SŁOWEM WSTĘPU
Scarlett Johansson, filmowy Superman – Henry Cavill, a przede wszystkim nasz sportowy bohater narodowy, czyli Robert Lewandowski. Wszyscy oni korzystają/reklamują (niepotrzebne skreślić) tegorocznego flagowca Huawei. Nazwiska znane i lubiane, a więc skoro oni polecają P9, to czy ja poleciłbym Ci ten produkt? Aktorem nie jestem, za piłką nożną nie przepadam, nadludzkich mocy nie posiadam, ale… jako bloger na pewno przyjrzałem się znacznie bliżej Huawei P9 i jestem przekonany, że w mojej recenzji znajdziesz odpowiedź na dręczące pytanie – Czy warto?
Po testach słabszej wersji P9 Lite, pomimo że uznaję ją za udany produkt, nie byłem do końca przekonany do pomysłów zaserwowanych przez Chińczyków. Ubiegłoroczny flagowiec również pomimo udanych testów, nie do końca przekonywał Michała Brożyńskiego, który nazwał go smartfonem, który tylko udaje, że jest premium, bowiem dopiero wzięcie P8 pod lupę wykazało, że nie wszystko złoto, co się świeci… No to, jak to jest z tą P9? Mogę stwierdzić już teraz jedną rzecz. Jest zdecydowanie lepiej i ciekawiej. A to oznacza, że jeśli w ubiegłym roku nawet nie obejrzałbym się za P8, to dzisiaj P9 jest godna mojej uwagi.
WZORNICTWO I WYKONANIE HUAWEI P9
Znów nawiążę do Huawie P9 Lite, który jest bardzo podobny do P9 i czułem, że nowy flagowiec niekoniecznie może mi z tego powodu przypaść wzorniczo do gustu. I mogę napisać tylko jedno – myliłem się. Tak, jak nie jestem wielkim fanem designerskich rozwiązań ani P9 Lite ani ubiegłorocznego P8, tak patrząc na leżącego obok mnie P9 mogę napisać, że jest bardzo przyjemnie.
Wpływ na to ma kilka szczegółów, które początkowo zdaje się nie mają znaczenia. Najlepiej wykazać mi to w opozycji: P8 kontra P9. Progres jest widoczny gołym okiem, choć główna bryła telefonu została zachowana, to zastosowano tutaj wiele mniejszych zmian, które robią różnicę.
Już na “dzień dobry” w moje gusta trafia kolor. Huawei P9 dostępny jest w dwóch odcieniach. Tytanowy i Srebrny. W trakcie pisania recenzji, oferta rozszerzona jest o dodatkowe kolory, co czyni wybór jeszcze większym, a nowe wersje prezentują się świetnie.
Wszędzie panuje minimalizm, zwieńczony szczegółami, jak delikatnie zaokrąglone krawędzie, delikatna faktura pod ochronnym szkłem z przodu i z tyłu oraz proste przyciski. Bez udziwnień i niepotrzebnego przedobrzania. Nie ma tutaj również – co akurat dla mnie ważne – podobieństw do innych smartfonów, co Chińczycy, z innych firm, lubią nader często podbierać. P9 ma swój charakter i nie powinieneś/aś mieć problemu z rozróżnieniem go na półce sprzedażowej wśród innych producentów.
Huawie P9 leży bardzo dobrze w dłoni, jest lekki i jego obudowa daje poczucie solidności. Ogólnie podoba mi się w nim wszystko, oprócz jednej rzeczy. Górny (przy samym szczycie), szklany pasek na pleckach. Kryje on w sobie m.in. dwa obiektywy aparatu i wydaje mi się trochę pretensjonalny. Zbyt mocno wyeksponowany, jak na zachowawczy minimalizm całej bryły. Ostatecznie to jednak moja osobista uwaga płynąca z takiej, a nie innej wrażliwości estetycznej. Nie jest to wada.
EKRAN W HUAWEI P9
W zasadzie ten aspekt jest tak poprawny, że ciężko tutaj cokolwiek więcej napisać niż to, że jest bardzo dobrze. I nie chcę, by brzmiało to, jak jakiś zastępczy frazes, ale Huawei naprawdę zaserwował w P9 świetny frontowy panel.
