OK, to o czym teraz piszę, a o czym Ty czytasz, jest w dużej mierze szacowaniem prawdopodobieństwa bazującego na sączonych z Chin przeciekach. Prawdziwe, czy też nie – pochodzą z (tudzież dotyczą) – obozu Huawei. Informacja ta wygląda, jak jakiś absurd i podana została wczoraj przez South China Morning Post, a mówi o tym, jakoby Huawei pracował nad własnym systemem operacyjnym na urządzenia mobilne. Już widzę miny większości z Was – phi, to niech sobie klepią ten swój kod, krzyż na drogę… A jednak nie jest to wcale takie oczywiste. Sytuacja polityczna, jak i technologiczna, cały czas zmienia się na świecie bardzo dynamicznie. I pewne regulacje prawne mogą zmusić niektórych gigantów z Azji do uniezależnienia się od Amerykanów…
Nie wiem, jak w końcu ZTE poukłada się z rządem Stanów Zjednoczonych, który rękami Departamentu Handlu w ostatnich dniach nałożył karę na tę firmę za to, że omijając sankcje nałożone na Iran, dostarczała w ostatnich latach kupowane od amerykańskich dostawców technologie montowane w swoim sprzęcie. Ale ZTE ma na sumieniu też inne grzeszki, chociażby związane z naruszaniem prawa eksportowego, za co w roku ubiegłym zapłacił 1,2mld dol. kary. Dodatkowo kolejnym rynkiem, który może zamknąć się przed ZTE, jest Wielka Brytania, która ostrzega swoich obywateli przed korzystaniem z rozwiązań dostarczanych przez ZTE, bowiem mogą stanowić zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego. I wcale nie musi chodzić o smartfony, bo spółka produkuje też modemy i routery.
Jakby nie spojrzeć – wykluczony z rynku amerykańskiego jest też od lat Huawei. A przynajmniej z oficjalnych kanałów, bowiem gigant podejrzewany jest o współpracę z chińskim rządem w celach szpiegowskich. Największym, jak dotąd uderzeniem w Chińczyków okazało się to z początku stycznia, kiedy AT&T wycofało się z wprowadzenia smartfonów Huawei na amerykański rynek. Kolejna w kolejce była sieć Verizon, ale i tutaj nic z tego nie wyszło. Agencja Reuters oraz The Wall Street Journal donosiły wówczas, że fiasko zostało poniesione z powodu nacisku amerykańskiego rządu, który o szpiegowanie podejrzewa Huawei.
Tak się składa, że dzisiaj rządzą światem mobilnych technologii dwa koncerny – Google i Apple. Obydwa dostarczają własne systemy operacyjne, aczkolwiek tylko Android od Google jest darmowy i licencjonowany na cały świat. Izolowanie Huawei, czy ZTE, a także Xiaomi, które za Oceanem również nie jest mile widziane, sprawia, że rodzi się konieczność po stronie chińskich koncernów jakieś sensownej obrony. Prawdę pisząc – najlepszą byłoby stworzenie własnego kompletnego ekosystemu. Zrobić może to gracz największy, bo musi liczyć się z tym, że przez całe lata – na drodze do uniezależnienia od Androida – będzie musiał do interesu dokładać. I to nie mało.
Koronnym przykładem upadku – i to upadku spektakularnego – jest Microsoft z jego mobilnym Windowsem, który pogrążył nawet legendarną Nokię. Samsung ma w swoim portfolio Tizena OS, który pierwotnie napisany na smartfony, ostatecznie trafił na jego smartwatche z serii Gear. I tutaj radzi sobie wyśmienicie, ale to bardzo wąski rynek, do tego sama platforma silnie zintegrowana jest ze środowiskiem Samsunga. Pomniejsze systemy radzą sobie różnie. Inicjatywy oddolne, jak Lineage OS jakoś funkcjonują, ale ich sukces stoi pod jednym wielkim znakiem zapytania, bo oferuje Androida, ale dla geeków. Dlaczego więc tak trudno przebić się z całkowicie nowym nie-androidowym OS-em? Odpowiedź banalna, ale prostego rozwiązania nie daje.
Otóż żadna platforma nie jest w stanie się dzisiaj utrzymać bez solidnego zaplecza aplikacji. Niemal wszystkie to zespół naczyń połączonych, wymagający ciągłego rozwoju i supportu. Twórcy zarabiający na apkach tworzonych pod Androida i iOS-a, mogą to robić bo na całym świecie są już miliardy użytkowników, którzy po nie sięgają. Przykład Microsoftu pokazuje, że nawet płacenie przez twórcę Windowsa programistom – nie spowodował wysypu dobrych i nośnych aplikacji, które przyciągałyby nowych użytkowników. Gigant z Redmond miał nawet problem, żeby zachęcić ich do aktualizowania istniejących i przez sam Microsoft zrobionych apek, jak tej do Instagrama.
Dlaczego więc sądzę, że Huawei może się na tym rynku udać? A czemuż by nie? Z firmy-krzaka, traktowanej, jak zło konieczne, która kojarzyła się z tandetnym chińskim plastikiem, wyrosła na liczącego się globalnego gracza. Do tego tchnęła ożywczego ducha w stworzoną od zera submarkę Honor, która skutecznie robi porządki w średnim segmencie sprzętowym. Co więcej – końcówka zeszłego roku przyniosła pierwszego smartfona z AI w portfolio tej firmy, czyli Huawei Mate’a10 Pro, dodatkowo bardzo ciepło przyjętego, a kilka tygodni temu zadebiutował Huawei P20 Pro, jednogłośnie nazywany przez niemal wszystkich testerów game-changerem w fotografii mobilnej. Jego nowe smartfony sprzedają się na pniu!
Dodaj do tego silną współpracę z legendarnymi i ważnymi markami, jak Leica i Porsche, i wychodzi na to, że Huawei zaczyna być postrzegany, jako najbardziej pożądany producent smartfonów. Jeśli zacznie tworzyć swoje oprogramowanie bazowe i uruchomi nową serię urządzeń, które opierać się będą na jego autorskiej platformie, a które trafią na rynki rozwijające się lub te obłożone sankcjami, to będzie miał ogromną perspektywę rozwojową. Oczywiście rozłożoną na lata, ale dziś każdy w rynkach wschodzących szuka dobrej, przyszłościowej lokaty kapitału. Nie ignorowałbym więc wspomnianych na początku „przecieków”, ani nie ironizował z ewentualnego planu Huawei. Komu, jak komu – ale im może się udać!