Google Cardboard, to dość prymitywny headset do wirtualnej rzeczywistości. Pomysł prosty i genialny w swoim założeniu. Z kartonu składamy gogle, a w specjalnej kieszonce umieszczamy smartfona. Zakładamy na nos i o to voila! Jesteśmy w świecie VR! Na 90sekund.pl mamy właśnie okazję testować Google Cardboard. Jakie są moje wrażenia? Od entuzjastycznych po skrajnie nieprzyjemne…
Zacznijmy od budowy. Całość jest banalnie prosta. Jak wspomniałem wyżej, otrzymujemy niewielkiej wielkości kartonik, z zainstalowanymi szkłami, które wbrew opinii wielu osób nie były u mnie porysowane, ale możliwe, że egzemplarze ściągane z Chin takie mają. Złożenie całości jest bardzo proste i kiedy robimy to pierwszy raz, może zająć małą chwilkę, ale nie dłuższą niż kilka minut. Dla tych, którzy sobie nie poradzą sami jest instrukcja w TYM miejscu.
Przeczytaj też naszą recenzję
hełmu wirtualnej rzeczywistości Samsung Gear VR (Innovator Edition)
BUDOWA I APLIKACJE
Na koniec wkładamy smartfona – w moim przypadku LG Nexusa 5 – do przedniej kieszonki i możemy zaczynać zabawę. Oczywiście wcześniej należy ściągnąć odpowiednią aplikację ze Sklepu Play, czyli Cardboard.
Jest ona wyposażona w kilka propozycji, które pomogą rozpocząć przygodę z Google Cardboard:
- Earth – czyli Google Earth
- Tour Guide – zwiedzanie muzeów lub ciekawych miejsc, oglądanie eksponatów itp. z lektorem-przewodnikiem
- YouTube – odtwarzacz do oglądania materiałów wideo z tego serwisu
- Exhibit – możliwość obejrzenia w trójwymiarze eksponatów
- Photo Sphere – galeria Waszych zdjęć sferycznych, które wreszcie można sensownie obejrzeć
- Windy Day – przestrzenna animacja
- Street Vue – czyli Street View znany z Map Google
Nie jest to imponujący zestaw, chociaż należy do niego dorzucić jeszcze małą apkę instruktażową, która poinstruuje, jak z Cardboard korzystać. Zasadniczo sterowanie jest bardzo wygodne i funkcjonalne. Poruszając głową wybieramy z menu interesującą aplikację, suwakiem ją uruchamiamy.
Służy on ponadto do tego, że można nim też włączyć bądź zatrzymać poszczególne akcje w wybranych apkach. Wracamy do menu obracając gogle pionowo. O wszystkich czynnościach informują nas dodatkowo wibracje.
CARDBOARD W AKCJI
Po pierwszym uruchomieniu rzeczywiście jest efekt WOW, chociaż myślę, że zależy to od tego, jaką aplikację wybierzemy jako inicjującą. Headset (chociaż to pewnie za duże słowo, które nie oddaje najlepiej istoty tego rozwiązania, bo to nie jest hełm wirtualnej rzeczywistości) przykładamy do oczu i zaczynamy zabawę. Ja zdecydowałem się na YouTube. Aplikacja ta ukazuje nam przed nosem wielki ekran – czujemy się, jak w sali kinowej – a rozglądając po otoczeniu szybko zauważymy, że wokół nas są całe ściany filmów, które możemy wybrać i oglądać. Polecam do tego założenie słuchawek, wówczas wrażenia są niesamowite.
Pod ekranem jest wirtualny mikrofon, wystarczy na niego spojrzeć i zatwierdzić wybór suwakiem, a wówczas będziemy mogli wypowiedzieć, jaki film chcemy zobaczyć i oczywiście naszym oczom ukaże się ściana propozycji oraz włączy się automatycznie pierwsze wideo najbardziej pasujące do opisu. Minusem tego rozwiązania jest fakt, że aplikacja korzysta z anglojęzycznej asystentki głosowej, zatem tylko w tym języku poszukamy materiałów. Polskie tytuły z charakterystycznymi głoskami typu ś, ź, ć, ż itp. nie zostaną znalezione. Ale spokojnie – dajmy Google’owi czas.
Świetny jest Earth, bo wreszcie widać, jak niesamowity potencjał siedzi w tej aplikacji. Niestety – nie ma możliwości wyszukania innych lokalizacji, poza kilkoma dostępnymi do wyboru. Podobnie ze StreetVue, gdzie właściwie mamy dostępne tylko jedno miasto, a przygoda z tym rozwiązaniem zaczyna się i kończy właściwie na tym, że pędzimy ulicami metropolii, po których możemy się rozglądać, a jeśli coś przykuje naszą uwagę – to znowu – przy pomocy suwaka – zatrzymamy się.
Guide Tour to jedna z najlepszym aplikacji, szczególnie dla osób, które z różnych przyczyn nigdy w swoim życiu nie zobaczą więcej nad widok ze swojego okna, bo zdjęci chorobą lub obciążeni trudną sytuacją finansową, nie będą mogli nigdzie wyjechać. W tym przypadku zwiedzamy francuski Wersal. Spacerujemy po wirtualnych pokojach, oglądamy dzieła sztuki, a przewodniczka turystyczna opowiada nam o tym, co widzimy. Naprawdę genialne rozwiązanie, jestem w stanie sobie wyobrazić, jak szybko będzie się rozwijać i ile przyniesie nam potencjalnych korzyści.
