Urodziłem się w czasach, w których telewizorami rządziły Unitra, Grundig i ruski Rubin. Pamiętam doskonale czasy telewizorów czarno-białych, potem wielkich kolorowych klocków, walenia w obudowę z otwartej ręki, aby tylko obraz przestał skakać, czekanie na dobranockę i Smerfy, Muminki i Reksia. Pamiętam Zaczarowany Ołówek oraz Bolka i Lolka. Pamiętam też Strażaka Sama oraz Listonosza Pata. Ba! Pamiętam jeszcze lepiej Dynastię oraz Dallas. Czasy, kiedy rzeczywistością telewizyjną rządziły wyłącznie trzy kanały, w tym TVP1, TVP2, Polsat. Piękne czasy, w których nie było krwiożerczych tefałenów, a Telewizja Polska była Telewizją Polską, a nie propagandową. Z czasem pojawiła się Polonia 1, na której oglądałem Czarodziejkę z Księżyca, Generała Daimosa i zmagania koszykarza GiGi.
Tak – gówniane czasy raczkującego roku 1990. Pełna samowolka i epoka najprawdziwszych Januszy biznesu, którzy w dziczy kształtującej się nowej kapitalistycznej Polski, bez ukonstytuowanego prawodawstwa, dorabiali się majątków, których dzisiaj nie byliby w stanie zbić. Dobrze, że te czasy mamy dawno za sobą, bo wreszcie mogły nadejść takie, w których kontestować daje się prawdziwe technologiczne oraz pod kątem wzornictwa przemysłowego – perełki! I po raz pierwszy w życiu stwierdzam, że to, o czym napiszę za chwilę, mógłbym mieć!
Ten produkt widziałem już na IFA 2017 w Berlinie i pluję sobie w brodę, że nie napisałem o nim ani słowa, bo zrobił na mnie – w zwykłej hali targowej – świetne wrażenie. Otóż Samsung wypuścił na rynek nową linię telewizorów, które chciałby, abyśmy zaczęli traktować nie tyle, jako przejaw kolejnego postępu technologicznego napakowanego nowymi funkcjami, co raczej, jako coś na kształt dzieła sztuki. I nie, nie jest to wydumana wydmuszka marketingowa.
Samsung The Frame został zaprojektowany w najmniejszych detalach, wychodząc spod ręki samego Yvesa Behara – szwajcarskiego projektanta, eksperta od wzornictwa przemysłowego. Ramka wokół ekranu imituje prawdziwą ramę obrazu. Bez problemu można dobrać nową, a montuje się ją przy użyciu magnesu, zatem założenie każdej następnej lub zdjęcie wcześniejszej – nie stanowi żadnego problemu. Kolejnym ważnym detalem jest wieszak No Gap, którego rolą jest umożliwienie powieszenia na ścianie telewizora w taki sposób, aby idealnie przylegał do powierzchni – tak samo, jak prawdziwy obraz. Wisienką na torcie jest Invisible Connection, czyli – jak deklaruje Samsung – jeden, niewidoczny przewód optyczny, który pozwala połączyć The Frame z modułem One Connect.
Oczywiście producent zadbał, aby na ekranie telewizora wyświetlały się dzieła sztuki z zaimplementowanej do niego galerii Samsung Collection, w której klienci, którzy nabędą The Frame znajdą ponad sto obrazów, specjalnie pod nich wybranych. Dzieła będą prezentowane w rozdzielczości 4K (Ultra-HD) i jakości HDR na – w zależnie od wariantu – 55 calach lub 65 calach telewizora Samsung The Frame. Żeby kolorystyka nie burzyła nastrojów charakterystycznych dla każdej pory dnia i nocy, produkt ten wyposażony jest w czujnik ruchu, by aktywować się, gdy ktoś wejdzie do pomieszczenia, a także otrzymał czujnik światła, aby – z adekwatną do oświetlenia panującego na zewnątrz czułością, prezentować obrazy. Oczywiście możesz dodać też swoje zdjęcia lub grafiki, które mają na The Frame być prezentowane.
Tak, to zdecydowanie telewizor, który mógłbym mieć. I ani razu nie użyłbym go do typowych telewizyjnych zastosowań! Po prostu cieszyłbym oko perfekcyjnym obrazem oraz smakował piękno. Kapitalny pomysł, jeszcze lepsza realizacja, genialne zastosowanie! Oj, czuję się kupiony. Czuję się uwiedziony!