SŁOWEM WSTĘPU
Niebywałe, jak bardzo można się naciąć przy pierwszych, emocjonalnych wrażeniach. Sam siebie nabiłem w butelkę. Nie ukrywa, że moje konto z systemem Chrome OS jest mocno przeładowane licznymi apkami, które bez końca sprawdzam, albo z których korzystam w codziennej pracy nad blogiem. Kiedy więc dojechał do mnie Asus Chromebit CS10, z dużym żalem obserwowałem, jak długo trwa ustanawianie połączenia z moją siecią, a później przywracanie danych i aplikacji z konta Google. Na domiar złego byłem w ferworze pracy, a więc oczekiwałem w tamtym momencie wydajności, a tej nie było. Doświadczyłem lagowania i przycięć. Czara goryczy się przelała.
Żeby wszystko poustawiać, jak należy Chromebit potrzebował dobrych 30-40 minut. Przy pięciu otwartych kartach dostał strasznej czkawki, a kiedy spróbowałem włączyć krótkie wideo na YouTube… cóż, wyglądało to, jak jakiś żart z użytkowników Chrome OS. Byłem pewien, że winę za wszystko ponosi procesor od mało popularnego chińskiego dostawcy – Rockchip.
Usiadłem i nasmarowałem TEN wpis. Do tego na komputerze z Windowsem, bo Chromebita cisnąłem w kąt i dopiero po dwóch lub trzech dniach ponownie wszedłem z nim w komitywę. Jak ciężkim dla mnie było szokiem to, co przeżyłem zaczynając z nim od nowa pracę, trudno wyjaśnić. Okazało się, że kiedy paluch złapał już oddech, poustawiał wszystko, jak należy, to nagle otrzymał nowe siły i pokazał na co go stać. Asus Chromebit okazał się moim najlepszym przyjacielem, który doskonale radził sobie ze wszystkimi postawionymi przed nim zadaniami. Oczywiście znając specyfikację nie wymagałem cudów, ale pierwsze wrażenia natychmiast się zatarły.
Dzisiaj żałuję tamtego, krytycznego wpisu. Napisałem jego sprostowanie, a i w niniejszej recenzji pokusiłem się o dłuższy wstęp, bo nie chciałbym, aby ktokolwiek pożałował kilkuset złotych na zakup tego genialnego produktu. Bo finalnie jest przecież z Chromebitem cholernie dobrze. I mam nadzieję, że ten tekst Cię do tego przekona!
Oczywiście jest to też rozwiązanie ze swoimi wadami, które dobitnie przekonuję mnie, że mniej nie znaczy wcale lepiej. I dokładnie to samo mógłbym napisać o innych produktach, które oferują wiele możliwości, ale w ramach minimalnego wyposażenia trzeba je po prostu dozbrajać…
CO TO JEST CHROMEBIT?
Asus Chromebit CS10, to komputer z systemem Chrome OS, ukryty w konstrukcji większej od tradycyjnego pendrive’a, ale maksymalnie zamkniętej w wymiarach przeciętnego batona. Jest mały, poręczny i podłącza się go do monitora lub telewizora poprzez złącze HDMI. Do wygodnej pracy potrzebne są peryferia – można je podłączyć na kilka sposobów, ale najwygodniejszy, to skorzystanie z łączności Bluetooth i sparowanie z Chromebitem zewnętrznej bezprzewodowej klawiatury oraz myszki.
WYGLĄD I WZORNICTWO ASUS CHROMEBITA CS10
Jak wspomniałem przed chwilą – Asus Chromebit CS10 wielkością odpowiada batonowi lub grubemu markerowi. Jest więc zdecydowanie dłuższy, jak i zdecydowanie grubszy od zwykłego pendrive’a, a w tych okolicznościach trudno wyobrażać sobie, że jest on maleńki. Niemniej nie jest też przerośniętym kolosem – zatem idealnie mieści się w kieszeni spodni, marynarki, czy po prostu w małej torebce lub też etui. Inna sprawa, że aby móc korzystać z Chromebita, należy też pamiętać o zasilaczu, który trzeba wszędzie ze sobą wziąć, bowiem nie jest CS10 zasilany z gniazda HDMI, a więc potrzebuje własnego źródła energii.
