LG G Flex może też pełnić funkcję pilota. Tuż pod aparatem zlokalizowano trzy przyciski: regulację głośności pomiędzy którą jest włącznik, którym uruchomimy, wyłączymy, wybudzimy oraz uśpimy nasze urządzenie. Jego dodatkową funkcją jest umieszczenie w nim diody, która podświetlając go informuje np. o odblokowaniu ekranu.
Na dole znowu mamy srebrne logo producenta, poniżej którego, bliżej prawej strony ramki, jest wyraźny rowek, pod którym ukryto głośnik G Flex.
WYGLĄD – SAMOREGENERUJĄCA SIĘ OBUDOWA
Sama bryła wykonana jest z plastiku – niestety refleksującego – ale na szczęście sprawiającego wrażenie szczotkowanego, wyglądającego jak matowy, przez co odbicia i zbierane odciski palców nie są takie agresywne, chociaż popalcowany sprzęt wygląda kiepsko. Widoczne są też przy kompleksowych oględzinach – szczególnie na spodzie i na bokach urządzenia – warstwy, z których złożona jest tylna klapka. Ma to nierozerwalny związek z nowym typem materiału zastosowanym przez LG, a który ma chronić G Flex przed zarysowaniami. Koreańczycy chwalą się, że plecki tego phabletu potrafią same się regenerować, dzięki czemu nie są im straszne żadne przetarcia i rysy.
W praktyce jest tak, że z powodu swojego wygięcia, po odłożeniu G Flex np. na burko, ten leży zawsze na określonym fragmencie powierzchni, która rzeczywiście może bardzo się rysować. I tak też było w przypadku testowego modelu. Natomiast nie mogę napisać, aby rysy były superwidoczne – poza jedną – ale możliwe, że urządzenie odziedziczyło ją po jednej z redakcji, która nożyczkami chciała sprawdzić, czy rzeczywiście obudowa sama się zregeneruje… (taką informację dostałem od LG). Szokująco idiotyczny pomysł, bo jakkolwiek rozumiem chęć przetestowania takiego rozwiązania, tak przecież kto z nabywców jakiegokolwiek sprzętu traktuje w ten sposób swój telefon? Zapewne LG chciał zadbać o samoistne załatwienie problemu, w sytuacjach kiedy rysy powstały z codziennego użytkowania, gdy np. włożycie smartfona do kieszeni z kluczami, albo kiedy od częstego wyjmowania złapie trochę fizycznych skaz. Samoregenerująca powłoka przychodzi wtedy z pomocą, a sam proces zabliźniania ran można przyspieszyć np. poprzez ogrzanie G Flex suszarką.
Wg mnie to jeden z najciekawszych patentów, jaki znalazł zastosowanie w urządzeniu tego typu. Sama obudowa jest więc odporna na zarysowania, ale nie należy nacinać sprzętu, bo wtedy przetniemy samoregenerującą się powłokę i dostaniemy do plastikowej części obudowy, która już niestety nie powróci do stanu pierwotnego. Zakładam jednak, że jeśli ktoś wydaje ponad 2 tys. zł na urządzenie mobilne, to nie po to, aby biegać od znajomego do znajomego z nożem w ręce i demonstrować, jak świetnie jego sprzęt potrafi powrócić w czasie kilku minut do stanu przed nacięciem. Natomiast małe rysy rzeczywiście znikają, co daje Wam gwarancję, że nawet po roku codziennej pracy, plecy urządzenia mogą wyglądać, jak nowe.
LG zastrzega jednak w instrukcji, że samoregeneracja jest wyłączona z warunków gwarancji, ponieważ w zależności od tego, jak powstaną uszkodzenia, np. spowodowane upadkiem, niekoniecznie mogą się zasklepić, w związku z tym należy traktować to rozwiązanie jako dodatkowe zabezpieczenie przed codziennymi, drobnymi zarysowaniami, na które podatne jest każdy smartfon/phablet i tablet. G Flex wyróżnia to, że z mniejszymi skazami sam sobie poradzi.
Nie mogę jednak napisać, aby obudowa tego phabletu nie posiadała również wad. LG postarał się, aby nie tylko ekran był elastyczny, ale te właściwości posiada również bateria. Przez to, że mamy do czynienia z zakrzywioną bryłą, to obudowa zwyczajnie strasznie trzeszczy! Tak, to nie są drobne trzaski, a ja nie jestem malkontentem. Body cały czas pracuje, szczególnie jest to odczuwalne, kiedy włożycie G Flex do kieszeni obcisłych spodni i wykonacie np. przysiad, jakiś skłon lub posadzicie dziecko na kolanie. Natychmiast pojawiają się głośne, nieprzyjemne trzaski.
