SŁOWEM WSTĘPU
Nośnik ma jednak znaczenie. W idealistycznym wyobrażeniu na temat obcowania z literaturą, nie liczy się to, na czym – czy też z czego czytasz – ale sam tekst. I jest ta idea mojemu podejściu najbliższa. Wyłączyć kontekst, skupić się wyłącznie na słowie. Ale od kiedy chwyciłem inkBOOK-a od polskiej firmy Arta Tech – osłupiałem! To jeden z najciekawszych czytników e-książek na rynku, z którym ciężko się rozstać. Ale tak naprawdę to nie wszystko, bo ma on w sobie również coś takiego, o co ciężko w konkurencyjnych produktach i najczęściej recenzenci wskazują, że posiada to tylko Kindle od Amazonu…
O co może chodzić? Otóż wyobraź sobie, że urządzenie elektroniczne posiada duszę. Wiem, że brzmi to totalnie irracjonalnie, ale tak właśnie jest. Dotykasz inkBOOK-a i wiesz, że spotkanie z nim, wywiązuje pomiędzy Tobą i czytnikiem wyjątkową, ciepłą relację. W takich okolicznościach – naprawdę chce się czytać!
[showads ad=rek3]
WYGLĄD I WZORNICTWO
Zdjęcia prasowe nie oddają w żadnym razie, jak ciekawy, a zarazem banalnie prosty jest w odbiorze inkBOOK Reader. I jest to mała pułapka, bo osobiście lubię miękkie, zaokrąglone wykończenia i spady, ale nie do przesady. Projektanci z Arta Tech poszli jednak w tym drugim kierunku i fizycznie czytnik ten jest do bólu ugładzony. Kiedy więc odpakowałem swoje pudełko, znalazłem wewnątrz produkt, którego nie postawiłbym w panteonie swoich ulubionych wzorniczo urządzeń, ale też od pierwszej chwili poczułem do niego sympatię. Jakby te wszechobecne krągłości przynosiły miłe ukojenie wśród otaczających mnie zewsząd kanciastych sprzętów.
To jednak, co robi tutaj całą robotę, to materiały, których użyto do wykonania inkBOOK-a: jest to niesamowicie przyjemny, miękki – i z minimalną warstwą czegoś na kształt meszku na ramkach i pleckach – stop poliwęglanu w kolorze niebieskim (chociaż pod różnymi kątami padania światła może przypominać odcień zieleni). Jeśli miałeś kiedyś w dłoniach LG Nexusa 5 lub też Moto G pierwszej i drugiej generacji, to wiesz doskonale, o czym piszę. Tyle, że tutaj jest jeszcze bardziej miękko. W połączeniu ze wzorniczymi owalami, wychodzi z tego tak fajny i subtelny produkt, że nie chce się go wypuszczać z dłoni!
Pomimo, że jest to tworzywo matowe – lubi łapać odciski palców i niestety – najlepiej to nie wygląda, nawet jeśli nie masz zbyt spoconych lub zabrudzonych dłoni. Samo czyszczenie też nie należy do najefektywniejszych, bo trochę trzeba się napracować ściereczką. To minus tego tworzywa. Ale jest i plus – właściwie nie łapie absolutnie żadnych rys. W efekcie – nie potrzebowałem dodatkowych etui, których nie znoszę, aczkolwiek tutaj wskazane jest, by w takowe się mimo wszystko zaopatrzyć… a wszystko z powodu szkła na ekranie, które potrafi pęknąć (szkoda, że brak Gorilla Glass), jeśli usiądziesz na tymże czytniku…
Niemniej wyświetlacz wpuszczony jest głęboko w ramkę i solidnie izolowany, zatem nie ma też ryzyka, że odwracając inkBOOK-a panelem do blatu dojdzie do jakichś zarysowań. Ale jeśli spotka się przez przypadek z kluczami – te już wystąpią.
Tył, to gładka powierzchnia w całości pozaokrąglana na rantach i na narożnikach, a jedyne co rzuca się w oczy, to nazwa czytnika na środku plecków. Na froncie dzieje się zdecydowanie więcej – na skraju dwóch ramek są aż cztery przyciski, chociaż formalnie jest ich sześć: dwa podłużne z opcjami przewijania stron wprzód i w tył oraz po lewej oznaczony dwiema zapętlonymi strzałkami Odśwież, który po przytrzymaniu włącza lub wyłącza podświetlenie. Po prawej stronie jest pojedyncza strzałka powrotu, tudzież wyjścia z aktualnie czytanej pozycji na ekran główny.
