Tytuł “Elektroniczny Zabójca” z perspektywy 2015 roku z całą pewnością może powodować jedynie uśmiech politowania. Nie zmienia to jednak faktu, że to właśnie pod tą uroczą nazwą w połowie lat 80-tych zeszłego tysiąclecia trafiła do nas pierwsza część Terminatora, wyreżyserowana przez nieznanego wtedy nikomu Jamesa Camerona. Opowieść o młodej dziewczynie i żołnierzu z przyszłości, którzy muszą stawić czoła śmiertelnie niebezpiecznemu cyborgowi, na pierwszy rzut oka może wyglądać na scenariusz filmu klasy B. Jednak dzięki połączeniu ducha kina z tamtej epoki, talentu twórców i przekonującej grze aktorskiej – dostaliśmy produkcję naprawdę kultową. Sam Cameron już w 1991r. podniósł poprzeczkę jeszcze wyżej, tworząc „Terminator 2: Dzień Sądu”. Niestety dwie stworzone w XXI wieku kolejne odsłony serii nie cieszyły się już tak dużym uznaniem, chociaż ja uważam, że przynajmniej część trzecia utrzymana była na zupełnie przyzwoitym poziomie.
[showads ad=rek3]
O tym, że rok 2015 to okres całej masy wielkich filmowych powrotów nie muszę na pewno nikogo przekonywać („Mad Max„, „Jurassic World” i „Star Wars” to tylko trzy przykłady), i jak się okazuje producenci z Paramount uznali, że światowej widowni nie może zabraknąć przy tej okazji również Terminatora. Piąta odsłona serii trafi więc do kin już za niecałe dwa tygodnie i z tego, co do tej pory mogliśmy zobaczyć, zapowiada się naprawdę rewolucyjnie.
Jako że ostatnimi czasy historia rodziny Connorów i ruchu oporu poszła w dość dziwnym kierunku twórcy zdecydowali się na ostry zwrot i swego rodzaju reboot serii. W Terminator: Genysis wrócimy więc do samego początku, czyli momentu, w którym Kyle Reese wraca do przeszłości, by obronić Sarę przed pierwszym wysłanym za nią cyborgiem T-800. Jak się jednak okazuje, linia czasu uległa zmianie i dziewczyna nie dość, że jest w pełni przygotowana do walki i zorientowana w sytuacji, to na dodatek sam T-800 jest już jak najbardziej spacyfikowany.
https://www.youtube.com/watch?v=rGSxss7gWak
Nie znaczy to oczywiście, że od tego momentu wszystko już będzie szło jak po maśle :). Jak widać w zapowiedziach na ekranie zobaczymy tym razem cały przekrój arsenału, jakim dysponuje Skynet. Obok wymienianego już T-800 pojawi się również robot przywodzący na myśl przeciwnika z drugiej odsłony filmu, czyli T-1000 oraz zupełnie nowy antagonista przybierający postać Johna Connora.
[showads ad=rek2]
Czeka nas więc prawdziwe cybernetyczne szaleństwo, okraszone dużą dozą znajomych tekstów i – jak się domyślam – kilkoma niespodziewanymi zwrotami akcji, a wszystko to oczywiście w ciężkiej atmosferze walki z niezniszczalnymi przeciwnikami i nadchodzącej zagłady ludzkości. Swoją drogą biorąc pod uwagę raczej średni sukces „Terminator: Salvation”, powrót do teraźniejszości jest dobrym pomysłem. Pozytywnie nastawia mnie też fakt, że w pomoc nad scenariuszem włączył się sam James Cameron (który przy poprzednim filmie był nieobecny).
Powrót twórcy marki na pewno filmowi pomoże jednak nie da się ukryć, że w przypadku Terminatora jedno nazwisko pozostaje jak zawsze niemożliwe do pominięcia. Mowa oczywiście o Arnoldzie Schwarzeneggerze. Austriacki aktor mimo swoich sześćdziesięciu siedmiu lat ciągle nie rozstaje się z kinem akcji (co udowodnił chociażby pojawiając się w gronie kultowych bohaterów w serii „Niezniszczalni”), i jak widać w trailerze, pozostaje ciągle w bardzo dobrej formie. Co więcej, poza zimnym wizerunkiem wydaje mi się, że grany przez niego cyborg nabrał przez lata trochę dystansu i nie mogę pozbyć się wrażenia, że pod kultowymi ciemnymi okularami Arnie od czasu do czasu mruga w stronę widza z zawadiackim uśmiechem.
[showads ad=rek1]
Jak mogliśmy zobaczyć w zapowiedzi wygląda na to, że w Genisys będziemy też świadkami konfrontacji dwóch T-800 w tym jednego wyjętego żywcem z 1984 roku. Nie wiem czemu, ale zdaje mi się, że starsza i bardziej doświadczona wersja Schwarzeneggera da młodszemu kuzynowi ostro popalić, a samo ujęcie jest bezsprzecznie ukłonem w stronę fanów filmu :).
Poza Austriakiem w nowym „Terminatorze” będziemy też mogli obejrzeć między innymi Jaia Courtneya (Kyle Reese) i Jasona Clarke’a (John Connor) oraz Emilię Clarke (Sarah Connor). Znana z roli Daenerys Targaryen („Game Of Thrones”) brytyjska aktorka bez “swoich” srebrzysto białych włosów jest momentami trudna do rozpoznania :), jednak z całą pewnością robi na ekranie bardzo pozytywne wrażenie.
Ta nowa odsłona głównej bohaterki, mimo że bardzo różni się od obsadzonej w pierwszych filmach Lindy Hamilton też może wyjść filmowi jak najbardziej na dobre. Czy faktycznie tak będzie przekonamy się już pierwszego lipca. Światowa publiczność udowodniła już w tym roku, że kinowe powroty wielkich hitów są oczekiwane i przyjmowane z radością („Jurrasic World” zarobił w pierwszy weekend 500 milionów dolarów) i jestem pewien, że w przypadku „Terminator: Genisys” nie będzie inaczej.