OK, szykuję się na lanie w komentarzach! Zaryzykuję jednak, bo mam to trochę w głowie poukładane i na pewno nie jest tak, że zrobiłem clickbaitowy tytuł, a teraz taki sam wpis. Dla wielu osób może to wszystko zabrzmieć, jak herezja, a inni będą się pukać po głowie, co też nawydziwiałem. Ale nie umiem powstrzymać w sobie chęci podzielenia się tym dość radykalnym materiałem. UWAGA – finalnie ta myśl we mnie cały czas jeszcze pracuje, ale jakkolwiek na nią nie spojrzę, to jednak dochodzę za każdym razem do tego samego wniosku: NAWET, JEŚLI CIĘ NIE STAĆ, MUSISZ MIEĆ DROGIEGO I DOBREGO SMARTFONA. Od tej reguły jest oczywiście jakieś odstępstwo i o nim postaram się napisać niżej. Teraz jednak chciałbym, żebyś skupił/-a swoją uwagę na pierwszym członie powyższego twierdzenia.
NAWET, JEŚLI CIĘ NIE STAĆ…
Cholera, to chyba najcięższy kaliber. No, bo jak Cię nie stać, to Cię nie stać. Sam jestem przed tym problemem, bo utknąłem – dosłownie – z Nexusem 6P. Trzymałem go do tej pory dla Oreo, ale prawdę pisząc, to nie jest to samo, co Pixel, zresztą uważam tego Nexusa za najgorszego w historii tych smartfonów, a trochę ich miałem, więc czuję się na siłach do wypisywania takich stwierdzeń. Rzeczywiście jest tak, że po raz pierwszy w życiu chwyciłem Pixela na targach w Barcelonie, przy stoisku Google, i od razu była chemia. Napisałem o tym wpis, i chociaż minęło już tyle miesięcy, ja nadal jestem tym smartfonem urzeczony. Skłamałbym, jeśli napisałbym, że nie przeglądam aukcji i nie wraca do mnie myśl o zakupie.
Trochę to wszystko wywróciły do góry nogami dwa smartfony – HTC U11 (TU recenzja) oraz Sony Xperia XZ Premium (TU recenzja), które oferują taki komfort pracy oraz takie funkcje, których obecność całkowicie mnie satysfakcjonuje. Co więcej – pomimo zakończonych testów i opublikowanych recenzji, od których minęło już sporo czasu, nadal jestem pod ich dużym wrażeniem, wciąż mącą mi w głowie i im więcej czasu upływa od mojego ostatniego kontaktu z Pixelem, tym bardziej czuję się do nich przekonany. W tym momencie wiem jednak, że aby zaryzykować oszczędności, musiałbym jeszcze przetestować Note’a8 i LG V30, chociaż moja sympatia do rysików bierze na ten moment górę, a fascynacja DeX-em też jest w fazie rozwojowej, co już w dwóch zasadniczych punktach przemawia na korzyść Samsunga.
No dobrze, ale co z tym nawet, jeśli Cię nie stać? Nie ukrywam, że jestem zwolennikiem płacenia za rozwiązania celne, dobrze przygotowane i świetnie wdrożone. Nie jestem na etapie wywalania pieniędzy na coś, tylko dlatego, że mi się to podoba, co uważam za dość niedorzeczne. Natomiast potrafię docenić know-how, zaplecze inżynierskie, zaawansowane prace nad urzeczywistnieniem jakichś rozwiązań. I jeśli znajduję dla nich zastosowanie w swoim życiu, to tym bardziej czuję się do nich przekonany. Wiadomo, że jak widzę 4k PLN za takiego Note’a, to też mam kiepski nastrój, ale stojąc przed realnym wyborem nowego smartfona na dłuższy czas, brałbym go całkowicie poważnie pod uwagę.
Uważam też, że za czyjąś pracę należy się zapłata. Zwłaszcza, jeśli zaoferowane mi rozwiązania, realnie wnoszą coś do mojego życia, a ja dzięki nim wchodzę na wyższy level funkcjonowania, dzięki czemu TU wydałem, ale TAM zaoszczędziłem. Bo prawda jest taka, że jeśli Cię naprawdę nie stać, to faktycznie nie kupuj nowego, drogiego smartfona. Kluczem jest tutaj rozpoznanie własnych potrzeb. I nie chodzi o to, by kupować, bo to jest nowsze, szybsze, lepsze – jak obiecuje marketing – ale rzeczywiście korzystać, by osiągać dzięki temu korzyść. Jeśli więc nie uznajesz kompromisów, a Twoja codzienna praca jest tak bardzo wielozadaniowa, to musi być ona również wykonywana porządnymi narzędziami. Dobrze też, gdyby płacowo była na tyle satysfakcjonująca, aby nie było dramatu, przy takich wydatkach.
