O ile wzorniczo nowe Samsungi Galaxy S8 i S8 Plus robią po raz kolejny krok w przód, tak sama specyfikacja nie tylko nie jest żadnym zaskoczeniem, co nie budzi respektu na miarę trzęsienia ziemi. Oczywiście wydajnościowo będą to najprawdopodobniej najlepsze na tę chwilę smartfony na świecie. Niemniej jestem gotów postawić tezę, że Samsung nie poszalał, jeśli chodzi o wnętrze. Za to to, co mamy na zewnątrz, zasługuje na gorący aplauz i właśnie na tym miejscu skupia się moja cała uwaga.
Wydajność
Tradycyjnie już Samsung rozdziela rynek Europejski od reszty świata. Do nas trafia wariant z Exynosem 8895, pozostali użytkownicy będzie wspierał układ Qualcomma – Snapdragon 835. Dawniej Koreańczycy pozostawiali wybór, ale odkąd sam zacząłem korzystać z Galaxy Note 4 na Exynosie, nie czuję już dawnej niepewności, a układ Samsunga sprawuje się znakomicie. Tyle, że jak to się ma do Samsunga Galaxy S7/S7 Edge? Z punktu widzenia Kowalskiego ta zmiana nie będzie odczuwalna pod palcem, a szczerze pisząc różnic nie odczuje 90 procent użytkowników.
Samsung bowiem podaje, że nowe Galaxy S8 w stosunku do poprzedników będą wydajniejsze o 10 procent (zużywając przy tym mniej o 20 procent mniej energii). Nie jest to imponujący wzrost, ale spójrzmy prawdzie w oczy. SGS7/S7Edge to wciąż bardzo wydajne smartfony, które na rynku są ponad rok, nawet modele spod znaku S6 do dzisiaj pozostają pod tym względem wysoko i nie sądzę, by ktokolwiek na nie narzekał.
Pod kątem grafiki, tutaj już liczby są większe, a GPU Mali G71MP20 ma być wydajniejsze o 50 procent, co da się już na pewno odczuć. Pytanie tylko, czy tak ogromną moc jesteśmy w stanie wykorzystać choćby w połowie przy codziennym użytkowaniu?
W tym momencie, przywołując wszystkie te cyfry przypomina mi się zdanie, które pisałem odnośnie premiery Galaxy S7/S7 Edge:
CPU w nowych modelach jest szybsze o 30, a GPU o 64 procent od poprzedniej generacji. Robi wrażenie, ale wszystko wyjdzie w praniu podczas testów.
Jak widać progres w ubiegłym roku był znacznie wyższy, co chociażby w tych suchych i marketingowych liczbach widać, że wydajnościowo S8 nie będzie zostawiał w tyle S7 aż tak bardzo. Tym bardziej, że dochodzi do tego jeszcze pamięć RAM. Samsung bowiem pozostał przy 4GB, co może być dla niektórych pewnym zaskoczeniem. Na pewnym etapie plotek i domysłów wręcz w ciemno można było przypuszczać, że kolejna granica zostanie przekroczona i nowe Galaxy S otrzymają po 6GB pamięci operacyjnej. Domeną podnoszenia poprzeczki w tym względzie jest jednak seria Note więc umówmy się, że brak szaleństw można uznać za pewnego rodzaju tradycję.
I teraz powstaje jeden fundamentalny znak zapytania. Czy biorąc pod uwagę te informacje, warto zmieniać Galaxy S7/S7 Edge na S8/S8 Plus? Pytanie niezwykle trudne, bo czynników, które wpływają na chęć przesiadki może być więcej, ale gdyby wziąć pod uwagę wyłącznie hardware, który odpowiada za wydajność- odpowiedź nie jest już tak zagmatwana. Zdroworozsądkowo taka zmiana nie ma sensu. Przekładając to pytanie teraz na siebie. Ja, Krzysztof, jako użytkownik Samsunga Galaxy S7 Edge nie czuję na ten moment – w chwili pisania tego tekstu – potrzeby, by zmieniać go na nowszy wariant. W kieszeni nadal noszę moc, która pozwala na bezproblemowe użytkowanie i idę o zakład, że przy okazji premiery Galaxy S9 będę pisał w podobnym tonie.