Na całe szczęście nie jest to słyszalne, kiedy używamy phabletu. Ale już nieco mocniejsze przytrzymanie, niestety sprawia, że do naszych uszu dobiega nieprzyjemny dźwięk, który również pojawia się, kiedy wyciągamy G Flex z kieszeni. Nie wygląda też na to, aby miało się to z czasem rozejść po kościach ale widać, że zastosowanie nowoczesnych technologii do starych rozwiązań przestaje się sprawdzać. Co z tego, że mamy świetny, elastyczny ekran oraz aktywną obudowę, która sama radzi sobie z rysami, skoro i tak w pełni nie wykorzystamy właściwości chociażby samego wyświetlacza, a plastikowa konstrukcja wnosi tylko ograniczenia, których łamanie objawia się niemiłymi dźwiękami.
Wielki plus – natomiast – dla LG za taką próbę w postaci G Flex, bowiem z tego, co czytałem na temat Samsunga Galaxy Round, tam nie ma np. elastycznej baterii, przez co smartfon musi być gruby, aby po wygięciu panelu mieściło się w obudowie także ogniwo. W przypadku G Flex bateria się wygina i pracuje razem z całym urządzeniem, które za te pieniądze i w tej klasie sprzętowej, nie powinno wydawać takich dźwięków, jakie wydaje. No ale coś za coś.
Jeśli miałbym ocenić obudowę pod względem estetycznym, nie zachwyca mnie jej kolorystyka. Imituje matowy plastik, a jej kolor nie jest czarny, tylko szary, mocno się też palcuje, przez co wygląda mało atrakcyjnie. I tutaj mam właściwie najmocniejszy zarzut do wykonania. Brakuje mi żywych barw, a ten phablet aż się prosi o kolory takie, jakie spotykamy chociażby w Lumiach. Nokia/Microsoft nie boją się ich. LG powinien sobie pozwolić na odrobinę fantazji. G Flex to wizytówka – urządzenie, które dzięki innowacyjnemu ekranowi staje się ewolucyjnie dojrzalszą wersją nowego mobilnego sprzętu. Wokół zagięć aż się prosi, aby zrobić ciekawą kampanię. Można je naprawdę nieźle ograć, dodając sporo energii ciekawymi kolorami obudowy, która pokazywałaby, że to rozwiązanie żywe, aktywne i dostosowujące się do preferencji użytkownika.
Dlatego ostatecznie bryła wypada pod względem estetycznym dość miałko i mało atrakcyjnie. Oczywiście jej walory techniczne są na najwyższym poziomie, ale brakuje w wyglądzie G Flex pieprzu, smaku, emocji.
EKRAN
LG G Flex został wyposażony w autorski, zakrzywiony, elastyczny ekran Plastic OLED, który wyprodukował producent phabletu. Na 6 calach możemy oglądać obraz wyświetlany w rozdzielczości HD wynoszącej 720×1280 pikseli, co przekłada się na gęstość ułożenia pikseli na poziomie 245 ppi… Tak, technicznie rzecz ujmując wygląda to dość słabo, zwłaszcza że standardem są ekrany z rozdzielczością Full HD, a niebawem wejdzie w życie nowszy QHD. Jak więc te wyniki przenoszą się na codzienne użytkowanie oraz komfort pracy z tego typu ekranem?
Jest świetnie. Naprawdę, nie mam powodu, aby przyczepić się do tego wyświetlacza, chociaż pamiętam, że kiedy pisałem o premierze LG G Flex, to narzekałem na rozdzielczość i zestawiałem ją z konkurencyjnym Galaxy Round od Samsunga. Teraz jednak, trzymając w ręku zakrzywione dziecko LG wiem, że w przypadku tego modelu to nawet zaleta. Nie przeszkadzały mi widoczne piksele, bo zwyczajnie ich nie dostrzegałem! Oczywiście bez przesady, są widoczne – wystarczy nieco zbliżyć urządzenie do twarzy, aby je bez specjalnych problemów zauważyć, ale dzięki świetnej technologii odwzorowania barw w pewien sposób są niwelowane.
No właśnie – bo barwy odgrywają w przypadku panelu w LG G Flex zasadniczą rolę. Bardzo są podobne do tych znanych z AMOLED-ów, a że osobiście jestem ogromnym zwolennikiem ekranów Samsunga, toteż tutaj – w przypadku G Flex nie czułem dyskomfortu, a wzrok mój odpoczywał. Rzeczywiście kolory są niezwykle głęboko i mocno nasycone, ale UWAGA – nie są cukierkowe, jak AMOLED-y. Nie wiem, jak udało się LG zachować tą proporcję, ale wypada ona całkiem nieźle. Podejrzewam, że to zasługa zaprojektowania interfejsu, dodania odpowiednich kolorystycznie tapet i efektów, które sprawiają, że czujemy się z tym wyświetlaczem bardzo komfortowo. Takie przynajmniej było moje odczucie, ale wynika ono z konstrukcji ekranu OLED, w którym każdy piksel świeci własnym światłem, a nie podświetlonym, zatem rozłożenie kolorystyki jest całkowicie równomierne, toteż np. czerń jest czarna, jak smoła. Kąty widzenia oczywiście perfekcyjne, a jedynie przyczepić mogłem się do bieli, która jest oglądana pod kątem łapie niebieskawy nalot.
