SŁOWEM WSTĘPU
Rzeczy wybitne mają strasznie trudną ścieżkę rozwoju. Spotykają się często ze sporą rezerwą środowiska branżowego, dość prześmiewczymi komentarzami, osądami, które biorą się z tego, że nikt nie potrafi sobie wyobrazić, aby zaproponowane rozwiązanie miało cokolwiek zmienić. Tak było z pierwszym iPhonem oraz pierwszym iPadem. Teraz swojego Świętego Graala technologii wypuszcza chiński gigant – Lenovo.
Jak każdy prekursor Yoga Book ma zadanie arcytrudne. MUSI przełknąć pigułkę krytyki, projektanci z Lenovo MUSZĄ przemyśleć uwagi użytkowników (w tym testerów takich, jak ja), a włodarze firmy, nie bacząc na ewentualne straty – MUSZĄ wyłożyć po raz kolejny na ten projekt pieniądze. Bo faktycznie jest kilka rzeczy do poprawy. Mimo wszystko sądzę, że po zniwelowaniu tych niedociągnięć okaże się, że nie ma na rynku niczego tak przyszłościowego, jak Yoga Book.
To będzie recenzja entuzjastyczna. I emocjonalna. Bo UWIELBIAM nowatorskie rozwiązania, które nie boją się wyzwań, a także wyznaczania nowych kierunków rozwoju!
WZORNICTWO I WYKONANIE LENOVO YOGA BOOK-a
Ultrabook, tablet, hybryda, cyfrowy notatnik, czy może notatnik analogowo-cyfrowy? Albo szkicownik? Czy czytnik ebooków? Cholera – właściwie jest wszystkim tym po kolei! Patrzysz na Yoga Booka i wiesz już, że nie masz do czynienia ze zwykłym sprzętem. Tyle inkarnacji, w które jest w stanie się przeistoczyć, to zarazem wielość zastosowań, w których daje się go wykorzystać. Jeśli celem Lenovo było stworzenie produktu dla każdego i każdej, który sprawdzi się w ultramobilnym zastosowaniu, to ugryzł ten temat wybitnie (chociaż producent pozycjonuje Yoga Booka, jako tablet)!
Yoga Book jest cienki, jak smukły smartfon – złożony ma grubość tylko 9,6mm, a po rozłożeniu, w najcieńszym miejscu – zaledwie 4,05mm! Jest przy tym lekki, jak piórko (waży 690g – chociaż gł. tworzywem wykonania jest metal), bardzo poręczny (256.6×9.6×170.8mm), właściwie w ogóle go nie czuć, wszędzie się zmieści, a więc daje się zabrać niemal w każde miejsce, a do tego jest stylowy i bardzo, ale to bardzo funkcjonalny! Mogłem na nim spokojnie pracować w samolocie lecąc na targi technologiczne MWC 2017 w Barcelonie.
Na duże uznanie zasługuje świetny zawias, który jest już znakiem rozpoznawczym Lenovo, a który pozwala Yoga Booka dowolnie odwracać, składać i rozkładać, tak że może on służyć do konsumpcji multimediów, ale też do zawodowych wyzwań – zależnie od potrzeb. Ów zawias jest tak pomyślany, że pracuje w całkowicie nieinwazyjny sposób, płynnie pozwalając się przestawiać na różne tryby obsługi Yoga Booka. To ogromna zaleta, bo dzięki swojej nadzwyczajnej mobilności – całość jest bardzo łatwa w obsłudze i pozwala zaszyć się w najciaśniejszym kącie, aby w spokoju podłubać w swoich sprawach.