Exhibit jest chyba najnudniejszą propozycją. Oglądamy jakieś maski, z tym że możemy to zrobić bardzo dokładnie, z dosłownie – każdej strony. Jestem przekonany, że aplikacje edukacyjne będą tutaj robiły furorę, kiedy każdy z nas będzie mógł dokładnie obejrzeć muzealne eksponaty albo przyjrzeć się np. cząsteczkom z bliska. To wszystko nim powstanie, to wyłącznie kwestia czasu, ale przyniesie z pewnością wiele dobrego. Nie widzę też powodu, aby nie przygotowywać wirtualnych instrukcji obsługi lub innych propozycji, które pozwolą nam obejrzeć składane modele lub ich poszczególne elementy z dokładnością do milimetra. Z czasem pewnie będzie można symulować wykonywane z nimi czynności, a całość rzeczywiście ma szansę zrewolucjonizować dostępne dziś usługi.
Jedną z aplikacji, która ucieszyła mnie najbardziej, to Photo Sphere. Byłem niedawno w górach i robiłem sporo zdjęć sferycznych. Ciężko na ekranie 5-calowego Nexusa 5 oddać pokazując ten materiał rodzinie, czy znajomym – wrażenia, jakie towarzyszyły mi, kiedy patrzyłem w przepaść na Samotnię, a tuż obok rozciągał się piękny widok na równinę pod Śnieżką. Photo Sphere otwiera dostępne w naszym smartfonie zdjęcia sferyczne, które zmieniamy pociągnięciem suwaka. Świetna sprawa – wreszcie można się poczuć tak, jak by się było tam razem ze mną!
Windy Day może się udać, ale jeśli pozwoli na jakąkolwiek interakcję z otoczeniem. Mamy przed nosem animację – całkiem ładną zresztą – wietrznego dnia, gdzie płynie sobie leniwie czas, biega jakaś myszka itp. Fajnie, gdyby można było w ten świat bardziej wejść, pospacerować po nim. Mi przynajmniej nie starczyło cierpliwości na odkrywanie tej przestrzeni.
DODATKOWE APLIKACJE
Po tej próbce zapragnąłem więcej. I rzeczywiście – jest już w czym wybierać, ale szału wciąż nie ma. W Sklepie Play jest sporo dodatkowych aplikacji, które można instalować, a które np. symulują jazdę kolejką górską (tzw. rollercoaster) lub demo symulatora lotu samolotem, ale możliwości są ograniczone, wymagają np. jakiegoś zewnętrznego kontrolera lub trzeba za te apki zapłacić. Czasem kilka, a czasem kilkanaście złotych, ale jakoś nie miałem ochoty na takie wydatki. Tym bardziej, że…
WADY CARDBOARD
…po 15-20 minutach zabawy moje oczy nie dawały dłużej rady… Łzawiły i bolały (właściwie jestem osobą widzącą na jedno oko, ale obie gałki oczne miałem obolałe). I taki stan utrzymywał się przez dłuższy czas, a pomimo że piszę ten tekst jakąś godzinę później, to czuję się tak, jak bym miał za sobą cały dzień przed monitorem. Poza tym odczuwałem lekkie zawroty głowy i trudno było mi się skupić na oglądaniu wirtualnej rzeczywistości.
Po drugie trzeba cały czas Cardboard w obecnej odsłonie trzymać. Przydałoby się jakieś mocowanie, pasek etc., który utrzymywałby to rozwiązanie na moim nosie ;) Po trzecie – karton to karton. Zbiera odciski od czoła. Niby nic takiego, ale wygląda po jakimś czasie używania dość brzydko.
Czwarty minus należy się aplikacji, która… rozgrzewa smartfona do czerwoności, a karton – czyli de facto papier – tę temperaturę świetnie przytrzymuje… Do tego bateria topnieje w oczach.
PODSUMOWANIE
Traktuję Google Cardboard – i Wam też radzę – jako coś na kształt prototypu. Taniego, funkcjonalnego, pokazującego możliwości, funkcje i perspektywy związane z rzeczywistością wirtualną/rozszerzoną – ale wciąż z licznymi wadami. I jest ich zasadniczo więcej niż pozytywów lub są na tyle istotne, że całą przygodę z Google Cardboard sprowadzają do jednej – pokazowej sesji , która zrobi krótkotrwałe wrażenie na znajomych i rodzinie, za to będzie ono wyraziste.
Przyznam też, że trochę się boję takich rozwiązań. Wiem, że Oculus pracuje nad zupełnie inną technologią, która nie będzie posiadała wad kartonowego Cardboarda, ale perspektywa życia w świecie wirtualnym jest moim zdaniem bardzo kusząca. Nie wiem, w którym kierunku to pójdzie, ale tym razem przekonałem się na własnych oczach, jak dobre aplikacje będą w stanie wywrócić obecny porządek do góry nogami. Bo przecież wcale nie trzeba tylko grać, czy zwiedzać muzeów. Możliwość zdalnej pracy, to też spora perspektywa, stojąca przed wieloma freelancerami oraz korporacjami, szukającymi oszczędności. Tylko obawiam się, że pomimo wszystko zniknie w tym wszystkim pierwiastek człowieczeństwa. Nie mam też pewności, jak wirtualna rzeczywistość finalnie będzie działać na nasze mózgi. Czas pewnie pokaże, ale wolę nie być królikiem doświadczalnym…
Werdykt 90sekund
Google Cardboard to dobry pomysł na sprawdzenie czym jest wirtualna rzeczywistość. Jest to świetny produkt z uwagi na swoją prostotę, ale z serią wynikających z tego ograniczeń. Nie zmienia to faktu, że to rewelacyjne rozwiązanie na start.
-
Wygląd
-
Funkcjonalność