SŁOWEM WSTĘPU
Trzymam najnowszego Huawei P8 w dłoni, patrzę na niego i zachodzę w głowę, jak to się stało – oraz – kiedy to się stało, że producent tego telefonu przeskoczył z ligi beznadziejnych, plastikowych zabawek, do samej, flagowej czołówki?! Nie czekałem na Huawei P8 z wielką atencją. Byłem przygotowany na smartfona w stylu Honora lub Asus Zenfone 2, który będzie strzelał fajerwerkami, a wykonaniem nieznośnie miksował wszelkie obecne w branży wzornictwo. Ale pomyliłem się o stokroć! Huawei P8 jest smartfonem, którego z pełną odpowiedzialnością jestem w stanie polecić, pod warunkiem jednak, że nie szukasz naprawdę rasowego flagowca. Dobra cena wymagała niestety kilku kompromisów.
WYGLĄD I WZORNICTWO
Chociaż to szczegół, to mnie chwycił za serducho. I to od razu! Huawei zadbał, aby jego produkt już od pierwszego kontaktu z nim, był jak najlepszy. Dlatego przygotował całkowicie niestandardowe opakowanie, w którym znajduje się jego flagowiec. Byłem w szoku, jak Chińczycy mocno postawili na przemyślany minimalizm i estetyczne detale. Pudełko jest tak fajne, że za każdym razem chwalę je przy różnych okazjach. Kurczę – Huawei zabrał się za P8 od właściwej strony, koncentrując nawet na elementach niepozornych i mało istotnych – w końcu, jak kupisz smartfona, to opakowanie ląduje albo w śmieciach albo w szufladzie i tyle je widziano. Tutaj, chce się je pokazywać.
[showads ad=rek3]
Bo jest i co. Elegancki wieżowiec z logotypem modelu, czyli nazwą P8, to jedyne jego frontowe oznaczenie. Po zdjęciu kartonika ochronnego pojawia się czarna bryła z brązowawym frontem. Całość matowa, a lśnią nieśmiało pod światło wyłącznie logotypy na bokach i napisy Huawei Design. Aby dostać się do smartfona, trzeba zdjąć przednią klapkę. Urządzenie jest wsunięte w szczelinę i bardzo łatwo wyjmowalne. Wygląda to jednak tak zupełnie inaczej od tego, co ma w zanadrzu konkurencja, że trudno się tym szczegółem nie zachwycić!
Kiedy ściągniesz jeszcze jedną – tym razem cienką i połyskującą klapkę – zobaczysz wewnątrz dwa węższe kartoniki, opisane symbolami, które zdradzają, że znajdziesz wewnątrz instrukcję oraz ładowarkę, słuchawki i kabel USB. Zdaję sobie sprawę, że trzy akapity na opis pudełka, to może być gruba przesada, ale chciałbym widzieć Twoją minę, kiedy rozpakowujesz ten telefon. Naprawdę jest to ogromna przyjemność, pomieszana z entuzjastycznym zaskoczeniem i estetycznym zachwytem nad utrzymanym w ryzach dizajnem i wykończeniem.
Osobna sprawa, że tym samym charakteryzuje się również sam smartfon, który jest najważniejszym bohaterem niniejszej recenzji. W testach miałem wersję białą na froncie i zarazem szampańsko złotą na ramkach i pleckach. Całość jest naprawdę minimalistyczna, bardzo zachowawcza i przyjemna w odbiorze. Telefon też bardzo dobrze trzyma się w dłoni oraz jest właściwie wyważony, przy tym nie za ciężki, ale też niezbyt lekki. Cała konstrukcja waży ok. 144g.
Na duży plus zasługuje również wielkość Huawei P8, który jest po prostu bardzo cienki i zamyka się w 6,4 mm grubości, 144,9 mm wysokości oraz 72,1 mm szerokości. Wizualnie natomiast smartfon ten wydaje się grubszy. Myślę, że odpowiada za to po części szampańskie złoto oraz obłe ramki, które tak, jak i plecki są matowe, ale posiadają ostre ścięcia na krawędziach, biegnące wokół całego urządzenia, tym samym podkreślając nieco uwypuklenie samych ramek.