Jakieś minusy? Tak, dwa. Pierwszy dotyczy tego, że brakuje jednak jakiegoś dystansu na spodzie. Zwykłe notebooki mają zwykle gumowane stópki lub paski, które izolują płaską powierzchnię urządzenia od blatu, na którym owo stoi. Tutaj tego nie ma przez co spód łapie masę rys oraz łatwo się ślizga po gładkich powierzchniach. Drugim minusem jest fakt, że z uwagi na bardzo cienką konstrukcję, pod wpływem temperatury przy długotrwałej pracy, Yoga Book potrafi na spodzie jakby lekko puchnąć, przez co wygina się w mały, ledwo widoczny łuk. Jest to praktycznie niewidoczne, ale jak zrównasz wzrok z blatem biurka lub stołu, to szybko zauważysz, że przód, jak i tył podstawy są lekko uniesione, a środek urządzenia spoczywa na płaskiej powierzchni. Trzeba by to jakoś rozwiązać, chociaż uspokoję od razu, że Yoga Book nie ma momentów, aby się specjalnie przegrzewał.
Podsumowując – uważam wykonanie recenzowanego tutaj sprzętu, za naprawdę świetnie odwaloną robotę. Widać wyraźnie, jaki cel przyświecał projektantom. Są dwa gł. detale, które trzeba by dopracować, i mam nadzieję, że druga edycja Yoga Booka będzie mogła pochwalić się poprawą w tych aspektach. Reszta wypada tutaj świetnie!
WYŚWIETLACZ W LENOVO YOGA BOOK-u
Wyświetlacze w tym urządzeniu są dwa, ale tym drugim zajmę się później. Wspomnę może jedynie, że nazywa się Create Pad i jest powierzchnią, która może służyć, jako dotykowa klawiatura oraz jako punkt do tworzenia notatek i rysunków. Teraz – natomiast – interesuje mnie wyświetlacz główny zastosowany w Lenovo Yoga Book-u. Jest nim panel odchylany (dzięki wspomnianemu wyżej zawiasowi) o 360 st., który może odgrywać rolę w kształtowaniu czterech różnych funkcjonalności Yoga Book-a:
- tabletu (kiedy złożysz całość w jedną powierzchnię),
- notatnika i szkicownika,
- multimedialnego ekranu, kiedy ustawisz go w pozycji tzw. namiotu i używasz do oglądania prezentacji lub filmów,
- netbooka – kiedy Create Pad służy, jako dotykowa klawiatura i robisz z Yoga Booka pełnoprawnego laptopa.
Sporo prawda? A sądzę, że przyjdzie Ci do głowy jeszcze kilka pomysłów, co zrobić z tym urządzeniem. Niemniej – aby zachować mobilną ergonomię – Lenovo stawia na panel o przekątnej 10,1 cala, z rozdzielczością Full HD 1920x1200px, wyświetlający obraz w 16,7mln kolorów z jasnością 400 nitów. Wyświetlacz jest oczywiście dotykowy, pojemnościowy, z technologią AnyPen, można więc po nim pisać różnego rodzaju rysikami.
Rzeczywiście jest bardzo jasny – komfortowo daje się z niego korzystać na zewnątrz, nie ma żadnych problemów z reakcją na dotyk i interpretację wydawanych mu w ten sposób poleceń. Nie ukrywam, że korzystało mi się z niego bardzo dobrze. Niby jest to standard, ale wyświetlacz wyświetlaczowi nie jest przecież równy. Dobrze więc, że Lenovo postawił na ekran IPS, bo dzięki temu obraz jest dobrze widoczny właściwie pod każdym kątem.
Czy mogę się tutaj do czegoś przyczepić? Jedynie do za szerokich ramek wokół wyświetlacza. Naprawdę myślę, że można byłoby je dużo bardziej zwęzić, tym bardziej pozwoliłoby to na zaoszczędzenie miejsca i wpłynęło na jeszcze lepszą mobilność produktu. Wąskie ramki to coraz wyraźniejszy trend, więc czuję że Lenovo powinno iść również tą ścieżką.
HARDWARE I WYPOSAŻENIE LENOVO YOGA BOOK-a
Moc obliczeniową oraz wizualną gwarantuje Intel Atom x5-Z8550 (2M Cache, do 2,4 GHz) i zintegrowany z nim układ graficzny. Obecność Atoma może budzić podejrzenia i będą/są one uzasadnione. Jakkolwiek przez pierwsze dwa-trzy tygodnie wszystko jest w miarę OK, tak później, kiedy wpada trochę aktualizacji Windowsa, dochodzi więcej plików oraz instalowanych aplikacji, zaczyna Lenovo Yoga Book łapać coraz częściej spowolnienia w pracy. Widoczne spowolnienia.
