Nie sięgnęłabym po tę książkę, gdyby nie namowy sprzedawcy w mojej ulubionej księgarni. Okładka raczej nie rzuca się w oczy, a tytuł jest dość enigmatyczny. Zaintrygowało mnie jednak pytanie na dole okładki: Czy człowiek wygra walkę z komputerowym wirusem zagrażającym ludzkości?
Pomyślałam, że warto się o tym przekonać. Ponadto książka została wydana w ramach „Czarnej Serii”, która słynie z dobrych powieści trzymających w napięciu – to był drugi decydujący argument. Co mogę powiedzieć już po lekturze? Dawno nie czytałam tak dobrej powieści! Nie wiem, czy uda mi się oddać wszystkie jej walory w tym tekście, ale na wstępie powiem tak: jeżeli lubisz dobrze napisaną powieść, która do ostatniej chwili trzyma w napięciu – sięgnij po Monę.
Głównym bohaterem powieści jest Eric Söderqvist –szwedzki profesor informatyki, który pracuje nad Mind Surfem, czyli mówiąc najprościej Internetem przeglądanym bezpośrednio w naszej głowie i sterowanym za pomocą myśli. Brzmi to jak science-fiction, ale już przy okazji poprzedniej recenzji wspominałam, że realne badania nad neurochipami i możliwościami współpracy mózgu z maszynami od dawna są zaawansowane i tego typu projekty nie muszą być melodią bardzo odległej przyszłości. Z przyjemnością zatem czytałam o projekcie, który w założeniu w bezinwazyjny sposób ma pomóc np. osobom niewidomym, a w ewentualnym zakresie komercyjnym ma sprawić, że przeglądanie Internetu zyska zupełnie nową, absolutnie kosmiczną jakość.
Myślałam, że właśnie ten projekt będzie stanowił clou powieści. Okazało się jednak, że jest to tylko przyczynek do prawdziwego rozwoju fabuły. Akcja jest wielowątkowa – obejmuje m.in. walkę Hezbollahu z Izraelem za pomocą najpotężniejszego na świecie wirusa komputerowego, który może pogrążyć nie tylko Jerozolimę, ale w zasadzie cały cywilizowany świat. To w wyniku tej walki – która przecież nie dotyczy profesora z dalekiej Szwecji – żona Söderqvista podczas testowania Mind Surfu zaraża się owym wirusem. Brzmi niewiarygodnie? Sięgnijcie po książkę, a przekonacie się, że jest tak napisana, że uwierzycie w niemożliwe i zupełnie inaczej spojrzycie na rozważania dotyczące przyszłości.
Dan T. Sehlberg – autor powieści – wykonał tytaniczną pracę podczas przygotowywania swojej powieści i czytelnik to czuje. Opisy poszczególnych komórek słynnego Mossadu, samej Jerozolimy czy faktów związanych z wirusami komputerowymi – nie ma tutaj sfery fabuły, która nie byłaby dopracowana do perfekcji i podbudowana faktami oraz wcześniejszą uczciwą lekturą autora. To wszystko składa się na sukces powieści, która nie tylko trzyma w napięciu, ale także rozwija czytelnika, dając mu sporą wiedzę i taki obraz współczesnego świat, który skłania do myślenia.
Główny bohater powieści nie wie wielu rzeczy, ale podczas prób ratowania żony przechodzi prawdziwe piekło i dzięki własnej wrażliwości w nienachlany i niezwykle subtelny sposób zwraca naszą uwagę na liczne sprawy związane zarówno z kwestiami etycznymi towarzyszącymi rozwojowi nauki nad brain-computer interface, czyli połączeniu człowieka z maszyną, jak i z problemami polityki Bliskiego Wschodu.
Mona to rozbudowana powieść, którą czyta się jednym tchem. Trudno oddać cały jej koloryt, urok głównych bohaterów, do których od razu czujemy sympatię, subtelności narracji, wielość przedstawionych problemów oraz wspaniale pokazany świat wielu kultur. Aby zrozumieć cały mój zachwyt, należy po prostu sięgnąć po tę powieść. Coś dla siebie znajdą tu zarówno nasi miłośnicy nowych technologii, poszukiwacze mocnych wrażeń, jak i osoby, które cenią sobie książki z ukrytym przesłaniem.
Mona, Dan T. Sehlberg, tłum. Maciej Muszalski, wydawnictwo Czarna Owca, Warszawa 2014.