Oczywiście w niczym to nie przeszkadza, bo Huawei P8 dzięki temu dobrze trzyma się dłoni, krawędzie nie wbijają się nieprzyjemnie w skórę, a nawet jeśli, to owa obłość ramki dobrze niweluje to wrażenie. Oczywiście producent zadbał, aby było tutaj aluminium, a więc niemal każdorazowe wzięcie smartfona do ręki sprawia, że czuć przyjemny chłód. Świetna sprawa, tym bardziej, że P8 w zdecydowanej większości sytuacji pozostaje zimny, właściwie nie nagrzewając się.
Ponadto Huawei pomyślał o wielu fajnych niuansach, które dodatkowo miło wpływają na odbiór jego flagowca. Lewy bok nie posiada żadnych wejść ani złączy, pozostając całkowicie gładkim. Na prawym jest przycisk regulacji głośności, a poniżej niego włącznik, który został osadzony w małym, spolerowanym wyżłobieniu przez co jest świetnie wyczuwalny i równie świetnie prezentuje się przy bliższym oglądzie. Ponadto został wzbogacony o okrągłe rowki, które nie tyle są wyczuwalne, co ładnie się na tym przycisku mienią. Tym sposobem Huawei przy okazji włącznika zawarł kilka rozwiązań wzorniczych – połyskujące aluminium, matowe aluminium, fakturę na prostokątnym przycisku, który dodatkowo został ładnie wyszlifowany na krawędziach. I to chyba najbardziej krzykliwy punkt tej konstrukcji.
Co dalej? Poniżej znalazły się dwa sloty, idealnie zespolone z ramką, a ich obecność zdradzają dwa małe, ciemne otwory, do których dostaniesz się przy użyciu dedykowanego kluczyka. W jednym umieścisz kartę SIM, a w drugim kartę SD.
Na szczycie od lewej strony jest mały otwór na mikrofon oraz złącze słuchawkowe 3,5 mm. Spód – nieco wzorniczo zbliżony do iPhone’a 6, z grillem po prawej i lewej stronie, zlokalizowanym centralnie portem micro-USB, pomiędzy którym są dwie eleganckie śrubki. Nie wiem, czy mają jakiekolwiek zastosowanie praktyczne, ale estetycznie bomba! Sam tył to niemal doskonała ostoja spokoju, którą burzy biały pasek, w który Huawei w modelu P8 wkomponował aparat oraz podwójną diodę doświetlającą.
Osobno muszę kilka zdań napisać też o froncie, który jest bardzo przemyślany. Nie ma tutaj żadnych zbędnych rozwiązań, absolutne minimum, począwszy od niezwykle chudych ramek, a kończąc na ładnej maskownicy głośnika rozmów, oczku aparatu i czujnikach światła. Całościowo prezentuje się ten smartfon zgrabnie, łagodnie i minimalistycznie. Naprawdę kawał świetnej roboty.
[showads ad=rek2]
EKRAN
Na temat ekranu napiszę chyba najkrótszy akapit w historii swoich recenzji. Po prostu nie ma tutaj niczego, co w jakikolwiek sposób producent chciałby podkreślić. Przejrzałem nawet materiały prasowe i właściwie… Nic, cisza. I w sumie mnie to nie dziwi. P8 startuje z wyświetlaczem o przekątnej 5,2 cala, na którym prezentuje bardzo dobrą rozdzielczość w 424 punktach na cal, czyli Full HD 1080×1920 pikseli. Jestem w stanie zrozumieć powściągliwość Huawei, skoro LG czy Samsung biją po oczach panelami 2K. Niemniej pomiędzy QHD, a FHD różnicy w powierzchownym odbiorze nie ma znacznej, zatem nie widzę powodu, aby wydatnie to roztrząsać, chociaż amatorzy VR nie będą zachwyceni – co jest dość zrozumiałe.