Wymiary/Ergonomia
Pozostaje jednak jeden impuls, dla którego wolałbym dokonać zmiany. Jest to coś, na co zazwyczaj nie zwraca się tak bardzo uwagi. Mianowicie – wymiary i idąca za nimi ergonomia. Najpierw suche liczby w tabelce, a zaraz pod nią – akapit dalej – zestawienie SGS8, SGS8+ i SGS7 Edge.
Model | Wymiary |
Samsung Galaxy S7 | 142.4 x 69.6 x 7.9 mm |
Samsung Galaxy S7 Edge | 150.9 x 72.6 x 7.7 mm |
Samsung Galaxy S8 | 148.9 x 68.1 x 8.0 mm, 152 g |
Samsung Galaxy S8 Plus | 159.5 x 73.4 x 8.1 mm, 173 g |
Patrząc na tę tabelkę i porównując poszczególne liczby łapię się za głowę, bowiem w tym względzie Samsung wykonał kapitalną robotę. Podobnie, jak Naczelny, również jestem zwolennikiem dużych wyświetlaczy i po głowie chodzi mi oczywiście model S8 Plus. Porównując go z moim S7 Edge nie widzę kolosalnej różnicy (patrz foto niżej). A przecież pod względem ekranów mamy dużą różnicę 5,5 cala kontra 6,2 cala. Zresztą nawet, gdybym nie zaszalał – umówmy się, że bez mała 4 tysiące złotych za telefon to przegięcie – to „mniejsza” wersja S8 jest i tak większa od mojego SGS7 Edge. A różnica w ekranie również istotna. 5,5 do 5,8 cala. No dobrze, pewnie przyciski ekranowe coś tam zabiorą, no ale jednak Android tę belkę chowa w większości apek.
W każdym razie od razu moje myśli wędrują w kierunku Samsunga Galaxy Note 4 (akurat do niego, ponieważ Note 5 nie zawitał do Europy, a Note 7 to historia, którą dobrze wszyscy znamy), bowiem posiadał wyświetlacz o przekątnej 5,7 cala z kapitalnym PPI na poziomie 518 punktów na cal. Poza tym Note 4 był moim telefonem i pamiętam, że byłem zafascynowany ergonomią i tym, że tak duży ekran – można zmieścić w takiej obudowie, przez co otrzymałem finalnie rozmiary produktu zamknięte w 153.5 x 78.6 x 8.5 mm.
Dzisiaj Samsung potrafi w takie gabaryty wrzucić 6,2 calowy panel! Oczywiście minęło kilka lat od premiery Note 4 i postęp technologiczny jest zrozumiały, niemniej trzeba przyznać, że wykorzystanie tak ograniczonej przestrzeni, jaką jest bryła smartfona, została przez Samsunga wymierzona wręcz co do ułamka milimetra. Pamiętano przy tym cały czas o wygodzie użytkowania.
Przyznam, że pod tym względem czuję się kupiony, choć zdaję sobie sprawę, że racjonalnie bardziej ergonomiczne wymiary niekoniecznie wydają się dobrym usprawiedliwieniem na zmianę smartfona. Z drugiej strony jednak – dla mnie nowoczesne urządzenie mobilne to narzędzie pracy, a skoro tak, to większa powierzchnia robocza jest na wagę złota. Jeśli za tym idzie ergonomia – tak jak w przypadku Galaxy S8/S8 Plus – to nagle wątpliwości zaczynają przybierać kształt solidnych argumentów.
Cholera – mam rację, czy uległem pokusie…?