Przy takiej rozdzielczości, na tak dużej powierzchni przyciski są adekwatnie większe i zasadniczo cały interfejs jest powiększony. Moja wyobraźnia podpowiada mi, że Full HD wyglądałoby tutaj bajecznie, ale póki co musimy obejść się smakiem. Natomiast na tym poziomie muszę przyznać z ręką na sercu, że panel ten ujmuje i naprawdę ciężko szukać w nim wad. Poza jedną…
…która swoją drogą jest bardzo poważną wadą, konieczną do poprawienia w kolejnym modelu. Chodzi oczywiście o jasność. LG podaje na swojej stronie, że ekran świeci z natężeniem 330 nitów i niestety jest to widoczne. Nawet w pochmurny dzień, kiedy chmury widzą gęsto na niebie, a dzień jest szary i wyblakły, ekran w G Flex jest równie ciemny. Widoczność jest fatalna, do tego stopnia, że w jasnym słońcu naprawdę nic nie widać nawet na najwyższej jasności. Kiedy robi się zmrok, wchodzicie do jakiegoś pomieszczenie itp., jest w porządku, ale nawet kiedy zapomnicie, że panel świeci z maksymalną jasnością i spojrzycie na niego przebudzeni nagle w nocy, to nie będzie Was raził w oczy. Tak, jasność jest największym minusem G Flex. Jak dla mnie, to duża wada, bo będąc aktywnym i ruchliwym blogerem, potrzebuję jasnego ekranu.
No waśnie – bo dzięki zastosowanemu rozmiarowi korzysta się z niego już bardzo przyjemnie. Gdybym miał w domu tablet 7-calowy, to przestałbym go używać. G Flex w rozmiarze wyświetlacza jest o te 0,4-cala mniejszy niż Xperia Z Ultra i to już robi sporą różnicę. Pisanie nawet długich wiadomości i tekstów jest niesamowicie efektywne w pozycji pionowej. Naprawdę będziecie zadowoleni.
Kolejnym atutem ekranu jest jego wygięcie. Po raz pierwszy w życiu mam zupełnie inne odczucia związane z korzystaniem ze smartfona/phabletu. Wiąże się to z tym, że teraz oglądanie nawet głupich filmików na YouTube jest dosłownie genialne! Czytanie stron internetowych i przeglądanie zdjęć z galerii – zachwycające. Kolorystyka robi jedno, ale właśnie zagięcie wyświetlacza sprawia, że obraz naturalnie robi się przestrzenny, głęboki i ma się wrażenie, że wszystko co na nim oglądamy jest żywe i plastyczne. To niesamowite, jak szybko można się przyzwyczaić do tego komfortu, a konsumowanie treści w pozycji horyzontalnej staje się tak naturalne, jak byśmy trzymali sprzęt nadal pionowo. Zresztą wcale tego nie chcemy. Instynktownie obracałem LG G Flex do pozycji poziomej, aby jak najwięcej korzystać z zalet zakrzywionej perspektywy. Napisanie, że udało się Koreańczykom uzyskać efekt 3D bez 3D byłoby lekką przesadą, ale głębia obrazu jest rzeczywiście powalająca i chce się na ten ekran patrzyć!
Podsumowując – rozdzielczość wbrew moim oczekiwaniom – zupełnie nie odegrała dla mnie żadnej roli. Kolory są bardzo intensywne i głębokie, a wyświetlany obraz totalny. Natomiast jego wadą jest bardzo słaba jasność, która niestety nawet ustawiona na najwyższym poziomie nie daje sobie rady z naturalnymi warunkami panującymi na zewnątrz, nawet w pochmurny dzień. Poza tym bomba!
WYDAJNOŚĆ
Skoro innowacyjny sprzęt, nie mogło na jego pokładzie zabraknąć prawdziwej petardy wydajnościowej. LG w tej kwestii również nie odpuścił i dostajemy w modelu G Flex świetnego i znanego głównie z zeszłorocznych flagowców Qualcomm Snapdragona 800, który wyposażony jest w 4 rdzenie Krait, pracujący z częstotliwością 2,26 GHz i grafiką Adreno 330. Do tego wspierają go 2 GB pamięci RAM, a na dane przeznaczono przestrzeń wielkości 32 GB, z tym że dla użytkownika dostępne jest ok. 25 GB.
