WSTĘP
Celowo wybrałem One Macro i One Zoom. Różni te smartfony dosłownie wszystko. Inne procesory, ekrany, materiały z których je wykonano, zastosowane technologie, czy pieniądze, jakie trzeba za nie zapłacić. Różnią również aparaty i to o nie właśnie mi chodzi. Który z tych smartfonów byłby dla Ciebie? One Macro, czy One Zoom? Lubisz fotki z superbliska, czy wolisz szersze kadry? Spróbuję temu zagadnieniu przyjrzeć się z bliska… ;).
Może jeszcze w kwestii wyjaśnienia. To nie jest typowa recenzja ani Motoroli One Macro ani Motoroli One Zoom. Z drugiej strony, jednak recenzją ten wpis będzie można nazwać, chociaż lepiej i trafniej pasuje tutaj określenie: „porównanie”. Reasumując – można powiedzieć, że elementy recenzji tekst ten zawierał będzie. Bo przecież opiszę pokrótce każdy z rzeczonych smartfonów oraz wrażenia jakich dostarczają w czasie codziennej pracy. Ale to aparaty będą dla mnie najistotniejsze. A, że One Macro i One Zoom to ciekawa para, to i chętnie takiego porównania postanowiłem się podjąć. Chociaż, jak wspomniałem, różnice są tu na każdym kroku.
WYDAJNOŚĆ I BATERIA W One Macro i One Zoom
Zacznę od cen. Na dziś (koniec marca 2020r.) One Macro wyceniana jest na około 800-900zł, a One Zoom na około 1600zł. Przepaść spora, ale czy istotna z perspektywy podstawowego wyposażenia w CPU, RAM i ROM? Nie. Obydwa urządzenia pomimo, że napędzane innymi układami (One Macro ma chip MediaTek MT6771T Helio P70, a One Zoom Snapdragona 675), to mkną jak błyskawice! I obu w zupełności wystarczają 4GB pamięci operacyjnej. W przypadku droższego modelu dostajemy 128GB w podstawie na dane, a w przypadku tańszego 64GB. Ale obydwa posiadają sloty na karty microSD, więc spokojnie można rozszerzyć zasoby o dodatkową przestrzeń.
Poza tym One Macro i One Zoom – szusują aż miło.
Nie ma najmniejszych przycięć, środowisko tu i tu jest superpłynne, animacje gładkie, przejścia błyskawiczne, przełączanie pomiędzy aplikacjami bez zarzutów. Zwracam na to uwagę, bo mam teraz w testach Xiaomi Redmi Note 8T, który też ma 4GB RAM. Też działa bardzo płynnie, ale jednak Motki zauważalnie szybciej. Na ich tle widać u tego akurat konkurenta sporadyczne milisekundowe przycinki.
Podobnie sprawa ma się z bateriami. One Macro ma ogniwo o pojemności 4000mAh, a One Zoom o pojemności aż 5000mAh! Czasy na jednym ładowaniu są więc niesamowite! Dosłownie! One Marco – oferuje spokojnie dwudniowy tryb pracy. Najkrócej ten model wytrzymał u mnie 1 dzień i 20h przy czasie działania ekranu blisko 5.5h, a najdłużej aż 44h, jeśli idzie o dni i wówczas ekran aktywny był ponad 7.5h. Może same czasy SoT mogłyby być tutaj ciut lepsze, ale jak dla mnie – nie ma się co przyczepiać. Jest świetnie. Podobnie z One Zoom, aczkolwiek zaskoczyła mnie pewna tendencyjność. Bo chociaż tutaj bateria jest jeszcze większa (o 1000mAh), to smartfon pracował zawsze blisko 30h (w cyklu dobowym), a w czasach działania na włączonym ekranie (SoT) za każdym razem zamykał się w przedziale 5-5.5h.
Myślę, że Motorola mogłaby coś zrobić, żeby lepiej One Zoom gospodarował czasem pracy. Wynik nie był zły, ale jak na tak wielkie ogniwo, to jednak oczekiwałbym lepszego rezultatu. Szczególnie, że mamy tutaj chociażby dobrej klasy wyświetlacz (a więc bardziej energooszczędny). OK – i to może usprawiedliwiać wyższe zapotrzebowanie na energię, bo to jednak panel z wyższą rozdzielczością niż ten w One Macro. Niemniej – sumarycznie – na pewno na akumulatory w obydwu tych smartfonach narzekać nie będziecie. Bez względu już na to, na który wariant się zdecydujecie.