W mojej opinii ekran ten charakteryzuje się bardzo dobrą jasnością, czytelną nawet w słoneczne dni, a jakość obrazu jest na wysokim poziomie, kąty widzenia świetne, wszystkie detale, czcionki, nasycenie barw etc., prezentują się bardzo atrakcyjnie. Sam chętnie poznałbym więcej szczegółów na temat zastosowanego panelu, bo robi kapitalne wrażenie, które dodatkowo podkreśla rewelacyjna nakładka systemowa.
[showads ad=rek2]
Jedyny minus jest chyba tylko taki, że trochę się palcuje, ale czyszczenie też nie jest jakieś męczące, więc można przymknąć na to oko.
WYDAJNOŚĆ
Huawei P8, to przede wszystkim demonstracja siły samego producenta, który sięga po główny układ napędzający do własnego portfolio i stosuje tutaj ośmiordzeniowy procesor na 64-bitowej architekturze, taktowany zegarem 2GHz na rdzeń, o dość egzotycznej nazwie – Hisilicon Kirin 930. Pierwszy raz z układami Huawei spotkałem się, kiedy recenzowałem pierwszą edycję Honora 6 i już wtedy byłem w dużym szoku, jak dobrze chip ten sprawdza się w akcji. Nie inaczej jest tutaj.
P8 mknie niczym tornado. Jest wydajny, błyskawiczny i bardzo chłodny, co po ostatnich doświadczeniach z grzejącymi się Snapdragonami jest dla mnie bardzo miłą niespodzianką i odmianą. Dotychczas świata poza amerykańskimi procesorami nie widziałem, ale seria Hisilicon Kirin ma jeszcze nad czym popracować, o czym za chwilę. Natomiast być może jest tak, że w jakichś testach porównawczych benchmarki wykręcą Qualcommowi znacznie lepsze wyniki, ale dla mnie cyfry to tylko cyfry. Liczy się przede wszystkim feeling, który mam ze smartfonem na co dzień, stawiając mu dziesiątki zadań do wykonania i w tym boju liczy się dla mnie, jak sobie poradzi z ogólną płynnością i efektywnością.
[showads ad=rek1]
I tak się składa, że Huawei P8 z Hisilicon Kirin 930 przy zdecydowanej większości zadań dowodzi, że to naprawdę dobry układ, chociaż nie wszystko jest tutaj złotem. O ile codzienne akcje rzeczywiście udają się temu chipowi naprawdę nieźle, to już przy obróbce bardzo zaawansowanych, dużych graficznych rozdzielczości tak kolorowo nie jest. Porównanie mam z Nexusem 6, który pracuje na Snapdragonie 805. W tych samych aplikacjach, tam gdzie Hisilikon Kirin 930 zwyczajnie wysiada, bo np. przesunięcie obrazka kończy się lagami i klatkowaniem, w N6, który ma przecież rozdzielczość 2K, więc procesor Qualcomma (notabene 32-bitowy i czterordzeniowy, a nie x64 i ośmiordzeniowy, jak Kirin) musi włożyć więcej sił, aby odpowiednio renderować obraz. I wyobraź sobie, że problemy, z którymi nie może poradzić sobie przy tym zadaniu flagowiec Huawei, w ponad rocznym Nexusie 6 znikają w mgnieniu oka – proces skalowania odbywa się płynnie i bezproblemowo. Sprawdzałem też wydajność na AutoCAD 360 i tutaj P8 dawał sobie już radę lepiej, ale przy grafice, nawet złożonej z mniejszej ilości elementów, było kiepsko.
Natomiast jeśli dodam, że flagowe dziecko Huawei wspierają 3 GB pamięci RAM, to robi się przyjemniej, prawda? :) Do tego akcelerometr, żyroskop, czujnik światła, NFC, GPS, kompas… Aczkolwiek jest jeszcze kilka niuansów, które przy zestawieniu z innymi słuchawkami premium robią różnicę. I to dużą…
Po pierwsze – już właściwie nie spotyka się w prominentnych telefonach pamięci 16 GB, a tutaj takowa jest w standardzie. Trochę mało, przywykłem już do 32 GB, które mam na co dzień w Nexusie 6 i w co drugim testowanym smartfonie. Po drugie jest uboższy moduł WiFi pracujący w standardzie 802.11 b, g, n, ale zabrakło ac, który kolosalnie polepsza łączność nawet przy kiepskim połączeniu. Trzecim minusem jest brak funkcji szybkiego ładowania. Żal ściska też z powodu braku ładowania bezprzewodowego. Korzystam z tego na co dzień i tutaj tęskniłem do tej funkcji.
