SŁOWEM WSTĘPU
HTC 10 evo przywitałem bardzo ciepło na polskim rynku. Mogłem też, jako jeden z pierwszych blogerów technologicznych w Polsce testować go przez kilka tygodni. I polubiłem tego smartfona, aczkolwiek w najważniejszym dla mnie punkcie przegrywa z kretesem. Niestety, ale HTC 10 evo pomimo swojego fantastycznego wyposażenia, pracuje bardzo ociężale i sporo przycina. A wydajność to dla mnie punkt bezwzględny. Z tego powodu mam też problem z jednoznacznym ocenieniem HTC 10 evo…, który paradoksalnie przypadł mi bardzo do gustu.
Najchętniej wystawiłbym mu rewelacyjną metryczkę, ale wiem że to nie będzie wobec Ciebie Czytelniczko i Czytelniku uczciwe. Z drugiej strony podskórnie czuję, że za wiele bym nie skłamał, bo intuicyjnie czuję, co za te przycinki odpowiada, i myślę, że jest to niedopracowany (o zgrozo wciąż!) przez Google’a Android 7.0 Nougat, na którym smartfon ten pracuje oraz – źle zoptymalizowana nakładka systemowa, za co winę ponosi już HTC. Ale ten producent akurat ma sporo doświadczenia w bardzo dobrym składaniu własnych modyfikacji z dedykowanym softem, więc i tutaj czuję niemałą konfuzję.
Śmiało mogę napisać już teraz, że HTC 10 evo wyróżnia sporo kluczowych cech, które z tego smartfona robią rewelacyjny i superłakomy kąsek. Należą do nich m.in. fantastyczny wyświetlacz, kapitalnie wzmocnione szkło Gorilla Glass 5, niezły aparat z bardzo dobrym trybem Pro, a do tego HTC 10 evo serwuje muzykę takiej jakości, że po prostu nie chce się przestać jej słuchać!
WZORNICTWO I WYKONANIE HTC 10 evo
Dizajn HTC 10 evo, to tak naprawdę rundka po wzornictwie zaproponowanym wraz z flagowym HTC 10 (jego recenzja TUTAJ). Zresztą, jeśli przyjrzysz się opisywanemu tutaj urządzeniu, szybko zauważysz, że tak naprawdę jest to HTC 10 Bolt bez jacka 3.5mm, czyli klasyczna dziesiątka, która trafiła na rynek amerykański, pod zmienioną nazwą. Patrząc na hardware można oczekiwać szybkości Bolta, ale w realu wypada to trochę inaczej…
Niemniej HTC 10 evo to smartfon, który wzorniczo jest bardzo charakterny. W recenzji zwykłej dziesiątki mocno krytykowałem urządzenie za jego wygląd. Wówczas miałem wariant w kolorze srebrnym. Tym razem HTC przysłał do mnie model grafitowo-czarny, który po prostu wygląda genialnie. Czuję się wybity z tropu, bo jednak krytyki HTC 10 nie szczędziłem w żadnym zdaniu, a tutaj – w HTC 10 evo – widzę więcej spójności i czuję chemię z tym smartfonem.
Myślę, że to zasadnicza zasługa kolorystyki oraz całkowicie prostych plecków (w zwykłym 10 są lekko łukowate), które idealnie korespondują z ostrymi i bardzo mocno ściętymi krawędziami. Sam kolor wygaszają wszelkie krzykliwe frezy i agresywne zakończenia, tak by jednoznacznie można było skojarzyć evo z silnym, monolitycznym i bezkompromisowym klocem! I taki charakter produktu jest dla mnie znacznie ciekawszy, bo nabiera tożsamości. Ale właśnie w takim, a nie innym kolorze.
Różnic względem flagowego HTC 10 pod kątem dizajnerskim jest w HTC 10 evo naprawdę niewiele. Nie ma wspomnianego złącza 3.5mm, bowiem słuchawki producent dorzuca od siebie, a do tego ze złączem USB typu C, zatem to w ten sposób się je podłącza. Od razu podkreślę, że brzmią one fantastycznie.
Ponadto – minimalnie w evo różnią się przyciski regulacji głośności, rozmieszczenie slotów na kartę SIM i micro-SD, położenie głośnika muzycznego na spodzie, czy kamerki na froncie i wygląd głośnika rozmów (bowiem model ten jest pyłoszczelny i odporny na zatopienia – spełnia warunki normy IP57). Są w evo dwie diody notyfikacyjne – jedna powiadomień na skraju ramki, a druga powyżej wyświetlacza sygnalizująca ładowanie baterii. Trochę inaczej wkomponowano też na pleckach diodę doświetlającą. I w zasadzie to wszystko – zasadniczo HTC 10 evo, to wariant HTC 10 po lekkim lifingu lub też – w bardziej wizualnie spójnym koncepcie.