KLUCZOWE FUNKCJE W Motoroli One Macro i One Zoom
Gesty i Akcje Moto.
W zależności od tego, na który z tych modeli się zdecydujesz – do dyspozycji będziesz mieć inne Gesty Moto. A dokładniej – wariant droższy, czyli One Zoom ma tych gestów więcej. W tym modelu dostępne są:
- włączanie latarki poprzez potrząsanie urządzeniem,
- wykonanie zrzutu ekranu przy użyciu trzech palców z możliwością edycji,
- aparat można włączyć poprzez szybki dwukrotny ruch nadgarstkiem. Ten sam gest przełącza nas pomiędzy przednim i tylnymi aparatami,
- odwrócenie One Zoom ekranem do dołu uaktywnia tryb “Nie przeszkadzać”,
- podniesienie smartfonu, kiedy nadchodzi połączenie sprawia, że dzwonek się wycisza,
- multimediami można sterować regulacją głośności, gdy ekran jest wyłączony.
Jeśli natomiast wybierzesz Motorolę One Macro, to musisz liczyć się z tym, że tych funkcji będzie mniej. Zdecydowanie mniej. Właściwie ograniczają się do włączenia potrząśnięciem latarki, czy aktywowania gestem nadgarstka aparatu. Jest szansa, że może kiedyś producent zdecyduje się na jakąś aktualizację, ale raczej trzeba przyjąć, że za niską ceną idą wiadome ograniczenia.
Wyświetlacz Moto
To zapewne znają wszyscy fani smartfonów Motoroli. I tutaj – zarówno One Marco, jak i One Zoom – posiadają tą funkcjonalność. Na wyłączonym ekranie wyświetlane są (w formie Always-on-Display) podstawowe informacje o godzinie, poziomie naładowania baterii oraz ikony notyfikacji. Co więcej – już z poziomu Wyświetlacza Moto można podejrzeć treści SMS-ów czy wiadomości e-mail lub ze społecznościówek i na nie od ręki odpowiedzieć bez konieczności odblokowywania smartfonów.
To bardzo wygodne i minimalizuje aktywność z telefonami do minimum. Jeśli narzucają nam się jakieś zdarzenia z kalendarza, możemy je również tutaj odrzucić. Fajnie, że działa to w obydwu tych modelach. Uważam, że bardzo przydatny ficzer i właściwie najlepiej zoptymalizowany pod szybką obsługę ekran AoD na rynku.
APARAT I FUNKCJE FOTOGRAFICZNE W Motoroli One Macro i One Zoom
No dobrze, czas na wisienki na torcie. Czyli aparaty u obydwu bohaterów tego tekstu. Nie powiem, bo jednak fascynujące aparaty, chociaż uczciwie przyznać trzeba, że prym wiedzie tutaj One Zoom. Dla One Macro tak łaskawy nie będę, bo podobnie, jak z gestami, tak też pod względem funkcji fotograficznych wypada ubożej na tle One Zoom.
W rzeczywistości One Macro zmusza nas do pójścia na wiele kompromisów:
- nie ma trybu nocnego,
- brakuje różnych wariantów oświetlenia scenicznego w zdjęciach selfie (jest tylko sterowanie głębią ostrości),
- fatalnie wypada filmowanie gubiące ostrość,
- nie ma stabilizacja obrazu, która najdotkliwiej daje się w znaki przy zdjęciach macro i filmowaniu,
- największą jednak wadą w aparacie One Macro, jest średnia praca autofocusu, a złapanie ostrości dość często jest problematyczne także przy fotografowaniu.
Obydwa smartfony mają też jedną wadę, którą na pewno można jakoś rozwiązać jedną aktualizacją. Otóż – kiedy AI rozpozna np. w One Zoom, że jest noc, to nie przełączy aparatu właśnie do tego trybu, a jedynie zasugeruje, że możemy uczynić to sami – ręczne. Podobnie w przypadku One Macro – jeśli zbliżysz do jakiegoś obiektu za bardzo aparat – u dołu ekranu zobaczysz sugestię, żeby przełączyć się na tryb macro… Przełączniki są do tego ułożone mało intuicyjnie i czasami trudno się zorientować w ich rozlokowaniu w aplikacji aparatu. Niby drobiazgi, ale bardzo mocno odczuwalne w codziennej przygodzie z fotografią mobilną przy użyciu tych dwóch słuchawek.
Na pewno jednak na ogromną pochwałę zasługuje stabilizacja obrazu w Motoroli One Zoom.
