Jestem wściekły od samego rana na Davida Camerona oraz naród brytyjski. Szczerze pisząc – nie myślałem, że dojdzie do tak przełomowego wydarzenia, które historycznie nie ma precedensu w ostatnich dziesięcioleciach. I może miałbym to w nosie, gdyby czasy były inne. Ale gdyby były inne, to nie byłoby Brexitu. A ten jest. I dzieje się naprawdę, chociaż zanim Brytyjczycy odczują jego skutki minie dobre pięć lat. Ale to już wystarczy, żeby Unia Europejska się rozpieprzyła w drobny mak.
Davida Camerona – przepraszam wrażliwych – uważam za skończonego idiotę. Jak można najpierw grozić wyjściem z UE, potem prowadzić kampanię pro-wyjściową, a następnie prowadzić kampanię anty-wyjściową, by w końcu – o ironio! – wyjść przed drzwi na Downing Street 10 i ogłosić całemu światu, że w tych okolicznościach on nie będzie dalej kierował rządem Wielkiej Brytanii i niech to zrobi nowy premier. Innymi słowy: narobiłem bałaganu, niech ktoś za mnie posprząta, ja po prostu chciałem dobrze, a wszyło, jak widać…
Brytyjczycy to już osobna sprawa, chociaż zidiociałemu uwierzeniu w kampanię antyeuropejską uwierzyć nie mogę. Póki co przeczytałem w zagranicznych mediach, w wypowiedziach zwolenników Brexitu, że wreszcie skończy się biurokratyczny i skorumpowany koszmar. Tak, macie rację eurosceptycy, teraz zacznie się prawdziwy horror, ale gospodarczy – również u Was w Wielkiej Brytanii!
Z myślenia do cholery nikt nie jest zwolniony! Na litość boską – przecież wyjście ze struktur Unii Europejskiej to ponowne zamknięcie granic, wprowadzenie cła, wzrost kosztów podatkowych, dramatycznie drożejący import, niejasne losy eksportu, który targany walutowymi skokami będzie raz w lepszej, a raz w gorszej kondycji. To w końcu potężne osłabienie geopolityczne. Jeśli jakikolwiek Brytyjczyk sądzi, że teraz popłynie Tamizą samo złoto i dobrobyt, to niech lepiej już dzisiaj wykupi zapas leków uspokajających.
Nie obawiałbym się Brexitu, gdyby od czasu wielkiego kryzysu z lat 2008-2009 nie rosły w tak zastraszającym tempie w Europie nastroje antyimigranckie i nacjonalistyczne. I właściwie dominują w niemal każdym zakątku Starego Kontynentu. Przy czym niektóre eskalują wewnątrz, jak dążenie Katalonii do niepodległości w Hiszpanii. Ale już hasła, które wygłasza Marine Le Pen – szefowa Frontu Narodowego – jeżą włosy na głowie! Zasadniczo wszędzie wszystkiemu winni są Inni – przyjezdni, którzy zabierają nam pracę i dokonują zamachów na nasz socjal. Retoryka totalnej ignorancji i bezgranicznego egoizmu.
I właśnie na takich fundamentach zbudowany został dzisiejszy Brexit. Nie mam pojęcia, co mają zamiar dalej robić przywódcy innych państw Unii, ale sądzę, że nadszedł moment, aby być ze sobą maksymalnie najbliżej, jak tylko się da! Kolejne exity lub jeden wielki rozpad struktur unijnych doprowadzi do niesamowitego wyalienowania poszczególnych narodów. Już to postępuje, ale w trudnych czasach, kiedy nie wiadomo, co przyjdzie ze Wschodu, taki Brexit rodzi paraliżujący znak zapytania. Mam nadzieję, że Brytyjczycy są wreszcie zadowoleni z tego, że udało się im wreszcie wyzwolić zmywaki z tych paskudnych imigranckich – w tym polskich – rąk. Wreszcie będzie dobrobyt.
Zdjęcia z powyższego wpisu pochodzą z serwisu Librestock.com.