Świetnie z kolorem urządzenia koresponduje jego waga wynosząca 170g (jest cięższy od flagowca) oraz rozmiar (ciut cieńszy), zamknięty w następujących parametrach: 153,59×77,3×8,09mm. Nie jest to może najsmuklejszy smartfon, ale polubią go wszyscy mężczyźni lubiący czuć w dłoni konkret. HTC 10 evo wykonany jest ze stali, zatem przyjemny chłód potrafi ostro gryźć się tutaj z wysoką temperaturą, którą podczas pracy wytwarza procesor.
WYŚWIETLACZ W HTC 10 evo
We wstępie napisałem, że cenię ekran w HTC 10 evo. Jak to się ma do mojej krytyki wyświetlacza w recenzji zwykłego HTC 10? Otóż w modelu evo, producent zastosował panel Super LCD 3, a zatem – teoretycznie – o dwie klasy niższy niż w regularnym flagowcu, w którym jest Super LCD 5. Niemniej – jak dla mnie – wyszło to z korzyścią dla recenzowanego tutaj produktu. Mój podstawowy zarzut względem regularnej dziesiątki był taki, że Super LCD 5 w nim zastosowany okazał się za ciemny, a kolorystyka bardzo przyjemna, acz nie porywająca, chociaż przyznaję, że ten ostatni zarzut może być dyskusyjny, bo po prostu moje oczy nawykły do AMOLED-ów, więc musisz osobiście zweryfikować swoje oczekiwania pod tym kątem.
Teraz – w 10 evo – jest dużo lepiej. Jasność jest na porządnym poziomie, kolory można podkręcić systemowo (chociaż bardziej widać żółtawą poświatę, aniżeli same cieplejsze barwy), a sam panel urósł do 5,5 cala. Jest w HTC 10 evo świetny pod względem rozdzielczości typ wyświetlacza, bowiem ta wynosi rewelacyjne 2560x1440px (Quad HD), a gęstość ułożenia pikseli aż 534 punkty na cal (ppi). Jest to o 30px mniej niż w zwykłym HTC 10, ale ten ma mniejszy panel o przekątnej 5,2 cala. Dla ludzkiego oka nie ma to żadnego znaczenia. Słowo – nie zauważysz najmniejszego nawet piksela.
Ale już wielkość wyświetlacza, nawet tak minimalnie zwiększona, wpływa korzystnie na obsługę wielu okien, która trafia natywnie do Androida 7.0 Nougat oraz jest przyjazna pod kątem czytania eprasy, newsfeedów oraz ebooków, czemu ja akurat oddaję się niemal bez przerwy. Sam panel wyposażony jest też w funkcję obsługi w rękawiczkach poprzez dedykowany Tryb rękawiczek. Wówczas jest wyraźnie wrażliwszy na dotyk, a tapnięcia są widoczne poprzez systemowo generowane okręgi, które ułatwiają nawigację i pomagają w precyzyjniejszej obsłudze, kiedy masz na dłoniach właśnie rękawiczki, a na zewnątrz rządzą minusowe temperatury.
Inną ogromną zaletą wyświetlacza jest obsługa Trybu Nocnego, którego intensywność HTC pozwala w 10 evo wyregulować. Innymi słowy niweluje on intensywność świecenia niebieskiego światła, co chroni oczy i wpływa pozytywnie na zasypianie, jeśli do późna patrzysz w ekran smartfona. Swoją drogą możesz zdefiniować godziny, w których będzie w tym trybie 10 evo pracować lub zaznaczyć, aby działał on od zachodu do wschodu słońca. Przy tej ostatniej opcji uważaj, bo faktycznie jest to zgrane z godzinami, o których jest wschód i zachód, toteż teraz (piszę ten tekst w styczniu 2017 roku) Tryb Nocny włącza mi się po godzinie szesnastej ;). Im dłużej będzie trwał dzień, tym później będzie się włączał. Ekstra!
Dużym plusem jest też zastosowanie przez HTC przycisków pojemnościowych w 10 evo, dzięki którym do dyspozycji masz naprawdę całe 5,5 cala powierzchni roboczej, która niczym nie jest ograniczona. Jak dla mnie – bardzo efektywnie i przyjemnie! Daję już nawet spokój przyciskowi domowemu, którego czepiałem się w recenzji flagowego HTC 10 za to, że wygląda bliźniaczo z tym samsungowym. Inni producenci też idą tą drogą, więc nie ma co drzeć dzisiaj z tego powodu szat. Inna sprawa, że pod tym przyciskiem ukryto superszybki i rewelacyjnie działający czytnik linii papilarnych.
Ale prawdziwą bombę zostawiam na koniec. Jest nią Corning Gorilla Glass 5, czyli szkło ochronne, które pokrywa front HTC 10 evo. Przy okazji – producent zdobył się na coś niesamowitego. Jako, że szkło to słynie z tego, że ciężko je stłuc, już w swoich materiałach promujących 10 evo – HTC zapewnia, że jeśli upuścisz jego smartfona z wysokości około 1,6m, to frontowe szkło nie pęknie! Cóż, nie mogłem się powstrzymać przed tą pokusą i… wielokrotnie z takiej wysokości upuściłem HTC 10 evo na kilka różnych powierzchni – dębowy parkiet, panele podłogowe, twarde płytki kuchenne. Efekt? Zero zarysowań na szkle oraz – co mnie bardzo zdziwiło – żadnych uszkodzeń na rantach, czy bokach urządzenia.
