OK – hm… Jestem… hm… zaskoczony ;). Tak, chyba nie wiem do końca co miałbym o tym napisać, bowiem jest to rozwiązanie trochę jakby z kapelusza. Na trwającym właśnie Lenovo Tech World chiński gigant pokazał – oprócz rewelacyjnego smartfona z wbudowanym laserowym projektorem – ciekawy koncept smartwatcha, będącego jeszcze raczej w fazie budowy niż końcowym projektem, chociaż można go oglądać na żywo w sali ekspozycyjnej. Otóż nazywanie go ciekawym to i tak chyba za duże słowo, bo bardziej pasuje tutaj przymiotnik: egzotyczny…
Lenovo wychodzi z założenie, że ekran zwykłego smartwatcha jest za mały, aby pokazać wszystkie interesujące nas treści w sposób klarowny. W sumie racja – nic odkrywczego :P. Ale Lenovo w odpowiedzi na zapotrzebowanie lepszej ekspozycji docierających do nas materiałów pokazuje zegarek (zdaje się, że to Moto 360 po tuningu) z drugim, jeszcze mniejszym wyświetlaczem. Przeciągając dwoma palcami po tym okrągłym ekranie, przerzucacie treści do tego mniejszego. Zbliżacie doń oko i – voila – materiał widoczny jest z dwudziestokrotnym powiększeniem… Ta-dam! Kurtyna opada!
Cóż – szału to chyba nie zrobi, bo nie mam pojęcia do czego miałbym to wykorzystać? W czasie prezentacji pokazano demo, na którym prelegent przesłał do znajomej mapę z miejscem spotkania na stadionie, a ona przykładając oko do mniejszego ekranu mogła go sobie dobrze obejrzeć w ukazanej panoramie. Kurczę, jakoś tego nie czuję. Jednym z argumentów do czego się to może przydać jest sugerowanie, że do oglądania filmów… Taaa… Ewentualnie jestem w stanie się zgodzić, że przy połączeniu ze Snapchatem miałoby to sens, ale inaczej? Kurczę, nie widzę tego zupełnie – nawet z dwudziestokrotnym zbliżeniem ;).
Za dużo kombinacji. Ani to ładne, ani przyjemne, ani praktyczne – a do tego dziwacznie czułbym się zbliżając do oka bransoletę zegarka. Chyba są granice kombinatorstwa. Nie ma co się silić na innowacje w miejscu, gdzie ich nie ma. Bo od dawna powtarzam, że smartwatche nie mają kopiować obecnych rozwiązań, tyle traktować je jako bazę, punkt wyjścia do nowego definiowania technologii nie tyle ubieralnej, co noszonej, zintergowanej z naszym ciałem, ale niezależne od niego. A ten pomysł jest po protu głupi. Koniec. Kropka.