LG G Flex z takimi podzespołami, to prawdziwie wydajnościowa rakieta, chociaż mam kilka zastrzeżeń do płynności działania samego systemu. Jest jednak znacznie lepiej niż w przypadku recenzowanego przeze mnie LG G2. Natomiast sama praca aplikacji oraz stabilność urządzenia pozostają na bardzo wysokim poziomie. Jest naprawdę przyjemnie, bez samoistnych restartów, czy zawieszeń, chociaż akurat na drobne przycięcia jestem dość wrażliwy i raz po raz się zdarzają, co moim zdaniem wynika z przebudowanego Androida i jego gorszej optymalizacji. Ale oczywiście nie ma mowy o jakichś poważnych lagach, natomiast przez moje ręce przeszło wiele urządzeń z podobnym hardware, więc zwracam uwagę na takie detale. Możliwe, że większość z Was zupełnie ich nie zauważy lub uzna za całkowicie nie istotne w codziennym komforcie pracy, który – podkreślam – stoi na bardzo wysokim poziomie.
Phablet LG G Flex jest też wyposażony w kolejne podzespoły, które zwiększają jego atrakcyjność. Mamy oczywiście LTE, dwuzakresowe WiFi w standardach 802.11 a/b/g/n/ac, Bluetooth 4.0, NFC. Naładujemy go dzięki portowi microUSB 2.0, a zdjęcia wykonamy dwoma aparatami – głównym 13-Mpx i frontowym z matrycą 1,3 Mpx. Dodatkowo urządzenie wyposażone jest w funkcję WiFi Direct oraz port podczerwieni, więc może służyć jako pilot. Nie ma dostępnego slotu na karty microSD, ale nie jest on zupełnie potrzebny, przy tak dużej pamięci na pliki. Naprawdę trudno zapełnić dostępne 25 GB.
Muszę Was przestrzec – LG G Flex to bardzo wydajny smartfon, który wybitnie pokazuje swoje możliwości, kiedy włączymy jakąś grę. Oczywiście Asphalt 8 Airborne radzi sobie perfekcyjnie na zastosowanym hardware, ale zabawa przy 6-caloweym ekranie nabiera zupełnie innych kolorów. Jest niesamowicie właśnie dzięki zakrzywionemu ekranowi, który piorunująco potęguje wrażenia z rozrywki. Zachęcam pograć w godzinach okołowieczornych, kiedy jest już lekki zmrok, a nasze oczy mogą nasycić się świetnymi barwami ekranu. Zakrzywienie – jak wspominałem już wyżej, sprawia, że obraz jest zdecydowanie bardziej głęboki. Kiedy ścigacie się po bezdrożach Nevady albo ulicami Tokyo, powstaje wrażenie, że przy zawrotnych prędkościach wręcz wpadacie w ekran. Ja bardzo lubię widok z kamery bezpośrednio na drogę, zatem uciekające linie dzielące jezdnię szybko zmieniają się w jeden długi pas. Tak – znane i ograne gry – zwłaszcza te dynamiczne, odkrywa się na nowo! To niewątpliwa zaleta G Flex.
Pomimo, że phablet wspiera odtwarzanie filmów w rozdzielczości Full HD 1080p, to przy testach zdarzały się u mnie delikatne klatkowania co kilka sekund. Nie były tak odczuwalne, do momentu aż nie pojawiał się dynamiczny obraz i wówczas oglądanie określonego materiału stawało się nieznośne. Restart pomagał jednak by G Flex odzyskał dobrą kondycję i wówczas oglądanie filmów w pełnej rozdzielczości nie sprawiało już żadnych problemów, bo oczywiście i tutaj jest absolutnie niesamowicie. Niedzielne popołudnie na kanapie z tym phabletem i dobrym filmem to prawdziwa rozkosz. Przyznam uczciwie, że pierwszy raz tak zupełnie odczułem prawdziwy komfort oglądania czegokolwiek na tak małym ekranie. Żaden smartfon z dostępnych na rynku (może poza Galaxy Round, ale tego nie miałem okazji testować) nie oddaje takich wrażeń. Zakrzywienie sprawia, że dzięki głębi ekran wydaje się większy, bardziej przestrzenny i oglądanie na nim czegokolwiek co filmowe szybko staje się uzależniające ;) Z tego powodu będzie mi G Flex po testach brakować bardziej niż jakiegokolwiek innego urządzenia mobilnego. Chciałbym przesadzać, ale takie są akurat fakty. Ogromne brawa za to dla LG!
Podsumowując – LG G Flex sprawdzi się u osób, które lubią szybkie, wydajne i pełne możliwości urządzenie. Zmieni sposób, w jaki podchodzimy do rozrywki, a oglądane filmy zaczarują nas doszczętnie. Ale pamiętać też trzeba, że optymalizacja systemu wciąż mogłaby być lepsza, chociaż ogólną wydajność phabletu jest bardzo dobra.