Sam zasilacz nie jest za duży, ale jednak trzeba mieć na niego oko, bo jeśli go zapomnisz, to nici z pracy z Chromebitem. Mógłby też mieć dłuższy kabel, bo obecny jest dość krótki i wymusza korzystanie przy bliskiej relacji z kontaktem lub przedłużaczem. Może to być trochę uciążliwe, jeśli w mieszkaniu lub biurze masz w kablach porządek i nagle trzeba szukać pomysłu na doprowadzenie do palucha z Chrome OS prądu. U mnie po prostu walał się po biurku przedłużacz i musiałem przestawić kilka szaf, aby poprzeciągać na nowo kable. Niby nic, ale jednak trochę wysiłku mnie kosztowało przygotowanie odpowiednich warunków do pracy z małym Chromebitem.
Zależnie od tego, jak masz wyprowadzone gniazda w telewizorze lub przy monitorze, możesz narzekać na umiejscowienie złącza zasilania, które z takich a nie innych powodów konstrukcyjnych, musiało znaleźć się na jednym z boków Chromebita. Ja miałem okazję sprawdzić to w akcji na kilku monitorach i tam, gdzie obok siebie panował duży ścisk z portami, było momentami ciężko, aby bezproblemowo przełączać się z kablami. Tak się złożyło, że testowałem równolegle monitor Philipsa z funkcją Multiview, dzięki której mogłem mieć w tym samym momencie na jednym ekranie i Chrome OS, jak i Windowsa, stąd ta uwaga o ciasnocie z portami.
Ostatnią rzeczą, na którą muszę tutaj zwrócić uwagę, jest umiejscowione na samym końcu złącze USB 2.0. Działa bardzo poprawnie i zasadniczo ze swojej strony korzystałem z niego do podłączenia przejściówki na inne porty, więc zalecam zaopatrzyć się w podobne rozwiązanie razem z Chromebitem. Pośrednio sprawdzi się to też wtedy, gdy nie masz bezprzewodowej klawiatury oraz myszy.
Podsumowując – Chromebit CS10 od Asusa jest małym i zgrabnym sprzętem, w którym przy minimalnych wymiarach, starano się zachować jego maksymalną funkcjonalność. Ma to swoją cenę – dosłownie i w przenośni. Po pierwsze Chromebit jest bardzo tani – wydatek rzędu dosłownie kilkuset złotych. Po drugie skazani jesteśmy wyłącznie na jeden port, a jeśli nie chcemy go zmarnować, to konieczne staje się albo zakupienie droższych myszy i klawiatury podłączanych przez Bluetooth, albo wielofunkcyjnych przejściówek. Ja najpierw wydałem pieniądze na jedną z portami USB, ale szybko okazało się, że korzystam również z kart pamięci, więc konieczne było dokupienie combo.
W tym kontekście jeden mały Chromebit zaczyna nagle rosnąć w dodatki, kable, przejściówki etc. I może się z tego zrobić niezła plątanina, co zdecydowanie obniża komfort przygody z tym produktem. Zacząłem się nawet zastanawiać, czy nie lepiej byłoby dostarczać go razem z wyposażoną w potrzebne sloty stacją dokującą, tak aby uniknąć dodatkowych wydatków i kombinacji, aczkolwiek wtedy bardziej opłacalne będzie kupienie po prostu Chromeboxa. W związku z tym moje ogólne wrażenie jest takie, że mały Chromebit potrafi nieźle bałaganić. Można sobie z tym poradzić, ale zawsze trzeba pamiętać o zasilaczu, przejściówce, klawiaturze i myszy. No i oczywiście należy być pewnym (pewną), że tam, gdzie zabieramy Chromebita jest telewizor lub monitor z wyjściem HDMI.
FUNKCJONALNOŚĆ I PERYFERIA W ASUS CHROMEBITCIE CS10
Nieco wspomniałem o tym powyżej, ale sądzę, że kupując Asus Chromebita warto zdać sobie sprawę, do jakich zadań będziesz go używać? Od tego będzie w dużej mierze zależeć, czy będziesz potrzebować taniej przejściówki na USB i karty SD, czy konieczne będzie zainwestowanie w dodatkowe klawiaturę i bezprzewodową mysz. Ja prowadzę dużo bardziej mobilny tryb życia niż większość innych osób, a Chromebit siłą rzeczy sugeruje, że to taki produkt, który można ze sobą zabrać praktycznie wszędzie.