Nie ma tu co prawda rozdzielczości 2K, ale teoretycznie wysłużone Full HD świetnie się tu sprawdza, a przy takiej przekątnej ekranu – 5,2 cala – gęstość pikseli stoi na wysokim poziomie. Podobnie jak cała prezencja ekranu. Nie mam się do czego tutaj doczepić. Wyświetlacz jest wystarczająco jasny, nawet w słoneczne dni, gdy promienie są silne i bardzo ostre (na co narzekał Naczelny w P8, więc daję duży plus za progres). Kąty widzenia również są zadowalające, kolory praktycznie cały czas zachowują swoje wartości bez względu na to, pod jakim kątem je widzimy.
Huawei oddaje w nasze ręce również fajne oprogramowanie, czyli narzędzie, dzięki któremu będziesz mógł/mogła zdecydować, w jakich temperaturach utrzymać wyświetlacz. Niektórzy bowiem lubią bardziej cieplejsze odcienie (jak np. Michał Brożyński), ja na przykład wolę zimną barwę. Chwali się również możliwość wyboru spośród wielu rozmiarów czcionek, szczególnie tych największych, co niewątpliwie pomaga osobom o słabym wzroku przy obsłudze telefonu.
WYDAJNOŚĆ I HARDWARE HUAWEI P9
Tego punktu byłem ciekawy, bowiem w ubiegłym roku, gdy Naczelny recenzował Huawei P8, miał mieszane uczucia. To znaczy były one ogólnie pozytywne, ale okazywało się, że ówczesny flagowiec odstawał wydajnościowo np. przy pracy z grafiką w wysokiej rozdzielczości, i dostawał solidnej czkawki. Większość typowych zadań w P8 uciekała spod palca w mgnieniu oka, ale zaawansowane procesy ostro spowalniały smartfona. Tym razem testowany model również posiada 3 GB pamięci RAM, ale do czynienia mamy już z innym procesorem, aczkolwiek w dalszym ciągu autorskim. Model Kirin 955, to 64-bitowa i 8-rdzeniowa jednostka, która w moim przekonaniu radzi sobie lepiej niż poprzednik.
- Procesor: ośmiordzeniowy Kirin 955,
- Częstotliwość zegarów: 4x Cortex A72 2,5GHz + 4x Cortex A53 1,8GHz,
- Grafika: Mali-T880,
- Pamięć operacyjna: 3GB RAM,
- Pamięć na pliki: 32GB ROM,
- Karty microSD: tak.
Przemieszczanie się w obrębie systemu jest bardzo przyjemne i bezproblemowe, choć nie było idealnie. Bo choć w zasadzie ciężko tutaj się do czegokolwiek doczepić, to mimo wszystko pojawiają się pewne ale. Podczas testów, miałem również pod ręką LG G5, który – przypomnę – pracuje na Snapdragonie 820 i ma 4 GB pamięci RAM. Ta ostatnia liczba wskazuje, że Huawei według mnie spokojnie mógłby dołożyć do P9 dodatkową kość. Przy dość ciężkiej nakładce, dodatkowy 1 GB na pewno by się przydał i wówczas nikt nie miałby zastrzeżeń, mi bowiem wydawało się, że te 3 GB były niezbyt wystarczające. Odnoszę wrażenie, że Huawei jest tutaj krok za innymi.
Problem pojawia się w momencie, gdy masz pootwierane wiele programów, sporo grasz i generalnie nie przejmujesz się zamykaniem poszczególnych aplikacji. Wówczas, Huawei P9 potrafi się nieprzyjemnie – na krótki moment – przywieszać. Tu właśnie widać brak dodatkowej pamięci RAM oraz słabszej niż u bezpośrednich rywali optymalizacji.