Odważam się tutaj nawet podważyć opinie niektórych recenzentów, którzy przede mną korzystali z tego sprzętu, a pomimo swej rezerwy dawali za wydajność Yoga Bookowi dość dobre oceny. Są one nieuzasadnione, tym bardziej, że są dowodem – moim zdaniem – na to, że te osoby nie pracowały z tym sprzętem w pełni zawodowo. Lenovo też jest temu winne, bo producent na swojej stronie internetowej obiecuje, że YB będzie radzić sobie z wymagającymi zadaniami. Otóż nie – nie będzie!
Jak więc wygląda prawda? Jeśli potraktujesz Yoga Booka, jako tablet z Windowsem 10, to będziesz zadowolony/-na. Bo, gdy nie jest on zarzucony pracą, pięćdziesięcioma zakładkami w Chrome, toną zdjęć do podstawowej obróbki (w stylu przytnij, zmniejsz rozdzielczość, dodaj znak wodny etc.), to radzić będzie sobie bardzo obiecująco. Ale nie oszukujmy się – ten produkt tabletem jest z nazwy, bo w jakąś szufladę trzeba go włożyć, a to oznacza, że skuteczniej zamiast roli tabletu, zaczyna odgrywać rolę prostego netbooka. No i wówczas zaczynają się schody…
Zasobów do wykorzystania jest w YB dość mało… Razem z Atomem x5 tandem tworzą 4 GB RAM (LPDDR3) oraz 64 GB ROM. Uzupełnia ten stan gniazdo kart microSD do 128 GB i kart SIM, ale to zasadniczo wszystko. Oczywiście jest jeszcze cała masa czujników: Wi-Fi 802.11 a/b/g/n/ac – Dual Channel (dwukanałowe – 2,4 GHz oraz 5 GHz), G-Sensor, światła, Halla, GPS… no, ale zapomnij o jakimkolwiek dodatkowym porcie USB czy slocie na typowe karty SD… Prawda jest więc taka, że do dyspozycji dostajesz jedno złącze micoUSB, przez które naładujesz Yoga Booka oraz microHDMI, do połączenia z monitorem. Przejściówki musisz jednak organizować we własnym zakresie.
Niezbyt porywające są też funkcje fotograficzne w Lenovo Yoga Booku. Tylna kamerka to 8-Mpx sensor z autofocusem, a przednia to stało ogniskowa matryca 2Mpx. Ale zdjęcia nie wyglądają zachwycająco. Właściwie to te kamerki są po to, by… były… No dobra – i nadały się do jakiejś podstawowej wideokonferencji. Ani wygodnie się sprzętem o tych gabarytach nie fotografuje ani też nie bardzo jest potrzeba, aby to robić…
Jeśli spojrzeć na YB, tak jak chce tego producent, czyli że to gł. tablet, a nie netbook, to rzeczywiście nie jest najgorzej z tym hardware. Ale, jako że wykracza ten sprzęt daleko poza swoje kompetencje, otwierając nowe drzwi, okazuje się, że tak minimalistyczne podejście przestaje być wystarczające. Nie oceniam go jakoś negatywnie, ale rodzi to kontrowersyjne znaki zapytania, kiedy chcesz podłączyć myszkę lub zewnętrzną kartę SD z aparatu. Niby daje się to załatwić przejściówkami, ale z drugiej strony Yoga Book wyceniany jest na 3000zł. Trochę mało, jak na tę cenę oraz… te możliwości!
