[showads ad=rek2]
Od wczoraj znamy już pełną listę filmów nominowanych to tegorocznej edycji nagród Amerykańskiej Akademii Filmowej. Oscary mimo swojej wielkiej popularności nie są – i moim zdaniem nie powinny być – uważane za filmowy początek i jednocześnie koniec świata nie da się jednak ukryć, że możliwość pochwalenia się tą właśnie nagrodą w branży filmowej nie ma sobie równych. Rok 2015 był zdecydowanie rekordowy, jeżeli chodzi o przychody kinowych premier (5 z 10. najbardziej kasowych filmów w historii to produkcje zeszłoroczne). Był też wyjątkowy pod względem powrotów na ekrany całej plejady dawno niewidzianych tytułów, zaczynając od „Mad Maxa”, a na „Gwiezdnych Wojnach” kończąc. Jakkolwiek nie wszystkie z tych produkcji okazały się odpowiednie do Oscarowych nominacji, muszę przyznać, że niektóre decyzje konkursowego Jury zdecydowanie wyglądają, jak ukłon w stronę popularnego kina akcji.
No dobrze przejdźmy w końcu do szczegółów :). W kategorii najlepszy film nominacje uzyskały: „The Big Short”, „Bridge Of Spies”, „Brooklyn”, „Mad Max: Fury Road”, „The Martian”, „The Revenant”, “Room” oraz “Spotlight”. Przyznam, że jak dla mnie “Zjawa” Iñárritu, “Most Szpiegów” Spielberga oraz „Marsjanin” Ridleya Scotta – były raczej gwarantowanymi nominacjami. Podobnie, jak mocno zaangażowany społecznie „Spotlight” Toma McCarthy’ego, który opowiada o głośnej pedofilskiej aferze związanej z Archidiecezją Bostońską, jaka miała miejsce kilkanaście lat temu i sądzę, że to między tą czwórką rozegra się ostateczny pojedynek o statuetkę. Pozostałe cztery tytuły też wartę są jednak dokładnej uwagi. „The Big Short” to błyskotliwie nakręcony komediodramat łączący w sobie kilka równoległych historii dotyczących początków wielkiego kryzysu finansowego w USA w połowie zeszłej dekady. „Brooklyn” opowiada romantyczną historię zmagającej się z własną przeszłością Irlandki, która w latach 50. zeszłego wieku postanawia wyjechać do USA. „Room” natomiast… cóż „Room” to bardzo wciągająca abstrakcyjna historia na temat pięcioletniego chłopca, który razem ze swoją mamą spędza całe życie zamknięty w tytułowym pokoju, który wydaje się dla tej dwójki całym światem. Można, więc powiedzieć, że mimo tego, iż trzy powyższe tytuły nie są może aż tak dobrze znane, to jak na Amerykańską Akademię Filmową są to jednak nominacje całkiem typowe.
Natomiast miłym, (chociaż niewielkim) zaskoczeniem było dla mnie pojawienie się w tej grupie nowej odsłony przygód Szalonego Maksa, (co jest jednym ze wspomnianych wcześniej ukłonów w stronę kina akcji). Jestem przekonany, że „Mad Max” zasługuje na uznanie za aspekty techniczne, (o czym zresztą pisałem w mojej recenzji), nie byłem jednak do końca przekonany, czy zwykle dość konserwatywne Jury będzie chciało umieścić go wśród ośmiu najważniejszych tytułów. Tak się jednak stało, a na dodatek muszę zauważyć, że nowy film Georga Millera zgarnął ogółem aż 10 nominacji, co zaraz po „Zjawie” – z 12 nominacjami – czyni go jednym z najczęściej przewijających się wśród typowanych tytułów pozycji.