Wspominałem jednak o LG G5 i nie zrobiłem tego przypadkowo, ponieważ z ciekawości wykonałem test AnTuTu dla obydwu modeli i P9 poniósł sromotną porażkę w każdym względzie. Wyniki wrzuciłem na Facebooka 90sekund:
Od razu pojawiały się głosy niedowierzania. Cóż. Ciężko by było, abym oszukał wynik, nie o to przecież w tym chodzi, ale to pokazało mi, jak wiele brakuje jeszcze Chińczykom do wydajności z najwyższej półki. Cyfry, cyframi, ale tę różnicę czuć nawet pod palcem. I nieistotne są tutaj efekty przejścia, wygląd systemu itp. To od razu jest wyczuwalne, który z telefonów działa sprawniej i po prostu przyjemniej.
- Łączność: Wi-Fi 802.11b/g/n/ac, Wi-Fi plus 2.0, Wi-Fi Direct, USB 3.0 typu C, NFC
GPS/A-GPS/Glonass/, - Czujniki: Czytnik linii papilarnych, Akcelerometr, Żyroskop, Kompas, Czujnik światła, Czujnik zbliżeniowy, Czujnik Halla.
Dlatego też, choć Huawei P9 pracuje dobrze, to martwiłbym się na dłuższą metę o wydajność. Jak ten flagowiec będzie działał na przykład za rok? Jak wiadomo, można temu zaradzić formatując od czasu do czasu urządzenie, ja to akurat wykonuje regularnie, ale czy przeciętny Kowalski będzie się w to bawić? Szczerze wątpię. Plus jest taki, że jest lepiej niż w ubiegłym roku, ale to jeszcze nie to.
Doceniam również fakt, wykorzystywania autorskiego chipa, ale Kirin to nie Snapdragon czy Exynos. I to niestety czuć. Niby wszystko wydaje się OK, ale w bezpośrednich pojedynkach układ Chińczyków wyraźnie odstaje. I jeśli zadawałeś/aś sobie pytanie, dlaczego Huawei P9 jest tak tani w porównaniu z innymi flagowcami, to wydajność jest jedną z odpowiedzi.
Na osobne zdanie zasługuje bardzo dobry czytnik linii papilarnych. Umieszczony z tyłu, bardzo szybko i sprawnie rozpoznaje palec. Jedynym wyjątkiem są mokre dłonie, wówczas warto je osuszyć, ponieważ wówczas Huawei P9 może nie dać Ci dostępu do swoich zasobów. Sam czytnik nie ogranicza się tylko do swojej podstawowej funkcjonalności. Wykonując na przykład selfie, wystarczy że przytrzymasz palec w tym miejscu, a aparat wykona zdjęcie. Ktoś do Ciebie dzwoni? Odebrać połączenie również możesz wykorzystując czytnik linii papilarnych. A to jeszcze nie koniec, bowiem dzięki odpowiednim ruchom/gestom palca można zrzucić górną belkę powiadomień by bez interakcji z wyświetlaczem sprawdzić najważniejsze informacje. Dwukrotne dotknięcie czytnika, czyści wszystkie powiadomienia. I wreszcie przeglądanie zdjęć. Zamiast sunąć za każdym razem palcem po ekranie, możesz to oczywiście zrobić przy pomocy czytnika.
Muszę przyznać, że wszystkie te funkcje są nie tylko dobrze pomyślane, czy intuicyjne. Nie trzeba się bowiem ich w żaden sposób uczyć. Ruchy palcem przychodzą same i jest to przede wszystkim dość uzależniające. Na tyle, że przy przesiadce na inny smartfon, chciałoby się wykonywać podobne gesty.
SYSTEM, APLIKACJE I MULTIMEDIA W HUAWEI P9
Zanim zacząłem pisać ten akapit, moja pierwsza myśl była taka, że w zasadzie będzie to bardzo podobny wpis do tego, który popełniłem przy okazji recenzowania Huawei P9 Lite. Oczywiście różnic trochę jest, ale już taka sama myśl, nie była dobra, ponieważ świadczy o tym, że Huawei nie nagradza konsumentów dodatkami, dzięki którym można byłoby poczuć się wyróżnionym, szczególnie kiedy kupuje się smartfona z flagowej i dużo droższej linii. Trochę szkoda, bo konkurenci coraz bardziej dbają o gifty w postaci darmowego lub sprzedawanego na korzystnych warunkach softu firm trzecich, czy dostarczają dostęp do treści multimedialnych, jak streaming muzyczny czy filmowy. Trochę mi tego zabrakło w Huawei P9.