Same przyciski są umieszczone dość przemyślanie, bo zależnie od tego, w której dłoni dzierżysz czytnik, możesz swobodnie zmieniać strony, z czego korzysta się niemal bez przerwy, bo pomimo lekkości tego sprzętu, przy dłuższej lekturze lub pomiędzy jazdą jednym środkiem komunikacji miejskiej a drugim, można się tym trzymaniem w jednej pozycji trochę zmęczyć. Oczywiście inkBOOK obsługuje również dotyk, ale wygodniej – przynajmniej dla mnie – wypadało klikanie przyciskami bocznymi. Ich jedyną wadą jest naprawdę głośna praca i dość głęboki skok, działają jednak bez zarzutu.
Ostatnim miejscem, gdzie jeszcze się coś dzieje jest spód inkBOOK-a i znajdziesz tam slot na karty micro-SD, port micro-USB do łączenia czytnika z komputerem i ładowania baterii, mały otwór na reset, gdyby zawiodły wszelkie sposoby interakcji z urządzeniem oraz dioda informująca o poziomie naładowania ogniwa (kolor niebieski: rozładowana; zielony: naładowana).
Ramki są wąskie, ale nie do przesady, więc dobrze inkBOOK leży w dłoni, a kciuk wygodnie spoczywa w okolicy przycisków. Jedynie włącznik – kiedy czytałem mając urządzenie w prawej dłoni – potrafił wygaszać mi ekran, bowiem bezwiednie często opierał się na moim środkowym palcu. Proponowałbym, albo lepiej wkomponować go w dolną ramkę, na równi z nią, albo po prostu przerzucić w inne miejsce, np. na szczyt lub jeden z boków (czy też na plecki, jak w smartfonach od LG?).
EKRAN
OK – skoro już miło patrzy się na nieinwazyjnie skrojony czytnik, który również dostarcza maksimum wrażeń dotykowych, to przychodzi czas na jego włączenie. I tutaj oczywiście kolejne najważniejsze skrzypce (jeśli nie pierwsze) – odgrywa ekran. Wspaniały ekran, a właściwie to wyświetlacz uznanej firmy E-Ink, która w swoje panele wyposaża Amazon Kindle. Tutaj mamy do czynienia z niemal takim samym (jeśli nie z tym samym) ekranem, co u jego amerykańskiego konkurenta w wersji Paperwhite, czyli E-Ink Carta! Rozmiar – 6 cali.
Wyświetlacz jest zatem podświetlony, więc nie będziesz potrzebować żadnego zewnętrznego źródła światła do czytania w długie, szare, jesienne wieczory lub pod namiotem, w panujących egipskich ciemnościach, kiedy rozbijesz się np. na plaży w czasie urlopu. Wciąż jest to e-papier, więc nie musisz się martwić o użycie energii. Inną zasadniczą zaletą jest fakt, że wystarczy naprawdę minimalne natężenie podświetlenia, by nawet w ekstremalnie trudnych warunkach komfortowo czytać. U mnie nie przekraczało ono poziomu dwóch, trzech kresek na dwudziestoczterostopniowej skali.
Jako, że jest to panel pojemnościowy, zatem dobrze reaguje na dotyk, niemniej musisz być przygotowanym, że nie będzie w tym przypadku płynności przy przewijaniu obrazu np. na stronach internetowych. Skoro to papier elektroniczny, toteż jego zasada działania opiera się na odpowiedniej polaryzacji kapsułek z pigmentem. To dzięki temu ekran nie pożera prądu i dobrze wyświetla treści statyczne, a najlepiej właśnie tekst.
