AUTOREM NINIEJSZEGO WPISU JEST t.a.s. – STAŁY CZYTELNIK I KOMENTUJĄCY NA BLOGU 90sekund.pl.
Czytam na 90sekund.pl wielokrotnie o Sztucznej Inteligencji, o inteligentnych rozwiązaniach, asystentach, telefonach, aż w końcu sam postanowiłem przyjrzeć się zagadnieniu. Czy maszyna (rozumiem przez nią wszelkie urządzenie elektroniczne powszechnego użytku, co do którego zachodzi wykorzystanie zwrotu) jest inteligentna, co to właściwie miałoby znaczyć i na tej podstawie – czy w ogóle może być inteligentna? – tak, jak stosujemy ten termin w odniesieniu do człowieka.
Na samym początku terminologia. Okazuje się bowiem, że bardzo często we wszelkich dyskusjach, co jeden rozmówca, to inne rozumienie słowa (co nierzadko rodzi niepotrzebne kłótnie). Słownik wyrazów bliskoznacznych PWN podaje, że:
Inteligencja = bystrość, lotność, pojętność; (znaczenie ogólniejsze:) rozum.
Specjalnie wybrałem ten słownik, bo poprzez zwroty bliskoznaczne łatwiej jest wielu z nas umiejscowić własne rozumienie zagadnienia. Jednak już na pierwszy rzut oka widać, że powyższe stwierdzenia niewiele wyjaśniają. Sięgnąłem zatem po Psychologię (pod red. W. Domachowskiego). W niej przeczytamy m. in.:
Inteligencja (to) zdolność uczenia się na własnych doświadczeniach, nabywania wiedzy i efektywnego wykorzystywania zasobów w ramach przystosowywania się do nowej sytuacji lub rozwiązywania problemów. (Sternberg i Kaufman).
Oczywiste chyba jest, że wymieniona Psychologia dotyczy człowieka. Dla czytelności wyszczególniam działania zawarte w tej definicji:
- Zdolność uczenia się (= posiadanie możliwości, bycie w możliwości do uczenia się, zakładające istnienie czegoś takiego jak rozum, rozumność – szerzej: mózg),
- Nabywanie doświadczenia – wymieniam oddzielnie, bo w domyśle chodzi o to, że Inteligentny ma jakąś przeszłość (=doświadczenie), naznaczoną zarówno sukcesami, jak i porażkami i że z tej przeszłości wyciągnął jakieś wnioski = nauczył się czegoś na przyszłość,
- Nabywanie wiedzy (= zdobywanie określonego zasobu informacji o rzeczach, osobach, relacjach itp.),
- Wykorzystywanie wiedzy w nowej sytuacji,
- Wykorzystywanie wiedzy przy rozwiązywaniu problemów.
W celu – mam nadzieję – uproszczenia, zestawiam powyższe definicje:
PSYCHOLOGIA | PWN |
Zdolność uczenia się | Rozum |
Nabywanie doświadczenia | |
Nabywanie wiedzy | Bystrość, lotność, pojętność – tak jak mówimy „pojętny uczeń”, czyli taki, który migiem, szybko pojmuje związki, relacje pomiędzy poszczególnymi informacjami (elementami zasobu wiedzy) |
Wykorzystywanie wiedzy w nowej sytuacji | |
Wykorzystywanie wiedzy przy rozwiązywaniu problemów |
Ta sama książka (Psychologia) po definicji wymienia kilka teorii inteligencji. Po kolei:
1) Czynnik G. Spearmana – inteligencja to dwie różne umiejętności:
Umiejętność rozumowania i rozwiązywania problemów ochrzcił mianem czynnika G, natomiast związane z konkretnymi zadaniami umiejętności w pewnych dziedzinach, takich jak muzyka, biznes czy sztuka, nazwał czynnikiem S.
2) Inteligencja wieloraka Gardnera – wyróżniał dziewięć typów inteligencji. Cytuję:
Podczas gdy wielu ludzi posługuje się pojęciem „rozumowania”, „logiki” oraz „wiedzy”, jak gdyby były one tą samą umiejętnością, Gardner uważa, że stanowią one odmienne aspekty inteligencji, wespół z kilkoma innymi umiejętnościami.
3) Triarchiczna teoria Sternberga – wymienia trzy rodzaje inteligencji:
Inteligencja analityczna odnosi się do umiejętności rozbijania problemów na ich części składowe, inaczej do analizy, w celu ich rozwiązania. Inteligencja kreatywna to umiejętność radzenia sobie z nowymi i odmiennymi koncepcjami, a także rozwiązywania problemów w nowatorski sposób. Inteligencją praktyczną najlepiej opisać jako „spryt”, a więc życiową zaradność płynącą z umiejętności wykorzystywania informacji.