No właśnie – bo jeśli masz go przewozić, to polecam peryferia bez kabli. Dobrym rozwiązaniem, które nawet się sprawdzało w moich warunkach okazała się zwijana klawiatura LG Rolly, która ma doskonałą wydajność, jeśli chodzi o pracę na bateriach (małe paluszki, zatem koszt żaden), a dzięki temu, że można ją zrolować, jak dywan, daje się wszędzie z łatwością zabrać. Jest też w miarę trwała, jedynie kiepsko – z uwagi na jej budowę – pracuje się z nią na kolanach. Do tego zwykła bezprzewodowa mysz, ale taka, która nie potrzebuje przekaźnika w porcie USB, tylko podobnie, jak Rolly – potrafi łączyć się z innymi urządzeniami wykorzystując łączność Bluetooth opartą o hardware.
No właśnie – i tutaj pojawiają się schody. Bo jeśli masz już takie peryferia, to nie ma problemu. Gorzej, jak musiał(a)byś je dokupić. Jedno i drugie to koszt 200-300zł brutto za sztukę, a zatem doposażenie Chromebita, tak aby było naprawdę wygodne i mobilne, to spory wydatek, który może zamknąć się finalnie, razem z paluchem, w kwocie bliskiej 1000zł i to bez monitora, który jest przecież wymagany do pracy z Asus Chromebitem.
I teraz tak – jeśli pracujesz w terenie, ale z dostępem do ekranu, polecam większy wydatek i inwestycję w bezprzewodowe rozwiązania, bo kable potrafią być cholernie denerwujące, kiedy jest się w ruchu. Z drugiej strony – cenowo jest już tak wysoko, że lepiej po prostu kupić… albo CloudBooka z Windowsem 10 albo zwyczajnego Chromebooka…
Drugi wariant – i do tego znacznie tańszy – dotyczy sytuacji, w której już masz (a masz raczej na pewno) w domu niejedną klawiaturę i jakieś myszki przewodowe. Ewentualnie idziesz do sklepu i za 50zł-100zł kupujesz jedno i drugie. Jeżeli posiadasz też monitor (a telewizor na pewno), to właściwie koniec wydatków, chociaż trzeba za jakieś 30zł-50zł kupić jeszcze przejściówkę z portami USB (polecam brać rozwiązanie maksymalnie funkcjonalne, czyli już z np. slotami na karty SD).
Zarówno pierwszy, jak i drugi wariant zakładają, że pracujesz albo w mobilnym biurze, ale z dostępem do ekranu z HDMI, albo też w domu. Ale możesz chcieć na Chromebitcie również oglądać gł. filmy albo wykonywać swoje zadania w mniej konwencjonalny sposób. Wówczas naprawdę warto zaopatrzyć się w jeden z przenośnych projektorów. Takie rozwiązanie użyjesz właściwie wszędzie, a do tego Chromebit od Asusa doskonale z nimi współpracuje. Wtedy dosłownie każda płaska powierzchnia nada się do rozpoczęcia swojej przygody z tym urządzeniem.
I właśnie za to najbardziej polubiłem Asus Chromebita CS10 – czyli maksymalną funkcjonalność oraz mobilność. Funkcjonalność, bo podłączysz go pod telewizor, monitor lub projektor. Mobilność, bo mając dobrane peryferia, właściwie bez problemu uda się korzystać z niego poza domem lub biurem, ale – uwaga – przypominam, że trzeba też mieć dostęp do gniazdka elektrycznego.
Na początku miałem chytry plan – myślałem – podłączę Chromebita pod Surface Pro 3 (a mógłbym, bo chip wspiera rozdzielczość do 3840X2160px), i będę miał dwa komputery w jednym. Niestety – nie jest takie rozwiązanie możliwe. Tak samo, jak nie podłączysz Chromebita pod zwykłego notebooka. A szkoda, bo wiele by to ułatwiało i pozwoliło całkowicie zminimalizować koszty zakupu.