Tak się składa, że kieszeń w spodniach znajduje się mniej więcej na wysokości jednego metra, a nierzadko zdarza się, że smartfon wysunie się z niej po założeniu nogi na nogę, więc jeśli nie podrzucisz HTC 10 evo, to nie powinno mu się nic przy upadku z takiej wysokości zdarzyć. Czasami wypadnie zwyczajnie z dłoni. W jeszcze innych przypadkach – zsunie się z blatu stołu, niechcący trącony. Niezwykle rzadko zdarzają mi się takie sytuacje, ale tym razem – testując HTC 10 evo – sam ich szukałem i guza modelowi temu nie nabiłem.
Oczywiście nie rzucałem tym smartfonem, nie brałem zamachu przed upuszczeniem na podłogę, nie prowokowałem jakichś dwuznacznych sytuacji. Po prostu typowo sprawdzałem, jak wytrwa z zderzeniu z podłożem płaskim. Nie jest to oczywiście Motorola X Force i celowych upadków na pewno nie przetrwa, ale za to HTC 10 evo pozwala zachować poczucie bezpieczeństwa i daje nieco większą tolerancję w sytuacjach ryzykownych pod kątem uszkodzeń mechanicznych ekranu.
WYDAJNOŚĆ I TEMPERATURA PRACY HTC 10 evo
Piętą achillesową HTC 10 evo jest… punkt, w którym nikt by go o to nie posądził, a mianowicie – wydajność… I naprawdę, zupełnie, całkowicie i bezwzględnie – nic, zupełnie nic na to nie wskazywało, że tak właśnie będzie. Rozwinę tą myśl zaraz pod poniższą tabelką…
Specyfikacja HTC 10 evo | |
Procesor | Qualcomm Snapdragon 810, 8 rdzeni, taktowanie do 2GHz |
Wyświetlacz | 5.5-cala QHD (2560×1440 pikseli = 534ppi), Super LCD 3, Corning Gorilla Glass 5 z zakrzywionymi krawędziami |
Pamięć RAM | 3 GB RAM |
Pamięć na pliki | 32 GB ROM + slot kart microSD do 2TB |
Aparat tylny | 16MP z detekcją fazy (PDAF), matrycą BSI, Optyczną Stabilizacją Obrazu (OIS). Przysłona ƒ/2.0 i długość ogniskowej 28 mm; szklany obiektyw; dwutonowa lampa błyskowa LED. Funkcje: tryb profesjonalny z nowymi funkcjami i obsługą formatu RAW, automatyczny tryb HDR, Fotografowanie w trybie Zoe, Hyperlapse (zdjęcia poklatkowe), filmowanie w zwolnionym tempie (720P przy 120 kl./s), nagrywanie filmów w rozdzielczości 4K z dźwiękiem o wysokiej rozdzielczości, zdjęcia z filmów |
Aparat przedni | 8MP z matrycą BSI. Przysłona ƒ/2.4 i długość ogniskowej 29 mm. Funkcje: Makijaż na żywo, automatyczne autoportrety (przy wykryciu uśmiechu, przy stałym obrazie), Autoportret wyzwalany głosowo, Automatyczny tryb HDR, panoramiczny autoportret, nagrywanie filmów w rozdzielczości Full HD 1080p |
Łączność | USB 2.0 typu C, GPS + GLONASS, NFC, Bluetooth 4.1, WiFi 802.11 a/b/g/n/ac (2.4 i 5 GHz), strumieniowe przesyłanie multimediów z telefonu do zgodnych urządzeń obsługujących standardy Chromecast, DLNA, AirPlay i Miracast |
Dźwięk | HTC BoomSound, Adaptive Audio, certyfikowany dźwięk o wysokiej rozdzielczości, trzy mikrofony z systemem eliminowania szumów, nagrywanie dźwięku stereo o wysokiej rozdzielczości |
Czujniki i sensory | Sensor Hub do monitorowania aktywności fizycznej, czujnik światła, zbliżeniowy, czujnik ruchu Motion G, kompas, żyroskop, czujnik magnetyczny, odcisków palców |
Pojemność baterii | 3200mAh z technologią szybkiego ładowania (Quick Charge 2.0) |
System operacyjny | Android 7.0 Nougat z interfejsem HTC Sense |
Wymiary i waga | 153,59×77,3×8,09 mm, 170g |
Oczy nasycone? No to teraz żal będzie sercu… Bo faktycznie taka specyfikacja, jak ta powyżej, to prawdziwa perła w koronie. Oczywiście nie jest ona tak wyrafinowana, jak we flagowym HTC 10, który jedzie z motorem w postaci Snapdragona 820, a ten wpływa na tak wiele czynników wydajnościowych, że musiałbym zrobić o nim kilka osobnych akapitów teraz. I w regularnej dziesiątce sprawdzał się rewelacyjnie. Wydajnościowo HTC 10 pokazywał drapieżnego pazura, tyle tylko że cierpiał na tzw. płynne przycięcia, które przy supermocnym hardware mu się zdarzały, i potrafił się sporadycznie zgrzać, czego w innych smartfonach ze Snapem 820 nie uświadczyłem (a przynajmniej nie jestem w stanie sobie tego przypomnieć). Tyle o klasycznym HTC 10.
