Jest dokładnie tak, jak przewidziałem kilka dni temu. Apple stoi w miejscu z ofertą komputerów. Całkowicie. Oczywiście nowe MacBooki Pro to piękne urządzenia. Do tego z niesamowitym hardware. Bez dwóch zdań pracujące na jednym z bardziej dopracowanych systemów operacyjnych. Ale nowe MacBooki to również komputery wieloaspektowo niedopasowane do naszych czasów. I w gruncie rzeczy nie obchodzi mnie to, że Apple lubi iść swoją drogą. Ale jak dla mnie, to Touch Bar jest piękną równią pochyła, po której równie płynnie jak palec, ślizga się teraz Apple. Sorry, ale to są jakieś jaja!
Czytałem wpis Krzysztofa Bojarczuka, który nie pała może entuzjazmem, ale znalazł kilka fajnych rozwiązań w nowych MBPro. Ja natomiast nie widzę właściwie żadnego poza Touch ID, ale to jest tak naprawdę niuans. Bo najbardziej wkurza mnie – tak dobrze czytasz: wkurza – że jedyne co Apple potrafi dziś zaproponować technologicznie, to wąski pasek nad klawiaturą, który nota bene funkcjonował w sieci na jednym z filmów przedstawiających koncept przyszłego MacBooka, który stworzył – jeśli wierzyć notce na YT – niejaki Łukasz Majer ze studia developerskiego Omni Mobile już w 2014 roku (mam tylko nadzieję, że facet to opatentował!)! Jak widać, projektanci Apple sięgnęli do zasobów YouTube’a i nie podali w przypisach źródła… Cholernie żałosny krok.
Plagiat to jedno. Ale nie chcę, żebyś pomyślał/-a, że uważam Touch Bar za rozwiązanie do dupy. Bo nim nie jest. Ale istota nowych MacBooków opiera się właśnie na nim. Czyli na dodatku, który nie jest niczym rewolucyjnym. A dodatek to raczej rozwiązanie charakteryzujące lifting produktu, a nie jego całkowicie nową wersję. Bo MacBooki Pro w istocie mają nowe bebechy, ale na tym kończy się ich rewolucyjność.
TYLKO NA 90SEKUND.PL :
PRZECZYTAJ WYWIAD Z ŁUKASZEM MAJEREM NA TEMAT JEGO KONCEPTU iKEYS (DZIŚ APPLE TOUCH BAR)!
Nie wiem, czy zauważyłeś/-aś, ale od baaaardzo długiego czasu nie ma na konferencjach Apple Jony’ego Ive’a. Oczywiście jest obecny, jako głos z offu, który prowadzi nas przez narrację budowaną wokół detali na temat nowego, prezentowanego na wystudiowanej reklamówce produktu. Ale nie ma faceta fizycznie. Nie ma gościa, który kiedyś wchodził na scenę i opowiadał o wzornictwie. Właściwie, jego postać, jest teraz jak duch. Nie ma też słowa na temat Steve’a Jobsa. Ani jednego, chociaż minęło 25 lat od czasu stworzenia pierwszego laptopa Apple. Nie twierdzę, że powinni go na każdym kroku przywoływać i cytować, ale w obecnej retoryce firmy brakuje wyrazistości, konkretów i prawdziwych innowacji. Brakuje kogoś, kto miałby wizję. Kto próbowałby zawracać kijem Wisłę. I, komu by się to udawało.
Bo do diaska(!) – Apple miał jakieś trzy lata na stworzenie produktu w każdym calu doskonałego i bezkonkurencyjnego! I przez ten cały czas stać było tę firmę na zrobienie supercienkiego MacBooka sprzed roku i obecne odświeżenie serii, przy czym cały potencjał wpompowano w jakiś pasek nad klawiaturą? WTF? Czy to rozwiązuje jakiś mój realny problem? Wpływa na jakość pracy? Redefiniuje korzystanie ze sprzętu? Otóż nie! Nie czyni żadnej z tych rzeczy, nawet jeśli Apple pieczołowicie przygotował zastosowania dla tego ustrojstwa w całym systemie i aplikacjach partnerskich. Dlaczego?
Bo o ile sprawdzi się to w jakichś 20-30 proc. zastosowań, tak konia z rzędem tej osobie, która będzie z tym pracować w Photoshopie! No ludzie – szanujmy się trochę! Sterować jasnością, dźwiękiem, ustawieniami obrazu – OK, czemu nie. Ale pracować nad zaawansowaną grafiką? Przecież to pusty żart… Bo zasadniczo – Touch Bar jest całkowicie niefunkcjonalny! Jest za wysoko. Cholernie za wysoko. Trzeba machać nad klawiaturą dłonią i – co najgorsze – wpatrywać się w to, co się tam wyświetla, dekoncentrując uwagę.
Przejdźmy do podstaw. Jeśli pracujesz z klawiaturą, to jestem przekonany, że piszesz przede wszystkim bezwzrokowo, sporadycznie tylko zerkając na poszczególne klawisze, zwłaszcza przy zapisie jakiegoś długiego lub rzadko używanego słowa. Nawet, jeśli nie zdajesz sobie z tego sprawy, operujesz po klawiaturze dość intuicyjnie. Dowód? Spróbuje zamknąć oczy, albo odwrócić głowę i jednocześnie pisać. Ja już wiem, co się stanie. Poczujesz się delikatnie nieswojo. A przy szybkim pisaniu, jeśli palce uciekną Ci z toru, wyczujesz, że nie wciskasz właściwych klawiszy. Jestem pewien, że tak będzie.
Mając to na uwadze, wyobraź sobie, że pisząc odrywasz wzrok od tekstu, albo operując myszą i klawiaturą w takim Photoshopie, czy Corelu – od zdjęcia i przenosisz uwagę na trzeci punkt – Touch Bar, który jest wyświetlaczem, zatem nie posiada wyczuwalnych przycisków i trzeba koncentrować się na nim tak, aby wybrać właściwą funkcję, czy tapnąć w określoną ikonkę.
Dla mnie to niewyobrażalne. Do wyuczenia. Ale też – do całkowitego zmienienia nawyków z pracy. Czy to źle? Oczywiście, że nie – pod warunkiem, że coś to zmienia w sposób nieinwazyjny. Zauważ, że wczoraj pokazany przez Microsoft – Surface Dial możesz używać na blacie stołu lub na ekranie Surface Studio, i nawet nie musisz na niego patrzeć! I to jest ficzer, który nie dekoncentruje, można łatwo go zlokalizować po omacku, a do tego intuicyjnie nim operować wykorzystując podstawowe ruchy dłoni i nadgarstka.
Poza tym nie boję się tego napisać, ale Surface Pro, jak i Surface Booki nie zostawiają na dzisiejszych premierach Apple suchej nitki. Urządzenia Microsoftu nie tylko są przepięknie zaprojektowane i wykonane, czym prześcigają Jabłko, ale też na wskroś funkcjonalne. Rozumiem, że Apple chce uprawiać swój ogródek. Ale na 25-lecie swoich notebooków, producent ten mógł przygotować coś znacznie ciekawszego, dopracowanego i dyktującego warunki. A tak, jest produkt po liftingu, a do tego w fazie beta. O koszmarkach w stylu MacBook Pro 12 i 13 cali bez Touch Bara nie wspominam. Cóż bowiem te komputery zmieniają, poza tym że mają nowsze flaki, jak 100 proc. nowych komputerów z Windowsem?