Nie da się ukryć, że jeżeli chodzi o międzynarodowych szpiegów i tajnych agentów to w tym roku obrodzili oni jak rzadko kiedy (przynajmniej jeżeli chodzi o kinowe premiery). Kilka miesięcy temu mieliśmy już nadspodziewanie udany Kingsman: The Secret Service, aktualnie obejrzeć możemy komediowy Spy, a przed nami jeszcze co najmniej nowy Mission Impossible, Hitman: Agent 47, czy w końcu (mój zdecydowany faworyt) Spectre. Do tego nie można zapomnieć o Brigde of Spies, czyli bardziej poważnym podejściu do tematu Zimnej Wojny, jakie już niedługo zaserwuje nam Steven Spielberg. Dużo tego :). A jak się okazuje, nie jest to do końca kompletna lista, ponieważ dopisać by tu trzeba jeszcze przynajmniej jeden tytuł, czyli właśnie The Man From U.N.C.L.E.
Dla naszej widowni tytuł ten nie jest z całą pewnością znajomy, jednak prawda jest taka, że Kryptonim U.N.C.L.E. to filmowa adaptacja amerykańskiego serialu z lat 60-tych ubiegłego wieku. Oryginał, podobnie jak “Święty” czy “Rewolwer i Melonik” był typowym przedstawicielem telewizyjnego kina akcji z połowy XX wieku, mocno nawiązującym do klasycznych filmów o Jamesie Bondzie z tajnymi bazami, superinteligentnymi przestępcami i szpiegowskimi gadżetami nie z tego świata (które dzisiaj trzeba by określić jako zabytki :) ).
[showads ad=rek3]
Cztery sezony, które wtedy powstały cieszyły się dość dużą popularnością (U.N.C.L.E. był laureatem złotego globu) jednak po 1968 roku został on ostatecznie zdjęty z anteny i aż do dzisiaj nie doczekał się żadnej kontynuacji.
Teraz jednak Warner Bros. postanowiło wrócić do tej klasycznej marki i zaprezentować nam The Man From U.N.C.L.E. w zupełnie nowym wydaniu. Co do fabuły to jest ona wprost urzekająca. Wracamy do lat 60-tych gdzie tajna organizacja przestępcza stara się sprzedać na czarnym rynku broń atomową. Tak więc walczące ze sobą bloki mocarstw łączą siły i tworzą specjalną komórkę do walki z tym zagrożeniem, w której umieszczają najlepszego agenta z CIA Napoleona Solo :) (Henry Cavill) oraz z KGB Illyje Kuryakina (Armie Hammer). Do tego jeszcze piękna Alicia Vikander (Gaby Teller) oraz ich przełożony Waverly (Hugh Grant) i mamy komplet (skojarzenia z zespołem z Mission Impossible czy Aniołkami Charliego są jak najbardziej na miejscu).
Ufff… to, że w tym sezonie w kinach króluje “Old school” nie jest już dla nikogo zaskoczeniem jednak boje się, że (tak jak ze wszystkim w życiu) również z wracaniem do klasyki można przesadzić i nie jestem pewien czy nie zaczynamy się już, aby zbliżać do tej właśnie granicy. Jasne, trailer zaprezentowany na Comic Conie robi zupełnie dobre wrażenie. Jest szybko, efektownie i lekko zabawnie, czyli generalnie tak jak być powinno. Henry Cavill (który jak widać, odłożył na moment strój Supermana) i Armie Hammer pasują do swoich postaci jak ulał a lokacje, w których bohaterowie będą walczyć ze złem zapierają dech. Za reżyserię odpowiada Guy Ritchie, który po stworzeniu dwóch ostatnich filmów o Sherlocku Holmesie powinien się w takim kinie czuć doskonale.
[showads ad=rek1]
W zasadzie w każdym innym roku powiedziałbym, że jest ok i film na pewno znajdzie swoje miejsce w świadomości widzów jednak tym razem nie jest to chyba takie pewne. Premiera The Man From U.N.C.L.E. zapowiedziana jest na 14 sierpnia. Tydzień wcześniej w naszych kinach pojawi się Mission: Impossible – Rogue Nation a dwa tygodnie później Hitman: Agent 47. Dodatkowo 14 sierpnia premierę ma też nowa “Fantastyczna Czwórka”. O bardziej odległym czasowo towarzystwie już wspominałem, więc nie będę się powtarzał. Jasne, że nie wiadomo, który z tych filmów będzie jakościowo najlepszy, jednak samo zagęszczenie sprawia, że widzowie mogą poczuć się lekki przesyt. Ja zapewne czekając na Most Szpiegów i Spectre będę raczej ostrożnie podchodził do pozostałych z wymienionych tu filmów, jednak kto wie, może ten, jakby nie patrzeć, sympatyczny powrót do przeszłości ostatecznie przekona i mnie.
Foto: henrycavill