Ostatni rok z pewnością nie był najlepszy dla Sony – ataki hakerskie i słaba sprzedaż urządzeń mobilnych, przełożyły się kolejno na osłabienie marki oraz wyników finansowych. Teraz, wzorem zainfekowanego organizmu, ucina kolejne człony, by całość mogła przeżyć. No, może to wyolbrzymienie, ale nie da się przejść obojętnie wobec widma zredukowania 2100 etatów do końca marca 2016 roku, nawet jeśli mówimy o takim molochu.
Jak łatwo się domyślić, to właśnie segment mobilny jest jedną z przyczyn takiego stanu. Sony przewiduje, że do końca roku fiskalnego (31 marca 2015) poniesie straty rzędu 1,83 mld dol. Już na chwilę obecną ten niezbyt pozytywny wynik plasuje się w okolicach 176 mld jenów, czyli ok. półtora mld dolarów.
Czy są to wystarczające liczby, by dokonywać takiej fali zwolnień? Wygląda na to, że tak. Owszem, może w skali całej firmy nie jest to porażająca ilość, ale mimo wszystko, to wyraźny sygnał, że w Sony coś się dzieje. I to niezbyt dobrego. A przecież to tylko prognozy, nie wiadomo jak faktycznie przetrzebiony będzie personel do tego 2016 roku. Oczywiście nie jest powiedziane, że wszystkie osoby, które “polecą”, zajmują stanowiska tylko w segmencie mobilnym, ale podejrzewam, że większość zagrożonych, to właśnie one.
Ponadto ataki hakerskie na Sony Pictures oraz wycofanie się z rynku komputerowego poprzez sprzedaż marki Vaio w lutym 2014 roku firmie Japan Industrial Partners Inc. również odcisnęły piętno na słabej kondycji finansowej. Ten ostatni krok spowodował straty rzędu 335 mld jenów. Jak to jest, że pewne marki, po odsprzedaniu w inne ręce sprawują się lepiej, niż pod rządami poprzedników? Michał pisał niedawno o świetnych wynikach finansowych Motoroli, której przecież właścicielem jest nie kto inny jak Lenovo! Czyli też, jeszcze jakiś czas temu – marka Sony. Coś mi się wydaje, że uwolnienie od korporacji i zyskanie nieco niezależności, sprawia że statek, po którym spodziewalibyśmy się zatonięcia, nagle łapie wiatr w żagle.
Przez chwilę przyszło mi do głowy, że może czas na koncentrację w segmencie gier i konsol, wszak Playstation 4 radzi sobie wcale dobrze, a w moim prywatnym odczuciu, prezentuje się lepiej niż konkurent Microsoftu (a miałem okazję pograć na obydwu). Ale tutaj również Sony ucięło jedną z gałęzi. Mam na myśli sprzedaż Sony Online Entertainment, markę odpowiedzialną za wiele hitów MMO jak Everquest, Planetside, czy nadchodzącego klona DayZ – H1Z1.
Już wcześniej pojawiły się informacje, że SOE kończy wsparcie dla czterech tytułów: Free Realms, Star Wars: Clone Wars Adventures, Vanguard: Saga of Heroes i Wizardry Online. Teraz dodatkowo wiemy, że firma została wykupiona przez nowojorski twór – Columbia Nova. I wiecie co? Sam prezes zarządu, John Smedley, nie tylko nie spuszcza nosa na kwintę, ale wręcz cieszy się z możliwości tworzenia gier na XBO! Jasne, multiplatformowy świat to większe wyzwanie, ale oni chyba też źle czuli się pod płaszczykiem Sony.
To wszystko sprowadza mnie do przemyśleń – co musi dziać się na poziomie decyzji, zarządu, strategii, czy po prostu personalnym, że po odejściu jedni się cieszą, a inni stają na nogi? Czy faktycznie Sony nie ma pomysłu na prowadzenie działalności? A może złapali zbyt wiele srok za ogon, i gdy okazało się to nierentowne, po kolei je wypuszczają na wolność? W tym kontekście może zatem nie powinniśmy się martwić o dalszy los tych 2100 pracowników? Dużo nazbierało się tych znaków zapytania i nie chcę zbytnio dramatyzować, ale po prostu nie podoba mi się ta sytacja. Zawsze ceniłem tę japońską firmę i chciałbym żeby stanęła na nogi, ale jeśli tak to będzie dalej wyglądać, ciemność, widzę ciemność. Ciemność widzę…
Źródła: mobileworldlive, kotaku 1, 2