SŁOWEM WSTĘPU
Od dłuższego czasu zbieram się do tego, by upgrade-ować w końcu mój sprzęt komputerowy. Już nawet nie pamiętam, jak wiele czasu spędziłem na przeglądaniu konfiguracji różnych modeli oraz jak często zmieniałem decyzję. Szczególnie wtedy, gdy wydawało mi się, że już wiem czego tak naprawdę chcę. Efekt jest taki, że minęło już wiele miesięcy, a ja nadal nie zdecydowałem się na żaden zakup. Naczelny w żartobliwy sposób mi dokucza pod tym względem i choć wybór na rynku jest naprawdę ogromny, to nie jest to taka prosta decyzja, jaką z pozoru się wydaje. Piszę o tym wszystkim, bo niewykluczone, że sprzęt który mam przyjemność właśnie recenzować, w końcu przypadł mi na tyle do gustu, że jestem znów o krok od podjęcia decyzji…
HP EliteBook Folio G1 przyjechał do mnie w idealnym momencie – tuż przed targami MWC 2017 w Barcelonie, kiedy to w ogniu konferencji, premier, biegania od eventu na event – tego rodzaju sprzęt można sprawdzić najlepiej. Praca blogera nie jest taka prosta, jak to się większości z pozoru wydaje. Mamy swoje wymagania, a warunki na MWC okazały się świetnym poligonem doświadczalnym. Bo co innego, kiedy jest się w domu, a co innego, gdy nagle okazuje się, że brakuje gniazdka elektrycznego, a tekst na bloga trzeba napisać siedząc na zimnej podłodze. Często pod presją czasu, w okolicznościach, w których niezawodny ultrabook jest niezbędny. A w takich sytuacjach ostatnią rzeczą, jaką chcesz się martwić to kłopoty ze sprzętem.
Chyba moją najlepszą rekomendacją dla EliteBook Folio G1, będzie stwierdzenie, że tak bardzo się do niego przyzwyczaiłem, że całkowicie zapomniałem, że jest u mnie w testach. Wkomponował się w moją codzienność perfekcyjnie. Wierz mi, ciężko mi się z nim rozstawało i choć zabrzmi to sentymentalnie, to bardzo za nim tęsknię…
WZORNICTWO I WYKONANIE HP ELITEBOOK-a FOLIO G1
Czym powinien charakteryzować się bardzo dobry ultrabook? Oczywiście niską wagą i odpowiednimi gabarytami. Szczególnie dla kogoś takiego, jak ja. Pisząc teksty, często robię to będąc poza domem. Chromebooka, którego używam na co dzień, bardzo często noszę ze sobą. Pomimo, że waży raptem 1,2 kilograma, mimo wszystko potrafi ciążyć w plecaku. Z pozoru bowiem wydaje się to mało, ale na koniec dnia nawet taki ciężar potrafi dać się w znaki. A sprzęt HP?
Jak tylko chwyciłem go pierwszy raz do ręki, najbardziej uderzyła mnie właśnie jego lekkość. Waży raptem 970 gramów i na pierwszy rzut oka wydawałoby się, że dla mnie to niewielka różnica, ale w praktyce te ponad 200 gramów jest zbawienne. I za to właśnie w pierwszej chwili najbardziej nabrałem sympatii do sprzętu HP.
Kolejna sprawa to wymiary. EliteBook Folio G1 ten jest… utracienki. W najgrubszym miejscu ma 1,19 cm. A to jeszcze mniej niż Apple MacBook (1,31 cm). Oczywiście nie chodzi o te milimetry, podejrzewam, że inżynierowie HP robili wszystko, by wykazać się bardziej od inżynierów nagryzionego jabłka. Zwykły użytkownik nie odczuje różnicy, niemniej EliteBook Folio G1, to urządzenie które zachwyca swoimi rozmiarami: 29,2×20,9×1,19cm w wersji bez dotykowego ekranu, czyli tą którą testowałem. Nawiasem pisząc, wariant z dotykowym wyświetlaczem jest tylko nieznacznie grubszy – choć nadal cieńszy od sprzętu Apple. Reszta wymiarów pozostaje bez zmian.