Za to w HTC 10 evo problem jest bardziej złożony. Niestety, ale Snapdragon 810 – nawet w wariancie z poprawioną wydajnością (wyszła taka wersja tego procesora po aferze temperaturowej i ta odświeżona jest w recenzowanym tu modelu), nie udało się uchronić go przed przegrzewaniem. Wciąż telefon nie radzi sobie z temperaturami, co stalowe plecy HTC 10 evo natychmiast odczuwają i przekazują dalej do dłoni swojego właściciela. I jako, że jest w chwili pisania tego tekstu początek zimy, kiedy na zewnątrz to ciepło płynące z urządzenia aż tak nie daje się w znaki, tak jestem poważnie zatroskany o to, co będzie kiedy przyjdzie lato z upałami…?
HTC 10 evo nie tyle potrafi się już teraz solidnie zgrzać – on jest po prostu cholernie gorący! Temperatury rosną nawet przy typowych zadaniach, w stylu rolowanie Facebooka, przeglądanie Twittera, czytanie kilku zakładek z artykułami w Chrome. Zaskakująca sytuacja ma miejsce za to w grach. Też jest ciepło, ale znośnie i – co ciekawe – temperatura dość jednostajna. Żeby nie być gołosłownym zainstalowałem kilka aplikacji do monitorowania ciepła z zastosowanych w tym urządzeniu czujników. Niech tych kilka poniższych zrzutów wypowie się samo za siebie. Temperatury bliskie 90st. C to cholernie gruba przesada przy wymagającej pracy!
Może dodam przy okazji, że jako właściciel Huawei Nexusa 6P, pracuję ze Snapdragonem 810 każdego dnia od naprawdę wielu miesięcy i takich problemów z ciepłotą po prostu nie mam.
Drugi wyraźny i – niestety – odczuwalny minus, to zacinanie się HTC 10 evo w czasie pracy. Tak, jak HTC 10 pracował płynnie, a kiedy pojawiały się przycinki, to natychmiast z nich wychodził i sunął dalej, tak model evo wymaga przyzwyczajenia się do rwanej i monotonnej pracy. Jak wspomniałem wyżej – w mojej opinii – na taką jakość działania wpływa źle zoptymalizowany system, albo po prostu zbyt wysoka temperatura pracy, która wymusza zmniejszenie taktowania procesora.
Efekt? Niczym nie powalający, o co najmniej trzy klasy słabszy LG X Power (którego w czasie, gdy dojechał 10 evo kończyłem testować) – potrafił pracować płynniej, niż tak potężny smartfon od HTC! I tak, w takich chwilach czułem się poirytowany…
OK, skoro już poruszyłem temat systemu operacyjnego w HTC 10 evo…
SYSTEM, APLIKACJE, MULTIMEDIA W HTC 10 evo
HTC 10 evo – o czym wspomniałem już poniekąd wyżej – działa pod kontrolą Androida 7.0 Nougat. Nie jest to najświeższe wydanie tego systemu, gdyż – w chwili, kiedy piszę te słowa – dostępne jest to z numeracją 7.1.1, co niestety czuć w funkcjonowaniu recenzowanego tutaj urządzenia.
Tutaj też mogę powołać się na swojego Nexusa 6P, bowiem na własnej skórze odczułem, jak bardzo finalna wersja z numerem 7.0 potrafiła psuć mi humor. Warianty developerskie sprawdzały się bardziej efektywnie. Praca była płynniejsza i mniej niezawodna, również pod kątem restartów czy innych dziwnych przypadłości systemowych. Sporo poprawiła wersja 7.1.1, ale w sieci jest pełno narzekań na nią. Mój Nexus – na tyle, na ile mogę go używać pomiędzy kolejnymi testami – nie odnotowuje tych najgorszych kłopotów, ale i tak daleko mu do ideału Marshmallowa 6.0.1 lub – wiekowego już – KitKata 4.4.4.
HTC 10 evo z Androidem 7.0 Nougat nie jest smartfonem efektywnym. Jak wspominałem przy wydajności, jest naprawdę sporo przycinek oraz lagów, które sprawiają, że czasami uruchomienie aplikacji telefonu, skutkuje takim komunikatem, jak na poniższym zrzucie…
Cóż, żeby dostanie się do Książki Telefonicznej ze smartfonu z 3GB RAM i ośmiordzeniowym chipem potrzebowało czasu, no to chyba jest tutaj coś nie tak… I to grubo nie tak… Sądzę więc, że za te spowolnienia odpowiada wyraźnie trothling procesora, wady projektowe wieku niemowlęcego Androida w wersji 7.0 oraz złe spasowanie nakładki HTC Sense z systemem. Bo prawda jest w tym wszystkim taka, że gdyby nie te przycinki i lagi (niestety – frekwencyjnie dość częste), to praca z HTC 10 evo byłaby naprawdę wyśmienita.