A co, jeśli są? Wówczas warto rozważyć kilka innych opcji. Po pierwsze śledzić aukcje i obserwować kilka serwisów sprzedażowych. Niby wiadomo, że tak, ale jeśli 4k PLN są poza Twoim zasięgiem, wcale nie znaczy, że 3k PLN też poza nim będą. Po drugie, jeśli nie ma bardziej palących wydatków, warto rozważyć opcję zakupu na raty. Jest sporo ofert w stylu 0%, więc można podjąć próbę. Po trzecie, jest jeszcze opcja umowy operatorskiej. Na początku zawsze jest ekstremalnie drogo – a najkorzystniej przy absurdalnie wysokim abonamencie, ale może jest tak, że możesz sprzedać aktualne urządzenie za w miarę rozsądne pieniądze i załapać się na dobrą promocję. Myślę tutaj o sytuacji, w której nie rzucasz się na Samsunga Galaxy S8, ale np. Galaxy S7. A to wciąż genialny smartfon, który przez czas trwania dwuletniego kontraktu będzie zachowywał się bardzo, bardzo dobrze. Tak samo też, jak chociażby LG G5, czy jeden z ostatnich Mate’ów od Huawei. A te urządzenia są już przy wariantach abonamentowych bliżej możliwości przeciętnego portfela.
Moim zdaniem, przy takim podejściu uda się odpowiednio zamortyzować koszt. Duży zakup będzie wciąż nie tak dotkliwy dla domowego budżetu, a porządny produkt, okaże się w zasięgu ręki.
…MUSISZ MIEĆ DROGIEGO I DOBREGO SMARTFONA
OK, skoro kwestia finansowa za nami, to teraz czas na drugi człon mojego twierdzenia. Zaanonsowałem go nieco przed chwilą. Otóż prawda jest taka, że sporo zeszłorocznych smartfonów, szczególnie tych z półek premium, to urządzenia wciąż niesamowicie wydajne i sprawne. I nie pisałbym tak, gdybym z tymi produktami nie miał od czasu do czasu do czynienia! A ludzie potrafią naprawdę dziwaczne rzeczy trzymać na swoich urządzeniach mobilnych, które skutecznie kojarzą się z tylko z dwoma słowami: śmietnik i syf. Dosłownie tak – miliony kolorowych ikonek, animowane tapety 3D z wyskakującymi co jakiś czas reklamami, kotki, myszki, małpki i inne Talking Tomy, plus GÓÓÓRA pokręconych multimediów, głupawych filmików, zbunkrowanych empetrójek, podublowanych pulpitów z widgetami i innymi cudami.
Jeśli ktoś ma rzeczywiście superwydajny smartfon, to będzie on na tym śmietnisku wciąż optymalnie pracował, ale z moich obserwacji wynika, że też nie będzie to nie wiadomo jak fajna praca. Tyle, że nowoczesne, drogie i bardzo szybkie telefony nie są dla tych osób. Nawet jeśli takowe posiadają, to obserwować mogą lagi wynikające ze źle napisanych apek firm trzecich. Natomiast w rękach kogoś, kto kładzie na takie rozwiązania zasłonę litościwej obojętności, świadomie wybrał/-a swój produkt i do tego potrafi go używać, to już zdecydowanie inna bajka.
Ale jednych (śmieciarzy) i drugich (zdecydowanych konsumentów) łączy w tym wszystkim jedno. A mianowicie – obydwie te grupy każdego dnia – zupełnie tak, jak ja i Ty, przez wiele, wiele godzin korzystają ze swoich smartfonów. Możesz mówić i myśleć, co Ci się podoba na ten temat, ale fakty są takie, że to telefon jest przedmiotem więcej niż codziennego użytku. Jest rzeczą wręcz intymną, która jest z Tobą w łóżku, w toalecie, w komunikacji miejskiej, w pracy, w weekend, kiedy pichcisz i słuchasz muzyki ze Spotify. Skoro więc to tak osobiste rozwiązanie, po które sięga się Z TAKĄ CZĘSTOTLIWOŚCIĄ, to dlaczego świadomie odbierać sobie samemu (lub samej sobie) możliwość nieskrępowanego, komfortowego i więcej niż zadowalającego – korzystania z niego? U mnie dochodzi jeszcze czynnik frustrujący, kiedy coś się wiesza, laguje, przycina, a kiedy potrzebuję czegoś naprawdę szybko – ot skasować bilet w autobusie komunikacji miejskiej przy użyciu dedykowanej apki, do którego wbiegłem w ostatniej chwili, a właśnie zaczyna się kontrola. Bez szybkiego sprzętu jest spore ryzyko, że zakończy się to około 200zł mandatem.
