Lubię Samsunga. W przeciwieństwie do wielu osób, z roku na rok, mój stosunek do tej firmy mocno się zmienia w pozytywnym sensie. Jedyne, co do mnie nie przemawia, to od strony wizualnej logo tej firmy, ale to może odłożę na bok, bo nie o tym teraz… W każdym razie – obserwuję Samsunga od lat. A przede wszystkim jego gigantyczny wzrost na rynku smartfonów i urządzeń mobilnych w ogóle. Od zachwytów po mieszane uczucia, ale nigdy nie zszedłem niżej, do poziomu irracjonalnej krytyki za to tylko, że Samsung jest Samsungiem, co wydaje mi się totalnie głupie.
[showads ad=rek3]
W ostatnim czasie trochę krytykuję to przedsiębiorstwo za rzeczy, które moim zdaniem mocno pokazują, że Samsung złapał zadyszkę lub też próbuje utrzymać się w formie, która była dobra jeszcze dwa-trzy lata temu, ale dzisiaj wszyscy biegną w nieco innym kierunku. I myślę, że najdobitniej przedstawiają to dwie ostatnie premiery tegorocznej końcówki lata w wykonaniu tego giganta, czyli Note 5 oraz SGS6 Edge Plus.
Dawno nie miałem w sobie takiego żalu do Samsunga za tak zmarnowany potencjał i całkowity brak pomysłu na siebie. Nowe urządzenia nie wnoszą niczego nowego, nie ma w nich prawdziwych innowacji, a jedynie są wcieleniem wariantywności – czyli czegoś, czego akurat w dojrzałych produktach nie lubię. Zamiast szlifować diament, Samsung lubi wypuszczać kolejne opcje jakiegoś udanego rozwiązania, aż do granic przesady. I tak jest ze wzornictwem Note’a 5 opartym w całości na flagowych SGS6 oraz przerośniętym SGS6 Edge Plus.
[showads ad=rek3]
Najgorsze jednak (a może właśnie paradoksalnie najlepsze), co mogło spotkać Samsunga, to nie tyle niedościgniona walka o żółtą koszulkę z Apple, ale fakt, że jak grzyby po deszczu zaczęły wyrastać nowe firmy oraz liczyć się zaczęły te przedsiębiorstwa, które do niedawna były synonimem tanizny do przesady oraz totalnego, technologicznego kiczu. I takimi firmami jeszcze przed dwoma, trzema laty były Huawei, czy ZTE. A dzisiaj mamy je nie tylko w bardzo bliskim sąsiedztwie gigantów branży, to jeszcze i im po piętach depczą wyrosły nie wiadomo skąd Xiaomi czy przeżywający renesans LG oraz korporacje w stylu Meizu.
Równie ciekawy jest fakt, że swoje miejsce zaczynają wydreptywać na rynku również startupy w stylu OnePlus, które cieszą się ogromną popularnością, bo wyrastają na renegatów technologicznej sceny. Ich sprzedaż z całego roku nie dogoni nawet jednego kwartału takiego Huawei, ale i tak wystarczy im na stworzenie jeszcze kilku linii telefonów, z upłynnienia których będą mieli na opłacenie rachunków i chleb.
[showads ad=rek2]
Ale dla Samsunga – każdy odpływ klientów w innych kierunkach, nawet ten nieznaczny, to coraz większy kłopot. Pokazują to kwartał w kwartał wyniki finansowe, w których gigant wyraźnie zwalnia, a dodatkowo zaczyna tracić również swój rynek. Z jednej strony wyrósł na światowego lidera, ale obecnie zbyt nasycony Zachód nie jest w stanie przejeść wszystkiego, co wyprodukuje i rzuci mu ten południowokoreański producent. Z drugiej strony, firmy takie jak Xiaomi, prowadzące sprzedaż wyłącznie internetowo, nie mające kosztów operacyjnych, jak salony sprzedaży, sklepy, centra magazynowe, tysiące pracowników etc., mogą jechać na głodowych marżach i wciąż spać spokojnie.
Sytuację komplikuje również fakt, że ni z tego ni z owego, do tej pory zupełnie nie liczący się konkurent Samsunga z jego własnego podwórka, czyli firma LG, również zaczyna zabierać mu klientów, bo jego seria smartfonów z rodziny G to naprawdę kawał kapitalnej roboty. Tak wzorniczo, jak i pod względem użytych materiałów, funkcjonalności, bebechów i oczywiście coraz lepiej skrojonego softu.
[showads ad=rek2]
Jako obserwator myślę, że Samsungowi może pomóc wypuszczenie własnej submarki, czy pójście drogą Huawei, który od roku promuje markę Honor, a która doczekała się już kilku swoich odsłon, w tym flagowca, i która cieszy się niezłą popularnością. Osobiście śmieszy mnie ta nazwa, kiedy testowałem pierwszego Honora, to uderzyło mnie całkowite pomieszanie z poplątaniem w dizajnie, jak i sofcie. Ale im dłużej marka jest obecna na rynku, tym bardziej nazwa Honor jednak zaczyna mi się kojarzyć z czymś mocnym, konkretnym, silnym, a następne generacje tego smartfona są coraz lepiej wykonane i oczywiście konkurencyjne cenowo.
A Samsung ma wszystko, czego potrzeba, aby stworzyć własną submarkę. Jest wytwórcą licznych podzespołów, w tym pamięci fizycznych, RAM, procesorów Exynos, baterii, a także sensorów fotograficznych. Ma dosłownie wszystko, czego potrzeba, aby po kosztach wytwarzać i wypuszczać smartfony z tej samej fabryki, ale ze zmienionym logo. Jestem pewien, że dzięki temu odświeżyłby swój wizerunek, bo faktycznie świat może być już trochę przejedzony Samsungiem obecnym dosłownie wszędzie. Po drugie byłaby to szansa na mniej angażujące eksperymenty z wykonaniem oraz dostarczaniem innowacji. Po trzecie można by grać kilkoma punktami na własną korzyść, akcentując wielordzeniowość procesora lub gigantyczne zasoby RAM-u, albo też świetny aparat.
[showads ad=rek1]
W końcu – śladem chińskich producentów – Samsung mógłby wrócić do tworzenia tzw. wszystkomających smartfonów, dzięki którym mógłby pompować tańsze, submarkowe warianty z tymi wszystkimi fajerwerkami, którymi pompuje je Xiaomi, Huawei, Asus, Meizu etc. I myślę też, że rynek właśnie wysyła sygnał do branży technologicznej, że jest na coś takiego gotowy. Szlak przetarła pierwsza Moto G, czyli smartfon za kilkaset złotych, z czystym Androidem, gwarancją aktualizacji oraz odpowiednio dobranym hardware, na którym sunął, jak niejeden Nexus! Dzisiaj mamy już trzecią Moto G, a na rynku wytworzyła się jeszcze jedna podkategoria sprzętowa. Nie tyle półka premium, budżetowa i średnia, co właśnie średnia-wyższa, w której plasują się wszystkie te Meizu, Xiaomi, Honor itp.
Czy Samsung obroni koszulkę lidera? Nie wiem, czy ma to znaczenie, bo tak naprawdę on musi zacząć zarabiać, ale skoro nie potrafi utrzymać dobre kondycji flagowcami, a średnia, ale dobrze skrojona półka solidnie go podgryza, to zamiast mnożyć alfabet, mógłby spróbować czegoś nowego, świeżego i równie atrakcyjnego.
[showads ad=rek1]