EMUI. Autorska nakładka działająca w wersji 4.1 to chyba najdalej idąca przeróbka Androida wśród głównych rywali. Inni, podobnie jak Sony, mocno upraszczają swoje interfejsy. Samsung czy LG mają mocno rozbudowane ekosystemy, ale są one już dojrzałe i szlifowane, jak diamenty. Natomiast w Huawei P9 brakuje mi przede wszystkim lekkości. I tak, jak wspominałem wyżej – system sam w sobie działa dobrze, ale daje odczuć, że EMUI trochę muli (WOW – co za rym :P)… Szczególnie przy większych obciążeniach.
Widać, że nakładka zastosowana przez Huawei, nadal inspiruje się w niektórych aspektach system iOS od Apple i takie skojarzenia są jak najbardziej naturalne. Brak szuflady aplikacji jest pierwszym takim elementem, a dla mnie najtrudniejszym do strawienia. Mimo, że zarówno przy testach P9 Lite, jak i teraz przy P9 – miałem okazję popracować i przyzwyczaić się do tego, to ostatecznie… nie przyzwyczaiłem się… Wspominałem o tym już wcześniej. Nie lubię chaosu na pulpitach i cenię, gdy wszystko jest poukładane. I nie zrozum mnie źle, tutaj również można sobie wszystkie ikonki ładnie posortować, stworzyć foldery, ale nie zmienia to faktu, że wszystko co zainstalujesz momentalnie ląduje na pulpicie. Ja jednak wolę mieć tutaj rzeczy, z których korzystam najczęściej. Szkoda, że Huawei nie daje wyboru, podobnie jak robi to LG w G5, gdzie samemu/samej możesz zdecydować, jaki wariant najlepiej Ci odpowiada.
Nakładka EMUI daje oczywiście mnóstwo możliwości personalizacji, każdy znajdzie tutaj coś dla siebie, choć początkowo odniosłem wrażenie, że wszystkie funkcje są dość skrycie pochowane, przez co całe środowisko nie do końca i nie w każdym punkcie jest dla mnie intuicyjne. Być może wychodzą tutaj również przyzwyczajenia z innych smartfonów, ale dzięki nim mogę żywo odnosić się do wszelkich rozwiązań.
OK – idźmy dalej. Pasek nawigacyjny, możesz skonfigurować korzystając z gotowych wariantów. Jest to przydatna rzecz, bowiem każdy ma swoje preferencje w tej kwestii, tak więc miło, że taka opcja się znalazła.
Dodatkowo Huawei umożliwia skonfigurowanie paska w dowolnym miejscu na ekranie, poprzez tzw. przycisk wiszący. Mnie akurat takie rozwiązanie nie przekonuje i z tego ficzera nie korzystałem.
Huawei P9 możesz obsługiwać w niektórych sytuacjach bezdotykowo. Obrócenie telefonu ekranem do dołu wycisza dzwonek, odbieranie połączeń odbywa się poprzez bezpośrednie przyłożenie do ucha smartfona. Generalnie są to rzeczy znane z innych urządzeń, ale Huawei na tym nie poprzestaje.
Chcesz zrobić zrzut ekranu, wystarczy zgiętym palcem (tzw. knykciem) stuknąć dwa razy w ekran i gotowe. Przyznam, że metoda o wiele prostsza niż przeciągnięcie grzbietem dłoni po całym ekranie, jak to ma miejsce w Samsungu. Dwukrotne stuknięcie dwoma zagiętymi palcami zaczyna rejestrować film, który ukazuje działania na ekranie. Niezwykle proste i efektowne za razem.
W P9 zagiętym palcem wykonasz jeszcze inne ciekawe rzeczy. Nakreślenie odpowiedniej litery, uruchamia wybraną przez Ciebie funkcję. Domyślnie narysowanie litery C, otwiera aparat, M – program do odtwarzania muzyki, a W to na przykład pogoda. Nic jednak nie stoi na przeszkodzie by dana literka nie była odpowiedzialna za uruchomienie innego programu.
