Dzisiaj po raz pierwszy z pełną mocą zdałem sobie sprawę, czym są Chromebooki w biznesie. A właściwie czym jest Chrome OS. Ale tak naprawdę, czym jest przeglądarka Chrome. Nie tyle po nitce do kłębka, tylko odwrotnie – przeszedłem tą drogę od kłębka do nitki. Co się takiego wydarzyło? Konferencja Google for Works.
Nieźle przegadana. Cholernie przegadana. Poza kilkoma materiałami wideo, które prezentowały nowe pomysły, właściwie nic się nie działo. Każda osoba mówiła właściwie o tym samym: bezpieczeństwo, prostota, szybkość, Chmura, synchronizacja, jedno kliknięcie, i jeszcze raz od początku. Z boku może się wydawać, że Google nie pokazał i nie powiedział nic. Pomylą się Ci, którzy tak sądzą, aczkolwiek sam po pierwszych 30 minutach byłem dość zrezygnowany.
Nie chcę dopisywać scenariusza, który nie został zrealizowany. Ale jednak ta konferencja pokazała, że Google idzie dokładnie i konsekwentnie za ciosem. Dostarcza urządzenia, które mają być wyłącznie furtką dostępową do sieci. Są więc tanie i niezbyt hardware-owo „wypasione”. Przynajmniej większość. Bo w tym wszystkim chodzi o coś innego. Korzystaj z Chromebooka, bo tak naprawdę będziesz korzystać z naszych usług.
Czy chcecie, czy nie – nie da się z tych urządzeń zrobić niczego, jeśli nie zalogujecie się na nie z pomocą konta Google. Oczywiście tryb Gościa nie pozwala na wiele, więc pomijam ten aspekt. Jeśli chcesz pracować efektywnie – musisz być w ten ekosystem wpisany. Dostajesz w zamian Docsy, Chmurę, pocztę, dostęp do wielu narzędzi wyłącznie z poziomu sieciowego. I w zupełności Ci to wystarcza!
Byłem ciekaw, jakiej argumentacji podejmą się kolejni przedstawiciele firmy, aby zachęcić przedsiębiorców do przeskakiwania na sprzęt z Chrome OS. I wiecie co? Wszyscy powtarzali, jak mantrę: super fast, super secure i super simple. I tak w kółko. Ale to jest klucz. Bo Chrome nie ma być narzędziem, które pozwoli na wykonywanie takiej pracy, jak na komputerze z Windowsem czy OS X. Ma to być platforma łącząca środowiska. Jak taka powłoka snująca się po dedykowanych rozwiązaniach wielkich korporacji.
I Google powtarza w kółko – to jest bezpieczne, to jest w Chmurze, to jest sprowadzone do jednego kliknięcia. No ewentualnie dwóch. Dlatego pracują obecnie nad uproszczonym interfejsem do zarządzania sieciami i łączami VPN. To również dlatego pojawia się integracja z systemem SAP – potworem zarządzania korporacjami – dzięki czemu dostaniecie możliwość koordynowania zadań, spotkań, dzielenia doświadczeń prosto z przeglądarki. Jasne, że to nie tak, jak byście sobie to wyobrażali, bo to jest innego typu integracja.
Brzmi, jak wydmuszka? Jeśli ktokolwiek z Was pracował kiedyś z SAP-em w module produkcyjnym, to doskonale zrozumie, o czym piszę. Pomimo gigantycznych możliwości, każdy zatrudniony w firmie działa w oddzielnych segmentach systemu. To dlatego handlowiec nie poradzi sobie tam z transakcjami napisanymi dla księgowości. I odwrotnie. Zarządzanie poważną firmą logistyczną idzie w SAP-ie genialnie, ale na poziomie user experience dostajemy straszną kobyłę, której trzeba się nauczuć w strachu, żeby czegoś nie zepsuć. Wiem to z autopsji.
Zdaję sobie sprawę, że może się to Wam wydawać abstrakcją, ale Google ma nosa. Wszystko idzie w kierunku Chmury. Jeśli firma, w której pracujesz jeszcze w niej nie jest, to niebawem albo zostanie prześcignięta przez konkurencję, która już zarządza z tego poziomu swoimi zasobami, albo zamknie się z powodu swoich ograniczeń.
Wszystko, co robimy, tak naprawdę robimy w sieci. Nawet rzeczy stacjonarne. Jak je wykonamy lokalnie, to lecą potem mailem do tej czy innej osoby. Przeglądarka internetowa Chrome ma wpisaną w siebie ideę – jedna platforma łącząca różne funkcje na wielu systemach. Kolejny przykład, np. ustawienie serwera proxy na jednym urządzeniu skutkuje ustawieniem na pozostałych. Zresztą w ramach Google for Work jest więcej rozwiązań, które pozwalają zarządzać bazą innych Chromebooków w naszej sieci, a nawet zdalnie zablokować zgubiony lub skradziony egzemplarz!
Myślę, że dzisiaj trudno zrozumieć to podejście, bo wciąż mamy wyobrażenie o naszej pracy – gł. tej stacjonarnej za biurkiem – jako o konkretnym, fizycznym miejscu, w którym jesteśmy niezbędni do tego, aby zarządzać daną organizacją. A Google pokazuje, że możesz robić to inaczej, lepiej, efektywniej i najważniejsze – taniej. Paradoksalnie – co brzmi już trochę groźniej – nie jesteś w tym procesie niezbędny. Wystarczy obecność managera zarządzającego ze swojego sprzętu pozostałymi.
Ile było w czasie tej konferencji punktów, w których Google pokazywał synchronizacje zadań, kalendarzy, spotkań etc. To kapitalne, że oni rozumieją, jak bardzo ważna jest komunikacja w każdym zespole. W myśl tej zasady 99 proc. wykonasz w SAP-ie, ale ten jeden maleńki procent odpowiada za to, że skoordynujesz konkretne akcje kilkoma ruchami myszki. Jak zaczniesz dodawać te procenty, to okaże się, że masz realnie funkcjonujące narzędzie!
To zupełnie inne podejście do zarządzania. Całkowicie różne od wielkich działów IT, które sprawują pieczę nad naszym sprzętem. To jeszcze inne od wielkich narad i spotkań, które nie służą niczemu, jak przepuszczonemu przez palce czasowi. To właśnie jako remedium na ten problem odpowiedzią jest Chromebox for Meetings. Dlaczego – zapytacie – skoro mamy np. Skype? No właśnie dlatego, dlaczego dzisiaj mamy wybory prezydenckie, a z kandydatami rozmawia się na popularnym portalu internetowym przez Hangouts.
I tak naprawdę na przeszkodzie staje tylko jedna rzecz – ograniczenie szybkości sieci. Bo to ono odpowiada za to, jakiej jakości będą te wszystkie usługi. Przy tej okazji Google pokazał też, jak wygląda wirtualizacja środowiska w Citrixie. I wszystko to możliwe dzięki jednej przeglądarce. W ramach jednego ekosystemu. Dopracowanego, bezpiecznego, szybkiego i – po raz wtóry – taniego.
Czy może to być skuteczne? Google chwali się, że 64 proc. firm znajdujących się na prestiżowej liście Fortune 500 przeszło na jego usługi. Trudno z takim argumentem polemizować, tym bardziej, że to dopiero początek!