One Macro jej nie ma, ale droższy model jest pod tym kątem wyposażony rewelacyjnie. I najlepiej widać to po prostu na filmach. Jak dla mnie – w tym przedziale cenowym – jest po prostu kapitalnie! Jeśli więc lubisz kręcić wideo z ręki lub nie chcesz dodatkowo inwestować w stabilizację, to One Zoom będzie, jak znalazł!
Podstawowa różnica jeśli idzie o te telefony jest też taka, że One Macro posiada dedykowany obiektyw do robienia zdjęć z bardzo dużego bliska, a One Zoom potrafi przybliżyć obraz optycznie razy trzy. Ogólnie kultura pracy aparatu lepsza jest w tym drugim modelu, ale nie powiem, by frajdy nie dostarczała zabawa z ujęciami typu macro w modelu pierwszym. Jeśli ktoś nie miał wcześniej do czynienia z takimi zdjęciami – mogą one zrobić na nim/niej wrażenie. Ważne jest jednak oświetlenie oraz statyw, bo bez tego trudno będzie o fajne kadry z superbliska. Szare dni to automatycznie sporo szumów i poruszeń. Brakuje też lepszej plastyki fotkom z One Macro i szybko dostrzeżemy „mydło” przy większych zbliżeniach (poniżej zdjęcia macro bez żadnych modyfikacji, w oryginalnych rozmiarach).
Ale nie ma się co dziwić, skoro producent postawił na sensor o rozdzielczości zaledwie… 2Mpx… ze światłem f/2.2. Macro Vision Camera, jest więc z gruntu na pozycji dość spalonej przy czujniku z tak niską szczegółowością. A szkoda, bo to największy motor napędowy tego tańszego smartfonu. Pod kątem technicznym znajdziemy tutaj też główny aparat 13Mpx z przysłoną f/2.0 oraz Depth Camera z matrycą 2Mpx do nadawania głębi np. przy fotkach portretowych. Autofocus jest laserowy i wyposażony w czujnik ToF do pomiaru przestrzennego, ale – jak wspominałem wyżej – wbrew zapewnieniom producenta nie sprawuje się zbyt dobrze.
Najgorzej z One Macro w sumie wychodzą zdjęcia nocne. Są one pełne szumów i rozmyć.
Podobnie dzieje się w słabym oświetleniu. Naprawdę efekty bywają rozczarowujące. Wiem, że mamy do czynienia ze stosunkowo tanim smartfonem, jeśli idzie o One Macro, ale jakoś rażąco wychodzą te niedostatki. Na pewno rekompensuje je cena i z tym trzeba się pogodzić.
Za to One Zoom, to już inna para kaloszy. Smartfon ma aparat główny z obiektywem f/1.7 oraz rozdzielczością matrycy 48Mpx i zaimplementowaną technologią Quad Pixel, która potrafi wykonywać 12Mpx zdjęcia wykorzystując możliwości całej matrycy, szczególnie kiedy mamy właśnie gorsze warunki oświetleniowe. Polega to na tym, że cztery piksele łączone są w jeden, a więc pomiar światła jest z czterech pikseli zgrupowanych w jeden odpowiadający wielkością punktowi 1.6 mikrona, co przekłada się na bardzo dobre doświetlenie kadrów.
Ponadto w One Zoom dostajemy też szerokokątny 16-Mpx aparat o kącie widzenia 117 stopni, teleobiektyw o rozdzielczości 8Mpx oraz 5-Mpx matrycę z czujnikiem głębi. Motorola nie oszczędzała też na przednim aparacie do selfie, który został wyposażony w sensor (aż!) 25Mpx z przysłoną f/2.0 i pikselami wielkości 0,9 mikrona, ale i tutaj zastosowano technologię Quad Pixel i wówczas zdjęcia wykonywane są w rozdzielczości 6.25Mpx. I ten aparat naprawdę dobrze radzi sobie z selfie, a już zdecydowanie lepiej niż One Macro. Do tego dostajemy więcej funkcji do filtrowania obrazu i możemy korzystać z różnych wariacji oświetlenia, w tym scenicznego.
Główna kamerka i teleobiektyw w One Zoom stabilizowane są optycznie (OIS) i smartfon radzi sobie tutaj rewelacyjnie.
