Przewrotny ten tytuł. Wiem, wiem – jest w nim dwuznaczność, bo skoro nie czekam, to dlaczego chcę mieć? Ale są tutaj dwa czynniki, które mnie skutecznie stopują i chłodzą mój entuzjazm. Po pierwsze cena. Idąc za TheVerge, muszę powołać się na najnowsze informacje, które za Droid Life tenże podaje. A wiele wskazuje na to, że mały Pixel 2 będzie kosztować 849 dol., a większy Pixel 2 XL – bagatela – 949 dol! Po dodaniu podatków wyjdzie mniej lub bardziej 1000 dol., co przy polskich realiach przekłada się na kwotę rzędu 3,5tys. zł, czyli spokojnie trzeba założyć 5tys. zł na dzień dobry.
Reasumując – wysoka cena, równa się zimny prysznic. Nie zapłacę tyle za smartfona, tym bardziej, że mam naprawdę więcej bardziej palących wydatków, więc mój budżet jest całkowicie w tym wymiarze ograniczony. Poza tym prawdopodobnie nie będzie ten smartfon dostępny w Polsce, zatem ściąganie go zza granicy, jest zupełnie bezcelowe, bo również będzie mnożyć koszty. Natomiast Google ma fajny pomysł dla rynku amerykańskiego, jak zminimalizować ryzyko zbyt dużego wydatku. Obydwa modele mają być dostępne w atrakcyjnych planach taryfowych u operatorów, co można rozumieć, jako swego rodzaju system ratalnego finansowania.
Drugi czynnik hamujący moje zapędy, to fakt że jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli, stanę się niebawem za sensowne pieniądze, posiadaczem pierwszego Pixela. A to by oznaczało, że mój mokry sen z Barcelony wreszcie się urzeczywistni. Nie chcę póki co zdradzać szczegółów, bo nie ma sensu dzielenie skóry na niedźwiedziu, ale temat jest przeze mnie wałkowany i zmierza do swojego finału. Jest kilka niuansów, które jeszcze mnie wstrzymują, ale nie chcę teraz wchodzić w ich roztrząsanie. Niemniej temat się kręci.
Natomiast przecieki Droid Life są dość szczegółowe także w innych punktach. Szkoda, że wyszły właściwie dwa tygodnie (event odbędzie się 4 października) przed premierą nowych Pixeli, bo to paskudnie psuje atmosferę, a przyznam, że do dziś nie śledziłem absolutnie żadnych informacji na temat kolejnej edycji smartfonów Google. Wiadomo zatem, że na pokładzie będzie Snap 835 (cud, miód i orzeszki!), mniejszy Pixel dostanie pamięć na dane wynoszącą 64GB, a większy 128GB, Pixel 2 XL zaś otrzyma OLED-owy wyświetlacz o przekątnej 6-cali, a obydwa modele będą wspierać gesty ściskania, które pojawiły się w HTC U11.
Co ciekawe, Tajwańczycy mają zrobić mniejszego Pixela 2, a Pixela 2 XL – LG, który też dostarczy do niego wyświetlacz, a ten ma być zbliżony do tego, który jest w jego najnowszym V30. Wisienką na torcie będzie aparat Google Lens, który ma rozumieć, co jest w kadrze i wyświetlać informacje ala rzeczywistość rozszerzona, a całość będzie wspierać oczywiście coraz bardziej rozbudowany Asystent Google.
Droid Life dostarcza też wyciek najnowszych renderów Pixeli 2 i… cóż, pierwsza myśl, która przyszła mi do głowy, była taka: Cholera, dopóki nie nauczą się robić pięknych smartfonów, dopóty ludzie kupować ich nie będą. I tak, można zakładać, że sukces zeszłorocznych Pixeli dowodzi, że nie ma to aż takiego znaczenia, bo słuchawki sprzedały się naprawdę nieźle (aczkolwiek to i tak promil tego, co wyciąga konkurencja, tyle że jest w przypadku Pixeli duuużo lepiej niż było z Nexusami), ale te rendery zdradzają po prostu małe koszmarki wzornicze. Szczególnie na plecach, bo frontu nie znamy. Mam nadzieję, że na żywo nie będzie tak tragicznie i ten pomarańczowy przycisk włączania przy Pixelu 2 też nie będzie bez sensu pstrokacił jego designu…
Podsumowując – emocje na wodzy trzyma u mnie cena, marne szanse na dostępność w Polsce, a także fakt, że być może będę niebawem właścicielem pierwszego Pixela. Czynniki dość znaczące, ale wiem już, że dwóch rzeczy będę nowym Pixelom zazdrościł. Funkcji ściskania, którą pokochałem szczerą, technologiczną miłością w HTC U11 (TU recenzja), a także Snapdragona 835, bez którego dzisiaj żaden flagowiec nie powinien nazywać się flagowcem. Ten układ to dla mnie legenda za życia, i prędzej lub też później, przesiądę się na coś właśnie z nim.
Ostatnia rzecz, o której mówi się chyba najmniej, a która jest dla mnie najbardziej kluczowa przy tej premierze, to oczywista okazja dla Google, aby pochwalić się bardziej zaawansowanym Asystentem, który przy tej okazji powinien też zadebiutować na kolejnych rynkach. O języku polskim nawet nie marzę, ale to Sztuczna Inteligencja w wykonaniu giganta z Mountain View rozpala moją wyobraźnię najbardziej. W połączeniu ze świeżym, flagowym sprzętem będzie to na pewno działać, jak prawdziwa żyleta, no ale póki co ląduję na ziemi ;).