Z czym kojarzy się Wam firma Mattel? Barbie? Hot wheels? Zgadza się, to właśni oni stoją za tymi popularnymi (przynajmniej niegdyś) zabawkami. Podejrzewam też, że mało kto wie (ja dowiedziałem się przy okazji zbierania materiału na ten wpis), że w 1939 roku, a więc sporo przed hełmami VR, zaprezentowali View-Master, czyli specjalny rodzaj stereoskopu, na którym przy pomocy specjalnych krążków, można było oglądać zdjęcia w trójwymiarze. Teraz we współpracy z Cardboardem od Google (recenzja Michała Brożyńskiego w tym miejscu) osiągnie nowy poziom prezentacji.
Owszem, owe krążki dalej się pojawią, jednak doznania z pewnością będą bardziej przestrzenne. To co wyróżnia ten headset, to jego przeznaczenie. Jest to konstrukcja dla dzieci powyżej 7-ego roku życia. Z założenia ma pokazać młodym możliwości wirtualnej rzeczywistości (przepraszam za nieintencjonalny rym). Czyżby szykowała się wojna o umysły w tak wczesnym wieku? No dobra, dziś daruję sobie katastroficzne scenariusze, bo pomysł jest całkiem zacny.
Widać tu przede wszystkim duży potencjał edukacyjny. Zamiast nudnej lekcji o dinozaurach (choć to akurat zły przykład – dinozaury zawsze są fajne), ważnych obiektach architektonicznych itp., można samemu je zobaczyć. Na razie dostępne są chociażby: wyspa Alcatraz (ciekawe czy z wnętrzem?), uliczki Paryża czy układ słoneczny. Część z nich to prawdziwe fotografie istniejących miejsc, w pozostałych przypadkach wsparto się technologią CGI. Zawsze można też dokupić dodatkowe krążki w cenie 15 dol. za pakiet czterech.
No i choć jestem zwolennikiem VR, widzę potencjał w przyszłych zastosowaniach, brzmi to dla mnie jak skok na kasę. Sam hełm nie jest jeszcze taki drogi – ma kosztować 29.99 dol., ale do akcji wkraczają wspomniane krążki z dodatkową zawartością. Jeżeli się to przyjmie, widzę spory zarobek dla Mattela. Przecież dużo łatwiej pozbyć nam się z portfela 20 zł, ale częściej, niż raz tysiąca. Przypomina mi to te wszystkie gry i zabawki, w których się kolekcjonuje figurki, karty itp. W perspektywie czasu, robi się z tego naprawdę droga zabawa. Przykładowo, taki Skylanders – gra od Activision, w której oprócz tego co wyświetla się na ekranie, możemy kupować figurki, które przekładają się na postaci w grze. A bez części z nich, nie dojdziemy do niektórych miejsc. Obecnie marka warta jest 3 miliardy.
Jak wspomniałem wcześniej, te “dziecięce” go(o)gle powinny być bezpieczne dla osób powyżej 7-ego roku życia. Jednak redaktor Mashable zaznaczył, że po kilku minutach zbierało mu się na mdłości. Dodatkowo, podobnie jak w Cardboard, nie ma tu żadnego paska, który moglibyśmy przyczepić do twarzy, więc podtrzymywanie konstrukcji leży, dosłownie, w naszych rękach.
Headset ma się pojawić w okolicach października i szczerze przyznam – nie czekam na niego ani trochę. Poza tym, nie wiadomo jak będzie z dostępnością w naszym kraju, ale jak dla mnie to finansowa pułapka, wysysająca powoli oszczędności z chudnącego portfela. Nie mam nic przeciwko edukacji w takiej formie, ba – jestem jak najbardziej za! Ale wolałbym zbiór dobrze wykonanych aplikacji, dostępnych do samodzielnego ściągnięcia, niż ciągłe dokupywanie kolejnych elementów.
Brawa natomiast należą się dla Google. Po sprzymierzeniu się z LG, to kolejny krok mający na celu spopularyzowanie wirtualnej rzeczywistości, tym razem wśród dzieci, które przecież chłoną nowe technologie jak gąbka. Wiem to po sobie i pierwszych komputerach oraz konsolach, z którymi miałem styczność w bardzo młodym wieku. W poprzednim wpisie, przewidywałem też, że Google po darmowym rozdawaniu okularów VR, uderzy z czymś mocniejszym. Choć współpraca z Mattel jeszcze tym nie jest, to już widać na horyzoncie pierwsze próby spieniężenia. Czekam na asa z rękawa. Tylko jeszcze nie wiem, czy wygra rozdanie, czy będzie tylko mocną kartą w otoczeniu trójek, karet i fuli.
Źródło: mashable