Sam system posiada mnóstwo nowych funkcji i zalet. Do tego HTC oddaje swoją kapitalną, jedną z najładniejszych i najbardziej funkcjonalnych, nakładek. Wszystko jest bardzo dopracowane kolorystycznie, pod względem układu i rozmieszczenia elementów. Właściwie widać, że zachowano sporo cech czystego Androida, przez co miałem wrażenie, jak bym pracował na podrasowanym Nougat-cie.
Po raz wtóry HTC wychodzi przed szereg ze swoimi pomysłami na personalizację całego urządzenia. Jeśli nie podobają Ci się tapety, dzwonki i całe motywy, to możesz wszystko zmienić korzystając ze specjalnego Sklepu. Jest tego tak dużo i tak wiele, a do tego samemu można tworzyć własne warianty, że po prostu z największą przyjemnością się z tego korzysta. Nie czuć przy tym przeładowania treścią, bowiem producent zadbał o estetykę wzorniczą nakładki, dzięki czemu środowisko jest – pomimo szerokiej palety funkcjonalnej – bardzo eteryczne i przejrzyste.
Gdyby jeszcze było Ci mało, to jest wyjątkowy smaczek, o którym chcę wspomnieć. Nie da się ukryć, że jest jednym z najoryginalniejszych pomysłów, z jakimi się spotkałem przy dedykowanym interfejsie. O ile wszyscy idą w likwidowanie szuflady z aplikacjami, to HTC oferuje interfejs naklejek. Jest on spójny z całym środowiskiem, a aplikacje przedstawione graficznie w formie nie swoich ikonek, a grafik, które na ów interfejs się składają. I tak np. aplikacja muzyczna może być przedstawiona w formie głośników, wybór książki telefonicznej, jako zarys głowy etc. Interfejs jest oczywiście napisany w myśl wytycznych rządzących wzorniczo Material Designem.
Jakieś wady? De facto te graficzne warianty przedstawiania aplikacji są widgetami, które zajmują sporo miejsca w przestrzeni roboczej i nie są zbyt skore do pomniejszania oraz w małej formie nie jest to już tak fajne wizualnie. Z tego powodu panuje raczej coś na kształt artystycznego nieładu na poszczególnych pulpitach. Po drugie – grafik zastępujących oryginalne wyglądy ikon jest zdecydowanie za mało, zatem nie wystarczają do oznaczenia wszystkich aplikacji, a co za tym idzie, trudno zapamiętać, co i gdzie się poumieszczało. Tak naprawdę to dość poważne wady, ale sam pomysł i realizacja na obecnym poziomie – i tak pozwalają na naprawdę nietypowe podejście do interakcji z nakładką systemową. Daję więc dużą szansę temu rozwiązaniu i czekam na kolejne modyfikacje.
Samsung kiedyś miał umowę z Flipboardem, w ramach której serwował na lewym pulpicie newsfeed w układzie magazynowym, ściśle zintegrowany z TouchWizem, aż dorobił się własnej aplikacji Upday, którą redagują prawdziwi redaktorzy i dostarczają newsy z poszczególnych kategorii tematycznych. HTC oferuje w tym samym miejscu – czyli na wspomnianym pulpicie pojawiającym się po przeciągnięciu palcem od lewej do prawej krawędzi – Blinkfeed.
To miejsce, które nie tylko pozwala agregować najświeższe wiadomości, ale też łączy się z naszymi kontami w serwisach społecznościowych i dostarcza newsy z naszych tablic i strumieni. Zwykłe treści czerpie Blinkfeed z kooperatywy HTC ze studiem developerskim News Republic. Dzięki temu znajdziesz tutaj informacje również z polskich serwisów. Działa to bardzo fajnie, aczkolwiek nieco chaotycznie, kiedy dochodzą do tego społecznościowe wpisy znajomych. Poza tym naprawdę udane rozwiązanie i warto poświęcić trochę czasu na jego personalizację.
Co jeszcze siedzi w HTC 10 evo, na co warto zwrócić uwagę? Producent dostarczył mój sampel razem ze słuchawkami, zatem zakładam, że fabrycznie te również będą z tym modelem. Podłącza się je pod złącze USB typu C. Wg HTC wyposażone są w system Adaptive Audio, czyli technologię dopasowującą dźwięk do tego, jak wyglądają małżowiny uszne, w których słuchawki są ulokowane. Ma to znaczenie pod kątem indywidualnych preferencji i oczywiście niepowtarzalnej anatomicznej budowy ucha. Jakie ma to wszystko przełożenie na wrażenia muzyczne?