Inna sprawa, że jak weźmiesz na warsztat chociażby Galaxy S6 czy LG G4, to okaże się, że dzięki ekranom 2K możesz korzystać z coraz powszechniejszych gogli VR, bo tutaj – w P8 – już akurat pikselozę przy FHD widać mocno. Flagowiec Samsunga posiada też czujnik Halla i tętna oraz barometr, gdzie z tego ostatniego już chociażby w dwuletnim Nexusie 5 korzystałem bardzo często. Telefon od Huawei tego nie ma.
Domyślam się, że cena musi być czymś uzasadniona (w tej chwili w popularnym polskim serwisie aukcyjnym, nowe sztuki zaczynają się od 1385zł!), skoro postawiono na genialny aparat, a w zestawie znajdziesz nawet słuchawki. No ale albo się jest flagowcem, albo się pudruje niedostatki, czyli nim się nie jest. Oczywiście moim zdaniem Huawei P8 ma tyle zalet, że w wielu punktach się broni, ale żaden świadomy fan Samsunga Galaxy czy LG z serii G nie przeskoczy na P8 wiedząc o tych brakach i niedociągnięciach.
Żeby było jasne – nie wpływa to w żaden nadzwyczajny sposób na jakość korzystania z nowego Huawei, ale też jak już przywykłem do bezprzewodowego ładowania, większej pamięci i szybszego WiFi, a także ładowania telefonu w godzinę z haczykiem, to ciężko mi wysiedzieć 2,5h z ładowarką w gniazdku. Natomiast to, co się na pewno Huawei przy tym modelu – poza opakowaniem, wyglądem i aparatem – udało, to przede wszystkim autorska nakładka na Androida!
[showads ad=rek3]
SYSTEM, MULTIMEDIA, APLIKACJE
Mam wielką ochotę w tym akapicie zrobić odezwę do Asusa! Jeśli czytałeś moją recenzję Zenfone 2, to już wiesz, że smartfon ten rozczarował mnie nie tylko wykonaniem i użytymi materiałami, ale też przeładowanym softem, którego zalet nie byłem w stanie docenić, gdyż wodotryski atakowały mnie z każdej strony. Po Huawei – zwłaszcza mając w pamięci testy pierwszego Honora 6, nie spodziewałem się niczego innego. Jak wielkim zaskoczeniem okazało się dla mnie również to, że Chińczycy naprawdę solidnie odrobili zadanie domowe!
Huawei P8 pracuje z Androidem Lollipop 5.0 na pokładzie. Nie do pomyślenia, że flagowiec może być z tak zapóźnionym systemem na pokładzie, tym bardziej, że kolejne update’y przyniosły sporo poprawek i wniosły wiele dobrego do Lizaka. Żaden też liczący się gracz nie ma takich opóźnień z dostarczaniem nowszego softu, a o łatki bezpieczeństwa też tutaj przecież idzie. Huawei – punkt ten do poprawy i to w trybie pilnym!
Lollipop 5.0 działa tutaj z autorską nakładką EMUI 3.1 i domyślam się, że to ona jest tutaj główną winowajczynią. Również, jak w Zenfone 2 jest niesamowicie rozbudowana, toteż programiści mają co robić i być może bardziej opłaca się im poczekanie na Androida 6.0 Marshmallow. Niemniej muszę to wyraźnie zaznaczyć – nakładka Huawei jest świetna. Dawno nie widziałem tak rewelacyjnego interfejsu. O ile ten domyślny, dominujący przy pierwszym włączeniu jest jak dla mnie zbyt ciemny, tak już zmiana tapety lub wybór innego motywu sprawiają, że smartfon ten jest nie do poznania.