Chociaż jak powszechnie wiadomo ilość nominacji nie zawsze przekłada się na ostateczny sukces i całkiem często zdarzało się, że potencjalni „multimedaliści” opuszczali galę w Dolby Theatre, jako najwięksi przegrani. Niemniej – nie mogę nie zatrzymać się jeszcze na chwilę przy największym tegorocznym Oscarowym pretendencie. Gdyby „Revenant” faktycznie zebrał chociażby połowę ze statuetek, o które walczy, mogłoby to oznaczać, że Alejandro González Iñárritu dołączyć może do bardzo elitarnej i niewielkiej grupy twórców uhonorowanych w dwóch następujących po sobie edycjach (w zeszłym roku jego „Birdman” również zgarnął najważniejsze wyróżnienia).
No i nie zapominajmy o jeszcze jednym, dość istotnym dla wszystkich kinomaniaków szczególe. „Zjawa” to kolejna szansa na statuetkę dla Leonardo DiCaprio. Co tu dużo pisać, Internet i tak już huczy od komentarzy, prognoz i memów, wśród których nie brakuje zarówno entuzjastów mówiących, że tym razem naprawdę musi się udać, przez sceptyków twierdzących, iż ciążące na aktorze fatum po raz kolejny da o sobie znać, aż po wesołych internetowych trolli usiłujących przekonać nas, że największą szansę na statuetkę ma niedźwiedź atakujący Leo w jednej ze scen filmu. Z całą pewnością w czasie otwierania tej koperty cały filmowy świat wstrzyma w tym roku oddech. Zwłaszcza, że rola Hugh Glassa w „Zjawie” jest pod wieloma względami idealna pod tego typu nagrodę. Z uwagi na osamotnienie bohatera w amerykańskiej dziczy DiCaprio nie ma w filmie zbyt dużo dialogów, ale potencjał do mocnej, gry aktorskiej został przez niego po raz kolejny doskonale wykorzystany i chociaż „Revenant” nie jest pewnie filmem łatwym w odbiorze, to zdecydowanie zasługuje na obejrzenie i nagrodzenie, (chociaż, jakie dokładnie będą to trofea – trudno mi w tym momencie przesądzić).
Jeżeli chodzi o inne warte wspomnienia tytuły i nominacje, to nie mogę odmówić sobie wspomnienia tytułu „Star Wars: Force Awakens”. Nowe Gwiezdne Wojny konkurować będą w pięciu tzw. technicznych kategoriach – w tym między innymi za: Efekty Wizualne, Montaż oraz – w aż trzech kategoriach – za dźwięk. Czy do bijącej rekordy Boxoffice’u nowej superprodukcji Disneya da się jeszcze dołożyć kilka Oscarowych statuetek? Tego w tej chwili – z uwagi na bardzo mocną konkurencję – przewidzieć nie mogę. Wspomnę tylko, że wcale bym się na to nie obraził. Szkoda też, że film nie załapał się na walkę, w którejś z najważniejszych kategorii, (chociaż być może przemawia przeze mnie teraz Starwarsowy fanboy).
Co do przewidywania zwycięzców, to jest jedyna kategoria, w której myślę, że bez problemów mogę się pokusić o prognozę z bardzo dużą dozą prawdopodobieństwa i też ma ona związek z koncernem Disneya. Mowa oczywiście o nagrodzie za najlepszy film animowany, którą praktycznie na pewno otrzyma „Inside Out”. Od 2007 roku wszystkie statuetki w tej kategorii wpadły w ręce produkcji Disneya i patrząc na popularność oraz oceny „W Głowie Się Nie Mieści” bardzo trudno mi sobie wyobrazić, aby w tym roku miało być inaczej.
88. Ceremonia Wręczenia Nagród Amerykańskiej Akademii Filmowej będzie miała miejsce w Dolby Theatre w Hollywood 28 lutego a poprowadzi ją tym razem Chris Rock. Do tego czasu spekulacji oraz przecieków na pewno nie zabraknie, ja jednak jak zwykle, polecałbym wszystkim zainteresowanym :> spokój, a wielbicielom kina nadrobienie potencjalnych filmowych zaległości, ponieważ w przypadku większości wyróżnionych nominacjami filmów zdecydowanie warto.
[showads ad=rek2]