W kwestii samych odczuć estetycznych szczerze przyznam, że nigdy nie byłem wielkim fanem tego co prezentował HP. Ich produkty nie były może brzydkie, ale też nigdy mnie nie zachwycały. W przypadku EliteBooka również nie czuję wielkich emocji, gdy na niego patrzę, ale w stu procentach rekompensuje mi to wspomniana przed chwilą lekkość i gabaryty. Zresztą od tego rodzaju sprzętu nie oczekuje się wizualnch fajerwerków. Ma być prosto, schludnie i minimalistycznie. HP spełnia te wymagania i jedyną rzeczą, której mogę żałować to ta, że model ten nie załapał się na świetne, nowe logo producenta.
Poza tym mógłbym się zachwycać (po raz wtóry!) lekkością i mobilnością sprzętu HP, ale żadne słowa nie oddadzą przyjemności jaka płynie z jego korzystania. Wpływają na to dwie rzeczy:
Odchylany ekran do 180 stopni. Początkowo dość sceptycznie patrzyłem na takie podejście. Zastanawiałem się bowiem – w jakich sytuacjach mógłbym wykorzystywać taki kąt patrzenia? I tu znów kłaniają się warunki targowe i pokonferencyjnie. W pracy blogera nie zawsze jest bowiem miło i przyjemnie, i niestety, ale często nie czeka na mnie biurko i wygodny fotel. Trzeba wówczas siąść gdzieś na podłodze, czy też na stojąco – w niekoniecznie wygodnych warunkach – coś napisać, i wtedy właśnie odchylany ekran sprawował się znakomicie. Przekonałem się o tym i targi MWC w Barcelonie zdecydowanie pokazały mi, że takie podejście ma sens.
Klawiatura. Oczywiście podświetlana, ale przede wszystkim ogromnie wygodna i świetnie sprofilowana. To jakie klawiatury są każdy wie, ciężko się przyzwyczaić do nich, szczególnie przy zmianie sprzętu. EliteBook Folio G1 ma klawiaturę wręcz idealną pod moje palce. Z miejsca pisało mi się na niej lepiej niż na moim Chromebooku. Do tego wszystkiego charakteryzuje ją bardzo przyjemny skok i dźwięk klawiszy – miękki i cichy. Tym samym pisanie było dla mnie czystą poezją. Żałuję, że nie mogłem dokończyć tej recenzji właśnie na tej klawiaturze.
WYŚWIETLACZ W HP ELITEBOOK-u FOLIO G1
Wybór przekątnej ekranu przy zakupie ultrabooka nie jest taką łatwą sprawą, jakby się z początku wydawało. Sam przyzwyczajony jestem do 11,6-calowej matrycy, ale są momenty, że przydałoby się trochę więcej. Niewiele, ale mimo wszystko więcej. Oczywiście wraz ze zwiększeniem przekątnej, w górę idą też rozmiary samego urządzenia oraz waga.
HP wyposażyło swój ultrabook w 12,5-calowy wyświetlacz i muszę przyznać, że tym samym idealnie wkomponowało się to w moje preferencje. Nie muszę pisać, że różnicę odczułem momentalne. Ten cienki ekran FHD UWVA zamontowany w HP Folio G1 to prawdziwa klasa. Dawno nie pamiętam, by tak przyjemnie pracowało mi się przy typowo ultrabookowym panelu.
Oczywiście główną zaletą jest tutaj rozdzielczość – Full HD. Sam ekran z podświetleniem LED posiada również powłokę antyrefleksyjną, co ma istotny wpływ na pracę poza biurem. To wszystko dawało świetne rezultaty. Idealne wręcz kąty widzenia, piękne kolory, dużą jasność, często aż za mocną. A do tego bezproblemowa praca w trudnych warunkach oświetleniowych. Moje biurko skierowane jest w taki sposób, że poranne słońce wpada wprost na ekran, ale na HP EliteBook nie robiło to większego wrażenia. Bez przeszkód i bez zasłaniania rolet mogłem spokojnie pracować.
Warto wspomnieć, bo zwracam na to szczególną uwagę, że mój wzrok nie męczył się nadmiernie, a spędzam naprawdę mnóstwo czasu z nosem różnej maści monitorach. Zarówno w pracy, jak i oddają się rozrywce w postaci na przykład filmów ślizganie się wzrokiem po ekranie było przyjemnością, za którą odpowiadała po prostu matowa matryca dobrej jakości.
