SŁOWEM WSTĘPU
Nie spodziewałem się takiego zaskoczenia! Poprosiłem o Fitbit Ionic do testów, bez większych oczekiwań. Sądziłem, że po takich zegarkach, jak Garmin Fenix 5X (TU recenzja), Samsung Gear Sport (TU recenzja), Suunto Spartan Ultra (TU recenzja), Huawei Watch 2 (TU recenzja), Polar M600 (TU recenzja)– za wiele w kontekście smartwatchy sportowych już mnie nie zaskoczy. A tu niespodzianka! Fitbit, który nie sprawia wrażenia bardzo popularnego w Polsce, zdecydowanie na zainteresowanie zasługuje. Ionic, jest jednym z najlepiej sprofilowanych watchy sportowych, z jakim miałem do czynienia. I to tak bardzo, że nawet obecny na jego pokładzie Flipboard, pozwala agregować wyłącznie newsy sportowe. Praktycznie bez wad, z kilkoma kwestiami do dopracowania, ale w codziennym, sportowym trybie życia – nieodzowny, genialny towarzysz. Daję piątkę z plusem i już teraz rekomenduję!
Ionic jest pierwszym smartwatchem od Fitbit, który gł. ma w swoim portfolio opaski sportowe do monitorowania aktywności. Ale, jest to smartwatch absolutnie nieprzeciętny i właściwie NIE-smartwatchowy! Najchętniej dookreśliłbym, że to inteligentny zegarek sportowy, z funkcjami smart, na które można natrafić na typowych smartwatchach konkurencji. Sądzę, że to ważne dopowiedzenie, bo jeśli chociaż trochę się nie ruszasz, to nie ma sensu, żebyś brał/-a Ionic pod uwagę. Bo Fitbit z tym produktem idzie mocno pro- aktywnościowo. I robi to kapitalnie!
WZORNICTWO I WYKONANIE FITBIT IONIC
Korpus wykonany został z wysokiego jakościowo aluminium serii 6000 (np. Galaxy S9 jest wykonany z aluminium serii 7000). Sama opaska została zrobiona ze stopu licznych elastomerów (rodzaj tworzywa, w skład którego wchodzą polimerowe tworzywa sztuczne – ale też naturalne), a ich zasadniczą cechą, jest wysoka odporność na działanie sił mechanicznych, jak ściskanie, rozciąganie, skręcanie etc., po czym potrafią wracać do swojej pierwotnej formy i nie ulegają zniszczeniom.
To, co uderza pod kątem wykonania, to fakt że Ionic jest po prostu super-, a właściwie – ultralekki! I to tak bardzo, że po prostu nie czuje się go na nadgarstku, bowiem waży zaledwie 30 gramów…! Każdy, kto chociaż zaliczył półmaraton wie doskonale, że w czasie długiego biegu to jedna z największych bolączek, kiedy zegarek sportowy zaczyna ciążyć na nadgarstku. Pod tym kątem zastosowane tworzywo jest wręcz wybitne przy tym produkcie! Fitbit Ionic genialnie nosi się na ręce, jest całkowicie nieinwazyjny, zupełnie nieobciążający, rewelacyjnie regulowany pod kątem każdej grubości nadgarstka, z bajecznie prostym wypinaniem i zakładaniem nowych pasków.
Kształt smartwatcha nie jest powalający. Mamy do czynienia z kwadratową konstrukcją, nowoczesną w odbiorze, z dopracowanym pomysłem na stożkowaty spód, w którym umieszczono czujnik tętna. Zapomnij o jakimkolwiek wycieku światła z tego miejsca! Nie ma żadnych dodatkowych wypustek, które miałyby to w jakikolwiek sposób ograniczać (jak np. robi to Garmin), a w żaden sposób do tej nieprzyjemnej dla oczu (i jakości pomiarów) sytuacji nie dochodzi! Pierwsza klasa!
Fitbit chwali się, że zapinka została wykonana ze stali chirurgicznej Stainless Steel. Jest kilka różnych typów takiej stali, bowiem są tworzone z niej nie tylko niektóre narzędzia charakterystyczne dla pracy chirurga, ale też przyrządy stosowane do piercingu, czy wszystkie te, które mają w późniejszym etapie leczenia medycznego kontakt ze skórą człowieka, jak chociażby śruby do łączenia złamań etc. A to oznacza, że tak wysoka jakość tworzywa ma na celu jak najlepsze oddziaływanie na ciało właściciela/właścicielki zegarka Ionic, tak aby nie dochodziło do żadnych podrażnień alergicznych i innych uszkodzeń. Świetny pomysł! Świadomie spotykam się z tym po raz pierwszy, jeśli idzie o produkt sportowy!