Ekran w Huawei P9 nie jest duży, ale miło, że producent wyposażył smartfon w możliwość zmniejszenia obszaru roboczego. Bardzo mi się podoba sposób w jaki to działa, bowiem wystarczy przesunąć palcem po dolnym pasku, by zobaczyć pomniejszone środowisko pracy. Gestem powrotnym wracamy do normalnego widoku.
W nakładce EMUI możesz nawet ustalić, w jaki sposób ma wysuwać się pasek powiadomień. Co prawda jest on podzielony na dwie części – czego nie lubię – ale dzięki temu, że przeciągając pasek z prawej strony widzę kartę skrótów, z lewej zaś powiadomienia, rekompensuje mi to w zupełności. Można również ustawić pasek w ten sposób, że po jego ściągnięciu w przypadku, gdy są powiadomienia, Huawei inteligentnie w pierwszej kolejności pokazuje właśnie je, gdy nikt do Ciebie np. nie napisał, wówczas piorytet dostaje karta skrótów.
Na koniec warto podkreślić, że Huawei dba również o mniej zaawansowanych użytkowników, który mogą skorzystać z prostego układu całego interfejsu. Po przełączeniu się nań, zobaczysz znacznie uproszczony widok, który docenią również osoby starsze. Czcionka automatycznie zostaje wszędzie powiększona, a poruszanie się po menu jest bardzo proste, dzięki czemu każdy, kto nie czuje przekonania do zaawansowanych funkcji w telefonie, tutaj odnajdzie się bez problemu.
Jak widzisz, wypada to całkiem nieźle, Huawei w swojej nakładce daje naprawdę duże pole do manewru, szkoda tylko, że EMUI zaśmiecone jest zbędnymi – moim zdaniem – aplikacjami, takimi jak kompas, czy słynne już Lusterko, które w tak poważnym telefonie po prostu nie wypada, żeby się znalazło. Moim zdaniem jest to niepotrzebne zaśmiecanie systemu, który potrzebuje większego oddechu i lekkości. A nawet, gdyby Huawei uparł się na dostarczanie autorskich aplikacji, to wystarczyłoby to rozwiązać podobnie, jak robi to np. HTC, a więc zaserwować je, jako alternatywę. Chcesz, korzystasz instalujesz. A jeśli nie – to wyrzucasz do kosza.
APARAT W HUAWEI P9
Jeśli chodzi o aparat, to zdecydowanie najlepszy element tego smartfona. Bawiłem się przy nim świetnie, dostarcza bowiem nie tylko dobrej jakości zdjęć, ale także obfituje w spore możliwości. I choć konkurencja umożliwia podobne rzeczy, to mimo to Huawei daje narzędzie, dzięki któremu możesz poczuć się, jak prawdziwy fotograf. Mógłbym rzec, że wstyd jest robić zdjęcia P9 w trybie auto. Tu, aż się prosi by skorzystać z dodatków, ale wszystko po kolei…
Zacznę może od najbardziej palącej rzeczy, czyli napisu Leica, który dumnie widnieje przy dwóch obiektywach, na pleckach Huawei P9. Niestety nie ma tutaj jednoznacznej odpowiedzi na to, jak bardzo niemiecka firma angażowała się w prace nad aparatem, ale ostatecznie przyznam szczerze, że w tych okolicznościach równie dobrze mogłaby w tym miejscu być umieszczona nazwa innej marki fotograficznej, jak Zeiss, Nikon czy inna. Istotne jest to, jak aparat(y) się sprawują i jakie dają efekty, a jest moim zdaniem bardzo dobrze.
