Wg analizy firmy badawczej Canalys wynika, że w ostatnim kwartale 2014 roku po raz pierwszy w swojej historii tablety zanotowały spadek popytu, co przełożyło się na mniejszą sprzedaż. I to nie byle jaki spadek, bo wynoszący aż 12 proc! Tak, jak jedna jaskółka wiosny nie czyni, tak też trudno wyrokować, czy ten trend się utrzyma, ale kurczę – przecież 4Q2014 to najbardziej zakupowy okres w roku! Jak to możliwe, że tablety lecą na łeb na szyję?
Wiele wskazuje na to, że większość z nas zdecydowanie jest zadowolona ze swojego sprzętu i zwyczajnie odkłada czas, kiedy zdecyduje się na kolejną, odświeżoną wersję tabletu. Widać to dobrze chociażby po wynikach finansowych Apple, które pokazują, że iPady też mają problem. Jest to więc pułapka dobrej specyfikacji i świetnej optymalizacji sprzętu?
Na to wygląda. I to nie tylko w przypadku Apple. Sam kupiłem swojego iPada prawie 4 lata temu! Tak, moja poczciwa dwójka po ostatnich aktualizacjach do iOS 8.x, radzi sobie gorzej z wydajnością i powoli w mojej głowie kiełkuje (w zasadzie od końca zeszłego roku) pomysł, aby wymienić go na iPada mini 3-gen., ale nie spieszy mi się z tym wcale. Po prostu tablet nie jest dla mnie takim narzędziem pracy, jak Chromebook, czy smartfon. A te obsługuję bez przerwy.
Myślę, że te wyniki pokazują też dobrze ciemną stronę konsumpcjonizmu. Komputery też kupuje się raczej na co najmniej 2-3 lata. Więc i one powinny być – i to od dawna – w podobnej sytuacji. Sęk w tym, że one służą profesjonalizacji. Kupują taki sprzęt firmy i instytucje. To, co zrobicie na klasycznym pececie jest nieosiągalne dla tabletu. A jeśli ten pozwala na stworzenie środowiska pracy, to wciąż nie jest to tak wygodne, jak w przypadku zwykłego komputera z oprogramowaniem, które obsługujemy poczciwą myszką.
W tym kontekście widać jasno, że tablet służy wciąż do rozrywki. Konsumpcji multimediów. Spędzania wolnego czasu. Czyli tego wszystkiego, czego mamy w dniu codziennym najmniej. Nawet jeśli nasz tablet zauważalnie zwalnia, to jednak wciąż używamy go na tyle rzadko, aby przejmować się wymianą, tym bardziej że wiele urządzeń wciąż pozostaje baaardzo drogich, a ich ceny oscylują w okolicy niezłego notebooka, który jest bardziej niezawodny i funkcjonalny niż tablet.
Drugą stroną medalu jest również popularyzacja phabletów, które swoimi rozmiarami zbliżają się do przekątnych ekranu znajdujących się na tabletach. A skoro nie ma zbyt wielkiej różnicy w wielkości, a phablet jednak można mieć ze sobą bardziej mobilnie, toteż nie ma sensu kupowanie urządzenia z ekranem 7 cali i więcej.
OK – ale to jasne, że wzrosty kiedyś się kończą, a później po lekkim wahaniu sytuacja powinna się ustabilizować. Ale ja kontent nie jestem. Po pierwsze dlatego, że rynek tabletów jest wciąż za młody, aby być tak targanym, tym bardziej że nie jest on też nimi nasycony. Po drugie musimy zdać sobie sprawę, że skoro przed Bożym Narodzeniem 2014 r. z powodu innych promocji i okazji nie udało się producentom tabletów (oczywiście w ujęciu globalnym, bo zdarzały się wyjątki), osiągnąć wzrostu ani utrzymać wyniku, i do tego w tak gorącym okresie, to zastanawiam się, co nas czeka po 1Q2015?
Ciekawy to będzie rok. I pewnie trudny. Czas na hybrydy?
Źródło: techcrunch