Jedyny minus – jak na moje oko – to zaczep na końcu opaski, który docelowo ma trafiać w jeden z pozostałych otworów na pasku, i zdarzało mi się, że sporadycznie odskoczył kiedy za bardzo naciągnąłem pasek. Zdarzało się też, że po prostu wciśniecie go w otwór było bolesne. Nie były to superczęste sytuacje, ale zarazemna tyle się pojawiające, że trudno nazwać je incydentalnymi. Poza tym nie mam żadnych zastrzeżeń do wykonania inteligentnego zegarka sportowego Fitbit Ionic.
WYPOSAŻENIE TECHNICZNE FITBIT IONIC
Pierwsze dwie kluczowe rzeczy charakterystyczne dla wyposażenia Fitbit Ionic, to obecność szkła Corning Gorilla Glass na froncie oraz wysokojakościowego dotykowego ekranu 1,42 cala, z rozdzielczością wynoszącą 348×250 pikseli. Przyznam szczerze, że byłem przekonany, że na froncie jest panel AMOLED, ale to… zwykły LCD, który może się dodatkowo poszczycić niesamowitą jasnością! Fitbit zapewnia w swoim opisie produktu, że maksymalna jasność ekranu wynosi aż 1000 nitów!, co jest wręcz nieprawdopodobne, ale nie kryję jednego, że bez względu na to, jak faktycznie jest jasno, to jednak żadna pogoda, czy też nawet bardzo ostre słońce – nie są w stanie zrobić na wyświetlaczu zastosowanym w Ionic najmniejszego wrażenia. Nie ma okoliczności, w których cokolwiek byłoby na nim nieczytelne. Po prostu szacun za taki panel, który wyraźny jest w każdych, dosłownie każdych warunkach!
Jego jasność można regulować w trzech poziomach: Dim (najsłabsza), Normal (normalna), Max (maksymalna), Auto (automatyczna, zależne od panujących warunków oświetleniowych) oraz podświetlenie aktywować w cyklach czasowych na: 10s, 15s lub 20s. U mnie miałem najczęściej albo jasność na Normal/Auto albo niezwykle sporadycznie na Dim. Natomiast czas włączenia ekranu zawsze ustawiony na 15s. Do baterii jeszcze przejdę później, ale już teraz zaanonsuję tylko, że Ionic radzi sobie na jednym ładowaniu genialnie w stosunku do innych smartwatchy, nawet przy intensywnej jasności, która nie wykańczała ogniwa.
Ciekawe, że Fitbit postanowił zaoferować nie kwadratowy – jak całe body – ale prostokątny wyświetlacz, który można śmiało nazwać… panoramicznym… Jest to całkowicie nietypowy kształt, ale sprawia, że w aktywności sportowej sprawdza się fenomenalnie! Wszystkie dane są najczęściej dostępne w rzędach (oczywiście zależnie od wybranej tarczy), a taka forma ekspozycji pozwala na wypełnienie przestrzeni tylko kluczowymi treściami. Jak na moje oko – zaskakująco funkcjonalny pomysł, pod który stworzono (i wciąż powstają nowe) dedykowane tarcze oraz napisano wiele aplikacji.
Istotna informacja – nie ma opcji, aby ekran był podświetlony cały czas, wyświetlając np. godzinę. Nie istnieje więc odpowiednik czegoś na kształt Always-on-Display (z wyjątkiem opcjonalnego włączenia tego w czasie treningu), ale… w istocie to nie jest żaden problem, z tego względu, że zastosowane czujniki w Fitbit Ionic są bardzo wysokiej jakości oraz niesamowicie czułe. Dzięki temu, wykonanie gestu nadgarstkiem, w jakim tradycyjnie sprawdza się godzinę powoduje, że ekran natychmiast się podświetla. I tak – działa to za każdym razem, całkowicie bezbłędnie. Efekt – smartwatch jedzie dłużej na baterii!
OK, ale teraz czas na to, co tygryski lubią najbardziej, a więc… wszystko co kryje się pod maską, a siedzi tutaj sporo świetnych rozwiązań. W pewnym sensie typowych dla wielu zegarków, ale czułem, że precyzja stoi tutaj akurat na najwyższym poziomie: trzyosiowy żyroskop oraz trzyosiowy akcelerometr, wysokościomierz, GPS, czujnik tętna, silniczek wibracyjny, czujnik światła otoczenia. I nie kryję, że dawno nie miałem takiej satysfakcji z pracy wszystkich tych sensorów. Bo nie dość, że precyzyjnie działa wspomniane rozpoznawanie odwracania ręki, kiedy sprawdza się godzinę lub stan treningu, to jeszcze kapitalnie mierzone jest tętno z nadgarstka (tak dobrze mierzył mi je zaawansowany Fenix 5X), antena GPS jest wmontowana w ramkę zegarka, a fix łapany jest natychmiast. Łączność z satelitami nie jest włączona cały czas, a jedynie aktywuje się przy konkretnych treningach, jak bieganie czy jazda na rowerze.