HARDWARE W HP ELITEBOOK-u FOLIO G1
Zacznę od tego, że pracę na HP EliteBooku Folio G1 umila absolutna cisza. Żadnych wiatraczków, buczenia itp. podobnych historii. Zresztą w moich Chromebooku jest również pasywne chłodzenie, tak więc bezgłośna praca to element, który towarzyszy mi codziennie. Musiałem o tym napisać w pierwszej kolejności, ponieważ musisz zdać sobie sprawę, że jeśli raz zaczniesz pracować na takim sprzęcie, ciężko będzie Ci się przyzwyczaić do innego. Dla mnie to niesamowity komfort.
Przy okazji muszę przyznać, że laptop się nie grzeje. Owszem jest ciepły, ale nie ma mowy o tym by był on gorący. Jedyny moment, gdy ciepło może dać się w znaki to moment, gdy jest podłączony do ładowarki. Wówczas prawą ręką da się odczuć wyższą temperaturę, ale pracując na klawiaturze, kontakt fizyczny trwa ułamki sekund, tak więc absolutnie nie przeszkadza to w korzystaniu z ultrabooka.
Testowany przeze mnie model posiadał energooszczędną jednostkę Intela – Core m5 o taktowaniu 1,1 GHz. Wydawałoby się, że jest to teoretycznie słabsza seria amerykańskich procesorów, ale gdybym nie spojrzał wcześniej na specyfikację, w życiu nie powiedziałbym, że pod maską jest “tylko” Intel Core m5. Zdecydowanie swoje robi tutaj również 8 GB pamięci RAM LPDDR3. Jako całość współpracowało to ze sobą perfekcyjnie.
Laptop włącza się bardzo szybko. W zasadzie w kilka sekund po wciśnięciu przycisku power sprzęt HP jest gotowy do pracy. Oczywiście wraz z użytkowaniem czas ten trochę się może wydłużać, ja nie zdążyłem w czasie testów aż tak zamulić dysku, żeby odczuć jakiekolwiek spowolnienia. Wątpię jednak, by nawet po dłuższym czasie bez formatowania, EliteBook Folio G1 zaczął gorzej pracować.
Trzeba zdać sobie sprawę z tego, że nie jest to sprzęt do grania. HP EliteBook Folio G1 to ultrabook spersonalizowany i skierowany do biznesu. I w tym względzie odnajduje się perfekcyjnie. Mnie nie zawiódł ani razu podczas testów, a wydajność jaką prezentuje sprzęt HP w pełni wynagradza zainwestowane pieniądze.
WYPOSAŻENIE HP ELITEBOOK-a FOLIO G1
Ten akapit nie będzie zbyt długi, ponieważ HP bardzo skromnie wyposażył swój ultrabook. Składa się na niego: wejście słuchawkowe minijack i dwa porty USB typu C (z obsługą Thunderbolt). I to wszystko. Żadnych portów USB 3.0, wejścia na karty pamięci itp. Dla kogoś, kto przyzwyczajony jest chociażby do zwykłego USB, pod które może podłączyć na przykład pendrive albo dysk przenośny, tak ubogie wyposażenie może powodować pewnego rodzaju szok. Nagle okazuje się bowiem, że bez odpowiedniej przejściówki tak naprawdę nie możesz zrobić nic.
Na szczęście przejściówka z USB typ C na 3.0 nie kosztuje dużo, tak więc zaopatrzenie się w nią jest możliwe oraz… konieczne. Tylko, że to może nie wystarczyć, ponieważ jeden z dwóch dostępnych portów służy jako wejście do ładowarki, a przecież od czasu do czasu laptopa trzeba naładować. I tym samym zostajesz tylko z jednym wejściem. Oczywiście możesz zaopatrzyć się w dedykowaną stację dokującą, którą HP wycenia na 899 złotych, no ale zaczyna się z tego robić skarbonka…
Ja zadowoliłem się przejściówką za 17 złotych i z całą odpowiedzialnością muszę stwierdzić, że dałem radę. To oczywiście okupione było pewną zmianą przyzwyczajeń. Na przykład, mając podłączony kabel zasilający, musiałem wypinać bezprzewodową myszkę, po to by podpiąć w tym czasie dysk przenośny. Przekonałem się jednak, że do pracy czysto blogerskiej taka skromna konfiguracja w zupełności wystarcza. Nie czułem się w ten sposób w żaden sposób ograniczony.