Możliwe, że Ciebie to nie przekonuje. Jest wiele fajnych telefonów za dużo mniejsze pieniądze, ale z moich obserwacji wynika, że wszędzie tam są punkty, na których producenci przyoszczędzili, a które po pewnym czasie zaczną odbijać się czkawką. W takiej sytuacji zmienisz telefon kupiony za około 1,5-1,8tys. zł po mniej więcej roku, półtorej. Kupionego dzisiaj smartfona z najwyższej półki, spokojnie będziesz komfortowo używać przez dobrze trzy lata. I nie są to mrzonki. Dzisiejsze Galaxy A5 są na poziomie Galaxy S5 sprzed trzech, czterech lat. Finalnie w ciągu analogicznego okresu, zapłacisz dwa razy, wyjdzie z tego ten sam jeden wydatek na telefon, ale rozłożony w czasie. I to czasie, który na flagowcu upłynąłby Tobie bez zająknięcia.
Co więcej – zauważyłem, że raz poczyniony wydatek na smartfona, później już taki dotkliwy nie jest. Szarpnąć się musisz za pierwszym razem, bo jeśli po upływie kontraktu wystawisz zadbany telefon na sprzedaż, to on zejdzie za oczekiwaną kwotę z pocałowaniem w rękę, a przy okazji okaże się, że do nowego produktu przy przedłużeniu umowy nie musisz dokładać sporej kwoty (jeśli w ogóle cokolwiek). Tak, sprawdzone na własnym przykładzie! Wówczas po dwóch latach typowego abonamentu, sprzedasz smartfona, który wciąż oferuje dobrą relację ceny do możliwości, a niewiele dokładając, kupisz nowość z oferty, która za kolejne dwa lata, również będzie tak atrakcyjna, że znajdą się na nią chętni.
PODSUMOWANIE
Wiem, że często, na pierwszy rzut oka, solidny wydatek na smartfona, wydaje się bezsensowną inwestycją, która nie ma sensu. A tymczasem warto odczekać od trzech miesięcy do pół roku od daty premiery danego produktu, bo po tym czasie sprzęt zaczyna gwałtownie tanieć, gdyż wchodzą nowe modele. A to już dobra okazja do korzystnych zakupów. Co więcej – jak wspomniałem przed chwilą – przy prowadzeniu odpowiedniej polityki zakupowo-sprzedażowej, możliwe jest realne oszczędzenie przy ciągłej szansie wymiany na coś nowego.
Produkt mobilny, tak intymny i będący totalną skarbnicą wiedzy na temat nas samych (w tym kontekście gorąco polecam film: Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie), zasługuje na to, by rzeczywiście znaleźć się w naszej kieszeni w jak najlepszej odsłonie. Zauważ, że ja nikogo nie zachęcam do narwanego wymieniania telefonu co pół roku. Proponuję warianty przemyślanych zakupów, nawet pod kątem zadbanych propozycji z drugiej ręki, które śmiało można rozplanować do użytku na najbliższe dwa, trzy, a nawet cztery lata. Przy takim podejściu zakup smartfona to nic innego, jak inwestycja, a przy obecnym poziomie jakości pracy tychże urządzeń, gwarancja realnej korzyści, wynikającej z udanego, zaawansowanego sprzętu, który tych naszych tajemnic będzie strzegł, ale też bawił, dostarczał przyjemności, pomagał w codziennych wyzwaniach, a nawet wspierał przepędzanie nudy.
Smartfony mają zbyt zaangażowany udział w naszym życiu, aby szukać przy ich zakupie oszczędności. Każdy, kto pracuje w biurze wie, jak koszmarnie można się czuć, kiedy ma się złe siedzisko, jak boli kręgosłup i jak wpływa to na ogólne samopoczucie. Smartfonów właściwie nie wypuszczamy z dłoni, to po co fundować sobie z nimi dyskomfort?