Jeśli idzie o czujnik tętna, to zastosowano w nim precyzyjną technologię pomiaru PurePulse, dzięki której watch odświeża dane o pulsie co jedną sekundę w czasie uprawiania sportu oraz co pięć sekund, kiedy jesteś w stanie spoczynku lub akurat nie ćwiczysz. Odznacza się on niezłą precyzją (o czym już wspominałem), działał u mnie bez przerwy w czasie testów i dawał świetny, natychmiastowy wgląd w to, jakie aktualnie mam tętno, czy to w czasie spaceru, czy kiedy odpoczywałem. Wiele tarcz pozwala na front wyciągnąć nie tylko dane o godzinie, krokach i poziomie naładowania baterii, ale też o aktualnym pulsie, więc nie trzeba się nawet specjalnie przełączać, aby móc go w danej chwili śledzić. Pulpity sportowe – czyli te aktywne w czasie treningu – można też dostosować do własnych potrzeb, tak aby na tej głównej – jednym z kluczowych pomiarów był np. odczyt z pulsometru. Dla mnie zawsze najważniejsze są: dystans, puls i czas, zatem tak też ustawiałem to na Ionic.
Oczywiście Fitbit Ionic łączy się z telefonem poprzez Bluetooth 4.0 oraz z sieciami internetowymi wykorzystując WiFi 802.11 b/g/n. Ale tak naprawdę to połączenie z telefonem jest najistotniejsze, chociaż zegarek posiada dość długą pamięć i potrafi zmagazynować do 30 dni danych aktywnościowo-treningowych. Dzięki temu nie musisz za każdym razem biegać do apki smartfonowej, by wszystko w niej było aktualne.
AKTYWNOŚĆ SPORTOWA Z FITBIT IONIC
OK, to najważniejszy punkt, czyli co tak naprawdę daje Ci Fitbit Ionic? Po pierwsze całodobowy monitoring kroków, przemierzonego dystansu, aktywności przeliczonej na minuty, spalonych kalorii, pokonanych pięter. Ionic przypomni też, że się zasiedziałeś/-aś i czas na mały spacer w ramach tzw. mini-goals (czyli mini celów), które mają zachęcać do wychodzenia 250 kroków raz na godzinę. Smartwatch sprawdzi się też na basenie w czasie treningu pływackiego, obliczy więc tutaj spalone kalorie, zliczy poszczególne nawroty, czas trwania aktywności.
Dodatkowo Fitbit Ionic zdaje egzamin przy monitorowaniu snu, w tym w poszczególnych fazach, a dodatkowo jest tutaj opcja nie tyle treningu, co tzw. Breathing Sessions, w czasie których odpoczywasz i również jakość tego odpoczynku jest mierzona, co może być bardzo pomocne u zabieganych osób, mających problem ze złapaniem oddechu i odprężeniem się. Podoba mi się też opcja Smarttrack, która odpowiedzialna jest za automatyczne rozpoznawanie ćwiczeń lub konkretnych aktywności, dzięki czemu nie musisz myśleć o włączaniu treningu, może on zostać zarejestrowany automatycznie, łącznie z przemierzoną trasą, tętnem i innymi danymi.
Ja korzystałem głównie z dwóch opcji w zakresie ruchowym, czyli z biegania oraz roweru. Byłem też na basenie (z Ionic można się zanurzyć do 50m), niejako przy okazji, bowiem ponownie tylko dla tej ostatniej aktywności – testowałem raz jeszcze Geara Sport. Ionic poprawnie liczy odległości, ale trzeba wcześniej zdefiniować mu na jak długim basenie będziemy pływać (25m lub 50m). Brakowało mi, że nie mogłem ustawić tutaj widocznego tętna na ekranie głównym i nie było opcji automatycznego przewijania kolejnych danych gromadzonych w czasie treningu pływackiego, co zdecydowanie wypada na korzyść w Gearze Sport i jest po prostu praktycznym ficzerem.
Za to zdumiewająco dobrze działało natychmiastowe wygaszanie ekranu po zanurzeniu zegarka pod wodę. Ionic natychmiast w tych okolicznościach wyłączał wyświetlacz i nie aktywował go w czasie pływania, więc nie było ryzyka, że opór wody spauzuje trening. I żeby było jasne – po wynurzeniu, natychmiast ekran się podświetlał. Jeśli ktoś ma taką fantazję, to może go ręcznie aktywować pod wodą jednym z fizycznych przycisków.