Huawei – podobnie, jak LG G5 – zdecydował się na podwójną matrycę, z tym, że w P9 obydwa obiektywy są takie same. Ta sama rozdzielczość 12 Mpix oraz ta sama ogniskowa. Obydwa obiektywy spełniają tym samym zupełnie inne funkcje niż szerokokątny obiektyw w G5. Huawei P9 wykonuje zdjęcie, tworząc je tak naprawdę z dwóch, bowiem jedna matryca zbiera informacje o kolorach, druga, czarno-biała odpowiedzialna jest za wychwytywanie szczegółów. Brzmi może skomplikowanie, ale wszystko dzieje się w ułamku sekundy i przyznaję, że ostatecznie jestem oczarowany możliwościami fotograficznymi Huawei P9. Sądzę też, że spadająca na aparat w tym modelu krytyka ze strony innych recenzentów, nie jest uzasadniona i bardziej bierze się z frustracji wyrosłej wokół niejasnej roli firmy Leica, aniżeli faktycznych możliwości matrycy.
Ok, może i szkoda, że Huawei nie zdecydował się na jaśniejszą przesłonę, bo obydwa obiektywy mają światło f/2.2, co w porównaniu z Samsungami Galaxy S7 wypada wręcz kiepsko (przypomnę Koreańskie flagowce mają jasność f/1.7), ale i tak kamerki radzą sobie całkiem nieźle. W każdym razie w praktyce różnica jest dość spora, co odbija się na zdjęciach nocnych, niemniej Huawei P9 radzi sobie pomimo hardware-owych niedogodności bardzo dobrze.
Dwa obiektywy to również możliwość skorzystania z trybu monochromatycznego, który jest absolutnie fenomenalny. Dzięki niemu na nowo odkryłem zdjęcia czarno-białe i muszę przyznać, że prezentują się one wspaniale. Zobacz sam/sama.
Kolejną zaletą dwóch obiektywów jest możliwość zabaw z głębią ostrości. Wygląda to zazwyczaj całkiem nieźle, choć są zdjęcia, w których daje się zauważyć wyraźnie, że efekt nie jest przetwarzany przez hardware, ale programowo. Gdy jednak uda nam się złapać ciekawy kadr, niewtajemniczeni obserwatorzy mogą pomyśleć, że zdjęcie zostało wykonane aparatem cyfrowym, a nawet lustrzanką.
Na słowa pochwały zasługuje również sama aplikacja. Bardzo dobrze zoptymalizowana, prosta w obsłudze z ciekawie rozwiązanym trybem manualnym. Uruchamia się go, przesuwając palec tuż nad krawędzią wirtualnej migawki. Trzeba niestety czasami dobrze trafić palcem, ale generalnie pomysł ciekawy. No i skoro jesteśmy przy trybie manualnym, to stwierdzam że Huawei P9 bardzo dobrze sprawdził się przy zdjęciach z długim czasem naświetlania. Najlepsza zabawa odbywa się, gdy korzystamy z gotowych trybów, wówczas wystarczy ustawić odpowiednio aparat na statywie i wcisnąć migawkę. Efekty? Bardzo proszę. Przy odrobinie cierpliwości uda Ci się nawet doświadczyć namiastki astrofotografii! Tak – ze smartfonem!
Huawei P9 pod kątem fotografii dostarczył mi naprawdę mnóstwo frajdy oraz zabawy, dzięki czemu urósł on w moich oczach. To doskonały telefon do archiwizowania różnych wycieczek, wypadów w miasto ze znajomymi, sprawdzi się świetnie w każdych warunkach. A gdy będziesz mieć ochotę na skorzystanie ze statywu, P9 również dostarczy wielu ciekawych rozwiązań. Nie tylko gotowych, pozwoli Ci bowiem samemu pokombinować z ustawieniami.
Więcej zdjęć – tradycyjnie – na naszym koncie FLICKR
BATERIA I TEMPERATURA PRACY HUAWEI P9
Zacznę wyjątkowo od temperatury, ponieważ ta daje się dość mocno w znaki. Niestety flagowiec Chińczyków grzeje się mocno i wcale nie zawsze w najtrudniejszych i wymagających momentach. Czasami wystarczy oglądać dłużej filmy na YouTube by poczuć, że plecki robią się ciepłe. Oczywiście wpływ ma na to doskonała przewodność metalu, przez co podwyższona temperatura równomiernie rozchodzi się po całej powierzchni plecków. Jest to niestety czasami niekomfortowe. Przyznam, że okazało się to dla mnie zaskoczeniem – liczyłem bowiem na to, że P9 nie ma tego typu problemów.