CREATE PAD I DOTYKOWA KLAWIATURA HALO KEYBOARD
No dobrze, przejdźmy więc do drugiej części opisu hardware. Jest nią Create Pad, czyli pojemnościowa powierzchnia dotykowa z technologią EMR Pen. Tak, to ta płaska część, na której po otwarciu typowego laptopa, jest klawiatura. I tutaj ona również występuje, tyle że… nie jest fizyczna, a całkowicie wirtualna, a do tego można ją wyłączyć i wówczas cała powierzchnia Create Pada służy do tworzenia odręcznych rysunków lub notatek dedykowanym stylusem. Lenovo nazwał ją Halo Keyboard.
Może najpierw co nieco o samej klawiaturze. W teorii powinna wykorzystywać technologię haptyczną, a więc taką, która rozpoznaje nie tyle sam dotyk, co jego siłę, a w związku z tym potrafi wywołać kilka różnych akcji. Tutaj tego nie ma. Halo Keyboard – za każdym razem, kiedy naciskasz poszczególne klawisze – reaguje tak samo. Nie rozróżnia, że oto mocniej przytrzymałeś/-aś palec na literze A i powinna wyskoczyć na ekranie – jak ma to miejsce w typowym tablecie lub smartfonie – sugestia wyboru znaków specjalnych, jak np. Ą. Wibracja ma tutaj do odegrania jedną, jedyną zasadniczą rolę – ma Cię upewnić, że wcisnąłeś/wcisnęłaś określony klawisz. I tak, to dobry i przydatny pomysł.
Jak się pisze po takiej klawiaturze? Znowu muszę wejść w polemikę z innymi recenzentami. Otóż nie wierzę im. I mam po raz wtóry poczucie, że wcale nie korzystali z Yoga Booka na 200 proc., bowiem jeśli tylko zrobisz z tego produktu swój gł. komputer, to siłą rzeczy po kilku dniach nabierzesz takiej wprawy w pisaniu po Halo Keyboard, że tylko sporadycznie będziesz tęsknić za klasyczną, fizyczną klawiaturą. Mogę natomiast zrozumieć rodzące się przy niej swoiste uczucie zmęczenia. Po napisaniu tekstu na bloga mającego około 500 słów, czułem dawkę porządnego znużenia. Pewnie to efekt słabego przyzwyczajenia, wytężania uwagi, koncentracji, zmiany wrażeń płynących z czynności, która jest dla mnie tak naturalna, a teraz realizuje się w inny sposób. Mózg reaguje więc inaczej.
Niemniej na Halo Keyboard – chociaż jest to całkowicie wirtualna (ekranowa) klawiatura – daje się pisać bardzo szybko, sprawnie i do tego bezwzrokowo! Pomyłki się zdarzają – gł. na początku, ale są one nieuniknione. Może być też tak, że kiedy już nabierasz wprawy w porządnym tempie pisania, wówczas czas reakcji rozłożony pomiędzy poszczególnymi klawiszami, może okazać się – względem Ciebie – znacząco spowolniony. A to sprawia, że momentami klawiatura połyka poszczególne litery, bo… piszesz za szybko. Druga wada – przynajmniej w moim modelu – dotyczyła klawisza z literą U. Musiałem bardzo precyzyjnie celować w sam środek tegoż przycisku – inaczej często dotyk nie był na nim interpretowany.
Kłopotliwie korzysta się w Halo Keyboard z gładzika. Po pierwsze jest za mały, a po drugie powinien mieć opóźniony czas reakcji, kiedy jesteś w trakcie szybkiego pisanie, bowiem co chwilę smerałem go kciukami jednej lub drugiej dłoni, a to sprawiało, że po prostu bez przerwy przenosił mi kursor w inne miejsca tekstu, włączał menu kontekstowe przypisane prawemu klawiszowi myszy, przeskakiwał pomiędzy oknami. Efektywność pracy typowo klawiaturowej była – z mojej perspektywy – owocna w 70 proc. W pozostałych przypadkach odczuwałem znacząco spadający komfort korzystania.
I znowu – jeśli Yoga Book to typowy tablet, to OK – krótkiego maila, komentarz na blogu, wpis na Facebooka – poczynisz bez najmniejszych problemów. Ale już tworzenie dłuższych tekstów rodzi komplikacje, których nie niwelują nawet przyzwyczajenie do nietypowego działania z klawiaturą.