Jako, że zastosowano na nim rozdzielczość 1024x768px, toteż udało się upchnąć tyle samo pikseli co w Kindle Paperwhite, czyli 212 punktów na cal. O jakości obrazu nie można napisać, że jest ostry, jak brzytwa, ale bardzo przyjemny przy obcowaniu z każdą lekturą – bez względu na to, czy jest to prasa, treść strony internetowej, czy e-book. Gorzej wypadają tylko PDF-y i teksty, których kolor czcionki jest szary lub nie do końca czarny. Wówczas brakuje sensownego nasycenia i są takie rzeczy, które czyta się niewygodnie. Ale to nie tyle wina czytnika, co osób przygotowujących takie materiały. Myślę tutaj głównie o wiadomościach prasowych, które wygodnie mogę w PDF-ie zapisać na czytniku i spokojnie przeczytać. Nie zawsze udawało się to w pełni zadowalająco.
WYDAJNOŚĆ
Na szczęście firma Arta Tech dba o to, aby oprogramowanie tabletu było ciągle aktualne, toteż dostarcza co rusz nowe fixy i aktualizacje rozwiązujące bieżące problemy. Jeśli więc narzekasz, że Twój inkBOOK Reader nie pobiera sam łatek, to znaczy, że musisz wejść na TĄ stronę i postępować wg konkretnych wskazań. Wspominam o tym, bowiem recenzowany czytnik nie ma bebechów pędzącej Luxtorpedy. W sumie nawet tego nie wymagam, ale przed aktualizacjami do najnowszego softu miałem trochę problemów z wydajnością przy wczytywaniu kolejnych tytułów, szybkim przeskakiwaniu pomiędzy następującymi po sobie stronami oraz przy ogólnym nawigowaniu po systemie.
Jako, że poniższa ramka powie Ci o wnętrznościach inkBOOK-a więcej niż tysiąc moich słów, proponuję wpierw rzucić okiem na nią:
Specyfikacja techniczna inkBOOK Reader |
|
Ekran | 6 cali E Ink Carta (EPD; 16-odcieni szarości), ekran dotykowy (pojemnościowy), wielopoziomowe doświetlenie ekranu rozdzielczość: 1024×758 pikseli (212ppi) |
Bateria | 2000 mAh Li-ION Polymer |
Wymiary | 159×117×7 mm |
Waga | 200g |
Procesor | Dual-Core Cortex A9 1.0 GHz |
Pamięć | 512 MB RAM, 8 GB wewnętrza |
Łączność | Obsługa sieci bezprzewodowych Wi-Fi (802.11b/g/n) |
Wspierane formaty | Dokumenty i książki: EPUB i PDF (reflow) z Adobe DRM (ADEPT), MOBI (bez DRM), TXT, FB2, HTML, RTF, CHM |
Porty | micro-USB 2.0, port karty pamięci microSD do 32 GB |
System operacyjny | Android 4.2.2 |
Myślę, że to same podstawy, które powinieneś/-aś znać przed zakupem. I od razu zwrócę uwagę, że pamięci RAM mogłoby być więcej. Gdyby to był tylko czytnik, jak w przypadku Kindle, to nie miałbym za wiele pretensji, ale jako, że Arta Tech stawia tutaj na zielonego robota, toteż czuć, że momentami brakuje przestrzeni operacyjnej. Konkretnie? Kiedy instalujesz w jednej chwili kilka aplikacji – jedna po drugiej. Czasami zdarza się, że coś nie chce się pomyślnie zainstalować i potrzebne są restarty.
[showads ad=rek3]
Samo działanie jest jednak dość sprawne. Na tyle, że po ostatniej aktualizacji wiele z wcześniejszych problemów wieku dziecięcego zwyczajnie ustąpiło. Producent dba o wsparcie – właściwie wszystko, czego oczekujesz od czytnika działa dobrze, więc drobne przycinki i lagi nie wpływają negatywnie na czytanie kolejnych tytułów.
SYSTEM, MULTIMEDIA, APLIKACJE
Skoro już go wywołałem, to nie da się uniknąć napisania o nim nieco więcej. Otóż zarządza inkBOOK-iem Android Jelly Bean w wersji 4.2.2. Jego praca jest właściwie bezawaryjna, poza tym dobrą optymalizację zapewnia fakt, że producent mocno odchudził system. Do mojej dyspozycji został prosty interfejs, kilka dedykowanych aplikacji i właściwie to wszystko. Nawet ustawienia nie okazały się porywająco zaawansowane.