Na podstawie tego, co powyżej muszę stwierdzić, że nic z tego, co w światku technologicznym określane jest mianem inteligentnego, na owo miano nie zasługuje. Mógłbym teraz po kolei przykładać każdą z definicji (teorii) do wyimaginowanego urządzenia i każdorazowo wychodzi mi, że z ludzką inteligencją ma ono niewiele wspólnego.
Co zatem w ogóle uprawomocnia stosowanie tego terminu w odniesieniu do maszyn? Szukając głębiej, sięgnąłem do Wprowadzenia do filozofii autorstwa A. Anzenbachera. Tam, w jednym z podrozdziałów (dokładnie Filozofia świadomości), znalazłem dość istotne stwierdzenie, które przytoczę w znacznym fragmencie:
(…) Z tematyką filozofii świadomości łączy się pytanie, czy możliwa jest „świadomość sztuczna”, a więc czy mogą być sporządzane artefakty (komputery, automaty, roboty, sztuczne systemowe układy sieciowe), które by posiadały qualia [qualia to stany, którym przysługuje świadoma jakość; są to zatem świadome, pochodzące z wewnątrz, subiektywno-doznaniowe, nie-relacyjne stany np. ból zęba, zaskoczenie, wrażenia akustyczne, decyzja, proces uczenia się], a więc którym musielibyśmy przypisać świadome, podmiotowe doznawanie. „Sztuczna świadomość” oznacza przy tym coś innego niż „sztuczna inteligencja”. Przez „sztuczną inteligencję” rozumiemy zdolność maszyn do wykonywania funkcjonalnych (logicznych, matematycznych, gramatycznych, przekładniowych) operacji, które dla nich programujemy. Posługujemy się przy tym funkcjonalistycznie zredukowanym pojęciem inteligencji, które należy odróżnić od filozoficznych pojęć intelektu, rozumu itp.
Przekładając powyższe na „nasze”: w typowo technicznym żargonie, jest uprawomocnione twierdzenie, że określony sprzęt jest inteligentny. Jednakże wtedy jest mowa o inteligencji całkiem innej niż ludzka. Maszynie możemy przekazać zbiór informacji – wiedzę. Tak, jak człowiekowi. Możemy pokazać jej, jakie czynności (krok po kroku) musi podjąć, by coś wykonać – to jest jej inteligencja. Tak, jak człowiekowi. I w tym miejscu jest (jedna z wielu) różnica: maszyna operuje w systemie zero-jedynkowym. Człowiek – nie. Zatem jest on w stanie poznany sposób działania – schemat, algorytm – zmodyfikować, wprowadzić modalność, wykazać się kreatywnością (sam z siebie) w związku z potrzebą chwili, zmiennością sytuacji. Maszyna wykona tylko to, co jej wcześniej zaprogramowano, że ma wykonać.
Jeśli określono jej warunki („jeżeli”), to podano, co ma zrobić („to wtedy”), bądź, czego ma nie robić, gdy warunek nie został spełniony. To samo, co odnosi się do jednego warunku, można „nauczyć” maszynę w kwestii sumy kilku warunków. Dobitnym przykładem, jest gra w szachy, opierająca się na tym schemacie. To, że komputer wygrywa z arcymistrzem, nie oznacza, że arcymistrz przegrał z człowiekiem. Przegrał z programem, któremu zadano wszelkie (skończone przecież) możliwości posunięć w tej grze, programem, który przetwarza dane dużo szybciej niż żywy gracz.
Osobiście nie widzę w tych urządzeniach niczego, co byłoby smart. Ot, raczej dostrzegam geniusz programisty, który tak dobrał, napisał kod, że użytkownik ma wrażenie, że maszyna się uczy, przewiduje, odpowiada (jak człowiek), dopasowuje. Bocian szybuje (lata, fruwa). Szybowiec też szybuje. Pewnie, można postawić znak równości między orzeczeniami z wcześniejszych zdań. Człowiek jest inteligentny. Urządzenie jest inteligentne. Pewnie, w tym wypadku też można postawić znak równości między orzeczeniami z wcześniejszych zdań. Można krzyczeć, zajmować stanowisko, dokładać nowe angielskobrzmiące wyrazy, perorować jak to technologia dogoniła (prześcignęła) w swoich możliwościach człowieka. Wnioski nasuwają się sam …
Mam wrażenie, że to, co mi wyszło, to jedynie wierzchołek góry lodowej. Takiej pięknej, pasjonującej i zarazem niebezpiecznej, na której niejeden buńczuczny intelektualnie Titanic może się rozbić. Nie wyczerpałem tematu. Trzymając się tematyki lodowej – może dopiero liznąłem.
****
Tytuł od redakcji.
Zdjęcie tytułowe: Andy Kelly / Unsplash.com