Ach, jak ja lubię to rosnące napięcie zdradzające, że oto w powietrzu wisi dużo gęstego dymu, za którym gdzieś tam majaczy coś wyjątkowego! A czas mamy wręcz wyborny jeśli o to idzie. Po pierwsze nadchodzące wielkimi krokami targi MWC w Barcelonie, na których zobaczymy najnowsze urządzenia chociażby Samsunga i HTC. Ale nim zdąży opaść pył po tych ważnych premierach, na własnym evencie Apple również pochwali się czymś swoim.
OK – nie ma sensu dywagowanie nad tym, co to będzie, bo myślę – że wszyscy doskonale wiemy, że nawet jeśli kilka urządzeń doczeka się swoich odświeżonych edycji, to mimo wszystko każdy geek oczekuje przede wszystkim Apple Watcha. Oczekuję go również i ja, bo jest to moim zdaniem jedno z ciekawszych urządzeń, które ma szansę podbić rynek.
I chyba najbardziej nie tyle na 9 marca czekam, kiedy to w San Francisco gigant z Cupertino odsłoni wszystkie karty, ale na to co się będzie działo, kiedy ruszy sprzedaż Apple Watcha. Kilkanaście dni temu czytałem, że smartwatch z nadgryzionym jabłkiem w logo na starcie zostanie wypuszczony w liczbie 5 mln egzemplarzy. Nieźle – Apple ma cholerny apetyt na sukces!
Ale dla mnie wciąż to dość dyskusyjna kwestia. Uwielbiam tą firmę za jej wkład w rozwój nowoczesnych technologii, ale nie wiem, czy rzeczywiście cały świat czeka z zapartym tchem na Apple Watcha? Część ludzi z pewnością, ale mimo wszystko – wearables – to na tyle dynamiczny rynek, że możemy się po nim spodziewać wszystkiego. Również tego, że najnowszym urządzeniem Apple użytkownicy znudzą się tak samo szybko, jak ma to miejsce w przypadku innych smartwatchy konkurencji. Szacuje się bowiem, że nabywcy swoich inteligentnych zegarków po okresie od 3 do 6 miesięcy od zakupu, zaczynają się rozglądać za nowszym rozwiązaniem…
A tych nie brakuje. Rządzi oczywiście Samsung, ale jak grzyby po deszczu wyrastają projekty crowdfundingowe, które mają rzesze swoich wielbicieli, a ponowny sukces na Kickstarterze Pebble z nowym zegarkiem pokazuje tylko, że świat wcale nie musi czekać na osławiony emejzing, żeby Apple zdominował branżę. Moim zdaniem czeka go ciężka walka i chyba tylko próba wprowadzenia Apple Watcha do kanonu mody, może nadać mu tych znaczeń, które dziś są tak ulotne, a potrzebują tak istotnych korzeni i ponadczasowości właśnie.
Tyle, że moda zmienia się co sezon! Czy to oznacza, że i Apple Watch co pora roku będzie debiutował w nowej odsłonie? Z pewnością nie. Gigant z Cupertino chce się wpisać ze swoim produktem w rzeczywistość pewnego stylu bycia, który od dawna kodyfikuje sama popularność iPhone’a, a teraz miałby przejąć pałeczkę zegarek.
Ponadto dla Apple własny smartwatch to paradoksalnie duży kłopot. Ostatnie wyniki finansowe pokazały, że jego iPady notują solidne spadki – tak, jak zresztą tablety konkurencji również. Rewelacyjne wyniki finansowe Apple zawdzięcza wyłącznie jednemu produktowi, ale każdy z Was czytających niniejsze słowa, zdaje sobie równie dobrze, jak ja sprawę – że ten sen kiedyś się skończy. Stanie na jednej tylko nodze, w razie kontuzji, może być bardzo dotkliwe przy próbie utrzymania równowagi…
Apple Watch musi więc być sukcesem. Nie dlatego, że to produkt innowacyjny – bo takim wcale nie jest, chociaż posiada kilka twórczych rozwiązań, które są w stanie przemienić sposób komunikowania się – ani nie dlatego, że ma w logotypie nadgryzione jabłko. On musi stać się kultowym produktem właśnie po to, aby ciągnąć sprzedaż iPhone’ów, motywować na rynku jeden drugiego, by budowanie w dalszej perspektywie potęgi Apple było rzeczywiście możliwe.
Był już kiedyś czas, że firma ta stała na skraju przepaści. Dziś obserwujemy drugą skrajność – wystrzeliła tam, gdzie jeszcze żadnej innej korporacji na tym świecie nie było. Ja jednak niepokoję się znacznie bardziej o jej los z perspektywy iPadów. To genialne tablety. Fenomenalnie wykonane, świetnie zoptymalizowane, redefiniujące całkowicie rozrywkę. I są to twory, które wywróciły rynek mobilny do góry nogami. I dziś te same tablety, po najgorętszym okresie zeszłego roku – czyli 4 kwartale – notują rok do roku spadek ilościowy sprzedaży aż o 18 proc! A przecież jeszcze niedawno wieszczono, że era post-PC oto nadeszła i tradycyjne komputery z notebookami ustawia po kątach. No właśnie…
W każdym razie naprawdę jestem ciekaw, czy świat rzeczywiście czeka na Apple Watcha, tak samo, jak czekał na pierwszego iPhone’a, który pokazał z czym to się je? Tyle tylko, że w przypadku genialnego smartfona to czekanie było nieuświadomione. Dziś o Apple Watchu wiemy prawie wszystko, ale czy ta wiedza jest kluczem do sukcesu?