SYSTEM, APLIKACJE I MULTIMEDIA
Tutaj niestety LG G Flex dostanie ode mnie trochę po głowie… Wszystko z powodu zastosowanego przez producenta Androida, który pracuje w wersji Jelly Bean 4.2.2… Tak, jestem rozczarowany! Z dostępnych u mnie urządzeń, tylko Galaxy Tab 3 8.0 działa na tej platformie, ale ma obiecają aktualizację do KitKata 4.4. Nie rozumiem, dlaczego LG nie postarał się, aby w tak fantastycznym urządzeniu nie było najnowszego systemu od Google na pokładzie. Na co dzień obcuję właściwie tylko z najświeższą wersją Androida, nawet budżetowa Moto G jest przez nią obsługiwana, a G Flex nie może? Niestety czuć to na każdym kroku. Nakładka na na system nie jest ładna, chociaż znacznie poprawiona względem G2. Wciąż jednak brakuje porządnego liftingu. Mam nadzieję, że ta opieszałość wynika wyłącznie z szykowanej premiery modelu G3, który przyniesie najnowszą wersję KitKata, jak też całkowicie odświeżony wygląd interfejsu.
Jak wspomniałem wyżej – G Flex pracuje bardzo przyzwoicie, ale dla mnie jest wciąż za dużo zauważalnych gołym okiem lekkich, sekundowych chwil, w czasie których urządzenie wyraźnie myśli. Inne smartfony/phablety z podobnym hardware nie mają z tym problemów, ale tutaj jest to, jak na moje oko dość wyraźne. Powtórzę więc – w codziennym użytku nie sprawia to żadnego dyskomfortu, ale ogólna płynność jest mniejsza niż bym oczekiwał po zastosowanych podzespołach. W sieci są filmiki, pokazujące, jak model G2 nabrał zwinności po aktualizacji do Androida KitKat. Mam wrażenie, że tutaj też będzie to widoczne, bo rozumiem że G Flex też taki upgrade otrzyma? Dużą wadą zastosowanej wersji systemu jest ciągle widoczny, we wszystkich aplikacjach i grach pasek z przyciskami ekranowymi, który psuje trochę efekty przestrzeni i źle wygląda estetycznie, bo w żaden sposób się nie chowa…
OK – dość pastwienia się ;) Czas na przyjemności. A tych jest już tutaj sporo. LG podobnie, jak jego konkurenci stara się wyróżnić swój smartfon wyglądem systemu, dołączonymi aplikacjami, różnymi funkcjami personalizacyjnymi. Jest więc pod tym względem bardzo dobrze. Właściwie po wyjęciu G Flex z pudełka nie musicie instalować żadnych aplikacji! Urządzenie jest tak bogato wyposażone, że pozwoli na masę świetnej zabawy już na starcie! Co więcej, postawiono również nacisk na możliwości dostosowania pod swoje potrzeby systemu, więc dostajemy naprawdę sporo funkcji do zmodyfikowania.
Możemy więc włączyć wyskakujące powiadomienia o nadchodzących połączeniach czy np. SMS-ach, kiedy jesteśmy w jakiejś aplikacji. Idealne, kiedy oglądamy film i dostajemy wiadomość. Wówczas wyświetla się w małym wysuwanym okienku. Rzut okiem pozwala ocenić, czy to sprawa, którą musimy się od razu zająć, czy może poczekać, aż skończymy rozrywkę.
Oprócz tego pozbędziemy się niechcianych połączeń od numerów prywatnych, z których lubią czasami dzwonić różne marketingowe instytucje – nie widać numeru – nie ma połączenia. Zdefiniujemy też numery, z którymi nie chcemy być łączeni, czy włączymy możliwość autozapisu nieznanego numeru po skończonej rozmowie.
Z Miracast przerzucimy obraz z G Flex na telewizor, a dzięki udostępnianiu pamięci bezprzewodowej przez WiFi, zapomnijcie że będziecie podłączać Wasz phablet kablem do komputera, żeby coś z niego zgrać lub dodać jakieś pliki. Połączenie odbywa się w ramach tej samej sieci WiFi przez wpisanie w adresie przeglądarki odpowiedniego adresu. Niesamowita wygoda!
Podobnie, jak miało to miejsce we flagowym G2 jest też sporo możliwości związanych z konkretną personalizacją. Oprócz tego, że zdefiniujemy głośność nadchodzących połączeń, powiadomień czy multimediów, możemy również regulować siłę wibracji podczas każdej z tych akcji czy po prostu dotykania. Fajną opcją jest Tryb Cichy, który wyciszy G Flex o określonej porze (np. na noc) i nie dopuści do nas żadnych połączeń. Jeśli jednak chcemy, by możliwe było dodzwonienie się do nas po kilku próbach, to również jest funkcja takiego ustawienia.
Sam dzwonek odzywa się głośniej, kiedy jesteśmy w głośnym pomieszczeniu oraz ścisza, kiedy poderwiemy telefon i przyłożymy do ucha. Tutaj ciekawostka – można w ten sposób – bezdotykowo – odebrać połączenie. Rozłączyć można je przyciskiem zasilania – jeśli tylko chcemy – który przecież jest przeniesiony na plecki phabletu i łatwo go zlokalizować palcem.