Środowisko jest ultraczyste, przestrzenne, logicznie zaprojektowane, poprawnie przetłumaczone na język polski, a do tego szybkie, intuicyjne i funkcjonalne! Sporo superlatyw, co? Ale tak się składa, że EMUI 3.1 bardzo przypomina mi w niektórych miejscach iOS od wersji 8, szczególnie wizualnie. Ładne efekty przejść, do tego prześwity na tło, wszystko jest doskonale płaskie, barwy pastelowe, okna komunikatów czytelne i estetycznie zachwycające, a sam rozwinięty pasek powiadomień, to jedna z najładniejszych wg mnie realizacji tego menu na Androidzie. Huawei wystylizował je bowiem na oś linii czasu, dodał subtelne kolory, dorzucił własne ikony i okazało się, że wygląda to nowocześnie, świeżo i po prostu pięknie!
Zresztą motywów do pobrania i zainstalowania w ramach tego interfejsu jest sporo. Natomiast już niezależnie od tego będziesz mógł faktycznie sporo zrobić pod względem personalizacyjnym, bowiem EMUI 3.1 już od blokady ekranu wychodzi z wieloma opcjami przed szereg, chociaż jeśli gustujesz w azjatyckich słuchawkach, to rozwiązania te nie będą dla Ciebie nowością.
Najlepiej odblokować Huawei P8 gestem przeciągnięcia palcem od lewej strony ekranu w linii poziomej. Wykonanie ruchu z dołu do góry wysunie dolne menu, z którego łatwo wejdziesz do Ustawień, włączysz latarkę, dyktafon, kalkulator, czy zmienisz albo spauzujesz słuchany utwór muzyczny. Przeciągnięcie w ten sam sposób palcem z prawego narożnika spowoduje włączenie aparatu. Oczywiście to styl domyślny odblokowywania, bo zależnie od motywu jest ich sporo.
Ponadto jest masa konfiguracji, które można zmieniać, zależnie od własnych nastrojów: tapety, widgety, efekty przejść pomiędzy ekranami, układ ekranu głównego z siatki 4×5 na 5×4 lub 5×5, czy też taki drobiazg, jak chociażby powiadomienia na ikonach aplikacji, że właśnie przyszedł SMS, e-mail czy masz nieodebrane połączenie.
Jak się zapewne domyślasz Azjaci mają swój patent na interfejs Androida i wyłączają dostęp do menu głównego. Z tego powodu wszystkie aplikacje są instalowane bezpośrednio na pulpicie. Pierwszy raz spotkałem się z tym, że niektóre z nich się dublowały. Całe szczęście, że można umieszczać je w dedykowanych folderach, ale zasadniczo nie lubię tego rozwiązania i strasznie mnie denerwuje. Na pulpicie lubię mieć tylko to, z czego korzystam najczęściej, a resztę alfabetycznie w klasycznym menu. Niestety tutaj tak nie ma i ja się w swoich apkach gubiłem.
Jakimś rozwiązaniem jest zaznaczenie w Ustawieniach ekranu głównego, aby automatycznie zapełniał puste miejsca po jakichś odinstalowanych aplikacjach lub ręczne wyrównywanie nich poprzez potrząśnięcie smartfonem, ale ja tego nie lubię i żadne to dla mnie ułatwienia. Tak samo, jak obecność czegoś, co się nazywa Przyciskiem wiszącym, który umieścić w postaci białej rezonującej kropki w dowolnej części ekranu, a po tapnięciu w nią wybierzesz możliwość używania jej, jako przycisków blokady ekranu i nawigacyjnych. Jedyne, co może się tam na gorąco przydawać to opcja szybkiego oczyszczania pamięci podręcznej.