Oczywiście to nie jest żadną wadą. Nie wyobrażam sobie, że miałbym korzystać z czytnika tak, jak z tabletu. Bo prawda jest taka, że wystarczy tutaj wyłącznie skonfigurować poprawnie łącze internetowe, dzięki któremu raz na jakiś czas połączysz się z ulubionym sklepem z ebookami, aby pobrać nowe, kupione pozycje i właściwie to wszystko. Całość jest przeprojektowana na bardzo intuicyjne środowisko, w którym liczy się łatwy dostęp do Biblioteki, zakładek, notatek, ustawień jasności oraz regulacji wielkości czcionki i jej kroju, chociaż w tym ostatnim przypadku Arta Tech zostawia do dyspozycji tak szeroki wybór, że zalecałbym jego zawężenie. Ułatwia to podjęcie decyzji, bo sam długo szukałem właściwej, dostając na końcu lekkiego czcionkowego oczopląsu :P.
Jeśli zdarza Ci się zapomnieć o inkBOOK-u i pozostawiasz go włączonym, to otrzymujesz bardzo wygodne rozwiązanie, którym jest oprócz przejścia w stan czuwania – również opcja całkowitego wyłączenia się czytnika. Polecam ustawić czas dłuższy niż 20 minut, bo potem ciągłe włączanie może być irytujące. Niemniej plus za takie rozwiązanie.
[showads ad=rek3]
To jednak, co powinno interesować Ciebie w tym miejscu, to fakt, że inkBOOK ma na pokładzie zainstalowany dostęp do Chmury od Midiapolis (Midiapolis Drive), gdzie można trzymać swoje e-książki i mieć dzięki temu dostęp do nich z dowolnego, innego urządzenia – tabletu, smartfona, komputera PC etc. Poza tym od firmy tej będzie dostępna księgarnia, ale w chwili pisania tego wpisu jeszcze trwają nad nią prace.
Ostatnią apkę zostawiam sobie na deser. Jest nią sklep z aplikacjami Midiapolis App Store. Jako, że oprogramowanie jest mocno odchudzone, Arta Tech oddaje nam dostęp do swoich zasobów z aplikacjami, natomiast do Google Play Store połączenia już nie ma. Tak samo, jak specjalnej konfiguracji konta Google. Wg mnie – bardzo dobrze i całkowicie to zrozumiałe. Dzięki temu nie ma konieczności nadawania specjalnych uprawnień do instalowania aplikacji spoza certyfikowanego Sklepu twórcy Androida. No i pamiętaj, że inkBOOK Reader, to czytnik i do spędzania czasu z e-bookami ma służyć. Dobrze, że opcjonalnie można instalować dodatkowe apki, ale też nie o to tutaj chodzi.
[showads ad=rek1]
Co do samej zawartości Midiapolis App Store, to muszę przyznać, że jest to miejsce naprawdę nieźle wyposażone. Arta Tech ma w swoim portfolio również inne produkty mobilne, więc rozumiem że to gł. pod ich kątem stworzone miejsce. Niestety w praktyce nie wszytko wygląda tak różowo. Z dużym rozczarowaniem przyjąłem wiadomość, że nie możliwe jest zainstalowanie aplikacji Kindle. I nie wiem, dlaczego? Proces pobierania przebiegał sprawnie, instalacja nieco się wydłużała, bym finalnie otrzymał komunikat, że to operacja nie powiodła się.
Znacznie lepiej sytuacja ma się z popularną aplikacją do agregacji newsów – Feedly. I działa to naprawdę świetnie! Natomiast domyślną apką do e-książek jest tutaj FBReader, ale nic nie stoi na przeszkodzie, aby pobrać świetnego Moon+ Readera lub po prostu inną apkę, z którą jesteś lub byłeś/-aś do tej pory związany/-a.
To samo tyczy się PDF-ów. Kilka tapnięć w Midiapolis App Store i Adobe Reader pobrany, a wszystkie treści prezentują się bez najmniejszych uchybień. Pomimo, że w specyfikacji Arta Tech nie wymienia obsługi formatu Microsoft Worda (*.docx), to i te pliki udało mi się bez problemu uruchomić z poziomu Olive Office Premium (free). Apka działa bez reklam, można bez kłopotu edytować pliki, a także popłynąć jeszcze dalej, bowiem wspiera obsługę Chmury.