Efekt głębi ekranu możemy wzmocnić decydując, jak ma się odbywać przewijanie poszczególnych pulpitów, czy menu. Dodatkowo jest opcja stworzenia kopii zapasowej układu ekranu głównego, aplikacji tam znajdujących się i widgetów. Z moim LG Nexusem 5 miałem raz sytuację, kiedy z niewiadomych przyczyn pulpit zresetował mi się w taki sposób, że zniknął z niego cały pieczołowicie układany system aplikacji i ich ikon. W G Flex taka niespodzianka byłaby szybka do odwrócenia. Oczywiście działa to świetnie!
Jest też kilka trików, które pozwalają ciekawiej wykorzystać dostępne gesty. Np. jeśli chcemy podejrzeć tapetę na czystym pulpicie, który aktualnie jest zajęty przez różne aplikacje, wystarczy że po przekątnej rozciągniecie palce na ekranie i wówczas zobaczycie tylko określony obraz. Uszczypnięcie wraca do stanu wcześniejszego.
Można tworzyć również foldery i definiować ich nazwy, do których wrzucicie nieograniczoną ilość ikon aplikacji. Szkoda tylko, że nie są eliminowane duble. Kolejną świetną funkcją jest możliwość przejścia bezpośrednio z ekranu blokady do aplikacji Quick Theater, z której mamy bezpośredni dostęp do zdjęć, filmów wideo w urządzeniu lub YouTube.
Odbywa się to poprzez chwycenie G Flex w poziomie obiema dłońmi i przeciągnięcie po ekranie palcami kciuków od środka do dwóch przeciwległych stron panelu (tak jak byśmy rozsuwali zasłony). Wygląda bardzo efektownie i jest praktycznym pomysłem. Zmienimy też z jakim efektem ma się odblokowywać ekran, rodzaj czcionki, jej wielkość, a jeśli żadna nam nie odpowiada, to dodamy swoje z zasobów LG Smart World.
Ciekawie prezentują się też funkcje smart, dzięki którym, jak wspomniałem nieco wyżej, bezdotykowo odbierzemy połączenie, odwracając G Flex ekranem do dołu wyciszymy nadchodzącą rozmowę lub spauzujemy oglądany film, a przytrzymując palcem ikonę aplikacji na pulpicie przeniesiemy ją pomiędzy kolejnymi ekranami potrząsając phabletem. Ponadto dzięki funkcji Knock On wybudzimy lub uśpimy G Flex stukając palcem dwukrotnie w ekran. To chyba najbardziej uzależniająca funkcja, bowiem już po kilku dniach miąłem ochotę wszystko co dotykowe w ten sposób wybudzać ;)
LG wyposaża G Flex w wiele dobrych aplikacji od siebie. Bardzo sprawnie działa Quick Translator, który obsługuje również język polski. Korzystałem z niego kilkukrotnie i niemal zawsze idealnie działał. Jego praca polega na tym, ze wykorzystuje oko kamery do rejestrowania słów obcojęzycznych, kiedy musimy przetłumaczyć jakiś fragment tekstu i nie chcemy go przepisywać. Przydatne np. na wakacjach, kiedy idziemy do jakiegoś muzeum, czekamy na autobus w obcym państwie lub gubimy się na lotnisku i musimy szybko skorzystać z pomocy językowej.
Z QuickRemote zrobicie z G Flex swój podręczny pilot do wielu urządzeń RTV, które macie w domu. Od sprzętu grającego poprzez telewizory, a na klimatyzatorach kończąc. Pokuszony próbowałem nawet uruchomić w swoim biurze klimatyzację przy pomocy phabletu, ale te podejścia się nie udały. Moje urządzenie nie było wspierane przez LG, nie pomogło też konfigurowanie przy pomocy fal z pilota. Większość jednak nowoczesnego sprzętu powinna pracować bez zakłóceń.
Fajnym rozwiązaniem jest SafetyCare – aplikacja, która umożliwia zdefiniowanie alarmowych powiadomień, kiedy dzieje się Wam krzywda i natychmiast, bez angażowania zbyt wielu czynności wysłać odpowiedni komunikat do wyznaczonej osoby. Dzięki niej możliwe jest też informowanie o Waszej lokalizacji lub kiedy ktoś zniknie z wyznaczonego obszaru. Dobre dla osób starszych, które mogą zasłabnąć i będą potrzebować wysłać wiadomość alarmową lub dla rodziców, którzy chcą wiedzieć, gdzie podziewają się ich pociechy, chociaż w tym drugim przypadku raczej się to nie sprawdzi, nastolatkowie mogą sobie tego nie życzyć, a odcięcie od informacji o lokalizacji skutecznie wyłącza funkcję.
Life Square to nic innego, jak forma uwieczniania i rejestrowania newsów oraz powiadomień z popularnych serwisów społecznościowych, wykonywanych połączeniach, zrobionych zdjęciach itp. Nie widziałem jednak dla siebie zastosowania takiej aplikacji. Korzystam ze zbyt wielu urządzeń, by tylko jedno miało zbierać moją aktywność.