Jak na komputer tej klasy, oczywiście mamy tutaj WiFi w standardach 802.11a/b/g/n/ac, a także moduł Bluetooth 4.2 combo. Dzięki takiemu wyposażeniu w halach MWC nie miałem problemu z połączeniem się z siecią internetową. A musisz wiedzieć, że jest ich tam mnóstwo, lista nie ma końca i najwyższy standard WiFi jest konieczny. Inaczej możesz się nie połączyć z żadnym punktem.
Zdecydowanie wisienką na torcie jest tutaj system głośników Bang&Olufsen. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że jeszcze na żadnym laptopie tak przyjemnie nie słuchało mi się muzyki czy oglądało filmów. Jasnym jest, że nie jest to zestaw na miarę kina domowego, o głębokich basach nie ma tutaj mowy, jednakże czystość brzmienia, klarowność i namiastka przestrzenności sprawiają, że wszystko gra tutaj naprawdę wspaniale! Osobiście jestem niezwykle zadowolony.
Same głośniki zostały umieszczone na spodzie, ale nie wpływało to w żaden sposób na komfort odbierania dźwięku. Nie był on również w żaden sposób zagłuszany. W tym względzie HP wykonał świetną robotę.
BATERIA W HP ELITEBOOK-u FOLIO G1
Producent podaje orientacyjny czas pracy wynoszący 10,5 godziny na jednym ładowaniu. Oczywiście zawsze należy brać na dystans takie informacje, bo specyfika symulacji użycia w warunkach laboratoryjnych znacznie różni się od indywidualnego korzystania w zmiennych warunkach. Przyznam jednak, że liczyłem, że rzeczywisty wynik będzie oscylować znacznie bliżej tych dziesięciu godzin. Za to moje średnie używanie, gdzie ograniczałem się wyłącznie do pracy biurowej wynosiło ok. 7-8 godzin. Z zastrzeżeniem, że ekran zazwyczaj pracował na jasności w granicach 50-75 procent. Maksymalna jasność skracała ten czas o około godzinę.
Biorąc pod uwagę mojego starego Chromebooka wynik jest bardzo dobry. Przyzwyczajony jestem bowiem do znacznie krótszych czasów, gdzie nie używam ładowarki i dla mnie osiągane wyniki były zadowalające. Choć muszę przyznać, że podczas pobytu na targach, zdarzyło mi się wyjść rano na konferencję z akumulatorem naładowanym w okolicach 60 procent baterii i pod koniec dnia dość intensywnie szukałem gniazdka.
Fakt, że w międzyczasie EliteBook działał na dużych obrotach, tak więc pomimo podbramkowej sytuacji – którą stworzyłem trochę na własne życzenie – nie uważam, żeby osiągane przeze mnie wyniki były złe, choć zawsze mogłoby być lepiej.
SYSTEM I OPROGRAMOWANIE HP ELITEBOOK-a FOLIO G1
Coś czego bardzo nie lubię we wszystkich laptopach to dedykowane oprogramowanie. Zawsze, gdy prywatnie miałem do czynienia z nowo zakupionym sprzętem, pierwsza rzecz którą robiłem to deinstalacja. Dodatkowo bardzo irytowała mnie nachalność z jaką aplikację się wyświetlały i zachęcały do korzystania. Prawda jest taka, że w dużej mierze są to zupełnie niepotrzebne megabajty danych, z których nikt nie korzysta. Efekt jest taki, że zamulają one tylko sprzęt.
W przypadku testowanego HP EliteBook-a Folio G1 V1C64EA mam jednak podobne spostrzeżenie, które towarzyszyło Michałowi Brożyńskiemu przy jego recenzji HP ENVY 13 (d011nw). Oprogramowanie HP nie atakuje Cię od pierwszego uruchomienia, a to już dobry początek :). Dalej było jeszcze lepiej, ponieważ pomimo tego, że tych aplikacji jest naprawdę sporo, wszystko zamyka się tak naprawdę w jednej, która stanowi niejako centrum dowodzenia. HP Support Assistant w bardzo czytelny sposób zbiera wszystkie informacje, które dotyczą zakupionego sprzętu. Tutaj odbywa się ściąganie sterowników, ewentualnych uaktualnień. Tutaj podejrzysz, jak długo jeszcze potrwa gwarancja, czy też w razie konieczności możesz sprawdzić szczegółową specyfikację.
