Nowy Mad Max to film, od którego ostatnio trudno uciec czytając jakiekolwiek newsy poświęcone kinowym wydarzeniom. Wystarczy zresztą spojrzeć na nasze ostatnie wpisy, aby zobaczyć, jaką popularnością Fury Road cieszy się wśród ekipy 90sekund, a sądzę, że nie jesteśmy w naszych bardzo pozytywnych ocenach osamotnieni. Nadszedł czas, żebym to ja napisał kilka zdań :) na temat tego postapokaliptycznego powrotu George’a Miller’a na wielki ekran.
[showads ad=rek3]
Nie ma wątpliwości co do tego, że jest to powrót jak najbardziej udany jednak mimo tego, że naprawdę trzymałem za kolejną przygodę Maxa kciuki i słyszałem od samego początku, że idąc do kina, na pewno się nie rozczaruje, to i tak jestem pod wrażeniem staranności i pomysłu, z jakim twórcy podeszli do nakręcenia tej wielkiej pustynnej wypełnionej efektami gonitwy.
Bo tym właśnie przede wszystkim jest nowy Mad Max. Opowiadana nam historia wiedzie oczywiście śladami Maxa Rockatansky’ego, który na samym początku filmu zostaje schwytany przez bandę obłąkanych pustynnych wojowników na czele której stoi despotyczny Immortan Joe. Max oczywiście nie ma zamiaru pogodzić się z tymi nowymi okolicznościami i gdy jedna z podkomendnych Joe, niesamowita Imperator Furiosa postanawia uciec od swego lidera, zabierając ze sobą grupę należących do niego młodych dziewcząt, Max bez chwili namysłu decyduje się wykorzystać tę okazję i również odzyskać wolność. Scenariusz jak widać wprost urzeka prostotą :) nie jest to jednak w żadnej mierze wada, gdyż koniec końców służy on doskonale jako nośnik dla tego, na czym i tak przez praktycznie cały film będziemy się koncentrować, czyli dla akcji.
W ten właśnie sposób dochodzimy do tego, co będzie naszym daniem głównym w czasie kinowego pokazu, czyli do bezkompromisowej wypełnionej adrenaliną pustynnej walki o przetrwanie która zaczyna się w chwili, gdy Joe wyrusza ze swojej twierdzy w pościg za Furiosą i nie kończy się praktycznie aż do samego finału filmu.
[showads ad=rek2]
Wyczyny kaskaderskie, eksplozje i walka przy użyciu wszelkiego rodzaju broni od maczet po miniguny nie są pewnie niczym nowym dla fanów kina akcji, ale w tym wypadku zostały one podniesione na nowy poziom. Twórcy wykorzystali dodatkowo jeszcze jedną filmową sztuczkę i niektóre ze scen walki pokazane są w lekkim przyśpieszeniu, co dodaje niepokojące (kojarzące się z filmami grozy) wrażenie. Jedyny opis jaki przychodzi mi do głowy to – czyste szaleństwo. Wpisuje się to zresztą świetnie w klimat tego świata wypełnionego oszalałymi ludźmi, którym najwyraźniej już dawno przestało zależeć na przetrwaniu, są więc w stanie wykonać każde efektowne i przy okazji samobójcze zadanie.
Prawdziwa masakra :). Jak już wspomniałem, w całym Mad Maksie jest jedynie kilka minut na to, aby kinowa widownia mogła złapać oddech i zwrócić uwagę na szczegóły zbudowanego przez producentów świata a powiedzieć trzeba, że naprawdę jest na co popatrzeć. Sam konwój prowadzonych przez przerażającego Joe pojazdów przyprawia o opad szczęki dzięki mieszance chromu, stali i szaleństwa, które zaowocowało zespoleniem nadwozi i innych elementów mnóstwa różnych samochodów i stworzeniem dzięki temu niesamowitego pokazu postapokaliptycznej motoryzacji (sądzę, że wystawienie tych z modeli, które przetrwały zdjęcia na jakiejś wystawie motoryzacyjnej na 100% spotkałoby się z zachwytem odwiedzających). Jak już ktoś niedawno napisał jest to wariacja ma temat Grand Theft Auto malowana pędzlem Hieronima Boscha :) co szczerze mówiąc, uważam za bardzo trafne określenie.