Oczywiście w czasie każdej z aktywności mamy do czynienia ze sprawdzonym, bardzo prostym i czytelnym interfejsem, który jest wyrazisty, klarowny i świetnie skrojony pod możliwości samego panelu. Na uznanie zasługuje praca czujników, w tym GPS-u. Testowałem Fitbit Ionic zimą (styczeń/luty 2018r.), jeżdżąc rowerem i biegając w czasie mrozów. Pomimo, że byłem solidnie ubranych, a Ionic ukryty pod rękawami i rękawiczkami (odciski widoczne na niektórych zdjęciach wokół nadgarstka są od rękawiczek właśnie – nie od zegarka), to jednak watch zachowywał się bardzo przyzwoicie i zbierał wszystkie dane, jak należy – w tym – nie było problemów z łącznością z satelitami.
Nie ukrywam, że jak zwykle – szczególnie na rowerze – brakowało mi również w Fitbit Ionic (tak, jak w każdym innym zegarku sportowym), obsługi watcha gestami. Kiedy się jedzie, i to stosunkowo szybko, nie ma możliwości wygodnego przerzucenia danych pomiędzy kolejnymi sekcjami na ekranie, przez co kluczowe jest właściwe skonfigurowanie tego pierwszego panelu, tak by zawierał wszystkie najważniejsze dla nas informacje.
Jest też sporo opcji do samodzielnego ustawienia. Mogą one bazować na automatycznym rozpoznaniu lub manualnym, kiedy to my sami chcemy je uaktywnić w czasie uprawiania aktywności, np. kiedy nie preferujemy, żeby wyświetlacz był w czasie biegu cały czas włączony. Ale są jeszcze inne opcje, jak np. możliwość pokazywania wskazówek co do określonego na dany moment treningu, i tak w czasie biegania lub jazdy rowerem, mogą się one z automatu pojawiać co kilometr lub co kilka kilometrów lub po prostu, kiedy spalimy określoną ilość kalorii lub też, gdy minie konkretny przedział minutowy, od kiedy jesteśmy na treningu. To akurat jest fajny pomysł, bo każdy/każda z nas – jest nastawiony na inny efekt w czasie uprawiania sportu, więc taka multifunkcjonalność jest tutaj mile widziana.
W ustawieniach poszczególnej aktywności sportowej włączysz też, czy trening biegowy lub rowerowy ma być wykrywany automatycznie, czy ma działać w tym czasie GPS, czy chcesz, żeby Ionic sam pauzował aktywność, kiedy zatrzymujesz się np. na światłach i czekasz na zielone, by biec/jechać dalej etc. Treningów w samym zegarku ustawisz też więcej poza pływaniem, bieganiem i jazdą na rowerze. Jeśli preferujesz ruch w jakimś fit-clubie, to również nie ma problemu z wybraniem bieżni, tak samo w kwestii podnoszenia ciężarów czy przy treningu typowo interwałowym. Dostosowujesz aktywność pod własne potrzeby i się go trzymasz, a Fitbit Ionic analizuje, jak Ci idzie i serwuje to wszystko na zegarku.
Tak – jest to produkt multisportowy, bardzo przyjemny w obsłudze, z wieloma dostępnymi opcjami, czytelny, a przez to bardzo efektywny. Nie kryję – jego siłą jest prostota, a dzięki niej – korzystało mi się z niego wyjątkowo dobrze. I zdecydowanie jest to taki rodzaj prostoty, którego brakuje chociażby Google Fit, którego regularnie używam na smartwatchach z Androidem. Gigant z Mountin View miał do zrobienia arcyproste zadanie – lekką i przyjemną apkę do zbierania informacji sportowych. Tymczasem, jest ona ociężała, jałowa wizualnie i zasobożerna. Fitbit w Ionic pokazuje, jak takie rzeczy powinno się projektować! Prostota, czytelność danych, skoncentrowanie na kilku z nich na panelu do zarządzania aktywnością, reszta do wglądu później lub po przewinięciu. Tak niewiele, ale jaka satysfakcja z ruchu!
SYSTEM OPERACYJNY W FITBIT IONIC
Fitbit Ionic pracuje na własnym systemie operacyjnym Fitbit OS, któremu do ideału trochę brakuje. Szczególnie pod kątem efektywności. Platforma działa szybko, ale niekoniecznie płynnie. Dają o sobie znać drobne przycinki i lagi. Nie są one dramatyczne, a producent dostarcza wciąż nowe aktualizacje oprogramowania, przez co czuć opiekuńczą dłoń nad całością, ale jak na samo środowisko, powinno być bardziej płynnie. I pod tym kątem niedościgniony jest Samsung ze swoim Tizenem OS – co do tego nie mam wątpliwości. Z drugiej strony – z każdym update jest z Fitbit OS coraz lepiej.