Huawei oprócz tak wielu opcji ustawień, dostarcza P8 również z dedykowanymi aplikacjami. Pierwszą, która rzuciła się mojemu oku okazał się prosty eksplorator danych zgromadzonych w pamięci, czyli apka Pliki. Tutaj miałem dostęp do dokumentów, utworów muzycznych, filmów, obrazów etc. Podglądałem też jak bardzo zapełniona jest pamięć podręczna i wewnętrzna. Jeśli masz fioła na punkcie prywatności, to intymne pliki możesz w tej aplikacji zaszyfrować klikając w ikonę Sejf.
W P8 znajdziesz też Highlights, czyli sklep z dedykowanymi apkami i rekomendacjami, ale coś nie chciało to po ludzku działać… Dalej jest Todoist, czyli aplikacja do zarządzania zadaniami i notatkami, Zinio czyli sklep z elektroniczną prasą, czy WPS Office, dla którego całkowicie nie widzę zastosowania, skoro od ręki Microsoft udostępnia pakiet Office na Androida zupełnie za darmo.
Dalej są już same standardy, w stylu Lustra, Powiększenia, Kopii zapasowej, Radia FM, Kalkulatora, Pogody i innych drobiazgów, którym nie wiem, czy jest sens poświęcać miejsce. W każdym razie Huawei postarał się, aby z jego smartfonem premium niczego do szczęścia Ci nie zabrakło, a do tego zapakował to w bardzo ładną, estetyczną nakładkę, która pomimo wielości opcji, nie razi przeładowaniem.
APARAT
Bezwzględnie aparat w Huawei P8, to jego absolutnie najlepsza opcja związana z wyposażeniem. Zresztą pracy kamerki nie ustępuje również działanie oprogramowania, które jest utrzymane w tonie całej nakładki systemowej i sprawdza się bardzo dobrze przy nawigowaniu po poszczególnych opcjach i ustawieniach. W każdym razie szukając fotograficznego smartfona w żadnym razie nie możesz pominąć tego egzemplarza!
P8 otrzymał aparat główny z matrycą 13 Mpx – jak chwali się na swojej stronie głównej producent – jest to pierwszy smartfon wykorzystujący technologię czterech, a nie trzech kolorów, przy wykonywaniu zdjęcia (RGB -> RGBW). Ponadto aparat wyposażony jest w optyczną stabilizację obrazu oraz funkcję DSLR, stosowaną gł. w amatorskich aparatach cyfrowych, zatem jakościowo fotki wykonane P8 mają być podobne do tychże właśnie. Czy tak jest faktycznie?
Myślę, że ocenić musisz sam/-a. Poniżej znajdziesz zdjęcia, które na potrzeby recenzji pomniejszyłem z uwagi na obciążenie serwera i samego tekstu, ale w oryginalnych rozmiarach tradycyjnie już – umieściłem na naszym koncie w serwisie Flickr. Wg mnie, to jeden z najlepszych smartfonów fotograficznych na rynku i śmiało można go ustawić w jednym szeregu z wiodącymi Samsungami serii Galaxy S, czy Note, a także takimi tuzami, jak chociażby LG G4.
Fotki są bardzo jasne (dzięki też takiej przysłonie f/2.0), aparat pracuje niezwykle szybko, natychmiast łapie ostrość nawet w gorszych warunkach oświetleniowych, a jeśli ręcznie ją nastawiasz, automatycznie na ekranie pojawia się ikona słońca, która pozwala rozświetlić scenę przed zrobieniem zdjęcia lub ją ściemnić. Huawei dodał też kilka trybów fotografowania oprócz tradycyjnego, a więc Tryb poklatkowy, Malowanie światłem, które tak promuje, Makijaż cyfrowy oraz możliwość kręcenia klasycznego wideo – z tym, że niestety – wyłącznie w rozdzielczości Full HD…
Biorąc pod uwagę fakt, że u konkurencji od zeszłego roku standardem jest 4K, to P8 na tym tle wypada blado. Huawei jakby chcąc ratować sytuację dodał tutaj opcję nagrywania filmów w jednoczesnym połączeniu jego flagowca z kilkoma innymi smartfonami na Androidzie, tak aby stworzyć przestrzenny materiał, ale bladego pojęcia nie mam kto, kiedy i w jakich okolicznościach miałby z tego korzystać?