HARDWARE, WYDAJNOŚĆ, KOMUNIKACJA W ASUS CHROMEBITCIE CS10
Myślisz Asus Chromebit CS10 i zastanawiasz się, co to może mieć w środku? Myślę, że zanim opiszę, jak wygląda codzienna praca z tym produktem, warto poznać jego specyfikację od kuchni. Trochę suchych faktów.
Specyfikacja testowanego Asus Chromebit CS10 | |
Procesor | Czterordzeniowy układ Cortex-A17 Rockchip RK3288 z zegarami 1.8 GHz, wykonany w 28nm procesie technologicznym. |
Grafika | ARM Mali-T760 GPU, wspiera: DirectX11, OpenCL, OpenGL ES1.1/2.0/3.0, Open VG1.1. |
RAM i pamięć wewnętrzna | 2GB RAM (DDR3L), pamięć na dane 16 GB eMMC. |
Porty | 1 x USB 2.0, 1 x HDMI, 1 x gniazdo adaptera prądu (zasilania). |
Łączność | Dwuzakresowe WiFi w standardach 802.11 a/b/g/n/ac, Bluetooth 4.0. |
Wymiary i waga | 12.3×3.1×1.7cm; 77g. *źródło spec. |
OK, czyli co to wszystko oznacza w praktyce? Cóż – chylę czoło! Jest lepiej, niż zakładałem na początku. Faktycznie po pierwszym uruchomieniu, konfigurowanie konta i przywracanie moich danych wymagało około 40 minut pracy Chromebita, w czasie których – z powodu sporego obciążenia – nie dało się komfortowo z niego korzystać. Ale kiedy system się już poustawiał, w tego małego palucha tchnął nowy duch!
Tak, jak najpierw za ostro skrytykowałem, tak teraz nie chcę przesadzić w drugą stronę, pisząc że Chromebit od Asusa, to petarda wydajności. Nie, tak nie jest, niemniej – jest to bardzo, bardzo szybki i wydajny sprzęt, który potrafi się solidnie zgrzać w czasie pracy, ale w większości zadań nie pozostawia wiele do życzenia. Uruchamia się niesamowicie szybko. Wystarczy, że otrzyma źródło zasilania i dosłownie w kilka sekund jest gotowy do działania. Aplikacje włączają się płynnie, właściwie w ogóle nie laguje, świetnie radzi sobie z filmami w rozdzielczości Full HD, trochę klatkuje przy 2K, no a przy 4K, to cóż… Lepiej nie odpalać ;).
Niemniej cztery rdzenie i 2GB RAM dają świetnie radę właściwie w każdych okolicznościach. Czy pracujesz nad dużymi dokumentami, czy oglądasz jakieś filmy na YouTube, albo przy użyciu VLC – wszystko odbywa się sprawnie, szybko i wydajnie. To samo dotyczy obrabiania grafiki, która w takich aplikacjach, jak Pixlr doskonale daje się pod Asus Chromebitem kształtować, aczkolwiek najwięcej może powiedzieć obróbka dużych zdjęć z Polarr-em, który potrzebuje więcej mocy obliczeniowej i tutaj nie jest najszybciej, ale też nie mogłem narzekać na specjalne spowolnienia. Uczciwie przyznaję, że wypadało to zjadliwie.
Sypię tak obficie głowę popiołem, bowiem Rockchip to firma chińska. I totalny no-name dla mnie, którym była aż do teraz, czyli momentu, kiedy Google zdecydował się wraz z Asusem dostarczyć Chomebooka Flip z ich układem oraz recenzowanego tutaj Chromebita. Obydwa sprzęty posiadają ten sam chip, czyli czterordzeniowego RK3288. Z powodu własnej podejrzliwości nie dawałem temu układowi najmniejszych szans wydajnościowych. Cóż, na własnej skórze czuję, jak się przejechałem!
Przejrzałem też przy tej okazji portfolio firmy Rockchip i siedzą w nim głównie dość przeciętne smartfony i tablety, jedne lepsze inne gorsze, jedne bardziej, a inne mniej podobne do iPhone’ów, ale zasadniczo widać, że nie jest to raczkujący gracz. Od Chromebita nikt nie wymaga cudów, ale jak na 2GB RAM oraz nikomu nieznany układ z Chin, jest zdecydowanie lepiej niż zadowalająco. Jeśli miałbym wystawić uczciwą ocenę w skali od jeden do sześciu, to daję za wydajność i komfort pracy Asus Chromebitowi z procesorem Rockchip mocną czwórkę. Zdecydowanie bardziej zaskakuje w sposób pozytywny niż negatywny.
