Najpierw pojawiły się doniesienia o Moto G – nieco oderwane od rzeczywistości, trochę nie pasujące do obecnego obrazu Moto X, bo wskazujące, że będzie to smartfon nie klasy premium, a raczej low-endowa odpowiedź na potrzeby tych wszystkich, których nie stać na wyjątkowego flagowca Motoroli. Szybko jednak do tych przecieków przykleiła się specyfikacja, która wcale nie wyglądała najgorzej, ale dziś już wiemy, że była delikatnie przestrzelona. Pytałem siebie, czym zatem mam być Moto G? No i już wiem. To rzeczywiście bardzo tani smartfon, który może zawojować średnią półkę.
Wciąż jest jednak bardzo dobrze jeśli idzie o hardware. Moto G to smartfon, który kupicie już za 179 dol. w wersji 8 GB i 199 dol. z 16 GB na dane. Motorola promuje urządzenie, jako doświadczenie smartfona premium w niskiej cenie. Trudno byłoby ująć to lepiej. Moto G posiada 4,5 calowy ekran z rozdzielczością 1280×720 pikseli, z bardzo dużą gęstością upakowania pikseli, która wynosi aż 329 ppi na cal, zatem obraz jest czysty, a czcionki pięknie zaokrąglone.
Urządzenie napędza czterordzeniowy Snapdragon 400 taktowany zegarem 1,2 GHz, wspiera go 1 GB pamięci RAM, a podstawową pamieć dyskową rozszerza dwuletni, bezpłatny dostęp do 50 GB w Chmurze Google Drive. Oprócz tego Moto G wyposażono w dwa aparaty – główny z matrycą 5 MPx oraz frontowy 1,3 MPx. Całość pracuje na Androidzie Jelly Bean 4.3 (KitKat 4.4 ma do niej zawitać na początku 2014 roku), a smartfon zasila bateria o pojemności 2070 mAh, która ma starczyć na całodobowy cykl pracy na jednym ładowaniu.
Sami przyznacie, że dramatu nie ma, a do tego cena w jakiej wystartowało urządzenie, dodatkowo zachęca do zainteresowania się nim. Zwłaszcza, jeśli wielu klientów nie stać na drogą Moto X. Ale trochę mi to zaburza cały obraz, jaki dotarł do mnie przy okazji premiery flagowca Motoroli. W końcu byłem przekonany o wyjątkowości tego urządzenia. Teraz dostrzegam, że liczą się wciąż przede wszystkim zyski. Z jednej strony to świetny krok, w końcu jeśli Moto X nie chwyci, to może uda się zawojować rynek z Moto G.
Z drugiej strony myślałem, że blask głównego smartfona przyciągnie zainteresowanie do takich rozwiązań jak dzisiaj zaprezentowana Moto G, które z czasem pojawią się, jako naturalna potrzeba rynku. Podobnie ma to miejsce z serią Galaxy od Samsunga. Sama już nazwa obiecuje udane smartfony, bez względu na to, że prawdziwy, wyjątkowy i jedyny jest tylko Galaxy S (no i już teraz Galaxy Note czy Round). Ale nie mam też co drzeć szat. Moto G wygląda na bardzo udane urządzenie. Teraz czas na ruch klientów.
Źródło, foto: motorola, androidheadlines