CREATE PAD I RYSIK WACOM REAL PEN
OK, ale przecież Create Pad to przecież również powierzchnia do pisania rysikiem! W przypadku Lenovo Yoga Booka można posługiwać się nim dwojako: na dedykowanej kartce papieru, którą kładzie się na Create Pada i wówczas pisze dołączonym stylusem Wacom Real Pen. Właściwie odbywa się to tak, jak długopisem (w środku jest łatwo wyjmowalny wkład z atramentem) i wówczas to, co narysujesz lub zanotujesz na kartce – automatycznie przenoszone jest do notatnika OneNote, więc widzisz to w formie cyfrowej na ekranie. Natomiast, kiedy zmieniasz atramentowy wkład na grot pojemnościowy, który dedykowany jest ekranom dotykowym, wówczas możesz pisać lub rysować po powierzchni Create Pada, jak po tablecie graficznym. Oczywiście Wacom Real Pen nadaje się też do używania bezpośrednio na ekranie Yoga Booka.
Sam rysik wygląda, jak prawdziwy (i po części nim jest) długopis/cienkopis i doskonale trzyma się go między palcami. Jest też świetnie przygotowany pod kątem technologicznym, bowiem Wacom Real Pen:
- ma wymienne końcówki (groty),
- rozpoznaje aż 2048 punktów nacisku (ani Surface Pen ani Apple Pencil nie czynią tego tak precyzyjnie),
- rozpoznaje ponad setkę różnych kątów nachylenia.
Ale… ma kilka wad… Jako, że jest to produkt Wacoma, powinien być przygotowany do pracy z ekranem dotykowym znacznie lepiej:
- Po pierwsze – nieatramentowa główka ma straszny luz, przez co próba pisania po wyświetlaczu lub Create Padzie często kończyła się powstawaniem niechcianych, przypadkowych kresek lub linii. Pół biedy przy rysowaniu, ale kiedy np. używałem go do pisania w Wordzie, który rozpoznawał pismo odręczne i zamieniał na komputerowe, to takie nieszczęsne, przypadkowe kreski powodowały, że edytor interpretował całkowicie inne znaki niż te, które wprowadzałem. Skąd się brał ten defekt? Powstawał oczywiście wtedy, gdy odrywałem Pena od wyświetlacza lub Create Pada. Wówczas grot zsuwał się o ten milimetr lub dwa milimetry luzu, i minimalnie stykając się z powierzchnią ekranu powodował rysowanie przypadkowych linii.
- Po drugie – Wacom Real Pen trafił na mnie…, który jestem przyzwyczajony do Surface Pena. A ten posiada bardzo miękkie groty, więc główka po wyświetlaczu sunie delikatnie i cicho. Pen od Yoga Booka stuka i puka, jak Apple Pencil, co szczególnie przeszkadza śpiącym z Tobą w tym samym pomieszczeniu domownikom.
- Po trzecie – rysik nie posiada żadnych dedykowanych przycisków, zatem nie ma szans, żebyś mógł/mogła przypisać mu konkretne zadania środowiska Windows Ink, jak ma to miejsce w Surface Penie. To dość irytujące, bo usunięcie źle narysowanej kreski w np. OneNote, wymaga ciągłego podróżowania dłonią do wyższych punktów na ekranie, gdzie znajduje się gumka, a przez swobodne opadanie grotu na wyświetlacz, bardzo często się po nią sięga, w celu usuwania tych przypadkowych rysowań. W Surface Penie wystarczy odwrócić go i użyć, jak ołówka z gumką, bowiem ta znajduje się w miękkim przycisku na szczycie.
To nie są niuanse. Jeśli przyzwyczaisz się do pewnego standardu pracy, to oczekujesz że konkurencja (lub partner) zrobi to co najmniej tak dobrze, jak znasz z pierwowzoru. W obecnej sytuacji czułem się niedopieszczony. Brakowało mi funkcjonalności Surface Pena i wiem już, że naprawdę wielu dostawców sprzętu będzie miało potężny kłopot, aby sprostać Microsoftowi!
