Netflix od wczoraj oficjalnie w Polsce. Ale tak naprawdę w Polsce i tak naprawdę oficjalnie. Czyli z bazą około 80 proc. filmów z dubbingiem lub napisami w naszym języku, do tego z mocnym nastawieniem na dostarczanie ambitnych produkcji, również z naszego podwórka, a także obietnica współpracy producenckiej – pod warunkiem jednak, że realizowane tytuły będą mogły zainteresować obcokrajowców. Wygląda pięknie, bo Netflix chce też na stałe zagościć w niemal każdym polskim domostwie, w którym z gniazdek płynie szybki Internet. Ale dzisiaj – chociaż mogę mówić wyłącznie za siebie – nie stać mnie na ten luksus…
Drogi Czytelniku i droga Czytelniczko oraz Ty Netflixie – pozwólcie, że pokażę Wam mój portfel. No dobra, nie cały ;), ale kilka wydatków, które co miesiąc ponoszę na rzecz świadczonych w Internecie usług. Prenumeruję Gazetę Wyborczą, Gazetę Prawną oraz Tygodnik Powszechny. Za pierwszy tytuł płacę 29,90zł, za drugi 33,33zł, a za trzeci 16,90zł miesięcznie. Do tego dochodzi streaming muzyczny i tutaj działam dość nierówno, bo raz opłacam Deezera, raz Muzykę Google, przymierzam się do Spotify, bo do tej pory nie miałem udanej przygody z tym usługodawcą, a chciałbym zweryfikować swoje doświadczenia. Niemniej dorzucam do wydatków prasowych 19,90zł za możliwość słuchania muzyki. Podsumowując – 29,90zł+33zł+16,90zł+19,90zł = 99,70zł miesięcznie.
Ale to nie koniec, bowiem regularnie staram się czytać dłuższe formy. I tak, chociażby w tym miesiącu kupiłem dwa ebooki. Pierwszy w cenie 20,49zł i drugi za kwotę 26,49zł, co z powyższymi wydatkami daje łącznie 146,68zł brutto. No i na koniec jeszcze jeden wydatek, a właściwie wydatki. Otóż dwa (sporadycznie trzy) razy w miesiącu oglądam w domu jakiś film. Korzystam z legalnych źródeł, najczęściej chili.tv i cineman.pl. Czasami zaglądam na vod.pl i Filmy Google Play. Koszt jednego filmu w tych serwisach waha się od kilku do kilkunastu złotych. I nawet jeśli wypożyczam określony tytuł za około 15zł, to w miesiącu nie mam fizycznej możliwości, aby obejrzeć więcej niż dwie pozycje. Trzy stają się realne w sytuacji, kiedy jest np. długi weekend lub jakieś święto, które pozwala na wygodne wyciągnięcie nóg wieczorem. W tym miesiącu obejrzałem tylko jeden film za 12,90zł, co daje mi w sumie 159,58zł. Tyle wydałem łącznie we wrześniu, przez ostatnie trzy tygodnie, na cyfrowe treści.
Dużo, mało? Sądzę, że ani za mało ani za dużo, ale jednak odczuwalnie dla portfela przeciętnego Kowalskiego. Chociaż biorąc pod uwagę, że nie mam telewizji ani kablówki – nie płacę też abonamentu telewizyjnego (ale radiowy już tak, bo słucham Dwójki i tylko dla niej to robię), to może wyjść, że zamiast 100zł w TV miesięcznie, lokuję swoje środki w to, co sam wybieram i na co stawiam. Sądzę, że wybieram mądrze, a przez to czuję się w dużej mierze niezależny. Jak to się jednak ma do Netflixa?
Otóż jego najtańszy abonament wynosi 34zł miesięcznie, ale wówczas tylko na jednym komputerze i wyłącznie w jakości SD można oglądać streaming. Cóż, jak dla mnie – opcja ta już za samą jakość odpada. Druga, najciekawsza opcja to wydatek rzędu 43zł. Myślę, że jestem w stanie płacić za Netflixa w tym wariancie, ale wyłącznie wtedy, jeśli rzeczywiście pojawią się w serwisie treści dla mnie. A problem w tym, że jestem dość wymagający, bowiem nie oglądam seriali… Tak, nie mam na nie czasu. Może trudno Ci w to uwierzyć, ale tak jest. Zdecydowanie wolę w tym czasie ebooka. Lubię za to długie, konkretne fabuły. I nie musi być to za każdym razem kino wymagające, bo czasem potrzebuję przewietrzyć mózg na czymś zgoła luźniejszym.
Może się mylę, ale sądzę, że osób podobnych do mnie będzie więcej. Bo jednak 43zł za przyzwoitą jakość filmu to sporo. Już pomijam tych, którzy do tej pory wyłącznie w sieci kradną filmy i ani im w głowie wydanie chociażby złotówki na legalne treści. Jasne, ktoś mi może powiedzieć, że przecież jak idę do kina to wydaję tyle na bilet i popcorn (albo i więcej), a z Netflixem mogę obejrzeć wiele filmów w miesiącu i do tego z całą Rodzina lub przyjaciółmi. Ale to nie jest dobry trop. Wolę dziesięć razy bardziej kino od jakiegokolwiek streamingu! Bo przy moim trybie pracy wyjście zza biurka, jest jak najbardziej wskazane. Poza tym lubię kina, jako obiekty – do multipleksów zaglądam, kiedy chcę obejrzeć nowy obraz ze stajni Marvela lub Lucasa, a do lokalnej poznańskiej Muzy, kiedy ostrzę zęby na Almodovara lub Allena. Wyjście do kina, do ludzi, do świata – jest fajne i przyjemne.
Ale abstrahując od tego, jest jeszcze jeden istotny dla mnie punkt. Póki co – Netflix – nie zaoferował mi niczego, czego bym nie dostał gdzie indziej wśród polskich serwisów streamingowych. A że najczęściej w ostatnich miesiącach sięgam po ofertę Cinemana, toteż całkowicie czuję się zaspokojony. Wydaję maksymalnie 30zł na filmy w miesiącu, które oglądam w dobrej rozdzielczości i po inne pozycje po prostu nie sięgam z braku czasu. I sądzę, że z tego powodu jestem dla Netflixa odbiorcą bezużytecznym. Na mnie nie zarobi, chociaż mógłby pomyśleć, jak przeciągnąć mnie na swoją stronę, skoro lokuję w cyfrowych treściach około 160zł miesięcznie. Z jego abonamentem byłoby blisko 200zł, co jest już sporym wydatkiem. Przynajmniej dla mnie. Ale rozumiem to – chcę korzystać, więc muszę płacić. Nie stać mnie – korzystać nie będę lub poczekam na swoją szansę w przyszłości.
Najważniejsze jednak, że nie mam dzisiaj poczucia, że coś tracę. Może spotkam się z Netflixem innym razem? Może będzie to przy okazji okresu świątecznego, i wówczas wykupię miesięczny dostęp do jego zasobów, bo wtedy z Rodziną więcej oglądamy i wówczas przekonam się, czy warto inwestować w amerykański serwis nie tylko swoje pieniądze, ale i czas? Póki co – zostaję z boku.