Brzmienie jest po prostu rewelacyjne! I co więcej – bez konieczności zaznaczania systemowo jakichkolwiek modyfikacji. Ma to o tyle znaczenie, że w klasycznym HTC 10 muzyka naprawdę pięknie grała dopiero, kiedy włączyłem podbicie dźwiękowe. Tutaj nie jest to wymagane. Oczywiście można włączyć różne dodatkowe efekty, które mają poprawić jakość dźwięku (jak dedykowana technologia HTC BoomSound Adaptive Audio), ale nawet bez nich wszystko aż się trzęsie. Brzmienie jest świetne, głębokie i bardzo selektywne. Bas nie kończy się do końca miękko, co nie wszystkich musi satysfakcjonować, ale poza tym słuchawki reprezentują naprawdę niezły poziom.
Ostatnią z rzeczy, o których chcę wspomnieć, są Gesty Motion Launch. Są one dokładnie takie same, jak te spotykane w zwykłym HTC 10, ale korzystanie z nich staje się coraz mniej sensowne, kiedy używasz zabezpieczenia odciskiem palca lub specjalnego kodu autentykacyjnego. U mnie działają obydwa te zabezpieczenia, toteż muszę obejść się smakiem przy tych udogodnieniach.
Właściwie bez weryfikacji – z poziomu wyłączonego wyświetlacza – włączysz tylko aparat dwukrotnym przeciągnięciem palca – z góry na dół. Inne opcje odblokowywania (jak podwójne stuknięcie), czy przechodzenia do Blinkfeed wiążą się z dodatkową interakcją z czytnikiem linii papilarnych. Zdecydowanie wybieram bezpieczeństwo. Osobna sprawa, że Gesty Motion Launch działają gł. wtedy, gdy smartfona trzymasz w pozycji jak najbliższej poziomej, więc trzeba by przyzwyczaić się do trochę nienaturalnego trzymania telefonu.
Jak widzisz – HTC 10 evo jest naprawdę nieźle wyposażonym pod kątem funkcjonalnym i multimedialnym – smartfonem. Jeśli dorzucę do tego chociażby prezent w postaci 100GB w Chmurze Google za free na 2 lata, to okazuje się, że dostajesz mocno personalizowalne i ciekawe środowisko. HTC wyraźnie idzie swoją ścieżką tutaj i zaczynam doceniać konsekwencję wynikającą z obranego kierunku. Na tym etapie mogę śmiało napisać, że to świetny i multifunkcjonalny produkt.
APARAT W HTC 10 evo
OK – jeden z fajniejszych punktów, chociaż – jak się okazuje – po wyświetleniu fotek na dużym ekranie czar w dużej mierze pryska. Z drugiej strony w ładne i słoneczne dni HTC 10 evo – rozbija bank. W dni ciemniejsze, szare i przy gorszym oświetleniu widać wyraźny spadek formy, ale i tak wykonuje się zdjęcia HTC 10 evo bardzo przyzwoicie. I co ciekawe, jestem przekonany, że to głównie za sprawą naprawdę świetnej aplikacji fotograficznej. Druga rzecz – sądzę, że sporo w tym zasługi bardzo udanego sensora fotograficznego, w który wyposażony jest HTC 10 evo, jednak… pomimo wielogodzinnych poszukiwań i starań, nie udało mi się odkryć, kto jest jego dostawcą oraz jaki to dokładnie typ(?).
Oprócz tego, że przeczesałem Sieć niemal ziarnko po ziarnku, to również poinstalowałem masę aplikacji do analizy hardware lub wyłącznie samego aparatu. Poza zgadzającymi się ze specyfikacją na stronie parametrami, nie było tam innych informacji. Tym bardziej poczytuję sobie za dodatkowy cel ustalenie dokładnie, co to za model matrycy, bowiem będzie to nie tylko zaspokojeniem potrzeby związanej z wiedzą, ale też wskazówką na przyszłość, przy recenzowaniu innych produktów.
Aparat tylny w HTC 10 evo to:
- dostawca: ?
- typ sensora: ?
- ilość pikseli: 16Mpx,
- przysłona: f/2.0,
- ogniskowa: 28mm,
- doświetlenie: dwutonowa lampa LED,
- autofocus: PDAF – z detekcją fazy,
- stabilizacja obrazu: tak – optyczna (OIS),
- wideo: kręcenie filmów w zwolnionym tempie 720P przy 120 kl./s, nagrywanie w 4K z dźwiękiem o wysokiej rozdzielczości.
Aparat przedni w HTC 10 evo to:
- dostawca: ?
- typ sensora: ?
- ilość pikseli: 8Mpx z matrycą BSI,
- przysłona: f/2.4,
- długość ogniskowej: 29mm,
- autofocus: tak,
- stabilizacja obrazu: nie,
- wideo: nagrywanie materiałów wideo w Full HD 1080p,
- dodatkowe ficzery: automatyczny tryb HDR, panoramiczne selfie, makijaż na żywo.
Dlaczego tak mi na tym zależy, aby poznać dokładny model martrycy? Bo najbardziej ujęła mnie szczegółowość, z jaką HTC 10 evo wykonuje zdjęcia. Są one niezwykle precyzyjne. Nawet przy 4-krotnym zoomie widać bardzo dobry poziom. Wszystkie niuanse oczywiście ujawniają się, kiedy zdjęcia z evo są już na komputerze i wyświetlasz je np. na monitorze. Sporo rzeczy mogłoby mi tu przeszkadzać, ale kiedy przy powiększeniu oglądam naprawdę wyraźny, a nie plastelinowy punkt, to chylę czoła.