Gdybym miał to wszystko zebrać w jedno, uczciwe podsumowanie, to muszę jasno przyznać, że Lenovo wykonał kawał genialnej roboty! Trudno opisać takie rzeczy, bo prawdziwy tzw. feeling lub też chemia – rodzą się z obcowania z produktem sam na sam, wg własnych zasad i na swoich zadaniach. Wiem jednak, że Chińczykom udało się coś niezwykłego. Wyszli poza pewien schemat, nie bali się zaryzykować. Pomimo niedociągnięć pracowało mi się przecież z rysikiem Wacoma dobrze. Tak samo pomysł na nowe wykorzystanie przestrzeni zarezerwowanej dotychczas wyłącznie dla klawiatury, to zupełne i odważne redefiniowanie pewnych, kanonicznych standardów komputerowych.
Zdaję sobie sprawę, że nie każda osoba jest na to przygotowana, ale kto powiedział, że historia komputeryzacji musi opierać się wciąż na tych samych rozwiązaniach? Yoga Book jest dowodem na innowacyjne podejście do tej kwestii. I do tego podejściem – wiele obiecującym!
SYSTEM, APLIKACJE, MULTIMEDIA W LENOVO YOGA BOOK-u
Windows 10 od Microsoftu to podstawowa platforma, na której pracuje Yoga Book. Jest jeszcze wariant z Androidem, niemniej na sam system giganta z Redmond narzekać nie mogłem. Pomimo krytyki pochodzącej z wielu środowisk, ja widzę w nim naprawdę udany i skończony, aczkolwiek wciąż doskonalony, twór. Yoga Book radził sobie na nim nieźle, aczkolwiek – po pewnym czasie – jak już wspominałem opisując wydajność – efektywność pracy znacznie zmalała. Nie oskarżałbym jednak o nią Microsoftu. Po prostu za słaby układ miał problem, aby nadążyć za ilością narzucanych mu przeze mnie zadań. Zdecydowanie Intele z serii m3 byłyby tutaj bardziej pożądane!
Do tabletowych zastosowań bardziej sprawdzi się Android. W W10 w prawdzie jest dedykowany Tryb Tabletu, ale nie oszukujmy się – akurat te Okna nie są stworzone pod palec, chociaż zdarzają się okoliczności, w których pokazują zęby. I należą do nich te związane z korzystaniem ze stylusa. Bo najważniejsze jest to, aby systemowi zapewnić jak najobfitsze portfolio aplikacji. W Windowsie 10 Sklep oczywiście jest, ale zaopatrzony biednie względem tego, co oferuje iOS oraz Android.
Oczywiście pod kątem rysowniczym możesz znaleźć tutaj sporo rozwiązań, ale wiele z nich – jeśli oferują coś więcej, niźli tylko podstawy – to już wydatek. Nie wszystkich na to stać. Poza tym takiego sprzętu nie kupuje się dla kilku apek kreślarskich. Jak już wspominałem – chociażby mnie samemu bardziej kojarzy się on z netbookiem, aniżeli tabletem, ale jeśli ma być laptopopodobnym rozwiązaniem, to potrzebuje mocniejszych podzespołów. Jeżeli wrzucimy go do worka tabletowego, to okazuje się, że nie ma tylu aplikacji. No i koło się zamyka…
Dobrze konsumuje się na Lenovo Yoga Booku multimedia. Nie narzekałem na grę w Asphalt 8 Airborne, świetnie wypada oglądanie YouTube’a oraz filmów streamowanych w dowolnym systemie VOD. Jak na tak mały sprzęt, dość dobrze sprawują się wyraźne i głośne głośniki z systemem Dolby Audio Premium, ale niewiele miałem okazji, aby z nich w ten sposób korzystać. Zresztą cudów i tak nie oczekuj, chociaż wstydu nie ma.
