Google zaproponował ciekawy sposób poszerzenia uniwersum Śródziemia, będący jednocześnie kampanią marketingową nakręcającą na ostatnią część Hobbita, czyli Bitwę Pięciu Armii. Abstrahując od jakości dwóch poprzednich filmów (wg mnie dość dużo klasy do Władcy Pierścieni zabrakło) pomysł jest rewelacyjny, wykonanie niemalże też. Nie obyło się bez małych wpadek, ale generalnie wrażenia są bardzo pozytywne.
Pamiętacie może jeszcze takie twory, sprzed ponad dekady, jak encyklopedie multimedialne? Starsi zapewne tak, młodszym podpowiem, że były to skarbnice wiedzy upakowane na CD-ROMach, w których nudne i suche informacje przedstawione były w sposób o wiele przyjaźniejszy i niejako angażujący użytkownika, dzięki czemu ich przyswajanie było przeżyciem o wiele ciekawszym, niż wertowanie papierowego odpowiednika. A to mieliśmy jakieś materiały audio, a to wideo, czasem model w 360 stopniach z możliwością obrotu itp.
Nowy eksperyment Chrome sprawił, że jak żywo, stanęły mi przed oczami właśnie te obrazy z przeszłości, jednak nie da się ukryć, że wyniesiono je na wyższy poziom. Przenieść się do krainy Śródziemia możecie za pomocą TEJ strony. Na samym początku dostajemy wybór jednej z trzech opcji: mapy, podróży bohaterów oraz pola bitwy.
Zacznę od tej pierwszej. Po wczytaniu się strony otrzymujemy widok przypominający to, co znamy z satelity Google Earth, z możliwością przybliżania i oddalania. I to jest świetny krok, bo w końcu jestem w stanie sobie uzmysłowić w jakich odległościach i kierunkach są osadzone poszczególne miejsca, a jakoś nie mogłem sobie tego wyobrazić na dwuwymiarowych mapach. Wiele z nich ma obok symbol sześcianu, który po kliknięciu przenosi nas głębiej. Czasami jest to jedno-, dwu-zdaniowa informacja, a czasami wirtualna wędrówka.
I tak dla przykładu w Rivendell dowiadujemy się nie tylko co nieco o samej enklawie elfów, ale również o Elrondzie, Galadrieli i innych postaciach związanych z tym miejscem. Mało tego, całość kończy się krótką minigierką. W tym przypadku jest to swego rodzaju odprężająca gra muzyczna, w której klikamy na elementy natury wydające dźwięki, komponujące się z muzyką w tle. Są oczywiście inne, jak chociażby strzelanie z łuku (swoją drogą – z całkiem niezłą fizyką, czy odciąganie Trolli do świtu, za pomocą QTE (Quick Time Event – ograniczony czas na wykonanie danej akcji). W przypadku tego ostatniego mała uwaga – w momentach kiedy zostałem zauważony przez te mało rozgarnięte stwory tolkienowskiego uniwersum, ekran był cały czarny i widziałem jedynie jak mam reagować na sytuację. Może to jednorazowy błąd, bowiem wcześniej wyraźnie widziałem atakującego trolla.
Podróże bohaterów to niemalże to samo, wzbogacone o kilka dodatków. Wybieramy konkretną postać z ośmiu dostępnych (Merry i Pippin są razem w pakiecie), takich jak chociażby Gandalf, Bilbo, Frodo czy Aragorn. Jak widać mamy tu przekrój zarówno z Hobbita, jak i Władcy Pierścieni. Po zaznaczeniu jednej z nich przenosimy się do miejsca, w którym się pojawili (a więc Bilbo zacznie w Hobbitonie, Aragorn w Bree itd.), a kończąc na celu ich podróży. W niektórych możemy dodatkowo obejrzeć fragmenty z filmów obrazujące daną sytuację, co z pewnością jest dużą zaletą i fajnym przypomnieniem.
Na koniec zostawiłem sobie pole bitwy. Jest to bowiem ni mniej, ni więcej, jak swego rodzaju uproszczona gra społecznościowa. Można wybrać kilka różnych potyczek – od Helmowego Jaru po Czarną Bramę. Po samouczku, następuje bardzo słaby matchmaking, w związku z czym, łączenie z chętnymi do zabawy trwa naprawdę bardzo długo, a jak już udało mi się wykonać kilka kroków postacią, zawiesiła się. Podjąłem w sumie 3 próby, ale każda zakończyła się porażką i w zasadzie nie jestem w stanie wiele napisać na ten temat, poza tym, że jest to turówka – mamy czas na wykonanie ruchu oraz atak. I to w zasadzie wszystko, bez żadnych dodatkowych mechanik.
Jak wspomniałem wcześniej, pomysł takiej wędrówki szalenie mi się podoba i stanowi świetną okazję do lepszego poznania lub odświeżenia sobie informacji o Śródziemiu. Dodam, że przekonała mnie też sama realizacja od strony artystycznej. Oryginalne, filmowe czcionki, fragmenty wideo, nawet głosy prawdziwych aktorów podczas narracji. Ponadto, fajny pomysł przy odkrywaniu miejscówek – tło nie jest statyczne, a w miarę jak przesuwamy ekran, postaci również się poruszają. Po prostu zapętlona sekunda, dwie, fragmentu filmowego, która daje świetny efekt.
Niestety nie wszystko wyszło, a najsłabsze niestety są pola bitwy. Pomijając kwestie, o których wspomniałem wcześniej, mam wrażenie, że nie ma tu nic, co mogłoby przyciągnąć na dłużej. Mechanika jest prosta jak budowa cepa i nie skłania do dalszych rozgrywek. Kolejnym elementem są stosunkowe słabe elementy 3D i mizerne tekstury. Aczkolwiek to jestem w stanie zrozumieć, poprzez ograniczenia przeglądarki oraz zapewne chęci dotarcia z przekazem do jak największej liczby osób, również tych z gorszą konfiguracją swoich maszyn. Zdarzyła się również literówka we frazie „elfy przyszli”, ale to też mogę wybaczyć. Chociaż „Witamy w ŚródziemiE”? Od kiedy tego się nie odmienia?
Eksperyment ma to do siebie, że nie wszystko w nim musi grać. Zdaję sobie z tego sprawę i nie jestem surowy w swym osądzie, mało tego, uważam że mimo paru niedociągnięć, jest to kawał dobrej roboty, a przy okazji podwójny marketing. Oprócz bowiem oczywistej promocji filmu, jeśli odpalicie wirtualną podróż po Śródziemiu w innej przeglądarce niż Chrome, zostaniecie poproszeni o zainstalowanie właśnie tej, ponieważ nie wszystkie opcje będą działać poprawnie. Tak czy siak, ja na pewno, już po skończeniu tego wpisu, udam się jeszcze choć na chwilę w wędrówkę śladami bohaterów. Ostrzegam, można wsiąknąć!
Źródło, foto: middle-earth