SYSTEM CHROME OS I MULTIMEDIA W ASUS CHROMEBIT CS10
Pracując z Asus Chromebitem CS10 korzystałem z kilku monitorów, z różnymi rozdzielczościami. Od Full HD zaczynając, a na 2K kończąc – łącznie z tym, że miałem równolegle wspomniany wcześniej monitor, który obsługiwał dwa ekrany na raz, zarządzane z poziomu dwóch jednocześnie pracujących systemów operacyjnych: Chrome OS na Chromebitcie oraz Windows 10 na Microsoft Surface Pro 3. Efekt? Płynność, płynność i jeszcze raz – płynność! Z jednym wyjątkiem – nie udało się komfortowo oglądać (czyli bez solidnych przycięć) filmów z serwisu Onet VOD.
Platforma Google sprawowała się wyśmienicie. Żadnych zacięć, ani komplikacji w przeważającej ilości zadań. Chromebit CS10 przyjechał do mnie z zainstalowaną wersją beta systemu Chrome OS. Kiedy używałem go na dzielonym ekranie jednego monitora, to rozdzielczość okazywała się za wysoka. Wspomagałem się wówczas trybem ułatwień, dzięki któremu uruchamiałem lupę i swobodnie mogłem powiększać poszczególne części systemu, tak, aby je dobrze widzieć. Co ciekawe – po włączeniu swojego Asus Chromebooka C200, na którym mam developerskiego Chrome OS, ustawienia te się synchronizowały na tyle głęboko, że i na nim działał aktywny tryb ułatwień i powiększanie środowiska pracy.
Właściwie poza sporadycznymi problemami z ustabilizowaniem łączności WiFi, nie miałem z Chromebitem żadnych problemów. Środowisko jest na tyle intuicyjne i przyjazne, że korzysta się z niego bardzo komfortowo. Google udostępnia systematycznie aktualizacje, więc non-stop łatane są najróżniejsze dziury.
Ekran główny składa się z pulpitu, na którym wzdłuż dolnej krawędzi umieszczony jest prostokątny pasek zwany półką. Z tego poziomu dostaniesz się do wszystkich podstawowych aplikacji, klikając w ikonę lupki (niegdyś kwadratów), w lewym dolnym narożniku (fachowo nazywa się to: Program uruchamiający). Dostęp do Ustawień oraz podstawowej łączności odbywa się poprzez kliknięcie po przeciwległej stronie, w zasobnik, gdzie jest widoczna miniatura naszego awatara oraz godzina. Stąd jest prosta droga do konfigurowania łączności WiFi, bluetooth czy sterowania dźwiękiem.
Na pulpit w Chrome OS nie można przenieść żadnych ikon. Wszystkie aplikacje znajdują się we wspomnianym przed chwilą menu w lewym dolnym narożniku. W oknie, które się pojawi, wyświetlą się apki, a te z których często korzystasz możesz wyciągnąć na Półkę.
Na Chromebitcie, czyli w systemie Chrome OS nie można niczego zainstalować. A już na pewno nie w taki sposób, jak do tej pory robiłe(a)ś np. w systemie Windows. Wszystkie programy działają w Internecie, toteż potrzebne jest stałe połączenie z Siecią. Oczywiście istnieje pula aplikacji, które dodają się w taki sposób, że można je obsługiwać bez łączności internetowej i pracują w trybie offline, a po przyłączeniu do zasobów Sieci synchronizują wszystko z Chmurą i pozwalają korzystać z nich na innych urządzeniach.
Jak pewnie zauważyłe(a)ś Asus Chromebit CS10 nie oferuje zbyt wielkiej pamięci na pliki. Wynika to z tego, że całe środowisko, jak i urządzenia pod nie projektowane, mają pracować w Chmurze, stąd Google oferuje w ramach swoich zasobów 100 GB na Dysku na okres dwóch lat. Oprócz tego, zależnie od tego, kiedy kupisz produkt z Chrome OS, możesz liczyć na darmowy dostęp przez miesiąc, dwa lub trzy do jego streamingu muzycznego lub otrzymać w prezencie kilka filmów. Jeśli zdarza Ci się podróżować samolotami, to również można trafić na darmowe pakiety internetowe.