BATERIA I TEMPERATURA W LENOVO YOGA BOOK-u
Producent zastosował w Yoga Booku baterię o pojemności aż 8500 mAh. I widać to też w czasie pracy. Sprzęt spokojnie wystarcza na ponad 10h działania. Lenovo deklaruje 13h i rzeczywiście – zależnie od tego, jak mocno są absorbowane zasoby, można ten wynik faktycznie osiągnąć. Korzysta się więc w tym względzie z Yoga Booka wybitnie!
Drugim i to ogromnym plusem jest fakt, że tablet ten praktycznie się nie grzeje. Jeśli już, to przy naprawdę obciążającej pracy, kiedy dajemy mu w kość, aczkolwiek nie ma zbyt wielu takich sytuacji. Przy równomiernej, wielogodzinnej pracy robi się cieplej, ale nie są to żadne przesadnie niekomfotowe okoliczności.
PODSUMOWANIE
Lenovo Yoga Book jest, jak zdigitalizowany kameleon. W zależności od okoliczności, potrafi przekształcać się w prawdziwą maszynę do wielu najróżniejszych aktywności. Tym zaimponował mi najbardziej. Bo o ile są różne urządzenia hybrydowe na rynku, tak tylko Yoga Book jest tak cienki, tak poręczny i tak mały, że potrafi zarazem robić rzeczy ponadprzeciętne! Lekki, mobilny, z łącznością sieci komórkowych, wyposażony w podstawowe czujniki – rzeczywiście oferuje sporo fajnych możliwości!
Nie udało się jednak dopasować hardware do tych przeobrażeń. Jeśli używać Yoga Booka na Windowsie 10 wyłącznie, jako tabletu, to okaże się, że natrafisz na ścianę w postaci braku aplikacji. Jeśli postanowisz na nim popracować, to wychodzi na to, że do efektywnego przetwarzania danych potrzeba mocniejszych bebchów…
Zostają więc dwie opcje – proste multimedia i rola cyfrowego notatnika lub szkicownika. To jednak za mało, aby zrealizować wszystkie oczekiwania, które po takim produkcie same wyrastają, jak grzyby po deszczu. Niemniej niebagatelną zaletą Yoga Booka jest powierzchnia Create Pad, która wyświetla dotykową klawiaturę Halo Keyboard. Myślę, że dopracowanie kilku szczegółów oraz zwiększenie gładzika, przy jednoczesnym obniżeniu czułości na dotyk w czasie pisania, sprawi że będzie to prawdziwie innowacyjne rozwiązanie, do którego z czasem przekona się wielu użytkowników.
Druga zaleta Create Pada to powierzchnia kreślarska. Można po nim pisać – zarówno stylusem od Wacoma z atramentową główką, dzięki czemu notatki pozostają na papierze oraz w formie cyfrowej, a także bezpośrednio – główką dedykowaną ekranom dotykowym. To niesamowite połączenie sprawia, że już teraz Lenovo Yoga Book wymyka się wszelkim szablonom!
Jak dla mnie – duże brawa dla zespołu, który nie tylko stworzył to urządzenie, ale i zdecydował się je wprowadzić do regularnej sprzedaży. Widzę w YB nowoczesny komputer przyszłości i to wcale nie tak odległej. Z poprawkami – druga i trzecia edycja – mogą wnieść sporo świeżości i zarazem otworzyć nas na znacznie szerszą multifunkcjonalność. W pewnym sensie Lenovo Yoga Book jest w swojej pierwszej odsłonie sprzętem dla osób zdeterminowanych, gotowych na drobne ustępstwa, w imię wejścia w nowy cyfrowy system obcowania z elektroniką. Jeśli czujesz w sobie powołanie do takiego korzystania z nowoczesnych dóbr cyfrowych, to Yoga Book jest dla Ciebie. Ja z tej przygody byłem zadowolony!
WERDYKT 90SEKUND.PL
-
WZORNICTWO I WYKONANIE
-
HARDWARE
-
WYDAJNOŚĆ
-
EKRAN
-
BATERIA