Trudno nie wspomnieć o trybie wielozadaniowej pracy, który pozwala efektywnie wykorzystać przestrzeń na ekranie. Osobiście nie mam jeszcze takich potrzeb, by z tego na co dzień korzystać, ale trudno nie napisać, ze jest to bardzo wygodne i przy tak dużym ekranie pozwala na sporo swobody.
Pojawia się też radio, dyktafon, dedykowane aplikacje do tworzenia notatek bogatych w grafiki, mapki, dźwięki itp., z możliwością przesłania dalej, a także słownik Collins, ale tylko tłumaczący słowa z angielskiego na polski, a pozostałe trzeba dokupić. Z LG Backup wykonamy kopię zapasową phabletu i oferuje ciekawe możliwości, jak ustawienie planu wykonywania backupu zawsze w określonym dniu i godzinie, np. w niedzielę w nocy, tak by proces odbywał się bez naszego udziału.
W Smart World znajdziecie za to odpowiednik sklepu Google Play w postaci dedykowanego rozwiązania od LG. Jest tam mnóstwo motywów, tapet, czcionek, aplikacji które uzupełniają funkcjonalność modelu G Flex itp. Dodatkowo z phabletem dostajemy też Menedżer plików, zadań oraz przeglądarkę plików Office w postaci Polaris Viewer 5.
Na osobną uwagę zasługuje mało eksponowana, ale bardzo ciekawa asystentka głosowa Voice Mate, która działa bardzo szybko, świetnie rozpoznaje mowę i doskonale się komunikuje, aczkolwiek brakuje wsparcia dla języka polskiego. Dzięki niej uruchomimy muzykę, włączymy przeglądarkę i zdefiniujemy czego szukamy, nawiążemy połączenie telefoniczne lub wyślemy e-mail lub SMS. W moim odczuciu działa to lepiej niż S Voice od Samsunga.
Zbierając ten obszerny akapit w jedną całość – LG G Flex to kompleksowo wyposażony i przygotowany do pracy smartfon z bogactwem bardzo wielu przydatnych aplikacji i rozwiązań, które pozwalają na daleko idącą personalizację oraz wspierają obsługę pomysłowymi gestami i powiązanymi z nimi funkcjami. Najsłabiej wypada tutaj tylko dość stara wersja systemu, ale wiele niedostatków z tego tytułu niewątpliwie zniknie po aktualizacji do Androida KitKat 4.4.
APARAT
W phablecie LG G Flex producent zastosował dwie kamery – przednią 1,3 Mpx do prostych zdjęć typu selfie oraz wideorozmów, a także główną 13-Mpx. Aparat wyposażony jest w sporo rozwiązań, które mocno rozszerzają dostępne i zdefiniowane tryby. Nie zabrakło więc wsparcia w postaci HDR (które mogło działać lepiej), a fotografie wychodzą zasadniczo bardzo dobre. Brakowało mi jednak w aparacie stabilizacji obrazu, ładniejszego interfejsu oraz lepszego działania niektórych rozwiązań, jak np. wymazywania niechcianych obiektów z wykonanych już zdjęć.
O ile same fotki wychodziły świetnie w jasny, słoneczny dzień, tak też kiedy było pochmurno lub pojawiał się półmrok albo noc, zaczynało a nich pojawiać się więcej szumów i rozmyć, zatem w takich okolicznościach ich jakość mimo dużej matrycy, natychmiast spadała, co mnie mimo wszystko zdziwiło, bo liczyłem na lepszą kamerę w sprzęcie tej klasy. Mam do czego się odnosić, bo w redakcji mniej więcej w tym samym czasie mieliśmy Sony Xperię Z2 oraz Samsunga Galaxy S5.
Na wielki plus za to zasługuje szybkość działania aplikacji aparatu, która sprawdzała się w akcji bardzo dobrze. Łapanie ostrości, szybkie przełączanie się pomiędzy trybami, właściwie natychmiastowa gotowość do pracy, to główne atuty kamery w LG G Flex. Poniżej prezentuję kilka poglądowych fotografii. Umieszczam w pełnych rozdzielczościach – kliknięcie spowoduje otwarcie w pełnym ekranie.
BATERIA I TEMPERATURA
Zacznę od temperatury, z którą w LG G Flex jest wprost wzorcowo! Przez cały okres testów nie zauważyłem, aby phablet zgrzał się w odczuwalny sposób. W czasie grania nagrzewała się nieco jego lewa krawędź, ale to właściwie wszystkie moje obserwacje związane temperaturą. Urządzenie właściwie cały czas pozostaje chłodne! Tak, to duża niespodzianka, chociaż nie jest zaletą tylko tego modelu. LG G2 również specjalnie się nie pocił, nawet pod obciążeniem. Dodam, że mamy teraz względnie ciepło na zewnątrz, zatem nawet słoneczne i ciepłe dni nie wywierały zbytniego wrażenia na G Flex.