Czas pracy oczywiście zależy w głównej mierze od tego, w jaki sposób korzystasz ze smartfona. Przy moim oscylował on w okolicach 24-30 godzin. A to oznacza, że rano, po odłączeniu P9 od ładowarki, mogłem spokojnie trzymać się z dala od gniazdka elektrycznego do wieczora. Czasami nawet jeszcze na drugi dzień bateria pozwalała na poranną pracę.
Huawei P9 dostarcza też tryb oszczędności energii, który działa dwustopniowo. Pierwszy – Inteligentny ogranicza się do optymalizacji pracy procesora oraz sieci. W praktyce wpływa to m.in. na wydajność. Drugi – Ultra-oszczędny – jak sama nazwa wskazuje – ogranicza wszystkie funkcje do minimum i w zasadzie jedyną rzeczą, którą można zrobić, to wykonanie połączenia oraz wysłanie SMSa. Na przetrwanie, gdy w pobliżu nie ma gniazdka elektrycznego, a powerbank leży w domu – rozwiązanie idealnie.
Menadżer baterii jest mocno rozbudowany i możesz również podejrzeć, jaka aplikacja jest najbardziej energochłonna, dzięki czemu da się szybką ją zamknąć. Gdyby jednak to wszystko było dla Ciebie za mało, a czas pracy P9 nadal był dla Ciebie niezbyt satysfakcjonujący, możesz zmienić rozdzielczość ekranu do poziomu HD. Co prawda momentalnie rzuca się w oczy ogromna różnica w jakości obrazu w stosunku do FHD, ale jest to również element, który znacznie przedłuża życie ogniwa. Jak widać pole do popisu jest w Huawei P9 bardzo duże i należy za to pochwalić producenta.
PODSUMOWANIE
Muszę przyznać, że im dłużej korzystałem z Huawei P9, tym było mi z nim coraz lepiej. Przyzwyczajenie robi swoje i po dłuższym czasie eksploatacji mógłbym przekonać się nawet do nakładki EMUI, co nie znaczy, że w pełni ją zaakceptowałem. Z drugiej strony, nie ukrywam również, że z miłą chęcią wróciłem do bardziej tradycyjnego Androida. Tak więc Huawei P9 wzbudzał we mnie mieszane uczucia, ale mimo wszystko pozytywne.
Za co polubiłem Huawei P9? Za swój niepowtarzalny charakter. Chińczykom należy się plus, za to że kreuje swojego flagowca na produkt pochodzący od początku do końca z ich rąk. Żadnego naśladowania, żadnego kombinowania i szukania rozwiązań designerskich u konkurencji. Nie jest to najpiękniejszy telefon na świecie, ale mi bardzo przypadł do gustu. Nie wyróżnia się wyszukaną ekskluzywnością, ale jednocześnie jest bardzo ładny. W dodatku nowe wersje kolorystyczne są świetne i zarówno niebieski, jak i czerwony odcień bardzo przypadły mi do gustu.
Kolejna rzecz, za którą cenię P9 to aparat. Powtórzę jeszcze raz – kocham tryb monochromatyczny w tym aparacie! A to tylko początek przygody fotograficznej z tym smartfonem. Warto zagłębić się w jego możliwości z trybem manualnym na czele.
Huawei P9 to dobry flagowiec, ale do czołówki trochę mu jeszcze brakuje. Jeśli korzystasz ze smartfona, jak z normalnego telefonu, ograniczając się do komunikacji, to nie odczujesz różnic w porównaniu z konkurencją. Osoby, które wymagają od swojego urządzenia znacznie więcej, nie będę czuły się komfortowo.
Jaki werdykt? Huawei P9 mógłby być moim drugim smartfonem, najlepiej do robienia zdjęć. Lubię ten sprzęt, ale dla mnie niestety nakładka EMUI wciąż jest nie do przełknięcia, podobnie jak gorsza wydajność. Sytuację ratuje aparat i tylko dla niego mógłbym mieć ten model. Ale – jak przed chwilą wspomniałem – do drugiej kieszeni.