Natomiast niie podobają mi się też przypisane do poszczególnych przycisków w Fitbit OS konkretne funkcje. W dużej mierze nie wykorzystują potencjału sprzętu. A przecież są aż trzy – jeden na lewym, a dwa na prawym boku. Po pierwsze nie można ich personalizować, więc jest się skazanym na to, co oferują w standardzie. Nie jest to zła opcjonalność, bo prawy górny daje dostęp do funkcji Today, która pokazuje masę danych zebranych w ciągu całego dnia. Można do niej zaglądać o różnych porach i podglądać, jak dużo się ruszamy. Jest tu widoczny aktualny status wykonanego dziennego limitu kroków, ile kroków zrobiono w czasie mini-goals w ciągu aktualnej godziny, jaki jest status naszego tętna w danej chwili wzbogacony o komunikat, że np. w tym momencie jesteśmy w stanie spoczynku, ile spaliliśmy kalorii, pokonaliśmy kilometrów, pięter czy mieliśmy samych aktywnych minut. Poza samą prezentacją danych nie można niestety wejść z nimi w interakcję, by bardziej szczegółowo rozebrać dobę i mieć z zegarka wgląd, jak przebiegała godzinowo aktywność od chwili pobudki do czasu polegiwania w łóżku.
Dolny lewy przycisk, to łatwe wejście do sekcji Exercise, która na poszczególnych pulpitach zbiera aktywności sportowe, które chcemy tu widzieć. Ale to nie wszystko. Dłuższe przytrzymanie tego przycisku pozwala przejść do powiadomień, które wysuwają się z dołu ekranu. Zasadniczo na niewiele się przydają, bo jeśli mają decydować o tym, że Ionic, jest smartwatchem, to… nie decydują. Raczej służą do informowania, że ktoś do nas coś napisał, dzwoni telefon lub przyszedł e-mail etc. Nic ponad to – żadna interakcja nie została przewidziana. Natomiast górnym prawym przyciskiem – poprzez jego dłuższe przytrzymanie – uruchamia się apkę muzyczną. Ostatnim przyciskiem, który ma coś tutaj do roboty, jest ten zlokalizowany na środku lewego boku.
Jego zasadniczą funkcją, jest wychodzenie ze wszystkich funkcji, ustawień i poziomów za każdym razem o jeden krok do tyłu. Dłuższe przytrzymanie uaktywnia usługę płatności zbliżeniowych Pay with Ionic, ale nie udało mi się znaleźć miejsca, w którym mogę dodać swoją kartę płatniczą. Myślę, że to po prostu w Polsce jeszcze nie działa. Oczywiście na ekranie głównym jest tarcza zegarowa, konfigurowalna, ale w bardzo ograniczonym i prostym zakresie. Możesz z poziomu sklepu Fitbit App Gallery dobrać dowolną tarczę, również opcje płatne od zewnętrznych developerów, ale… nie są one magazynowane w pamięci zegarka, więc po wybraniu tej interesującej, nawet jeśli mało waży, czeka się długo, aż trafi do watcha. Selekcja i wybór swojej ulubionej tarczy to czasochłonny proces.
Menu z podstawowymi opcjami włączenia/wyłączenia notyfikacji z telefonu oraz tego, jak ma się podświetlać tarcza (automatycznie po podniesieniu ręki na wysokość oczu, czy ręcznie po naciśnięciu przycisku) znajduje się po lewej stronie ekranu. By się do niego dostać, trzeba przeciągnąć palcem od lewej do prawej strony. Menu ze wszystkimi aplikacjami oraz dostępem do zaawansowanych ustawień znajduje się dokładnie po drugiej stronie, a więc przechodzi się do niego poprzez przeciągnięcie palcem po ekranie od prawej do lewej krawędzi.
Tak, chodzi o sport, nie ma więc być żadnych udziwnień i ma to sporo plusów, ale czasami brakuje tego czegoś, żeby działało to wszystko ciut sprawniej i minimalnie ładniej, aniżeli tylko zamknięte w sztywnych ramach do przesady zasadniczych.
TRYB FITBIT COACH
Jedną z ciekawszych funkcji, które Fitbit chce rozwijać, jest dostęp do własnego inteligentnego trenera. Fitbit Ionic, to tylko jeden z elementów układanki, ale bardzo integralny z usługą Fitbit Coach. Obecnie pod ikoną gwiazdy opisaną, jako Coach są trzy darmowe treningi, każdy podzielony na określone sekcje, które mają nam pomóc osiągnąć zdefiniowany cel ruchowy. Obliczone są one na konkretne kilkudziesięciosekundowe interwały, prezentowane raz za razem, i spinające całość w kilku- lub kilkunastominutowych treningach. Jest to jedna ciągła seria ćwiczeń do wykonania, a całość animuje zegarek. Przed każdym wykonaniem ćwiczenia widoczne są ruchome grafiki, przedstawiające jak należy się skłonić, zrobić przysiad etc. Fajne pod kątem doskonalenia techniki i nauki poprawnego ćwiczenia.