Przyznam, że wywarło to na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Wcześniej to właśnie HP kojarzyło mi się z firmą, w laptopach której – oprócz Windowsa – uruchamia się jeszcze milion innych programów, które wydłużają czas włączania systemu i mają negatywny wpływ na wydajność. Tutaj nie ma czegoś takiego.
HP EliteBook Folio G1 pracuje pod kontrolą systemu Windows 10 Pro. To akurat nie powinno dziwić, ponieważ jak wspominałem – ultrabook HP dedykowany jest do rozwiązań biznesowych. Z punktu widzenia zwykłego użytkownika, różnic pomiędzy zwykłą wersją Windowsa 10 Home, a Pro za wiele nie ma. Warto jednak podkreślić, że w tym przypadku istotną zaletą Pro jest odroczenie aktualizacji nawet na dłuższy czas, co pozwala mimo wszystko zachować bezpieczeństwo własnych danych. Nie od dziś wiadomo, że aktualizacja, która powinna naprawić błędy czasami wręcz je stwarza. Dla środowiska biznesowego bezpieczeństwo to kluczowa sprawa.
Sam Windows to narzędzie, które w moich oczach ma działać na danym sprzęcie bezproblemowo, płynnie i wydajnie. Oczywiście zdaję sobie sprawę z kaprysów systemu, aczkolwiek póki co nie doświadczyłem większych wpadek – chyba że po nieudanej aktualizacji ;).
PODSUMOWANIE
Tak, jak wspominałem we wstępie – fakt, że zapomniałem o tym, że HP EliteBook Folio G1 jest u mnie w testach, a nie rezyduje jako mój regularny sprzęt, świadczy o tym, że korzystało mi się z niego naprawdę bardzo dobrze. Podkreślę to raz jeszcze – idealnie wkomponował się w moje potrzeby i w gruncie rzeczy odpowiedział mi na pytanie, jakiego produktu potrzebuję.
Nie szukam maszyny, na której miałbym grać, bo zwyczajnie nie mam już na to czasu. Wieczory spędzone na tłuczeniu się w Battlefieldzie niestety odeszły w niepamięć, tak więc nie potrzebuję potężnej karty graficznej, czy najmocniejszego procesora. Sprzęt HP, to idealny kompromis pomiędzy wydajną maszyną, a czymś co niekoniecznie sprawdza się w grach. Specyfikacja wystarcza do komfortowej pracy, którą wykonuję na co dzień. I to zadowala mnie w zupełności.
W poszukiwaniu ultrabooka, czy też laptopa, moje pomysły krążyły po różnych orbitach, jedną z nich była hybryda w postaci Surface Pro 4 i to naprawdę przez długi czas, ale dopiero teraz wiem, że idealnym rozwiązaniem dla mnie – na tę chwilę – byłby właśnie HP EliteBook Folio G1. Dlaczego?
Po pierwsze za jego lekkość i mobilność. Nie ciąży w plecaku, nie ma problemu z jego transportem, dzięki czemu nie muszę narzekać na ciężar.
Po drugie za elastyczność i gibkość, bo choć nie ma tutaj pełnego obrotu ekranu, to na moje warunki to 180 st. jest wystarczające i rzeczywiście przydatne. Wraz z tymi testami zmieniłem zdanie i wiem już, że takie odchylenie naprawdę się przydaje.
Po trzecie. Wydajność. Pomimo braku gamingowej specyfikacji, energoszczędny procesor wraz z 8 GB pamięci RAM robią absolutnie świetną robotę.
Po czwarte. Wspaniały ekran i jeszcze lepsza klawiatura, na której pisanie jest ultrawygodne i komfortowe.
HP EliteBook Folio G1 świetnie spina wszystko w całość, dzięki czemu miałem nieukrywaną przyjemność korzystania z niego w każdym momencie, kiedy tylko go potrzebowałem. Świetnie sprawdził się w terenie, gdzie naprawdę musiałem liczyć na zdolnego do ciężkiej pracy kompana. I choć dotychczas czułem dystans do produktów HP, tak po tych testach muszę poważnie zweryfikować swoją dotychczasową opinię, ponieważ gdybym tylko posiadał potrzebną gotówkę nie wahałbym się ani chwili. A tak, póki co – laptop HP pozostaje ostatecznie w sferze marzeń…
Werdykt 90SEKUND.PL
-
WZORNICTWO I WYKONANIE
-
HARDWARE
-
WYDAJNOŚĆ
-
EKRAN
-
BATERIA