Nie sposób nie powiedzieć jeszcze o jednym elemencie wizualnym, jakim jest przemyślana i świetnie wykonana gra kolorami. Każda część filmu została opatrzona własną oryginalną paletą barw, która dzięki zastosowaniu filtrów graficznych nadaje zdjęciom dodatkową dynamikę i sprawia, że miejsca oraz bohaterowie prezentowani są co kilka minut, w trochę inny sposób, robiąc tym samym bardzo satysfakcjonujące graficznie wrażenie. Jasne, wyraziste i przesycone słońcem pustynne pejzaże na początku, czerwienie i fiolety towarzyszące burzy piaskowej czy granatowo szare ujęcia nocne wszystko to wygląda naprawdę doskonale. Przy tej okazji muszę wspomnieć, że w przypadku Mad Maxa faktycznie warto wybrać się na pokaz w formacie standardowym, a nie w 3D. Tak jak w swoim niedawnym tekście napisał Przemysław Krawczyk, efekt trójwymiaru przy tak dynamicznej akcji nie wypada za dobrze, a związana z nim częściowa utrata jakość (ostrości) pogarsza jedynie wrażenia wizualne.
Zbudowanie cudownie wypaczonego, zniszczonego świata udało się producentom naprawdę dobrze i podobnie ma się również sprawa wypełnienia go bohaterami. Sam Tom Hardy w rolę Mad Maxa wchodzi niezwykle udanie, chociaż jego bohater to bez dwóch zdań prawdziwy oryginał. Nawiedzany przez wizję swojej zamordowanej rodziny Max dialogowo jest w filmie praktycznie nieobecny, dodając od siebie czasami jedynie niezwykle lakoniczne komentarze, ze światem komunikuje się głównie za pomocą gardłowym mruknięć (interakcje przeprowadzane przy użyciu pięści pomijam :) ). Jest on zresztą w tej historii pod wieloma względami jedynie nieznajomym, który postanawia pomóc głównym bohaterom, bardziej obserwatorem niż uczestnikiem samej fabuły, którą do przodu ciągnie przede wszystkim grana przez Charlize Theron Furiosa.
[showads ad=rek1]
O talencie aktorki z RPA nie będę się specjalnie rozpisywał, myślę, że wystarczy powiedzieć, iż dostarczona przez nią jednoręka wojowniczka wypada perfekcyjnie, przekonująco i autentycznie co biorąc pod uwagę, że film poświęca bardzo mało czasu na nadanie postaciom szerszego kontekstu, nie musiało być wcale takie łatwe.
Dobry film akcji poza postaciami pozytywnymi potrzebuje jeszcze odpowiednio zarysowanych czarnych charakterów :) i tutaj również George Miller stanął na wysokości zadania, puszczają przy okazji oko do fanów serii. W role głównego antagonisty wcielił się Hugh Keays-Byrne, który w pierwszej części Mad Max z 1979 roku również grał przeciwnika głównego bohatera, czyli postać Toecuttera. Większą część twarzy Joe pokrywa maska tlenowa, a ciało chronione jest przez jakiegoś rodzaju syntetyczną półprzezroczystą zbroję, całość robi więc groteskowe i futurystyczne wrażenie. Jego zasilana furią niesłabnąca motywacja do schwytania Furiosy oraz obraz społeczności, którą zbudował w swojej twierdzy, sprawiają, że perspektywa ostatecznej konfrontacji nabiera odpowiednio mrocznego klimatu. Efekt ten motywują jeszcze otaczający go podwładni oraz dwójka przywódców innych grup, którzy przyłączają się do pościgu.
Dzięki takiemu przedstawieniu Immortan Joe jest jednocześnie odpychający, ale i pod niektórymi względami interesujący jako element świata Mad Maxa i wydaje się, że twórcy również zgadzają się z taką opinią, gdyż zapowiedziana już kolejna część filmu o roboczym tytule Mad Max: Wasteland ma być prequelem Fury Road i koncentrować się w dużej mierze właśnie na postaciach Furiosy oraz Joe i na tym, jak doszedł on do władzy. Jeżeli już o chronologii mowa to nowych filmów nie należy traktować jako bezpośredniej kontynuacji poprzednich części, gdyż jak przyznał sam George Miller, tak naprawdę wszystkie cztery dotychczasowe produkcję nie mają ściśle określonej kolejność (może poza pierwszym filmem, który zgodnie z samym wyglądem świata wydaje się na pewno chronologicznie pierwszy). Z kontraktu, który podpisał Tom Hardy, wynika, że poza Fury Road powstać mają jeszcze nawet trzy kolejne filmy tak więc świat Mad Maxa na pewno znacząco się w następnych latach poszerzy i jeżeli będzie to wykonane z podobną pomysłowością i uwagą, to jest to na pewno bardzo dobra wiadomość.
Foto: dailymotion, uk.ign, smartbitchestrashybooks, filmweb 1, 2, 3