Dodatkowym atutem phabletu jest bardzo mocna i wydajna bateria. Musze tutaj przypomnieć znanie, które napisałem testując G2 – producenci – uczcie się od LG, jak powinna działać bateria! Mimo, że właściwie cały czas używałem G Flex z rozjaśnionym maksymalnie ekranem, to na jednym ładowaniu jechałem spokojnie 1,5 dnia. Ten sprzęt jest totalnie energooszczędny, więc mogę go polecić z ręką na sercu. Dokładnie tak samo wyglądała sytuacja w przypadku LG G2. Nie ma moim zdaniem na rynku dwóch tak wydajnych na jednym ładowaniu smartfonów. Ale jest to zasadniczą zaletą specjalnie skonstruowanej baterii.
W przypadku G Flex dostajemy niewymienny akumulator litowo-jonowy o pojemności aż 3500 mAh z systemem SiO+, wykonana podobnie jak we flagowcu z ogniw krzemowych i wyposażona w dodatkowy chipset GRAM, który odpowiada za zarządzanie energią. Wyniki na jednym ładowaniu są więc zachwycające. Nie spodziewałem się tak doskonałych rezultatów. Ale wiem też, że są one po części efektem niższej rozdzielczości ekranu oraz jego jasności. Maksymalne rozjaśnienie wyświetlacza w LG G Flex odpowiada mniej więcej połowie jasności w Samsungu Galaxy S5. Niemniej, wyniki, które możecie oglądać na zrzutach z mojej przygody z tym phabletem i tak pozostawiają konkurencję daleko w tyle. Tu też głośno i mocno klaszczę – G Flex nie zawiedzie Was w tym aspekcie.
PODSUMOWANIE
LG G Flex to wspaniały phablet. Jest duży, ale jego proporcje utrzymano w ryzach, dzięki czemu nie jest przerośniętym klockiem. Jego najważniejszą cechą jest elastyczny ekran OLED, który schowano w zakrzywionej obudowie, a przez to phablet idealnie leży w dłoni i świetnie przylega do twarzy w czasie rozmów. Nie powala rozdzielczością, która na 6-calach mogłaby być znacznie większa, ale to nie przeszkadza – dostajemy świetnie skrojony, mocno wyposażony i dobrze sprofilowany sprzęt, który nadaje się przede wszystkim do konsumpcji multimediów. Oglądanie filmów lub granie, to najlepsze co można zrobić mając przy sobie G Flex. Sporo zalet wynika też z dedykowanych aplikacji oraz inteligentnych funkcji, które ułatwiają przeglądanie treści i pomagają dostosować urządzenie do swoich obszernych potrzeb.
Jednym z największych plusów jest wydajna bateria, a niska temperatura w czasie pracy to kolejny silny argument przemawiający ZA. Jednak LG G Flex posiada też swoje wady. Ekran mimo, że pięknie nasycony, to jednak jest dość ciemny, a optymalizacja systemu pokazuje, że czas na porządną przesiadkę na nową wersję OS-a. Z powodu zastosowanej rozdzielczości trochę brakuje miejsca w centrum powiadomień na agregację komunikatów, które się tam pojawiają, a sama platforma momentami potrzebuje kilku milisekund, żeby wykonać żądaną przez nas akcję. Pewnie nie każdy zwróci na to uwagę, ale dla mnie było to dość widoczne.
Dopracowałbym funkcję Knock On, która pozwala odblokować lub uśpić G Flex stuknięciami w ekran, bo te nie zawsze właściwie były interpretowane. Nie da się też oszukać praw fizyki i jeśli powyginamy za bardzo obudowę, to potem cała nieprzyjemnie trzeszczy. Na plus zasługuje jednak zastosowanie samoregenerującego materiału, który potrafi zniwelować w ciągu kilku minut powstałe w codziennym użytku rysy na pleckach G Flex.
Niewątpliwie LG G Flex to spory ewolucyjny krok, który redefiniuje pojęcie obecnie dostępnych na rynku smartfonów i phabletów. Pokazuje, że świat mobilnych technologii może być jeszcze bardziej elastyczny. G Flex wykracza więc poza horyzont innych urządzeń, bo nagle pokazuje, że Ziemia jest jednak okrągła i przyjemnie za tym horyzontem szukać nowych pomysłów, które dzięki twórczym materiałom i nowym technologiom potrafią się jeszcze bardziej dopasować do naszych potrzeb (niekoniecznie uświadomionych). G Flex jest już jedną nogą po tamtej stronie, a odwrotu – na szczęście – nie ma.
Tak – chciałbym mieć takie urządzenie na stałe.
****
Pełna specyfikacja techniczna LG G Flex Instrukcja obsługi LG G Flex