Jakościowo do wielu zdjęć można się przyczepić. W końcu nie wszytko tutaj oszałamia, szczególnie – jak wspominałem – kiedy zachodzi słońce i gasną światła – ALE! Zauważ, że kamerka w HTC 10 evo bardzo sprawnie radzi sobie z przejściami tonalnymi. Rozstrzał ostrego zimowego słońca, na równie ostrym zimowym śniegu, potrafi być naprawdę szeroki w skali, a fotki prezentują się we właściwych proporcjach i są równo nasycone. Najlepiej wypadają te w HDR, bowiem każdy punkt jest zazwyczaj odpowiednio doświetlony i wyciągnięty kontrastowo, ale w automacie też jest nieźle, chociaż tutaj widać gołym okiem, że niektóre sceny są jednak za ciemne.
Zresztą smartfon ten posiada naprawdę świetną aplikację fotograficzną, która w trybie profesjonalnym uwalnia pełnię możliwości HTC 10 evo, ale tutaj już konieczny jest statyw, szczególnie przy ciemniejszych sceneriach. Innym sporym plusem jest mnogość wielu rozwiązań, które są intuicyjnie ułożone i właściwie pod palcem. Należą do nich Aparat Zoe, czyli zdjęcie, do którego dogrywany jest kilkusekundowy klip (przypominam, że HTC ma to od zarania dziejów, zanim jeszcze Apple wprowadził to do iPhone’ów), tryb W zwolnionym tempie, Hyperlapse, Panorama, czy Panorama Selfie. Na deser – zapisywanie zdjęć w bezstratnych formatach RAW!
Sam tryb Pro posiada też opcje półautomatyczne, czyli możesz wybrać, jaki typ sceny będziesz fotografować: makro (z bardzo dużego bliska), dynamiczną (np. sport), czy nocną. Oprócz tego w typowy sposób wyregulujesz poziom ISO, ekspozycję, czas migawki. To są naprawdę fajne rzeczy i bardzo intuicyjnie zaprojektowane.
W Ustawieniach Aparatu też jest w czym wybierać. Znajduje się tutaj opcja wykonywania zdjęcia po wypowiedzeniu określonej komendy głosowej, przyciskom głośności można przypisać regulację powiększania lub nagrywanie filmów, zrobienie fotki po automatycznym wykryciu przez aparat uśmiechu, włączenie autoekspozycji, czy łatwe przejście do sekcji Porady i Pomoc, w których w prosty i nieinwazyjny sposób przedstawione są poszczególne tryby oraz możliwości fotografowania w określonych warunkach.
Jak na urządzenie mobilne tej klasy sama soczewka pewnie mogłaby być lepsza, ale mam nieodparte wrażenie – o czym już wspominałem – że to świetnie napisane oprogramowanie pozwala z niej wycisnąć ostatnie soki. I nawet, jeśli okaże się, że to żadna topowa matryca, to i tak jestem pełen uznania dla HTC, że 10 evo potrafi tak udanie pracować ze zdjęciami.
WSZYSTKIE POWYŻSZE ZDJĘCIA W ORYGINALNYCH ROZDZIELCZOŚCIACH NA NASZYM KONCIE FLICKR.
BATERIA W HTC 10 evo
Pojemniejsza o 200mAh bateria w HTC 10 evo – w stosunku do klasycznego HTC 10 – owocuje wyraźnie lepszym czasem pracy na jednym ładowaniu. Pamiętam doskonale, że dziesiątkę musiałem non stop gonić z ładowarką. Tutaj ten problem nie występuje, ale jakichś szałowych osiągów też evo nie wykręca. Jest o tyle lepiej, że nie trzeba ładować smartfonu dwa razy na dobę.
Natomiast czas działania ekranu jest na niemal tym samym poziomie co w zwykłym HTC 10. Sądzę, że telefon pracował mi dłużej wyłącznie dlatego, że nie rozświetlałem maksymalnie wyświetlacza, bowiem test modelu evo przypadł u mnie na przełom roku 2016/2017, zaraz po wprowadzeniu urządzenia do Polski, a zatem trafił w szarzyznę i kiepską aurę. Klasyczną dziesiątkę testowałem jednak w okresie późnowiosennym, prawie letnim, kiedy trzeba już było walczyć z ostrym słońcem, ale tam znowu ta jasność nie powalała.
Inna sprawa, że teraz mam więcej podłączonych urządzeń do smartfonu poprzez Bluetooth: regularnie słuchawki bezprzewodowe, inteligentną doniczkę Parrot Pot oraz jeden lub dwa smartwatche. Niemniej – żadne z tych urządzeń nie pojawia się w raporcie wykazującym obciążenie ogniwa. Przygotuj się zatem na 3-3,5h pracy włączonego wyświetlacza i miej ze sobą na wszelki wypadek powerbank. Jednak jeżeli nie używasz nadzwyczajnie dużo telefonu, to bez strachu – robocza doba jest spokojnie w zasięgu ogniwa w HTC 10 evo.