Jedyne do czego bym się przyczepił, to fakt, że przy tak gęstych matrycach widać, że oprogramowanie potrzebuje chwili, żeby zapisać wykonane zdjęcia w pamięci. Nie zawsze więc dynamiczne ujęcie wyjdzie tak, jak byśmy sobie tego życzyli. Natomiast już efekt końcowy przy pozostałych, nieco spokojniejszych ujęciach, jest fantastyczny. Fotki są jasne, uszczegółowione, z bardzo przyjemną, nasyconą kolorystyką, która nabiera większej dynamiki przy trybie HDR. Nie dość więc, że zdjęcia są bardzo naturalne, to jeszcze świetnie prezentują się na większym ekranie, np. monitora.
Na osobne słowo zasługuje tryb nocny w One Zoom. Jak wspominałem wcześniej – One Macro tego trybu nie posiada i na podzespołach, które posiada w trybie automatycznym nie ma się zupełnie czym pochwalić. Zdjęcia są zaszumione, rozmydlone, mdłe i niewyraźne. Za to One Zoom oferuje piękne, jasne i ostre fotografie nocne. Czasami w oczy rzucają się wyraźniejsze kontury, ale generalnie widać, że tryb ten jest przemyślany i pracuje na dobrym poziomie. Oczywiście wszystkie zdjęcia wykonywałem z ręki, a więc po raz kolejny na aplauz zasługuje optyczna stabilizacja obrazu oraz jednak oprogramowanie, które przy dłuższym czasie naświetlania bardzo udanie radzi sobie z trudnymi warunkami.
Tak właściwie pod kątem fotek w stylu macro pomyślałem, że skutecznie One Zoom może konkurować z One Macro, kiedy używamy w tym pierwszym modelu trzykrotnego przybliżenia optycznego. Wciąż bowiem działa tutaj stabilizacja obrazu, a i możemy podejść bliżej do danego obiektu bez ryzyka, że duża konstrukcja telefonu będzie rzucać się na kadrowany obiekt cieniem. No i zdjęcia są wykonywane matrycą o wyższej rozdzielczości niż ubogie 2Mpx w One Macro.
Na co jednak postawić, trzeba sobie odpowiedzieć samemu. Dla mnie One Macro właśnie byłaby idealna, gdyby miała do superbliskich zdjęć lepszy aparat ze stabilizacją. A tak, naturalnie zacząłem spoglądać przychylniejszym okiem na One Zoom.
PODSUMOWANIE I OPINIA O Motorolach One Macro i One Zoom
Na pewno cena odpowiada w przypadku obydwu tych smartfonów za to, co w efekcie końcowym dostajemy. Mocniejszy model to OLED-owy wyświetlacz z wyższą rozdzielczością, więcej RAM-u i większą przestrzenią na pliki. Tutaj również lepiej wypada system aparatów fotograficznych no i nie da się ukryć, że naprawdę świetne wzornictwo plus dobra baza rozwojowych gestów. Tak właściwie można by pomylić One Zoom z jakimś rasowym flagowcem.
Matowe szkło na pleckach, podświetlony logotyp, zaimplementowany pod ekranem czytnik linii papilarnych, wyrazisty wygląd, solidna waga i dobre dopasowanie do dłoni sprawiają, że One Zoom z wielką przyjemnością nie tylko korzysta się na co dzień, ale też czuje się estetyczną radość z obcowania z tak udaną konstrukcją.
One Macro już tak wyrafinowana nie jest. Plecki się niemiłosiernie palcują i rysują, wyświetlacz to zwykłe LCD z niższą rozdzielczością, ma mniejsze zasoby pod kątem hardware i dużo słabsze aparaty. Kultura pracy pod względem szybkości nie odbiega właściwie w niczym od tej oferowanej przez One Zoom, ale specyfikacyjnie One Macro ma trochę niedostatków i coś mi podpowiada, ze za kilka miesięcy odczujemy je w codziennej pracy. Uczciwie jednak muszę przyznać, że w rzeczywistości nie są tak wyraziste te kompromisy, jeśli nie mamy w dłoni tego lepszego modelu.
Mam też poczucie, że wreszcie Motoroli udało się trafić w sensowne tory, uwolnić od wizerunku producenta przyklejonego do jednego rodzaju tanich budżetowych smartfonów, które wprawdzie udane, ale jednak nie nadążające już za agresywniejszą konkurencją dystansującą Motorolę. Wyraźne sprofilowanie, jest moim zdaniem strzałem w 10., i zarówno One Macro, jak i One Zoom bronią się na tym polu. Oferują różne doświadczenia, mają swoje mocne i słabe strony, ale przede wszystkim dają namiastkę wyjątkowości. A jeśli uruchomimy w sobie odrobinę kreatywności, to wyciśniemy z obydwu tych modeli naprawdę ostatnie soki.