Tak, to jedna z tych rzeczy, która idzie łeb w łeb z konkurencją, bowiem każdy producent dodaje coś podobnego od siebie, dzięki czemu dowiadujemy się, jak poprawnie powinna przebiegać nasza gimnastyka oraz w jakich odstępach czasu. Ale Fitbit idzie o krok dalej. Chce zamykać tego typu treningi za odpłatną subskrypcją (7,99USD/mc lub 39,99USD/rok) i oczywiście znacznie je rozbudowywać za pomocą rekomendowanych materiałów audio i wideo.
To, co wyróżnia Fitbit na tle innych podobnych firm, to dostęp do trenera, który prowadził będzie spersonalizowane treningi kalistyczne w formie wideo, oparte o dane zgromadzone przez opaskę czy zegarek od Fitbit. W przyszłości ma to działać niemal w czasie rzeczywistym. Uzupełniać wideo będzie Audio Coaching, przygotowany przez 40 różnych trenerów i dedykowany osobom na różnym poziomie zaawansowania, tak by je odpowiednio motywować wskazówkami oraz sprofilowaną muzyką. Ostatnia rzecz to ćwiczenia na żądanie pod kątem sesji z ulubionymi formami aktywności oraz zalecane treningi na podstawie danych, które gromadzone są przez Ionic. Aplikacja będzie więc potrafiła zaproponować trening np. na rozwój mięśni brzucha i ramion, kiedy wykryje, że dzień wcześniej zaliczyliśmy solidny trening rowerowy. Cel? Dać odpocząć nogom, ale trenować pozostałe partie ciała.
Póki co za darmo jest ta pierwsza opcja, o której napisałem na początku, z trzema wbudowanymi w zegarek propozycjami treningów. Wygląda to bardzo fajnie, chociaż ja nie czuję się do końca adresatem takich form ćwiczeniowych. Bieganie traktuję rekreacyjnie, podobnie jak rower – ale też w kategoriach zdrowego ruchu, potrzebnego do utrzymania ciała w dobrej formie. Z pewnych względów zdrowotnych (już kiedyś o tym pisałem, ale przypomnę – jestem osobą niepełnosprawną i nie mogę przesadzać z wysiłkiem fizycznym), nie są wskazane u mnie takie treningi. Może za płatnym paywallem znalazłbym coś bardziej pod siebie? Trudno mi to w tej chwili oceniać. Niemniej – pierwszy raz spotykam się z tak rozbudowanym pomysłem na aktywizowanie swoich klientów i oferowanie im praktycznego ekosystemu, bo przecież Fitbit Coach jest aplikacją dostępną na Androida, iOS i zwykłego Windowsa.
Gdybym miał to ująć w jedno zdanie, to napisałbym – taka Chodakowska, tylko w wersji od Fitbit, ale z lepszą perspektywą rozwojową, bo opartą o wyniki naszych treningów, które monitoruje i gromadzi smartwatch. Tutaj kolejnym plusem, jest obecność Guided Health Programs, czyli nie tylko opisane powyżej opcje, ale też kontrola zdrowia, poprzez konkretne programy pozwalające np. rozpocząć bieganie w sześć tygodni. Kiedyś już to opisywałem na swoim przykładzie, że kiedy ja stawiałem swoje pierwsze kroki właśnie w bieganiu, to takich rozwiązań po prostu nie było. Znajomy biegacz-amator pokazał mi trening biegowy, z którym właśnie w ciągu sześciu tygodni od zera zaczyna się biegać 30 minut bez przerwy. U mnie – właśnie z powodu uwarunkowań zdrowotnych – trwało do kilka tygodni dłużej, ale skończyło się tym, że od dziesięciu lat biegam. Dziś bez dwóch zdań byłbym gotów skorzystać z takiego planu, jaki oferuje dla początkujących Fitbit!
Kolejnym plusem, który baaardzo zachęca do wejścia w program zdrowotny od Fitbit, jest czterotygodniowa dieta pozwalająca odstawić cukier. I to jest coś, co akurat teraz mi pasuje idealnie, bo jestem na etapie rozstawania się ze słodyczami. Oczywiście program nie pozostawia dziury po porzuconych łakociach, ale pomaga rozwinąć nowe nawyki żywieniowe w oparciu o wskazówki Światowej Organizacji Zdrowia. Idealne! Jest w tym naprawdę świetny potencjał, w rozwoju którego smartwatch od Fitbit, stanowi jedynie jeden z elementów całościowej układanki. Jak się raz w to wejdzie, to się w tym zostaje.
Testując Fitbit Ionic wyraźnie to czułem – monitor aktywności ma służyć tylko, jako źródło dostarczania danych do złożonej, pro-sportowej i pro-zdrowotnej platformy, zorganizowanej w taki sposób, aby motywować i animować kolejne cele związane z treningiem i dietą. Można się w to solidnie wkręcić!