Reasumując – pod względem funkcjonalnym – inkBOOK Reader jest świetnie przygotowanym czytnikiem. Tam, gdzie konkurencja wysiada z powodu braku wsparcia dla jakichś formatów, tutaj można pobrać apki z dedykowanego sklepu i zapełnić nimi przestrzeń. Dzięki temu czytnik ten staje się znacznie bardziej użytecznym, nigdy jednak nie zastąpi tabletu.
[showads ad=rek1]
BATERIA I TEMPERATURA
Wpierw rozczarowanie, a po kolejnych aktualizacjach coraz lepsze zarządzanie energią. Mimo wszystko – ogniwo w inkBOOK-u jest jego najsłabszym punktem. Zdecydowanie liczyłem na kilka tygodni bez ładowania. Przy czytaniu około 60-90 minut dziennie, bateria wytrzymywała 5 dni. Maksymalnie 7. Mając Amazon Kindle Paperwhite spokojnie na miesiąc, półtora możesz zapomnieć o ładowarce. Tutaj niestety tak dobrze nie jest i mam nadzieję, że Arta Tech coś z tym zrobi w przyszłości.
Oczywiście grzanie się czytnika ebooków jest całkowicie niedopuszczalne. W związku z tym nie było o tym mowy w przypadku inkBOOK-a. Jedyne, kiedy delikatnie wzrastała temperatura, to w sytuacji intensywnego instalowania aplikacji za aplikacją, ale to było tak nieznaczne, że nie ma sensu w ogóle się tym przejmować. W dalszej pracy wszystko było, jak najbardziej OK!
PODSUMOWANIE
Całkowicie nie spodziewałem się, że polska firma będzie potrafiła wyprodukować tak dobry czytnik. Do tej pory widziałem całą masę readerów e-książek, ale żaden – poza Kindle Paperwhite oraz Voyage – nie wzbudził mojego zainteresowania tak bardzo, jak Arta Tech inkBOOK. Okazuje się, że dobrze przemyślany koncept, nacisk na świetne wykonanie, intuicyjne środowisko systemowe oraz rozsądny stosunek jakości do ceny, wpływają w ostatecznym rozrachunku niesamowicie pozytywnie na odbiór tegoż produktu.
Najmocniejsze strony inkBOOK-a, to świetny materiał, z którego jest zrobiony, przez co dostarcza mnóstwo kapitalnych wrażeń dotykowych; bardzo dobrej jakości wyświetlacz w technologii podświetlanego e-papieru firmy E-Ink, ciągłe aktualizacje realnie wpływające na wydajność oraz czas działania na jednym ładowaniu baterii, dostępność dedykowanych aplikacji, w tym Chmury, fajny program zakupowy prowadzony wraz z Legimi, dostęp do sklepu z aplikacjami, co umożliwia przebieranie w apkach do czytania lub edytowania tekstów; bardzo wysoki komfort samej lektury nie tylko ebooków, ale też informacji z agregatorów newsów w stylu Feedly.
inkBOOK Reader to też srogie wyzwanie dla samej firmy Arta Tech. Stworzyła bowiem produkt, którym sama sobie podniosła niezwykle wysoko poprzeczkę. W tytule, trochę na fali hurraoptymizmu nazwałem ten czytnik jednym z najlepszych na rynku. Po miesiącu wyczerpujących testów podtrzymuję tę opinię. Świetnie, że to polski produkt, nie mamy się czego wstydzić. Jeszcze lepiej, że tak dobrze konkurujący z liderem, którym jest Amazon. Wiem, że możesz podchodzić do tego porównania z dużą rezerwą, ale trudno będzie Ci znaleźć coś równie świetnego.
Minusem jedynym i zasadniczym dla mnie w przypadku inkBOOK-a jest tylko czas pracy baterii. Ten znacznie się już wydłużył dzięki szybkim i celnym łatkom, ale 5-7 dni w porównaniu z 6-7 tygodniami w Kindle, to potworna różnica. W ostatecznej ocenie trudno mi jednak przekreślić wszystkie zalety tego czytnika, bowiem i tak przez ten około tydzień, będziesz czerpać ogromną frajdę z czytania. I o to w tym chodzi!
[showads ad=rek3]