PODSUMOWANIE
Asus Chromebit CS10, to najciekawszy mikrokomputer, z jakim się do tej pory spotkałem. Pomimo początkowych, nie do końca trafionych wrażeń, finalnie okazał się produktem bardzo udanym, który towarzyszył mi w codziennych zawodowych zmaganiach. Może nie wszystkich, ale poziom trzymał. Ponadto przydawał się w wielu innych, niż klasyczne sytuacje.
Kompatybilny z telewizorem, doskonale zgrany z monitorem, a przy okazji dogadujący się świetnie z projektorem! Tak – można go brać i używać w wielu miejscach – zależnie od potrzeb. Ale trzeba pamiętać, by zawsze mieć pod ręką prąd… no i coś, co ma ekran, a przy okazji nie jest tabletem…
Jeśli chcesz używać Chromebita właściwie w jednym miejscu: domu/biurze – to na pewno nie będzie Ci przeszkadzać kilka plączących się kabli – no chyba, że zainwestujesz w bezprzewodowe rozwiązania peryferyjne, ale ich ceny nie należą do najniższych, więc właściwie może się okazać, że dokładając niewiele więcej, dałoby się kupić regularnego Chromebooka.
I tu pojawia się zasadniczy problem z Asus Chromebitem – konieczność zadbania o liczne akcesoria, jak przejściówki na USB czy dla kart SD, o klawiaturę, czy mysz – co sprawia, że nagle zabranie ze sobą jednego małego palucha, wiąże się z dość odważnym przedsięwzięciem logistycznym. Pół biedy, jak jesteś bez kabli, ale i tak trzeba mieć gdzieś dostęp do gniazdka, aby CS10 ruszył. Finalnie – moje odczucie jest takie, że za dużo zamieszania jest wokół tego produktu, jak na jego przeznaczenie i mobilność.
Wspominałem o tym w ostatnim akapicie Słowa Wstępnego – mniej, nie zawsze oznacza lepiej. Dlaczego? Bo w praktyce jest tak, że po prostu MUSISZ zaopatrzyć się w dodatkowe peryferia. Nie ma szans, aby Chromebit mógł działać bez nich. Monitor, czy telewizor to jasna sprawa i o tym nie myślę, ale o licznych przejściówkach już tak. Wiem – są warianty combo, ale nie wszystko jest supertanie, a im lepsze combo, tym więcej trzeba wyłożyć… Przećwiczyłem to w kilku wariantach, nawet takich, że miałem akurat równolegle w testach projektor Philips PicoPix 4835, a ten posiadał wyjście mini HDMI więc i tutaj nie miałem wyjścia – musiałem biec do sklepu po przejściówkę…
No, ale jak już się uporasz z kablami lub inaczej rozwiążesz problem peryferiów, to Chromebit od Asusa przyniesie Ci dużo radości. Mi udało się w dużej mierze tych kabli pozbyć, więc ostatecznie miałem przed nosem niczym niezmąconą przestrzeń biurka, na którym stał 32-calowy monitor 2K, do którego zmyślnie był podłączony CS10, a z nim bezprzewodowa myszka Microsoftu oraz zwijana klawiatura bluetooth LG Rolly. Wówczas zrobiło się naprawdę sympatycznie, komfortowo, cicho i zdecydowanie przyjemniej, kiedy trzeba było pracować z mniej lub bardziej zaawansowanymi rzeczami.
Jeśli więc chcesz kupić Asus Chromebita CS10, to musisz być pewien/pewna, że wiesz w jakich warunkach i do czego chcesz go używać. Jeśli stacjonarnie, to idealnie. Jeśli mobilnie to już gorzej, ale oczywiście da się. Zresztą zaletą tego sprzętu jest fakt, że obsługuje nawet zewnętrzne dyski CD/DVD-ROM, więc zarządzanie choćby swoimi zbiorami na krążkach nie będzie problemem. Tyle tylko, że trzeba sobie zorganizować pod to wszystko odpowiednie warunki. Wówczas jeden mały Chromebit – będzie rządził, oferując finalnie spore możliwości!