APLIKACJE W FITBIT IONIC
Bardzo rozwojowy temat. Tak naprawdę dopiero niedawna aktualizacja, rozszerzyła znacznie możliwości systemowe Fitbit OS i uzupełniła je o kolejne rozwiązania, jak dostęp do lepszych aplikacji oraz tarcz. Co więcej – już teraz zegarek jest otwarty na kolejne funkcje, które pojawią się w bieżącym – 2018 – roku w Ionic, a póki co zostały w dużej mierze zaanonsowane. I tak, należeć będzie do nich aplikacja muzyczna Deezer z profilowanymi playlistami treningowymi dostępnymi w trybie offline. Pod tym kątem producent ma już nawet swoje słuchawki Fitbit Flyer, które paruje się bezpośrednio z zegarkiem. Póki co można też na niego przesłać własne MP3, ale kiedy do akcji wkroczy Deezer, muzyczny trening z Ionic będzie jeszcze przyjemniejszy z uwagi na szeroki dostęp do najróżniejszej muzycznej bazy, a nie tylko ograniczonej do własnych zasobów w żmudnie przegrywanych do urządzenia plikach.
Jak wspomniałem już na początku tej recenzji, jest dostępnych wiele innych aplikacji na Ionic. I tak – Flipboard agreguje newsy tylko o tematyce zdrowotno-sportowej. Niby przesada? No właśnie – kolejny dowód na to, że to nie jest typowy smartwatch, a solidny kombajn sportowy, wzbogacony opcjonalnie o dodatki typu smart! Ale oprócz tej apki, są też: Uber, Yelp, czy TripAdvisor. Baza nie jest powalająca, bo wciąż rozwojowa, ale nie mogę napisać, aby było tutaj mało użytecznych aplikacji. Podobnie jest z tarczami, który też jest już sporo, ale niektóre płatne, a inne jeszcze wymagające dopieszczenia. Niemniej – całość działa sprawnie i zachęcająco. Lubiłem raz na kilka dni przejrzeć zasoby pod kątem swoich upodobań.
Natywnie na Fitbit Ionic miałem zainstalowaną Stravę, ale nie korzystałem, bo nie interesuje mnie subskrypcja w tej usłudze. Smartwatch posiada też minutnik, budzik (w postaci alarmu wibracyjnego, ale nie jest jakiś wyjątkowo mocny – pewnie z uwagi na ultralekką konstrukcję, więc można go przespać ;P), kalkulator etc. Można dodać ze sklepu bardziej zaawansowany stoper, apkę pogodową (ale jej sens jest wyłącznie, gdy Ionic połączony jest z telefonem), wysokościomierz, lokalizowanie pozostawionego samochodu na podstawie GPS z Find My Car, Virtual Partnera do ścigania się z wirtualnym konkurentem na zadanym odcinku lub czasie, czy Share a Bike, będąca apką do znajdowania rowerów do wypożyczenia. Działa w Poznaniu, ale jej funkcjonalność jest póki co maksymalnie ograniczona, bo nie można – poza dostępem do nazw lokalizacji – wytyczyć np. trasy do wybranej rowerowni lub uzyskać informacji o aktualnych wypożyczeniach. Za to z CameraWatch wykonasz zdjęcie smartfonem, przy użyciu Ionic.
Tak, te wszystkie aplikacje to żaden szał i niemal do każdej mam jakieś techniczne zastrzeżenia, bo widziałbym ich podstawową funkcjonalność bardziej rozwiniętą. Ale nie oczekuję też po zegarku sportowym funkcjonalności drugiego telefonu. Są rzeczy, które wymagają rozwojowych zastosowań, jak wspomniane Share a Bike, czy po prostu są przydatne, kiedy obawiamy się, że zgubimy auto na parkingu przed dużym centrum handlowym lub na zagranicznym lotnisku, na którym znaleźliśmy się pierwszy raz w życiu. Na pewno nie dla aplikacji kupuje się Fitbit Ionic i ich poziom zaawansowania też nie wskazuje na to, abyśmy mieli nie wiadomo, jak rozwojowe smartwatchowo propozycje. To tylko dodatki do tego, czym Ionic w istocie jest, a więc przede wszystkim agregatorem naszych danych aktywnościowych, które po szerszej analizie mają służyć, jako punkt wyjścia do ciaśniejszego integrowania się z usługami od Fitbit.