Nie zabrakło jednak kilku innych fajnych dodatków, jak choćby opcji Ostrości na wszystko, która już po zrobieniu zdjęcia, umożliwia wybranie punktu, który chciałbyś wyostrzyć. W tym celu z tym ficzerem fotografuj obiekty znajdujące się blisko Ciebie, ale nie może ich być ostatecznie za wiele, bo ustawienie ostrości na jakichś drobniejszych przedmiotach nie do końca się udaje. Trzeba też uważać, aby nie ruszać rękoma, więc najlepiej użyć selfiestick ze statywem do tego. Duży plus daję za to, że uwiecznienie danej chwili jest błyskawiczne, więc jeśli nie drżą Ci za bardzo dłonie, to fotka na pewno się uda!
Zawiódł mnie natomiast tryb HDR, który właściwie nie wnosi wielkich zmian w stosunku do trybu automatycznego, więc nawet zdjęcia pod jasne światło wychodziły ciemne… W nagrodę jest coś lepszego! Z Super nocą, to dopiero była przygoda, aczkolwiek konieczny jest do tego celu statyw. Jak wspomniałem – polecam selfiestick ze statywem, wówczas dzieją się cuda na naszych oczach. Każde miejskie, nocne oświetlenie wygląda, jak z widokówki. Podobnie z malowaniem światłem, chociaż mam tutaj pewne zastrzeżenie. Tak naprawdę podobne efekty można uzyskiwać w innych telefonach np. Samsunga, więc jest to bardziej krok w stronę marketingowego podkreślania innowacyjności, która wcale innowacyjna nie jest. Bo, żeby zrobić użytek z tego efektu (myślę o malowaniu światłem lub super nocy), to konieczne jest targanie ze sobą statywu, bo inaczej nic z tych kadrów nie będzie. Najmniejsze drgnięcie dłoni sprawi, że obraz dosłownie się rozjedzie i rozmyje, aż do uzyskania efektu świetlnej, kolorowej plamy.
[showads ad=rek2]
Podoba mi się, że Huawei postanowił tej opcji oddać głos w fotografii, ale dla mnie trochę to tak, jakby inny producent wpadł na pomysł, że jego nowy smartfon będzie potrafił uwiecznić fajerwerki. Po pierwsze tutaj będziesz też potrzebować statywu, po drugie najefektowniej zrobisz im zdjęcia w noc sylwestrową, po trzecie może uda Ci się załapać na jakąś imprezę okolicznościową, na której użyjesz tego raz jeszcze. I tyle. Podobnie z malowaniem światłem itd. – są to fajne rzeczy, ale bez statywu ani rusz. A kiedy powstają zdjęcia? Spontanicznie, w czasie nocnej imprezy ze znajomymi i podczas wakacyjnej wycieczki. Nawet w górach nie uwiecznisz tym pięknego nieba bez statywu, a już widzę, jak targasz go na wysokość chociażby 1500m…
BATERIA I TEMPERATURA
Bateria, to mocniejszy punkt w recenzowanym smartfonie. Huawei P8 wyposażono w niezbyt imponujące ogniwo, o pojemności 2680 mAh, ale jego wydajność jest naprawdę niezła. Jeden dzień pracy w trybie mieszanym lub półtorej dnia, jeśli nie będziesz zbytnio dokazywać. W praktyce przekłada się to na dobre czasy działania ekranu, przekraczające nawet 3h. Problem leży jednak w braku opcji ładowania bezprzewodowego oraz szybkiego ładowania. Z tego drugiego powodu – trzeba liczyć dobre 2,5-3h na naładowanie do pełna smartfona. Przy moim tempie pracy trudno się obejść w takich sytuacjach bez powerbanku.
