Sharp wchodzi z przytupem na polski rynek smartfonów. W jego ofercie będą trzy najświeższe modele, które zostały zaprezentowane na targach IFA 2018 w Berlinie. Znamy też ceny każdego z nich. Na pewno świetną wiadomością jest fakt, że flagowiec wyceniono wyraźnie poniżej 2 tys. zł!
Sharp Aquos D10 i Aquos C10 to odpowiednio flagowiec i średniopółkowiec, natomiast Sharp B10 to przedstawiciel budżetowej półki. Nie powiem – widziałem te smartfony w Berlinie, ale niestety nie starczyło mi już czasu, aby zebrać odpowiednią ilość materiału do stworzenia własnego wideo oraz tekstów na ich temat. Dwie rzeczy natomiast – co dobrze zapamiętałem – rzuciły mi się w oczy. Po pierwsze kapitalna jakość obrazu nawet w najtańszym wariancie oraz bardzo dobra jakość wykonania.
Sharp Aquos D10 wyceniono na 1849,99zł brutto za podstawowy model, ceny za Sharp Aquos C10 zaczynają się od 1369,99zł brutto, a za Sharp B10 trzeba będzie zapłacić 869,99zł brutto i więcej.
Wygląda to świetnie. Widać, że Sharp rozumie, jak musi powalczyć o klienta. Wbija się więc w najbardziej chodliwy przedział cenowy. Rzućmy więc pokrótce okiem, jak wygląda wyposażenie tych telefonów. W modelu Aquos D10 mamy 5,99-calowy ekran Full HD+ (2160×1080 pikseli), który dodatkowo wyposażono w technologię znaną z telewizorów – Aquos. Jest ona odpowiedzialna za jak najlepszą jakość obrazu o wysokiej szczegółowości.
Jak na flagowca, Sharp Aquos D10 nie rzuca jednak na kolana dalszym wyposażeniem.
Dostajemy ośmiordzeniowego Snapdragona 630, 4GB RAM oraz 64GB na pliki (rozszerzalne kartą microSD). Na pleckach jest czytnik linii papilarnych oraz dwa aparaty 13Mpx i 12Mpx, a na froncie 16Mpx do selfie i odblokowywania telefonu twarzą. Szkoda też, że bateria to zaledwie 2900mAh. Obecnie to zdecydowanie za mało przy tak dużym wyświetlaczu oraz tak angażujących podzespołach.
Interesująco na tle D10 wygląda Sharp Aquos C10, który reprezentuje średni segment. Jest o wiele tańszy, ale wyposażeniem trzyma dobry poziom.
Tutaj znajdziemy dokładnie ten sam procesor, jak i takie same pamięci RAM i na pliki co w modelu Aquos D10, ale za to mniejszy ekran (5.5 cala) z ciut niższą rozdzielczością (2040×1080 pikseli). Wyświetlacz wykonano w technologii FreeForm, dzięki któremu udało się uzyskać niemal bezramkową konstrukcję, w której przedni panel wypełnia 87,5 proc. powierzchni. Na pleckach również są dwa aparaty, ale z matrycami 12Mpx z optyką f/1.75 i 8Mpx ze światłem f/2.0. Nie zabrakło też technologii rozpoznawania twarzy. Niestety bateria ma tutaj pojemność zaledwie 2700mAh…
Najsłabszy z całej rodziny – Sharp B10 to już wyraźnie inny segment.
Działa na procesorze MediaTek MTK6750T. Dostajemy ekran 5.7 cala HD+ z rozdzielczością 1440×720 pikseli, 3GB RAM oraz 32GB na pliki. Jak na telefon mocno poniżej 1000zł, jest nieźle, aczkolwiek trzeba tutaj pamiętać o konkurencji, jak chociażby Xiaomi Redmi Note 5 (TU recenzja i wideorecenzja), który jak na moje oko – dokładnie tak, jak napisałem w recenzji – wciąż jest najlepszym z najtańszych. Na pewno pod względem wyposażenia na tle Aquos D10 i Aquos C10 – model Sharp B10 charakteryzuje najpojemniejsza bateria, bo o pojemności aż 4000mAh. Tak – ten telefon będziesz ładować bardzo rzadko.
Nie chcę ferować póki co wyroków. Ceny nie są najgorsze, chociaż trzeba spojrzeć też na to z perspektywy konkurencji.
Wspomniany Redmi Note 5 jedzie na Snapdragonie 636, 4GB RAM i 64GB pamięci. Również posiada bardzo fajne aparaty (podwójne) na pleckach oraz supermocną baterię. I kosztuje mniej niż najsłabszy Sharp B10. Z drugiej strony Japończycy ze swoją ofertą są pewną alternatywą dla mocno przez Chińczyków nasyconego rynku. Do tego zadbali o to, aby notch np. w ich Aquosie C10 nie raził kopiowaniną z iPhone’ów X. Sam jestem ciekaw efektywności tego sprzętu w codziennym użytku. Myślę, że testy szybko rozwieją wszelkie wątpliwości!