BATERIA I CZAS PRACY FITBIT IONIC
Przez to, że nie ma funkcji ciągle aktywnego wyświetlacza, oszczędza się sporo energii, chociaż są tarcze, które tą funkcjonalność mają wbudowaną. W każdym razie zdecydowana większość (póki co) nie ma. A w tych okolicznościach, przy tarczach, z których korzystałem, sięgałem po ładowarkę raz na cztery dni. I były to dokładnie dobowe cztery dni. Czyli, jeśli odłączałem Ionic od prądu w poniedziałek o godzinie 17:00., to w czwartek o 17:00. jechałem już na oparach energii, bez szans na zrobienie jakiegoś szybkiego treningu. Mamy więc realnie dostępne pełne cztery doby pracy z codziennymi treningami trwającymi do godziny.
W czasie uprawiania sportu za każdym razem miałem włączony GPS (bieganie, rower), wyświetlacz wygaszony, ale aktywujący się na żądanie, automatyczne pauzy, kiedy np. stawałem na światłach i czekałem na zielone, a zatrzymania oraz rozpoczęcia ruchu sygnalizowane przez zegarek były wibracjami. W takich okolicznościach jednorazowo schodziło mi w czasie np. biegu 6-8 proc. energii. Tak, to fantastyczny wynik, bo z Ionic ze spokojem pokonasz chociażby maraton, co z zegarkiem na Androidzie Wear i z Google Fit w użyciu, byłoby niewykonalne. Jeśli sportu nie uprawiałem, zegarek wytrzymywał 5-5,5 doby.
Proces ładowania to dobre 2-2,5h (zależnie od rozładowania). Ale nie ma dramatu. Odbywa się ono poprzez dedykowany kabel, dokowany w specjalne trzy piny na spodzie zegarka, tuż nad czujnikiem tętna. Trzyma się to dość dobrze, ale nie na tyle, by przypadkowe trącenie nie spowodowało wyrwania przewodu ze złącza, zatem polecam odkładać gdzieś na bezpieczniejszą pod kątem kolizyjnym odległość Ionic na czas ładowania.
OPINIA NA TEMAT FITBIT IONIC
Kurczę, z tym produktem można poczuć sporą więź. Jest kapitalnie wykonany (chociaż wzorniczo to dość przeciętny projekt), z dużym naciskiem na efektywność treningową, więc dzięki swojej trwałej konstrukcji oraz bardzo małej wadze, sprawdzi się idealnie na niejednych zawodach. Zdecydowanie Fitbit Ionic jest zegarkiem sportowym, z tylko lakonicznymi funkcjami smart. Daleko mu więc do typowych smartwatchy, a już na pewno nie jest to taki smartwatch, jak chociażby Samsung Gear Sport, który faktycznie łączy w sobie te dwa różne bieguny – sportowy z typowo mobilnym.
Ionic wyposażono w wiele czujników wysokiej jakości, które świetnie monitorują codzienną aktywność, a sam zegarek idealnie nadaje się dla tych osób, które myślą o czymś więcej, niż tylko sporadycznej, weekendowej przebieżce. Widać to chociażby w mocno rozwijanych usługach w ramach platformy, które mają aktywizować początkujących, jak i bardziej zaawansowanych fanów i fanki zdrowego ruchu. Wciąż rozwijana jest też platforma sterująca zegarkiem, która aktualizowana – systematycznie otrzymuje coraz więcej funkcji, a Ionic tak pomyślano, aby ze zgromadzonymi czujnikami, mógł zbierać w przyszłości kolejne dane monitorujące nasze zdrowie. Już teraz, zarówno na Androida, Windowsa, jak i iOS dostępne są rozbudowane aplikacje, które mają pomóc we właściwym agregowaniu informacji dostarczanych przez recenzowany tutaj produkt, w celu oferowania kompleksowej bazy treningowej.
Same aplikacje nie rzucają jeszcze na kolana i wymagają zdecydowanego dopracowania. Ale już interfejsy poszczególnych treningów, czy propozycje trenerskie – zachwycają prostotą wykonania i odpowiednio poprowadzoną wizualnie-tekstowo ekonomią informacyjną. Szkoda, że brakuje automatycznego przewijania interfejsu w aktywnościach basenowych, ale na osłodę świetnie działa autosumowanie pokonanych długości. To samo tyczy się biegów oraz jazdy rowerowej. Z ćwiczenia z Ionic płynie ogromna przyjemność, której dostarcza również sensowny czas pracy na jednym ładowaniu baterii.
Na dodatkowe wyróżnienie zasługuje wyświetlacz LCD, który nie boi się nawet najostrzejszego słońca! Rewelacyjnie działa non-stop włączony czujnik tętna, a każdorazowy podgląd godziny – kończy się podświetleniem ekranu, dzięki czemu nie brakuje funkcji na stałe włączonego panelu. Bardzo, bardzo podobała mi się przygoda z pierwszym smartwatchem od Fitbit. Aż nabrałem apetytu na więcej! A, że producent obiecuje sporo na ten rok, jest więc na co czekać i za co kciuki ściskać. Jestem zdecydowanie na TAK!