PODSUMOWANIE
Niesamowicie rzadko zdarza mi się z żalem rozstawać z jakimś produktem. A z HTC 10 evo chętnie bym pobył dłużej. Problem w tym jednak, że ten telefon naprawdę sporo przycinał w czasie mojej pracy oraz równie prawdziwie się grzał. Jako, że fotograficznym maniakiem nie jestem, to aparat z jego niedociągnięciami przy gorszych warunkach oświetleniowych – na rzecz możliwości – również bym przyjął. Muszę przyznać, że podchodzę do tego modelu niesamowicie kompromisowo, co w segmencie premium w ogóle mi się nie zdarza. Każdy/-a, kto czyta tego bloga wie też, że pomimo jakiegoś małego sentymentu do marki z czasów dinozaurów, kiedy to z zachwytem dzierżyłem w dłoni HTC Desire HD, dzisiaj jestem wyrachowany, twardy i cholernie nieugięty w pewnych zasadniczych kwestiach, które obowiązują najbardziej wypieszczone smartfony.
Co w takim razie ma w sobie HTC 10 evo, że – zupełnie przeciwnie niż miało to miejsce z klasycznym HTC 10 – tego akurat widziałbym u siebie jako regularny smartfon? Myślę, że to wypadkowa kilku głównych czynników:
- przekonałem się do nakładki HTC;
- podoba mi się Blinkfeed;
- jeszcze mocniej podoba mi się opcja naklejek w nakładce;
- doceniam 100GB na dane w Chmurze Dysk Google;
- opcje personalizacyjne są naprawdę przemyślane, więc świetnie dostosowuje się telefon pod swoje potrzeby;
- pomimo kilku wad aparatu – ten robi naprawdę udane pod kątem szczegółowości oraz rozpiętości tonalnej zdjęcia, a jako, że jestem posiadaczem od lat Nexusów, toteż wiem, co to znaczy iść ze sobą na OGROMNE fotograficzne kompromisy;
- jakość muzyki zwala z nóg. Jest świetna z dedykowanego zestawu słuchawkowego. I nie – nie jest to brzmienie tak zachwycające, jak chociażby przy bezprzewodowych Parrot Zik 3, ale jak na słuchawki w zestawie – nie mają sobie równych;
- podoba mi się surowe wykonanie. W praktyce nie zmieniło się szokująco wiele, ale czuję sympatię do tego brzydala z powodu świetnego koloru i bezkompromisowych, pościnanych krawędzi. Trochę się to gryzie z owalnym frontem, czego do końca nie lubię, ale ten miks zaczął do mnie przemawiać;
- HTC 10 evo jest wodo- i pyłoszczelny, a także posiada wzmacniane szkło na froncie. Zaliczył ze mną kilka upadków i żyje bez żadnych uszkodzeń;
- frontowy czytnik linii papilarnych – chociaż kojarzy mi się z Samsungiem i wolę go mieć na pleckach urządzenia, to jednak działa tak superszybko i bezproblemowo, że rekompensuje mi wszystkie swoje niedostatki;
- i na koniec – dostępna pełna robocza tafla ekranu, z przyciskami pojemnościowymi pod nim. Maksimum efektywności w obszarze roboczym.
Z minusów tylko te dwa:
- przycina i laguje;
- grzeje się, jak smok.
Zadziwiająco dużo pozytywów, prawda? Niestety pracuję tak intensywnie, że nie wyobrażam sobie na dłuższą metę takiego lagowania, jakie serwował mi HTC 10 evo. Za dużo zakładek, jeszcze więcej apek w pamięci, góóóóóra newsów przeglądana w kilku agregatorach treści niemal bez przerwy, ciągłe aktywności społecznościowe, odpisywanie na komentarze, a nawet pisanie postów na bloga, czy fanpage, jak i obrabianie zdjęć, testowanie kolejnych aplikacji, ciągłe dodawanie nowych smartwatchy, opasek, aparatów cyfrowych, parowanie, resetowanie, odpisywanie na maile z pięciu podstawowych skrzynek pocztowych (tak – mam jeszcze kilka pobocznych, mniej pilnych, niemniej niemal wszystkie każdego dnia wymagają aktywności)… itd. i tak w kółko… A to sprawia, że każda przycinka liczona w sekundach, wydłuża niemiłosiernie wszystkie te zadania.
Jak dla mnie – HTC 10 evo broni się w każdym innym punkcie. Bo – niech tam – nawet temperaturę jestem w stanie mu wybaczyć (sic!), ale nie rwaną i wydłużającą się pracę. Gdyby nie to – chciałbym mieć go na stałe. Zwłaszcza teraz, kiedy po Nexusach zostały nagrobki, a Pixele są w cenach poza moim jakimkolwiek zasięgiem.
WERDYKT 90sekund.pl
-
WZORNICTWO I WYKONANIE
-
HARDWARE
-
WYDAJNOŚĆ
-
APARAT
-
BATERIA