Dzięki uprzejmości firmy Huawei model P8 mógł trochę poleżeć w mojej redakcji, zatem przeszedł również przez ręce Przemka Krawczyka i Jędrzeja Mosiężnego. W związku z tym – każdy z nas mógł też wypowiedzieć się na temat temperatury pracy. Zdawało mi się zawsze, że używam smartfona dość intensywnie i moje spostrzeżenia są takie, że temperatura pracy była bardzo w porządku i nawet przy wymagających zdjęciach w trybie Malowania Światłem lub Supernoc, kiedy kadr był odpowiednio długo naświetlany, to i tak P8 pozostawał cały czas zupełnie chłodny. Niezwykle rzadko odczuwałem nieco większą ciepłotę na obudowie.
Innego zdania jest Przemek, wg którego Huawei potrafił się minimalnie zgrzać, ale nie dostarczał dyskomfortu w czasie pracy. Jędrzej za to – przebił nas wszystkich, bowiem naprawdę przyłożył się do agresywnego testowania i w jego dłoniach flagowy P8 grzał się i to solidnie. Wniosek z tego płynie następujący: smartfon ten przy codziennej, mieszanej pracy, z użyciem kilku ulubionych apek – nie sprawia żadnych cieplnych problemów. Przy bardziej intensywnym użytku potrafi się nieco spocić, ale nie osiąga temperatur większości Snapdragonów. Natomiast przy katorżniczej pracy, kiedy w kilka godzin będziesz chciał wykończyć baterię – ciepłota da o sobie znać. W mojej osobistej opinii – mimo wszystko był to jeden z chłodniejszych smartfonów, jakie testowałem w ogóle.
[showads ad=rek1]
PODSUMOWANIE
Trudne podsumowanie. Z jednej strony jestem w stanie uwierzyć w każdy argument przemawiający za tym smartfonem, a z drugiej mam poczucie niespełnienia. Możliwe, że jestem idealistą, który jak słyszy premium, to oczekuje Premium pisane wielką literą. Niestety – w mojej opinii – Huawei P8 wiele brakuje do tego poziomu.
Teoretycznie nie jest w nim potrzebny ekran 2K, ale w praktyce – w żadnym headsecie kompilowanym ze smartfonem nie będziesz miał takiej przyjemności używając P8 ze zwykłym FHD, jak wypada to przy ekranach od LG czy Samsunga. Teoretycznie nie potrzebujesz kręcenia wideo w rozdzielczości 4K, ale w praktyce za chwilę, na panelach, które dostarczają producenci telewizorów, odtworzenie urodzin dziecka okaże się pikselową katorgą. Tak się składa, że ja takie filmy kolekcjonuję, więc jednak ma to znaczenie. Teoretycznie procesor Kirin doskonale radzi sobie ze wszystkimi zadaniami, ale w specyficznych sytuacjach, kiedy musisz obrobić skomplikowaną grafikę, okazuje się, że zwyczajnie nie daje rady. Pewnie, że wina może leżeć też po stronie aplikacji, ale nie dość, że na moim dużo starszym Nexusie 6 nie ma tych problemów, to jeszcze nie pojawiały się nawet na developerskiej edycji Androida M.
Dołóż do tego teoretycznie niepotrzebny barometr, którego nie ma, teoretycznie niepotrzebne ładowanie indukcyjne, małą pamięć fizyczną na pliki (16 GB, kiedy wśród flagowców standardem są już 32 GB), brak wsparcia dla WiFi 802.11ac i nagle okazuje się, że to – już zupełnie serio – całkowicie teoretyczny flagowiec. Smartfon, który dobrą miną próbuje nadrabiać kiepską grę. Bo sama nakładka – w istocie – jest świetna. Aparat – bomba. Efekty świetlne nim uwieczniane – również. Ale w praktyce, bez statywu robi się z tego nieużyteczna funkcja w codziennym korzystaniu. I okazuje się, że najlepiej w tym smartfonie wypadają niskie temperatury pracy – naprawdę, piszę to bez cienia ironii – żaden inny flagowiec nie może się tym pochwalić.
Jak dla mnie – z uwagi na cenę – jest to telefon wart zainteresowania, ale pod jednym warunkiem – że nie masz większych oczekiwań od produktu premium. No i zdajesz sobie sprawę, na jakie idziesz kompromisy…
[showads ad=rek3]